„Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać.”~ Antoine de Saint-Exupery
~*~
Siedziałam w kuchni, podpierając
głowę na dłoniach i obserwując Alex przy robieniu śniadania. Szkoda, że jeszcze
tylko tydzień będzie musiała je robić. Już zdążyłam się przyzwyczaić, że zawsze
kanapki i gorąca herbata czekają na mnie z samego rana. No, ale cóż, mniejsza z tym. Jestem już ubrana w białe
spodnie dżinsowe, czarną tunikę, niebieskie botki na szpilce oraz marynarkę w
kolorze obuwia. Prawą dłoń ozdabiała mi turkusowa bransoletka, a lewą firmowy
zegarek. Oczywiście nie obyło się bez dodatków typu naszyjnik, pierścionek i
tych cholernych okularów. Nie chce mi się ruszać, ale uczelnia wzywa. Masakra.
Staroangielski, to język, którego na
pewno nie umieszczę na liście ulubionych przedmiotów. Pani Smith gada coś o
gramatyce, a ja rysuję szlaczki w zeszycie. Po moich obu stronach siedziały
dziewczyny, z czego tylko Mygale słuchała zrzędzenia starej, wrednej ropuchy,
która miała czelność postawić opieprzyć mnie i zwyzywać od nieuków tylko dlatego, że nie wiedziałam jednej
rzeczy. Zołzowata baba myśli, że może się nade mną znęcać dlatego, że moi
rodzice są bardziej znani od niej. Tak mi strasznie przykro. Poderwałam się z
miejsca, słysząc dzwonek i wybiegłam z klasy, rzucając za sobą szybkie „Widzimy
się po zajęciach”. Już miałam siadać pod salą do prawa, ale usłyszałam
znajomy głos. Od razu podążyłam w kierunku, gdzie znajdowała się Charlotte. Coś
mi nie pasowało … Była, jakby przerażona. Przyspieszyłam kroku, kiedy z oddali
zobaczyłam brązowe włosy Alicii.
- Zostaw ją Parker – warknęłam, stając za plecami szatynki. Ona od razu się odwróciła i zmierzyła mnie nieprzychylnym spojrzeniem. Uniosła wysoko brew, uśmiechając się w ten swój sukowaty sposób, który doprowadzał mnie niemalże do furii. Albo to na Hostem tak działał. Już zdążyłam się pogubić.
- Obie jesteście siebie warte – zakpiła, odchodząc. Przechodząc obok mnie zarzuciła włosami, a ja ledwo powstrzymałam się od złapania tych kudłów i przeciągnięcia nimi kilkukrotnie po podłodze.
Powiedziałam coś pod nosem, ale sama tak naprawdę nie wiem, co. Przekręciłam głowę w kierunku blondynki. Kiedy tylko zobaczyłam, w jakim jest stanie, znalazłam się przy niej w dwóch krokach i z całej siły do siebie przytuliłam. Całe oczy miała zapłakane, a jej ciało trzęsło się, jak galaretka. Poczułam, jak obejmuje mnie w pasie i przyciąga mocniej do siebie, pociągając cicho nosem. Nie wiem, co ta suka jej powiedziała, ale Hostem jej kłaki ze łba powyrywa. Jak? Zauważyłam, że ostatnio dosyć często kręci się koło Tomlinsona. Napuszczę go na nią. Na pewno nie będzie zadowolony, kiedy dowie się, że ktoś znęca się nad jego ukochaną, młodszą siostrzyczką.
- Nie płacz, nie warto – powiedziałam cicho, gładzić pocieszająco jej plecy. Wiem, że to oklepany tekst, ale nic innego odpowiednio szybko nie przyszło mi do głowy. Pokręciła przecząco głową, jeszcze mocniej wybuchając. Madeleine myśl. – Chcesz iść stąd do domu? – zapytałam, odciągając ją od siebie nieznacznie, żeby popatrzeć na jej twarz. Przytaknęła, znów się we mnie wtulając.
Westchnęłam cicho, wyciągając telefon z przedniej kieszeni i szukając tego konkretnego numeru. Nie chce z nim rozmawiać, ale w tym momencie Charlotte jest ważniejsza, niż moje widzi mi się. Przyłożyłam telefon do ucha, ale nikt nie odbierał. Zrezygnowana wysłałam smsa do Lex, że muszę iść, przyjadę po nie, a nauczycielkom niech wciśnie jakiś wiarygodny kit o złym samopoczuciu czy ważnej rozmowie z rodzicami na Skypie. W końcu nie raz dawali się na to nabrać. Wydaje mi się, że dając mi wolną rękę liczyli na to, że staruszkowie zwiększą dofinansowania, które co miesiąc przelewają na konto uczelni.
