wtorek, 30 września 2014

Rozdział Ósmy: „Konflikt z prawem i o stawianiu na swoim.” (II)

            Louis‘s POV
            Obudził mnie głośne walenie do drzwi wejściowych. Nie mam pojęcia, kto to, ale Niall mógłby pofatygować się i otworzyć to cholerne wejście. Warknąłem gardłowo, kiedy hałas nie ustawał i niechętnie zwlokłem się z łóżka, podenerwowany schodząc ze schodów. Zdziwiłem się, gdy okazało się, że jestem sam w domu. Ciekawe, gdzie mogło wywiać blondasa. Jednak moje niedowierzanie osiągnęło apogeum, kiedy zobaczyłem gliniarzy w wejściu. Ale nie dałem tego po sobie poznać – przynajmniej tak mi się wydaje. Starałem się zachować pokerową twarz, żeby nie dać im satysfakcji, czegokolwiek ode mnie chcą. Oni natomiast uśmiechali się szeroko, jakby właśnie wygrali milion w totka. Zupełnie mi się to nie podoba.
- Pan Louis Tomlinson? – zapytał jeden z nich, a ja ledwo powstrzymałem się od przewrócenia oczami. No kurwa nie, matka Teresa z Kalkuty. Żałuję, że wstałem z łóżka. Patrzenie na nich już mi się znudziło, mógłbym w końcu do niego wrócić. I tak zabrali zbyt wiele mojego cennego czasu.
- We własnej osobie – odburknąłem, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. – Mogę panom w czymś pomóc? – zapytałem po chwili, dość niezręcznej, jak dla mnie, ciszy. Niech oni sobie już pójdą.
- Zostaje pan zatrzymany pod zarzutem posiadania narkotyków – powiedział starszy z nich, a ja myślałem, że oczy wyjdą mi z orbit. Ich chyba coś mocno jebło w czachę, albo się nie wyspali.
- To pomyłka – stwierdziłem sucho, chcąc zamknąć im przed nosami drzwi. Nie będzie mi do domu dwóch mundurowych przychodziło i oskarżało o Bóg jeden wie co. Niestety, jeden z gliniarzy w ostatnim momencie zdążył przyblokować wejście nogą, przez co powstrzymał mnie od niezbyt miłego pożegnania z nimi. Wredny pies.
- Pójdzie pan z nami po dobroci, czy mamy pana skuć w kajdanki – po raz kolejny odezwał się ten „bardziej dojrzały”.
- Mogę się przynajmniej ubrać? – warknąłem, na co on tylko przytaknął. Mam kilka sekund na wymyślenie jakiejś skutecznej ucieczki.
            Szybkim krokiem wszedłem z powrotem po schodach na piętro, a później do swojego pokoju, gdzie zacząłem grzebać w ubraniach. Nie wiem, czy jest sens spierdalania. Przecież udowodniłbym im w ten sposób, że jednak mam coś wspólnego z tymi cholernymi dragami, a to nie poszłoby mi na rękę. Znajdę sobie jakiegoś prawnika, który wyciągnie mnie z tego gówna i będę mieć święty spokój do końca życia. A przynajmniej kolejnej, bezsensownej interwencji.
Sorex's POV
            Wyszłam szybkim krokiem z mocno przeszklonego budynku i udałam się prosto do swojego samochodu. Muszę jak najszybciej znaleźć się w domu, ponieważ mam jeszcze niespakowane walizki, a Allan przekazał mi godzinę temu, że wylatujemy już jutro z samego rana. Ja wiem, że on to zrobił specjalnie, żebym się nie wyrobiła, ale nawet jeśli poinformowałby mnie tylko pięć minut przed odlotem samolotu, to przysięgam, że najpierw zdążyłabym na niego, a potem zarżnęła swojego ukochanego przyjaciela. On powinien wiedzieć najlepiej, że dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych jeśli chodzi o coś, co mam przed kimś udowodnić.
            Zaparkowałam samochód na podjeździe i w tempie natychmiastowym znalazłam się w swoim pokoju. Żadnej z dziewczyn nie ma w domu. Madeleine, jako że jedyna z nas (do dzisiaj) ma wolne, wyjechała do Nowego Yorku, żeby zobaczyć dom, który chcemy kupić. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że to po raz kolejny będzie ucieczka, ale tym razem na poważnie będziemy robić to, co nam się podoba. A przynajmniej taką mam nadzieję. I jeżeli będzie inaczej, to chyba pójdę się powiesić, albo skoczę do oceanu. Śmierć jest zdecydowanie lepszą perspektywą, niż marnowanie życia na to, czego nienawidzi się robić.