Kiedy posadziłam ją w fotelu pasażera cały czas płakała. Chciałam coś zrobić, ale nie miałam pojęcia co. Byłam kompletnie do niczego, jeżeli chodziło o pocieszanie ważnych dla mnie osób. Zawsze bałam się, że powiem coś nie tak i tylko pogorszę sytuację. Dlatego odsuwałam się w cień, a całą robotę zostawiałam Alex, ale niestety teraz nie mogłam nic zrobić. Kolejna lekcja już się zaczęła, więc musiałam wykombinować coś sensownego sama. Włączyłam radio, żeby choć trochę rozładować napiętą atmosferę wewnątrz pojazdu. Wyszukałam w nawigacji adres dziewczyny i odjechałam. Widziałam za sobą kilka zdziwionych spojrzeń. No tak, przecież sama Davies zrywa się wcześniej ze szkoły bez wiedzy nauczycieli. Masakra totalna. Zastanawiam się, co ta dziwka mogła jej powiedzieć. Na pewno nie była to prawda, ale pewnie musiało boleć. Popatrzyłam na nią kątem oka, kiedy byłyśmy już na miejscu.
- Nie mów nic Louisowi, proszę – wyszeptała, cały czas patrząc przez szybę. Pokiwałam twierdząco głową. Wiedziałam dobrze, o co chodzi – szatyn jest wybuchowy i przewrażliwiony na punkcie siostry, co tworzy niebezpieczną mieszankę, której lepiej nie dotykać. Ale czy właśnie nie do tego chciałam doprowadzić? To on miał wyeliminować Alice z życia publicznego, a co za tym idzie życia Charlotte.
~*~
Zapukałam niepewnie do drzwi, cały czas obejmując nową przyjaciółkę w pasie. Drzwi otworzył mi ten cały Liam. Na początku był zdziwiony moim widokiem tutaj, ale kilka sekund później jego wzrok powędrował na zapłakaną blondynkę. Nie czekając na nic wziął ją na ręce i zaczął się kierować, najprawdopodobniej, do jej pokoju. Już chciałam iść do samochodu, ale chłopak to zauważył i zawołał niejakiego Nialla - pogromcę dobrego humoru Natalie, który spiął się, widząc w jakim stanie jest blondynka i wciągnął mnie do środka, po czym zaprowadził do salonu. Kazał usiąść na kanapie, a ja ledwo powstrzymałam śmiech, kiedy wspomnienie chowania się za nią wkroczyło do mojego mózgu. Niegrzeczny mózg, nie rób mi takich rzeczy, bo któregoś pięknego razu nie wytrzymam. Po chwili trzech chłopaków, razem z Malikiem, siedziało przy mnie. Powiedzieć, że byłam przerażona to niedomówienie. Chciałam uciec od nich najszybciej i najdalej jak to tylko było możliwe. Tylko to mogłoby uratować moje życie, które dobiegało powoli spektakularnego końca.
- Co doprowadziło ją do takiego stanu? – warknął w moim kierunku frajer, z którym wygrałam. Spuściłam wzrok na moje palce, którymi zaczęłam się bawić. W głowie zaczęłam nucić jakąś wesołą piosenkę, aby pozbyć się wrażenia, że moja biedna skóra zaczyna płonąć pod ich spojrzeniem. Cholerne rumieńce.
- Charlotte kazała mi nic nie mówić – burknęłam pod nosem. Nie wiem, czy mnie zrozumieli, ale to już nie mój interes. Niech słuchają jak się do nich mówi. Wyłamałam nerwowo palce i szybko przekalkulowałam, jakie mam szanse na ucieczkę przez okno w tych cholernie niewygodnych butach. Mocno przeraziło mnie to, że wynoszą one krytycznie poniżej zera, dlatego wspaniałomyślnie postanowiłam dalej siedzieć grzecznie na tyłku i modlić się o cud.
Na pewno nie był nim trzask zamykanych drzwi, który dobiegł do moich uszu z korytarza. Błagałam w duchu wszystkie świętości, żeby to nie była osoba, która za chwilę mnie zabije (czyt. Louis Tomlinson). Chciałam zapaść się pod ziemię, kiedy wcześniej wspomniany szatyn stanął w wejściu. Nie widziałam jego twarzy, ale jestem w stu procentach pewna, że obrzuca mnie teraz badawczym spojrzeniem. Poczułam jeszcze większe ciepło na policzkach, co oznacza jedno - krwiste plamy powiększyły się do żenujących rozmiarów. Nienawidzę się za to.
- Ona nie powinna być teraz w szkole? – usłyszałam jego zdziwiony głos, a moje serce automatycznie przyspieszyło swoją pracę. Czułam je, jak bije, mało nie wyskakując mi zza żeber. Niejeden lekarz złapałby się za głowę, gdyby zmierzył mi ciśnienie.
- Powinna – mruknął pod nosem blondas, którego Mygale wykiwała. Swoją drogą muszę ją poprosić, żeby dokładniej opisała mi jego minę, abym mogła porównać ją do miny Tommo, kiedy przerwałam mu szybki numerek. Mały uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Szybko jednak go zlikwidowałam, nie chcąc kompletnie przesądzić o swoim losie.
- To co tutaj robi i dlaczego mam wrażenie, że jest to związane z moją siostrą? – zadał kolejne pytanie, a w moim umyśle zaczęły przewijać się wszystkie modlitwy, jakich nauczyła mnie dawno temu babcia. Panie Boże, ja wiem, była zła niedobra i krzywdziłam innych ludzi, ale nie chcę skończyć w piekle. W końcu ten kto zabija, przejmuje grzechy swojej ofiary. Czy to oznacza, że jednak przyjmiesz mnie w niebie?
- Bo ma – odpowiedział Liam, jak mniemam po spokojnym głosie. Przełknęłam ciężko ślinę, czując jak staje mi w gardle. Chce do domu. Sięgnęłam do kieszeni i zaklęłam cicho pod nosem orientując się, że został razem z torebką w samochodzie. Czyli jednak nie mam szans na rychłą odsiecz.
- Jaki? – dociekał. Zapanowała cisza, a później ciężkie kroki, które wspinały się po chodach. Podniosłam się nerwowo z siedzenia i, korzystając ze zdziwienia wszechobecnych, pędem udałam się w kierunku wyjścia. Mam nadzieję, że te buty się połamią, żebym mogła je w końcu wyrzucić w diabły. A nie, nie diabły. Myślmy o niebie, z piekła właśnie cudem uciekłam.
Trzasnęłam za sobą drzwiami, wybudzając tym samym tych frajerów z transu. Pędem udałam się w kierunku bramki. Już byłam przy niej, ale poczułam mocny uścisk na biodrach, a zaraz potem czułam się, jak worek ziemniaków, który ktoś przerzucił sobie przez ramię. Po raz kolejny z resztą. Super! Moje marzenie życiowe zaraz się spełni – zginę z rąk przystojnego gościa. Co?! Ja tego nie pomyślałam! Z powrotem zostałam usadzona na kanapie w bardzo szybkim tempie.
- Coś jej zrobiłaś?! – wzdrygnęłam się, słysząc krzyk, który obudziłby nawet martwego. Zasłoniłam się rękami i zaczęłam krzyczeć razem z nim. Myśl, Madi, myśl! Jakaś szybka bajeczka!
- To nie ja! – opowiedziałam mało inteligentnie, nie podnosząc wzroku i nie opuszczając rąk. Mówiłam już, że chce do domu? Wydaje mi się, że coś wspominałam na ten temat. To teraz chcę milion razy bardziej, żeby móc zaszyć się w bezpiecznym łóżku pod kołdrą i nie wychodzić z niego do końca życia, aby zniwelować szanse na to, że Tomlinson mnie znajdzie i zabije.
- A kto?! – tak, to jest ta mieszanka, o której informowałam wszystkich w samochodzie. Szkoda, że to ja jej dotykam. Nigdy przecież nawet przez myśl mi nie przeszło, że chciałabym być saperem.
- Nie wiem. Znalazłam ją w toalecie, jak płakała, to przywiozłam ją do domu! – pisnęłam, odsuwając się, kiedy usiadł obok mnie.
Nic to jednak nie dało, bo zostałam w brutalny sposób przyciągnięta do niego za nadgarstek. Jęknęłam z bólu – po tym na pewno ostanie mi ślad. Masakra. Podniósł do góry moją twarz tak, że patrzyłam w jego niebieskie oczy, które teraz stawały się jasno szare. Moje źrenice pomniejszyły się z przerażenia, a zęby zacisnęły się na policzku od środka. Bałam się go, tak najnormalniej w świecie. Nawet Hostem aktualnie siedzi cicho, co nie jest normalne w takich przypadkach. Jednak nie martwię się dlatego, że mnie uderzy, albo coś w tym stylu. Jestem przerażona, ponieważ on może mnie teraz rozpoznać, a jestem pewna, że wtedy wykorzystałby tę wiedzę przeciwko mnie. Na ogół staram się nie patrzeć ludziom w oczy, czuję się wtedy bezpieczniej i wiem, że chociażby chcieli, to nie odczytają moich emocji. Poczułam nieprzyjemne łzy, spływające mi po policzkach. Super, teraz brakuje jeszcze tylko tego, żebym wypłakała sobie soczewki i na pewno wszystko będzie dobrze. Nawet nie mogłam poprawić pieprzonych okularów, które zsunęły mi się na sam koniec nosa.
- Kłamiesz – powiedział, bez mrugnięcia okiem. Podniosłam wysoko brwi, insynuując tym samym, że nie rozumiem, o co mu chodzi. Musiałam grać – obiecałam blondynce. – Jeżeli mi nie powiesz, kto doprowadził Charlotte do takiego stanu, to nie wyjdziesz z tego domu. Przynajmniej nie żywa – ostrzegł. W przypływie nagłej odwagi posłałam mu mordercze spojrzenie, ale się nie odezwałam. Chciałam sięgnąć po telefon, żeby zadzwonić do którejkolwiek z dziewczyn, żeby pospieszyły się na autobus, ale cholerna torebka wciąż znajdowała się na bezpiecznym, tylnym siedzeniu w samochodzie. Masakra do potęgi nieskończonej!
Sorex's POV
Zaniepokoiłam się nie na żarty, kiedy
dostałam wiadomość od Madeleine. Jednak najgorsze było to, że Charlotte również
zniknęła, a Alicia i Amanda chodzą nabzdyczone, jak dwa pawie. Wiem, tandetne
porównanie, ale aktualnie nic innego nie przychodzi do mojej zmęczonej głowy.