            Wyciągnęłam z szafy walizkę i zaczęłam pakować do niej wszystko, co tylko znalazło się w moich rękach. Nie zwracałam nawet uwagi na to, czy ubrania są ładnie poskładane. Starałam się jedynie, żeby zajmowały jak najmniej miejsca. Nie mam pojęcia, na ile lecimy do Londynu, ale mam cichą nadzieję, że na jak najdłużej. Wolę deszczową Anglię, niż wiecznie słonecznie Rio de Janeiro. Przynajmniej mózg nie wypłynie mi uszami z powodu przegrzania słonecznego. Nie moja wina, że jestem urodzoną Brytyjką, a co za tym idzie wolę deszczową pogodę.
            Kiedy tylko bagaż został spakowany usłyszałam, jak drzwi wejściowe się otwierają i do wnętrza wchodzą Natalie z Charlotte. Nie mogę im pokazać, że gdziekolwiek wyjeżdżam, ponieważ zażądałyby ode mnie konkretnych wyjaśnień na temat celu mojej podróży, a przecież nie mogę im od tak po prostu o tym powiedzieć, bo wyśmieją mnie, znienawidzą za to, że nie powiedziałam im wcześniej, albo co najgorsze, stwierdzą, że lecą razem ze mną, a tego chciałabym raczej uniknąć. Spanikowana wprowadziłam walizkę do łazienki i zamknęłam drzwi. Uśmiechnęłam się szeroko, po czym zeszłam do nich na dół. Nie mam zamiaru przecież siedzieć w swoim pokoju przez resztę dnia.
- Coś ty taka wesoła? – zapytała Nat, kiedy tylko mnie zobaczyła. Wzruszyłam obojętnie ramionami, opadając swobodnie na kanapę w salonie, po czym włączyłam telewizję na pierwszej lepszej stacji muzycznej.
- Jakbyś nie zauważyła moja najlepsza przyjaciółko odkąd pamiętam, ja zawsze jestem wesoła – zaśmiałam się, nie odwracając wzroku od ekranu. Chyba jednak faktycznie przesadziłam z tym szczęściem.
- Oczywiście. Poza tymi momentami, kiedy chcesz zabić pół tego świata – zironizowała ruda i usiadła obok mnie, trzymając w dłoni kubek z zimnym napojem. Przewróciłam oczami, kładąc nogi na stoliku do kawy, stojącym przede mną.
- Daj jej spokój Natalie. Może będzie się teraz dało z nią normalnie dogadać – zaśmiała się Lottie, robiąc coś w kuchni. Dziękowałam jej w duchu za to, że nieświadomie uratowała mój żywot. Niestety – nie na długo.
- Charlotte posłuchaj. Ona uśmiecha się w ten sposób tylko wtedy, gdy czegoś od nas chce, albo coś jej się udało. Nieprawdaż, najlepsza przyjaciółko odkąd tylko pamiętam? – uśmiechnęła się do mnie wrednie, co zupełnie zignorowałam. Nie jest doba. Zdecydowanie jest cholernie źle. – Więc?
- Nie zaczyna się zdania od więc – pokazałam jej język i podniosła się z kanapy, ruszając w kierunku swojego pokoju. Jednak przebywanie w nim przez resztę dnia jest lepsze, niż przesłuchanie pani sędziny. Nienawidzę jej za to, co mi wtedy robi samym swoim spojrzeniem.
            Przyspieszyłam, kiedy tylko usłyszałam, jak rudzielec podnosi się, żeby mnie dogonić. Weszłam szybko do pokoju, trzaskając za sobą drzwiami, po czym zamknęłam je na klucz. Sorex jeden, Mygale zero.
- I tak się dowiem, o co chodzi! – dziewczyna uderzyła kilkukrotnie w moje drzwi. Szybko jednak zrezygnowała i zeszła z powrotem na dół. No więc, co można porobić przez kolejne kilkanaście godzin? Zaplanować wieczorną ucieczkę z własnego domu.
            Hostem's POV