Sorex poszłaby na jakąś ostrą imprezę, bo z ostatniej dosyć szybko musiała się
ewakuować przez ćwierćinteligencję przyjaciółek, które postanowiły doprowadzić do szału najniebezpieczniejszych ludzi w Londynie. Tak swoją drogą, to nie wiem, jakim cudem te dwie wariatki to
przeżyły. Chociaż blondynkę również można doliczyć do listy „Tommo ma zamiar
zabić”, ale Hostem ma gorzej. Tomlinson
chyba naprawdę musi kochać siostrę, bo pewnie poleciał na jakąś słodką minkę. A
to niespodzianka.
- Jeżeli ona zaraz się nie pojawi, to przy najbliższej okazji ją zabiję – warknęłam, siadając na ławce przed szkołą. Nawet, jeśli chciałybyśmy wrócić autobusem, to ostatni na nasze osiedle odjechał jakieś piętnaście minut temu, a następny pojawi się za cztery godziny. Jak nie więcej. Niech żyje komunikacja miejska!
- Najwyższa pora pójść w ślady Madi i zrobić sobie prawko.– powiedziała spokojnie Natalie. Zadziwia mnie fakt, jak dużo potrzeba, żeby doprowadzić ją do szału. Ja i Madeleine potrzebowałyśmy tylko isrky - jednego krzywego spojrzenia, nieodpowiedniego słowa, cichego prychnięcia - i byłyśmy gotowe do mordu, a Mygale patrzyła po prostu na nas z rozbawieniem i wyciągała te swoje mądre wnioski.
Schowałam twarz w dłoniach, opierając łokcie o uda. Zaczęłam stukać palcami w bolącą od natłoku myśli głowę, co nie pomagało w najmniejszym stopniu, a jeszcze bardziej doprowadzało mnie do szału. Chce już być w domu, żeby znaleźć namiary na jakąś cholerną imprezę i przez najbliższe kilka dni symulować, że jestem chora, bo jutro będę miała takiego kaca, że się nie obudzę. Idealny plan. Szkoda, że jak zwykle porządna Hostem z odpowiedzialną Mygale pokrzyżują moje plany. Ja pierdole, z kim ja się zadaję? Wyprostowałam się zerkając kątem oka na rudzielca, który tak swoją drogą miał mi opowiedzieć o wyścigu, w którym brała udział, kiedy ja i Madeleine byłyśmy na tej stypie. Wracając… Moja przyjaciółka usiłowała dodzwonić się do drugiej. Po zrezygnowanym wyrazie twarzy domyślam się, że średnio jej to wychodzi.
I właśnie wtedy zobaczyłam samochód, którego nigdy nie chciałam zobaczyć na żywo. Zaklęłam pod nosem, podnosząc się z ławki i z dumnie uniesioną głową, zaczęłam raźnym krokiem maszerowaćw kierunku naszego mieszkania. Zupełnie zignorowałam zdziwione spojrzenie Nat. Nie chciałam patrzeć na Malika, który samą swoją obecnością powoduje, że mam ochotę go zabić. Owszem, jest wiele takich ludzi, ale on wyjątkowo działa mi na nerwy. Nie wiem, jak to robi i szczerze nie obchodzi mnie to. Najlepiej, żeby całkowicie zniknął z mojego życia. Ugh! Dlaczego akurat z Hostem chciał wygrać? Przecież i tak wiedział, że nie ma najmniejszej szansy. Usłyszałam głośny śmiech Nati, ale dalej się nie odwróciłam, dążąc do wyznaczonego celu. Dlaczego musimy mieszkać tak daleko od tej cholernej szkoły?! Popatrzyłam znudzonym wzrokiem w lewo, gdzie w moim tempie jechało Lamborghini Ursus w czerwonym kolorze. Ładne, ale kierowca to cwel.
- No dalej, wsiadaj. Mam nakaz przywiezienia was do największego domu, jakikolwiek w życiu dane ci będzie zobaczyć – usłyszałam. Nic sobie z tego nie zrobiłam, tylko zaczęłam grzebać w torbie za telefonem. – Alex.– usłyszałam jego westchnienie. Niech nie używa mojego imienia! A już tym bardziej jego zdrobnienia.
- Jedziesz pod prąd – oznajmiłam bez emocji, nie przerywając poszukiwań. Kiedy wreszcie znalazłam komórkę podpięłam do niej słuchawki i natychmiast wsadziłam je sobie w uszy. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki „Kings of the World”. Uwielbiam ją, tak samo jak pozostałe dwie duetu Kase&Wrethov.
Nie zauważyłam, kiedy z samochód zatrzymał się, a z niego wysiadł rozeźlony Speedy, po czym podszedł do niczego nieświadomej mnie i podniósł. Zdezorientowana nawet się nie wyrywałam, tylko patrzyłam przed siebie jak skończona kretynka. Posadził mnie na miejscu pasażera obok kierowcy i zablokował drzwi, żebym przypadkiem nie uciekła. Właśnie w tym momencie odzyskałam pełną świadomość sytuacji. Zaczęłam szarpać się z klamką, ku niesamowitemu rozbawieniu Mygale. Upewniłam się, że Malik jeszcze nie wszedł i odwróciłam się do niej.
- Nie cieszyłabym się tak bardzo na twoim miejscu. Ten blond frajer również tam będzie – warknęłam, a jej twarz zrobiła się biała, jak kartka papieru. Momentalnie wysiadła z samochodu i zaczęła iść w kierunku centrum miasta.
Malik rzucił mi rozeźlone spojrzenie, na co ja odpowiedziałam wielkimi wyszczerzem. Mruknął coś pod nosem i zupełnie ignorując rudą, która cały czas się oddalała, odpalił silnik i pojechał przed siebie. Otworzyłam szeroko usta w niedowierzaniu. Chciałam coś powiedzieć, ale zastygła z otworzonymi ustami. Wściekła odwróciłam się w kierunku szyby i zaczęłam obserwować mijane budynki. Zapowiada się zajebiste popołudnie.
Hostem's POV
Jestem w stu procentach pewna, że
Malik pojechał po dziewczyny, ale Tommo się rozczaruje, ponieważ one i tak nie
wiedzą zupełnie nic. Westchnęłam ciężko, przenosząc spojrzenie z telewizora na
schody. Zagryzłam mocno dolną wargę, poprawiając spadające okulary. Bardzo
chciałabym pójść teraz do Charlotte i z nią porozmawiać, ale znając życie kretyn
siedzący obok mnie polezie za mną, żeby podsłuchiwać. Usłyszałam szczęk
otwieranych drzwi, a zaraz potem w pomieszczeniu pojawili się Speedy wraz z
rozeźloną Sorex. Uśmiechnęłam się pod nosem. Blondynka ma zdecydowanie
kilkakrotnie trudniejsze zadanie, jakim jest panowanie nad temperamentem. Wiem,
że gdyby nie potrafiła tego zrobić, to Mulat już dawno leżałby martwy gdzieś w
rowie. Przyjaciółka usiadła obok mnie i zaczęła tempo wpatrywać się we wrzosową
ścianę.
- Co stało się mojej siostrze? – zapytał Louis, od razu przechodząc do konkretów. Miałam wrażenie, że to jedno pytanie stało się jego durną mantrą. Alex wybałuszyła oczy i popatrzyła na niego pytająco. – Ty nic nie wiesz! – pacnął się z otwartej dłoni w czoło. Zaczęłam śmiać się, jak jakaś głupia. On faktycznie jest ograniczony umysłowo. Popatrzył na mnie z mordem w oczach.
- Jedyną osobą, która wie cokolwiek jestem ja – wydyszałam, pomiędzy kolejnymi napadami, łapiąc się za bolący brzuch. Wiem, że skazałam się na jeszcze dłuższe siedzenie w tym domu, ale dla jego miny warto było się poświęcić.
Nagle do mojej głowy wpadł genialny pomysł. Chwyciłam telefon Lex i, pomimo jej ogromnego oburzenia, zaczęłam przeszukiwać listę kontaktów, znajdując ten jeden konkretny. Nawiązałam połączenie i przyłożyłam urządzenie do ucha. Musiałam czekać dokładnie cztery i pół sygnału, żeby usłyszeć głos po drugiej stronie.
~ Lex? – powiedziała zdziwiona, ale i zapłakana, Char. Westchnęłam ciężko.
~ Nie, tutaj Madeleine. Chciałam, żebyś zeszła tutaj do nas, bo znając nadopiekuńczość twojego brata zaraz ściągnie do salonu pół uczelni – odparłam rozbawiona. Moje stwierdzenie niemalże natychmiast spotkało się z dość głośnym „Przypominam, że jestem w tym samym pokoju”. Zupełnie jednak go zignorowałam.
~
Daj mi dwie minuty – ciche westchnienie wyrwało się z ust blondynki. Pokiwałam
głową odruchowo, chociaż wiedziałam, że i tak tego nie zobaczy.
Rzuciłam iPhone‘a na kolana przyjaciółki i rozsiadłam się na sofie, zdejmując te cholernie niewygodne szpilki. Nienawidzę takich butów, ale skutecznie maskują mój nienajwiększy wzrost, czego nie staram się robić w te noce. Tak, moje życie kręci się wokół tego, żeby nie da się rozpoznać i jednocześnie starać się, żeby mieć jak najwięcej niesamowitych wspomnień. No ciekawie jest, nie zaprzeczę. I mimo wszystko podoba mi się taki sposób egzystencji. Automatycznie odwróciłam wzrok na schody, kiedy pojawiła się na nich Charlotte. Miała na nosie okulary przeciwsłoneczne. Szybko podeszła do sofy i zgrabnie władowała się między mnie, a Alexandrę. Uśmiechnęłam się pocieszająco, kiedy jej wzrok skupił się na mnie. Usiłowała to odwzajemnić, ale z marnym skutkiem, ponieważ wyraz jej twarzy wyglądał bardziej, jak grymas. Nie przejmowałam się tym jednak – doskonale wiem, w jakim jest aktualnie stanie. Sama doświadczyłam dręczenia ze strony Alicii, ale w końcu udało mi się ją odpędzić. Wydaje mi się, że już kiedyś o tym wspominałam, ale nieważne.
- Nic ci nie powiem. O to samo poprosiłam Madi, a Lex nic nie wie, więc możesz im już pozwolić wrócić do domu – wyjaśniła krótko dziewczyna, patrząc w to samo miejsce, w które cały czas wpatrzona jest druga blondynka. Wyglądały w tym momencie, jakby podzieliły się mógiem, a potem zawiesiły.