            Rozejrzałam się uważnie dookoła siebie. Bywałam już w Nowym Yorku wcześniej, ale za każdym razem ogrom tego miasta robi na mnie takie samo wrażenie. Uwielbiam patrzeć na wysokie budynki i spieszących się donikąd ludzi. Wszyscy gonią bezustannie za karierą, a połowie z nich i tak praktycznie nic nie uda się osiągnąć w życiu. Jednak wszyscy mają jedną wspólną rzecz – sekrety, których mocno strzegą, żeby nikt się o nich nie dowiedział. Zastanawiam się, czy jest na świecie ktoś, kto tak samo jak my ukrywa swoją prawdziwą osobę. Raczej tak, ale ręki nie dam sobie obciąć…
            Poprawiłam niezauważalnie perukę na głowie i ruszyłam przed siebie. Co chwilę ktoś odwracała się w moim kierunku i obrzucał mnie uważnym spojrzeniem. Dobrze wiem, że jestem rozpoznawalna i powinnam przyzwyczaić się do nadmiernej uwagi, ale jakoś nie mogę. Bo przecież kto nie chciałby mieć chwili tylko dla siebie i swoich myśli? No właśnie.
            Westchnęłam ciężko, wchodząc do jednego z droższych, nowojorskich hoteli. Nienawidzę w nich mieszkać, ale jak na razie nie mam innego wyboru. Mam tylko nadzieję, że mój motor dotarł tutaj w jednym kawałku i bez skaz na swojej doskonałości. Nie jestem tutaj tylko dlatego, że będę sprawdzać nasz nowy dom. Trzeba pokazać innym, jacy zawodnicy pojawiają się na ich terenie i właśnie dlatego wezmę udział w nielegalnym wyścigu. Niby nic nowego, ale jaram się tym, jak mało czym. Przecież każdy lubi robić to, co sprawia mu największą przyjemność, a ja w tej kwestii nie jestem wyjątkiem. Po prostu moja pasja trochę różni się od zainteresowań innych ludzi i jest znacznie bardziej niebezpieczna.
            Odebrałam swój klucz i targając za sobą walizkę weszłam do jednej z dwóch wind. Nie mam zamiaru taskać się z tym cholerstwem po schodach, nawet jeśli obok mnie stoi wyraźnie napalony facet i mierzy wzrokiem całe moje ciało, zatrzymując się na dłużej w oczywistych miejscach. Nie toleruję takich złamasów. Mógłby się przynajmniej kretyn trochę poukrywać z tym, że mu się podobam, a nie od razu patrzeć na mnie, jakby po raz pierwszy w życiu zobaczył na oczy człowieka bez kutasa w gaciach. No po prostu totalna paranoja.
            Odetchnęłam z ulgą, kiedy tylko winda zatrzymała się na moim piętrze i natychmiast opuściłam to ciasne pomieszczenie, w którym po woli zaczynało brakować czystego tlenu. Ja nie wiem, ile on wydał na te swoje perfumy, ale zdecydowanie przepłacił, ponieważ ten zapach nie był wart nawet jednego funta. Śmierdział, jak woda w kiblu i to tak lekko mówiąc. Weszłam do swojego pokoju, rozglądając się po nim uważnie. Nieźle urządzony, ale i tak widziałam lepsze apartamentowce. Z całym szacunkiem dla właściciela hotelu, oczywiście.
            Allan‘s POV
            Rozsiadłem się na kanapie w swoim salonie i zacząłem uważnie wpatrywać w telewizor, włączony na kanale informacyjnym. Przed sekundą skończyłem rozmawiać z Alex i muszę przyznać, że chyba się na mnie mocno wkurzyła. W sumie jej się nie dziwię, ale nie wiem, czego się spodziewała. Przecież to było do przewidzenia, że nie będę ułatwiał jej dostania się ze mną do Anglii. Nie chcę, żeby widziała się z chłopakami, bo to może sprowadzić na nas spore kłopoty, a ja blondyny potem nie będę ratował. Już za dużo razy musiałem robić to przez głupotę Stane. Wiem, że od tego są przyjaciele, ale jednak nie chciałbym umrzeć na serce w wieku dwudziestu pięciu lat.
            Westchnąłem ciężko, kiedy telefon, którym się bawiłem, zaczął dzwonić. Popatrzyłem na wyświetlacz i zmarszczyłem mocno brwi. Przecież jutro będziemy się widzieć, więc nie rozumiem, po co Niall do mnie dzwoni.  Podrzuciłem brwiami, po czym nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem komórkę do ucha.