- Możesz mi chociaż wyjaśnić, dlaczego nie chcesz mi tego powiedzieć? – warknął. Chciał podejść do siostry, ale Liam w ostatnim momencie go powstrzymał. Wciąż nie mogę uwierzyć, że mój Allan prowadzi z nim warsztat samochodowy. Chociaż, wydaje mi się, że jest trochę bardziej ogarnięty od całej reszty tej bandy. To już komplement z mojej strony, którego i tak nigdy nie wypowiem na głos.
- Właśnie dlatego – odpowiedziała, podnosząc się z siedzenia i łapiąc nas za nadgarstki. W ostatnim momencie nałożyłam buty.
Zaczęła iść w kierunku drzwi. Nie protestowałyśmy, a nawet wręcz przeciwnie – w tym przypadku dałyśmy sobą manipulować. Każda z nas doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wesoła gromadka powędrowała za nami. Char w ostatnim momencie zatrzasnęła im drzwi przed nosem, co spotkało się z przekleństwami „po drugiej stronie”.
- Idźcie, ja sobie z nimi poradzę – powiedziała, a na jej twarzy w końcu pojawił się delikatny uśmiech. Obie automatycznie pokiwałyśmy głowami. Chciałam jeszcze zapytać, czy aby na pewno nie chce naszej pomocy, ale nie zdążyłam, ponieważ zamknęła za sobą wejście.
Po niecałej minucie wsiadłyśmy do mojego samochodu, po czym od razu odpaliłam silnik i odjechałam. Przez pierwsze pięć minut żadna z nas się nie odzywała. Widziałam, jak Stane wierci się na siedzeniu obok z ciekawości. Dobrze wiem, co doprowadza ją do stanu, jakby miała owsiki. Westchnęłam ciężko, zaciskając dłonie na kierownicy. Chce, żebym jej wszystko wyjaśniła, a ja dobrze wiem, że tej dziewczynie się to należy.
- Masz mi nie przerywać – mruknęłam w końcu, nie odrywając wzroku od jezdni. Nie wiem, ile tam siedziałyśmy, ale godziny szczytu już dawno minęły.
Mygale's POV
Nawet nie wiecie, jaka jestem
szczęśliwa, że jednak udało mi się nie pojechać do tego pieprzonego domu. Tak
wiem, obie moje przyjaciółki dalej nie wiedzą, co naprawdę zrobiłam temu blond
patafianowi. Chodzi o to, że na tej imprezie był zbyt nachalny, o ile nie
trzeba by było powiedzieć, że chamski, zboczony i obleśny. Po tym, jak Hostem i
Sorex mnie zostawiły usiadłam na barowym krześle i znudzona bawiłam się
szklanką, która była wypełniona do połowy drinkiem Black Magic. Niby to tylko
wódka zmieszana z Kahluą i cytryną, a bardzo ją lubię. Nie należy do
najmocniejszych, ma brązowy odcień i kawowy smak. Szkoda tylko, że
niedoświadczony barman nie umiał nawet podać jednego z moich bardziej
ulubionych drinków. Dobra, nie ważne. W pewnym momencie podszedł do mnie Niall
z szerokim uśmiechem, przyklejonym do twarzy. Westchnęłam ciężko wiedząc, że w
kierunku, w którym zmierza chłopak znajduję się tylko ja. Wbrew pozorom w ogóle nie chciałam
być w tym miejscu - po prostu pomagałam Alex, której impreza i tak się należała, a teraz jeszcze przyplątał się jakiś napaleniec. Zaczął
flirtować w nieudolny sposób (nie wiem, czy to przez alkohol, którym walił na
kilometr, czy już tak ma). W końcu, kiedy przeszedł do obmacywania,
zdenerwowałam się. Pozwoliłam mu się zaprowadzić do pokoju, a zaraz potem
zwiałam, kiedy zabrał się do ściągania mojej sukienki. Tak, nie chcę go widzieć
na oczy.
Aktualnie stoję w centrum miasta i czekam, aż przyjedzie po mnie taksówka. Dojście tutaj zajęło mi godzinę, ale w cale się nie spieszyłam. Pewnie dziewczyn i tak nie będzie w domu, kiedy tam wrócę, bo Tomlinson nie odpuści im tak łatwo. Nie jestem w stu procentach pewna, ale wydaje mi się, że wiem, o co chodzi. Wnioskując po tym, że Madeleine odjechała, Charlotte również zniknęła, a Alicia i Amanda chodziły jeszcze wyżej nad ziemią, niż dotychczas, te dwie ostatnie musiały coś nagadać blondynce, która się popłakała, a Madi zawiozła ją do domu. Tam Tomlinson wpadł w szał, widząc stan, w jakim znajduje się jego siostra. Biedne… To cud, jeżeli kiedykolwiek stamtąd wyjdą. Ale przynajmniej mogę być dumna ze swojej inteligencji i zdolności logicznego rozumowania.