            ~ No co tam? – zapytałem od razu, przyciszając dźwięk w telewizorze.
~ Louisa oskarżyli o posiadanie narkotyków i aktualnie siedzi w pace, czekając na sąd – odczekałem chwilę w ciszy, wyczekując na to, jak blondyn zacznie się głośno śmiać i powie, że to tylko fatalny żart. Niestety tak się nie stało.
~ Nie mówisz poważnie – udało mi się w końcu z siebie wydobyć, co nie było w cale takie łatwe. Oczy to już mi chyba z orbit wypadły.
~ Chciałbym, ale niestety policjantom coś się upierdoliło i nic nie da rady przemówić im do rozsądku. Najlepsze jest to, że żaden z nas nawet nie widział tych dragów na oczy – warknął chłopak, a ja zacząłem mocno zastanawiać się nad tym, czy mogę im jakoś pomóc. I nagle mnie olśniło.
~ Poczekaj. Niech on nie kontaktuje się z żadnym prawnikiem. Jutro przylecę z obstawą i to nie byle jaką – powiedziałem, od razu się rozłączając. Nie mam czasu, muszę jeszcze napisać do Lex, żeby wzięła jakieś bardziej wyjściowe ciuchy.
            Niall‘s POV
            Zmarszczyłem czoło, wpatrując się w wyświetlacz telefonu, przez który jeszcze kilka sekund temu rozmawiałem z Allanem. Nie wiem, kogo on chce ze sobą przywlec, ale niech ta osoba lepiej będzie godna naszego zaufania i wyciągnie Louisa z paki, bo wszyscy dookoła wiedzą, że Tommo jest niewinny. Coś mi się wydaje, że nasi kochani policjanci musieli się z kimś umówić o ta osoba po prostu podrzuciła mu dragi.
            Charlotte‘s POV
            Razem z Natalie siedziałyśmy w kuchni i przygotowywałyśmy sobie koktajle owocowe na kolację. Nagle do pomieszczenia wpadła Alex. Miała szeroko otwarte oczy, telefon mocno ściśnięty w jednej dłoni, a drugą podpierała się o framugę, jakby zaraz miała wylądować na podłodze. Popatrzyłam pytająco na Nat, ale ta w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami.
- Co się stało? – zwróciłam się do blondynki, która westchnęła głęboko. Nie podoba mi się to, w jakim jest stanie.
- Twój mądry brat został wrobiony w sprawę z narkotykami i najprawdopodobniej będę go bronić – powiedziała na jednym wdechu. Poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie z całej siły w twarz. Boże Louis, obiecywałeś.
- Mogę lecieć z tobą? – zapytałam niepewnie, przygryzając mocno dolną wargę. Blondynka pokiwała energicznie, przecząco głową. Załamałam ramiona.
- Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby wyciągnąć go z tego gówna, ale nie polecisz ze mną do Londynu. Za bardzo będziesz to przeżywać. Będę dzwonić codziennie i jak tylko pojawi się jakiś problem.
            Zayn‘s POV
            Siedziałem na balkonie i paliłem już któregoś z kolei  papierosa. Niall przekazał mi przed chwilą to, co powiedział mu Allan. Nie mam pojęcia, w co gra Spencer, ale coraz mniej zaczyna mi się to podobać. To oczywiste, że wie, gdzie są dziewczyny, ale nie chce nam powiedzieć, ani nawet naprowadzić nas na to. Przecież nie musielibyśmy od razu do nich lecieć. I na pewno nie podkablowalibyśmy go. Nie raz ratował nam dupę i nie moglibyśmy mu tego zrobić, chociażby ze względu na honor.
            Ale wracając do sytuacji z Tomlinsonem. Nie mam pojęcia, co powinienem o tym wszystkim myśleć. Jestem pewny tylko tego, że on nie wróciłby do dragów. Przecież już raz między innymi za to siedział i nie zauważyłem, żeby ciągnęło go z powrotem do paki. Jak tylko dane mu było wrócić do domu, to wyglądał jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. No, chyba że chciał znowu zaznać tego uczucia, bo ostatnio jakoś nie było to dane żadnemu z nas. Potrzebuję kolejnej paczki.

wtorek, 23 września 2014

Rozdział Siódmy: "Mission Impossible." (II)

            Sorex's POV

            Rozejrzałam się uważnie po pomieszczeniu, do którego właśnie trafiłyśmy. Nie powiem, żeby to był szczyt moich marzeń, jeśli chodzi o imprezę, ale nie będzie mi również przyjemnie z niej spieprzyć, żeby poważnie porozmawiać sobie z Allanem. Wydaje mi się, że Al nie za poważnie podszedł do tego, że ja chcę z nim jechać do Londynu. Może i nie powinnam tego robić, ale nie mogę się powstrzymać, żeby porozmawiać z Mlikiem twarzą w twarz. Czy dalej podtrzymuje słowa, które powiedział do mnie przed wyjazdem do Rio? Może już o nich zapomniał i chciałby ze mną to wszystko omówić. Właśnie dlatego nie mogę odeprzeć pokusy, która siedzi we mnie, w środku i ujada za każdym razem, kiedy usiłuję wmówić sobie, że to jednak zły pomysł i najrozsądniej będzie dać sobie święty spokój. Kto jednak w dwudziestym pierwszym wieku słucha swojego wewnętrznego głosu rozsądku od początku do samego końca? No właśnie ja jakoś nie bardzo.

            Wmieszałam się w tłum tańczących ludzi, podchodząc do jakiegoś chłopaka, który na sto procent był ode mnie sporo młodszy, ale zauważyłam jeszcze jedną rzecz. Błysk w jego oczach wskazywał na jedną rzecz – rozpoznał mnie już na samym wstępie. Udałam, że tego nie zauważyłam i zaczęłam tańczyć, używając przy tym coraz to bardziej wyszukanych, wulgarnych pozycji. Dobrze wiem, że ten taniec będzie jedynym, jeśli chodzi o mój dzisiejszy wieczór i właśnie dlatego nie mam zamiaru nawet przez chwilę się oszczędzać. Dziewczyny już zniknęły gdzieś w tłumie, więc nawet nie ma co się łudzić, że mnie zauważą. Punkt pierwszy misji „Dopaść Malika”, noszący tytuł „Zgubić niepotrzebnych obserwatorów”, uważam za zakończony z dużym sukcesem. Spodziewałam się, że pójdzie trochę trudniej, ale w takich sytuacjach lubię się mylić.

            Przebiegłam uważnym spojrzeniem po wszystkich ludziach, znajdujących się dookoła mnie i kiedy nie dostrzegłam żadnej znajomej twarzy, ruszyłam w kierunku wyjścia, zupełnie olewając oburzonego blondaska. Spuściłam głowę, pozwalając długim, blond włosom zakryć całą moją twarz. Nie mam zamiaru dać się złapać wrednym policjantom, którzy pilnują wyjścia. Tak, nie pomyliłam się. Karki stoją tylko na przykrywkę, a po drugiej stronie ulicy stoi kilka suk, które tylko czekają na znak od swoich popychadeł. Ślepa nie jestem, a do tego naprawdę dobry ze mnie obserwator.

            Kiedy tylko znalazłam się na zewnątrz, od razu wyciągnęłam telefon z niewielkiej torebki na łańcuchu i wykręciłam numer taryfy. Nie mam zamiaru włóczyć się po ulicach Rio de Janeiro w przykrótkiej spódnicy, która w każdym momencie może niezauważenie dla mnie podwinąć się i pokazać nieco za dużo. Pomimo tego, że policja strzeże miasta, to i tak nie czuję się w nim bezpiecznie. Gliniarze tak na dobrą sprawę nie są w stanie nic zrobić, albo po prostu nie chcą. Nie będę się mieszała w ich zawodowe sprawy, bo informacje na ten temat nie są mi do szczęścia potrzebne.

            Taksówka w końcu po mnie przyjechała, na co od razu poderwałam się z zimnego krawężnika i wsiadłam do samochodu, zajmując miejsce obok kierowcy. Takie przyzwyczajenie – po prostu lubię jeździć z przodu. Mężczyzna ruszył z miejsca zaraz po tym, jak podałam mu adres Spencera. Niech się chłopak strzeże, bo ja nie zamierzam odpuścić, a wtedy ze mną najnormalniej w świecie nie da się wygrać. Ani wytrzymać, ale to już inna sprawa, o której nie mam czasu teraz gadać.

            Całą drogę zastanawiałam się nad argumentami i muszę dumnie przyznać, że znalazło się ich całkiem sporo, jak na półgodzinną jazdę ulicami Rio. Mam nadzieję, że nie będę musiała się zbyt długo męczyć z przyjacielem, ale z nim nigdy nic nie wiadomo. Czasami denerwuje mnie to, że z posłusznego Allana, który godzi się na każdą moją zachciankę staje się wręcz Cerberem, do którego nie dochodzi żadne tłumaczenie. Zdaję sobie sprawę z tego, że brzmi to tak, jakbym była rozpieszczonym bachorkiem, ale to nie moja wina, że zawsze dostawałam to, czego zapragnęłam. Z czasem udało mi się nad tym zapanować, ale niektórych nawyków po prostu nie da się ze mnie wykorzenić, chociażby nie wiem, jak miałabym próbować. A robiłam to nie raz, nie dwa. Zdarzył  się nawet taki okres w moim życiu, że gryzłam się w język, żeby tylko nie odparować z jakąś zaczepką, ale zrezygnowałam z tego, kiedy nic nie mogłam włożyć do ust z powodu dość dużego bólu.