Pomachałam zamaszyście ręką do rozglądającego się na wszystkie strony taksówkarza, sygnalizując tym samym, że to ja na niego czekam. Na jego twarz automatycznie wpłynął miły uśmiech. Mam nadzieję, że nie trafiłam na jakiegoś gbura. Podeszłam do drzwi po lewej stronie kierowcy i zajęłam miejsce pasażera. Nie widziałam najmniejszej potrzeby, żeby jechać z tyłu, skoro jestem sama. Odwróciłam się przodem do faceta, który na oko miał trzydzieści parę lat i przywitałam się cichym „dzień dobry”. Jak bardzo jestem pewna, że mnie rozpoznał? W stu procentach. Przecież nie raz byłam na okładce szmatławców, przedstawiana, jako córka „najlepszych prawników w kraju, jak nie na świecie”. Totalna nuda.
- Queen Victoria Street dwadzieścia – powiedziała, wyszukując w mojej przepastnej torebce telefonu. Musiałam sprawdzić, czy te dwie wariatki nie dały jakiegoś znaku życia. Westchnęłam cicho, kiedy na wyświetlaczu nie pojawił się numer żadnej z nich.
- Jakiś problem z chłopakiem? – zaśmiał się mężczyzna, a ja automatycznie pokiwałam energicznie głową, chowając z powrotem przyrząd.
- Powiedzmy, że żywot moich przyjaciółek dobiegł już końca, ewentualnie właśnie jest na skraju – powiedziałam, patrząc prosto w przednią szybę. Usłyszałam gardłowy śmiech, ale w dalszym ciągu nie widziałam potrzeby, żeby odwracać się w kierunku kierowcy.
- To muszą mieć ciekawie – kontynuował rozmowę. Nie wiem, czy jestem z tego zadowolona, a może raczej załamana. Powiedzmy, że podchodzę do sprawy neutralnie.
Godziny szczytu w Londynie to nic przyjemnego, więc dopiero po dwóch godzinach stania w korku mogłam wejść do mieszkania. Myślałam, że szlag mnie w tym samochodzie trafi i to nie z powodu przemiłego kierowcy, z którym dało się o wszystkim porozmawiać. Ja naprawdę martwię się o te dwie świruski, a one w dalszym ciągu nie dają znaku życia. Rzuciłam się na duże łóżko w swoim mocno żółtym pokoju. Nie chciało mi się dosłownie nic robić, najchętniej bym usnęła. I po kilku minutach właśnie tak się stało.
Hostem's POV
-
No i tak właśnie się sprawa przedstawia – zakończyłam opowiadać sytuację,
której byłam świadkiem dzisiaj na uczelni. Akurat parkowałam Volkswagena na
parkingu. Wysiadłyśmy z samochodu, a ja zamknęłam wszystkie drzwi za pomocą
zamka centralnego.
- Pierdolona dziwka – warknęła Lex, zaciskając mocniej pięści i przyspieszając kroku. Widziałam, że na każde wspomnienie Parker złość coraz bardziej w niej narasta. Nienawidziła tej jędzy w tym samym stopniu, co ja i Natalie.
Nasze wejście do domu spotkało się z głośnym trzaśnięciem drzwiami, co oczywiście było spowodowane przez wybuchowy charakter Lex. Spodziewałam się tego, ale mimo wszystko podskoczyłam przestraszona. Usłyszałyśmy huk na górze, a zaraz potem po schodach zeszła mrucząca coś pod nosem Nat. Podejrzewam, że to ona spadła z łóżka, bo jest jeszcze zaspana. Zmierzyła nas wzrokiem, udając się w kierunku łazienki. Ja sama natomiast wyjęłam papierosy z torebki i poszłam na taras. Wyjęłam jednego, rozsiadając się na kafelkach, którymi wyłożona była podłoga. Wiał dość chłodny wiatr i temperatura na pewno nie przekracza dziesięciu stopni, ale nie chce mi się już wracać do środka. Zaciągnęłam się dymem papierosowym, ale zrobiłam to chyba ciut za mocno, ponieważ zaczęłam się dusić. Uderzyłam pięścią kilka razy w klatkę piersiową, a w oczach stanęły mi świeczki. O ja pierdziele, nie przyjemnie. Usłyszałam śmiech, więc odwróciłam się, żeby zobaczyć osobnika, który aktualnie stoi w drzwiach i się ze mnie nabija. Kiedy zobaczyłam Tomlinsona padłam na zawał.
- Kilka godzin temu się od ciebie uwolniłam – warknęłam w jego kierunku, po raz kolejny przykładając filtr do ust. Obserwowałam, jak chłopak siada obok mnie, a zaraz potem zabiera mi szluga. – Ej! – pisnęłam, kiedy dotarło do mnie, co się przed chwilą stało.
- Dobrze wiesz, że ja nie odpuszczę, dopóki nie dowiem się wszystkiego, co chcę wiedzieć – powiedział, obserwując dokładnie moją twarz. Spięłam się i spuściłam wzrok, odwracając się do niego bokiem. Na mojej twarzy pojawiły się rumieńce. Jakie to... naturalne i niewinne. Masakra.
- Nie powiem, bo obiecałam Charlotte – mruknęłam. Chciałam wstać, ale w ostatnim momencie przytrzymał moje ramię. – Zimno – poinformowałam Louisa, pocierając ramiona dłońmi. Westchnął zrezygnowany, jednak pozwolił mi wejść do środka.
Nie zdziwiłam się ani trochę, kiedy w salonie zobaczyłam Liama. Zastanawiam się tylko, dlaczego nie wziął tamtych dwóch przydupasów, a jego. Chociaż po dłuższym zastanowieniu, to nie moja sprawa, a poza tym nie obchodzi mnie to wcale. Weszłam do kuchni, wyciągając z szafki paczkę ciastek, po czym skierowałam się do mojego pokoju. I tak wiem, że Tomlinson pójdzie za mną, więc przynajmniej nie umrę tam z głodu. Zamknęłam za sobą drzwi. Po woli położyłam się na łóżku i podciągnęłam tak, że spoczęłam w pół siadzie. Rozpakowałam moje skarby. W tym momencie do pokoju wparował szatyn. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale domyślam się, iż jest podenerwowany moim nagannym, w jego mniemaniu, zachowaniem. Niedobra ja.
- Dlaczego tak strasznie staracie się to przede mną ukryć? – zapytał z, jakby, wyrzutem. Wzruszyłam bezradnie ramionami, kończąc już drugie ciacho. O tak, tego było mi trzeba.
- Pomyślałeś, że Char nie chce, żebyś miał przez nią kłopoty? – zapytałam, biorąc do ręki telefon, żeby sprawdzić godzinę. Dziewiętnasta – najwyższa pora zabrać się za ogrom nauki, bo się nie wyrobię.
Zupełnie ignorując szatyna usiadłam na obrotowym krześle przy biurku i zaczęłam przerzucać książki na półce. Jęknęłam zrezygnowana, kiedy uświadomiłam sobie, że angielski dalej jest w torbie na dole. Wyjęłam telefon i szybko napisałam do Alex, żeby przyniosła mi ją na górę. Za ten czas otworzyłam książkę do historii demokracji i wzięłam się za wypisywanie dat z ostatniego tematu. Czułam na sobie wzrok Tommo podczas wykonywania każdej, nawet najmniejszej czynności. Starałam się go zignorować, co wbrew pozorom w cale nie było aż takie łatwe. Drzwi się otworzyły, ale blondynka przez nie nie weszła, tylko wrzuciła moje rzeczy. Wywróciłam oczami, podchodząc do torebki. Już chciałam wrócić na moje poprzednie miejsce, ale poczułam bardzo mocny uścisk na nadgarstku. Jestem pewna, że przez pierwszych kilka sekund krew przestała dopływać do mojej dłoni, przez co uwydatniły się na niej wszystkie żyły. Chyba to zauważył, bo jego palce przestały wbijać się w moją dość delikatną skórę.
- Nie ignoruj mnie, tylko odpowiadaj na pytania – rozkazał, a po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Chyba się go trochę przestraszyłam, ale minimalnie!
- Zrozum, że twoja siostra poprosiła mnie, żebym nic ci nie mówiła, a ja zamierzam uszanować jej zdanie – powiedziałam znudzona, poprawiając okulary na nosie. Niech on już sobie pójdzie, bo ja w końcu chcę zdjąć to cholerstwo!
- Chociaż mała podpowiedź – jęknął. Wywróciłam zrezygnowana oczami, zagryzając dolną wargę. Pokręciłam przecząco głową. Zaklął coś pod nosem i wyszedł z pomieszczenia, trzaskając za sobą drzwiami. Spokojnie panie furiat, remont jest kosztowny i niespieszno mi do niego.
Zeszłam na dół, kiedy ich samochód zniknął spod naszego okna. Rozsiadłam się między dziewczynami i zaczęłam szczerzyć się do Natalie. Właśnie sobie przypomniałam, że miała nam coś ciekawego opowiedzieć. Na początku jej mina wyrażała czyste zdziwienie, a zaraz potem pokręciła głową z dezaprobatą, na co ja wyszczerzyłam się jeszcze bardziej.
-
Oczywiście, że wygrałam! – wypaliła, zakładając ręce pod piersiami. Machnęłam
głową, widząc, jak blond głowa Alex pojawia się w wejściu. – Dwieście –
wyszczerzyła się. O tak i takie informacje Hostem lubi!
Rozdział jest geniaony! :) xx @xxhemmings69
OdpowiedzUsuńcudoo ! Muaaa kocham ten blog <3
OdpowiedzUsuńTrzeba mu było powiedzieć to by się rozprawił z tą szmatą
OdpowiedzUsuńWow . Coraz bardziej mnie zadziwiasz . : )) czekam na nastepny kiedy mniej wiecej bedzie ? ~Truskaffka
OdpowiedzUsuńPoniedziałek ;3
Usuńdzięki za info :))
UsuńJak dla mnie za krótki, ja chcę więcej! :D
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, już myślałam że Louis będzie u nich koczował póki się nie dowie o co chodziło :)
OdpowiedzUsuńRozdzial cuuudowny. ;)
OdpowiedzUsuńTrzeba tamta suke zlikwidowac. Wez ja jakos usmierc albo cos. Ahhhahahhahahahah :D
@luvmyniallers
kocham kocham kocham ! <3 tylko szkoda że trzeba czekac okrągły tydzień na nowy rozdział... Ale coź cieszmy się czym mamy bo jest czym :D
OdpowiedzUsuń