            Kiedy zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam z samochodu, uważnie przyjrzałam się budynkowi, w którym od półtora roku mieszka mój przyjaciel. Nagle dopadły mnie wątpliwości związane z tym, co chcę za wszelką cenę zrobić. Może powinnam zrezygnować i po prostu zadzwonić tak, jak dziewczyny. Znienawidziłabym się jednak za takie posunięcie, ponieważ świadczyłoby ono o tym, że czegoś się boję, a nie mogę nawet dopuścić do siebie takiej myśli.

            Odetchnęłam głęboko, ruszając w kierunku wejścia do domu. Nie bawiłam się nawet w pukanie, bo i po co. Po prostu otworzyłam drzwi, weszłam do środka, zamknęłam za sobą przejście i skierowałam się do sypialni, gdzie najprawdopodobniej właśnie przybywa Allan. Zdjęłam szpilki, nie chcąc zrobić hałasu, kiedy tylko usłyszałam jak chłopak z kimś rozmawia. Po woli stanęłam w pół uchylonych drzwiach i zaczęłam uważnie przyglądać się temu, jak chodzi po całym pomieszczeniu. Jego twarz nie wyrażała niczego, oprócz tego, że mocno się nad czymś zastanawia. Chciałabym słyszeć, o czym rozmawia, ale n tylko potwierdził, że będzie za kilka dni i zerwał połączenie. Postanowiłam, że to najlepszy moment na to, żeby pokazać mu, że nie jest sam. Odchrząknęłam głośno, zwracając na siebie jego uwagę. Allan natychmiast odwrócił się do mnie przodem i zmierzył mnie uważnie spojrzeniem.

- Alex, co ty tu robisz o tej godzinie? – chłopak zmarszczył mocno brwi, nie spuszczając ze mnie wzroku nawet na kilka sekund. Wzruszyłam ramionami, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej, po czym podeszłam do łóżka i usiadłam na nim.

- Chciałam się tylko zapytać, kiedy jedziesz do Londynu i czy kupiłeś już dla mnie bilet – rzuciłam obojętnie, przyglądając się uważnie swoim butom, jakby były ósmym cudem świata. Chociaż one właśnie nim są. Musiałam pół godziny stać w kolejce, żeby je dostać. Nie ważne.

- Czy ty nie możesz chociaż raz odpuścić? – westchnął ciężko, kręcąc z dezaprobatą głową. Co ja poradzę na to, że chcę porozmawiać z pieprzonym Malikiem, jak facet z facetem. No, prawie…

- Oczywiście, że nie. Przecież od początku znałeś odpowiedź, wiec nie rozumiem, dlaczego zadajesz tak kretyńskie pytania – przewróciłam oczyma, odchylając się do tyłu i opierając łokciami za plecami.

- Wiedziałem, że tak będzie i owszem, zamówiłem ci bilet. Tylko pamiętaj, że jedziesz tam na swoją odpowiedzialność i kiedy coś pójdzie nie tak, to mnie w to nie mieszasz – podniósł ręce na wysokość klatki piersiowej. Pokiwałam głową, podrywając się z siedzenia i szybkim krokiem skierowałam się do wyjścia. Nie sądziłam, że pójdzie mi tak łatwo, ale skoro jednak udało się bez większych komplikacji, więc mogę wrócić na imprezę. Usłyszałam za sobą donośny śmiech Spencer ‘a, ale zupełnie go zignorowałam, wychodząc na zewnątrz i dzwoniąc po taksówkę. Proszę, niech przyjedzie szybko.

            Zayn‘s POV

            Podciągnąłem się na łokciach, kiedy tylko pierwsze promienie słońca wpadły do pokoju. Tak naprawdę dzisiejszej nocy nie spałem nawet przez chwilę. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że już niedługo wydarzy się coś, dzięki czemu każdy z nas będzie zadowolony. Przeczucie podpowiada mi również, że to mnie w udziale przypadnie największe szczęście. Nigdy wcześniej w to nie wierzyłem, ale teraz jest inaczej, ponieważ nie mogę odrzucić od siebie tej chorej myśli.

            Westchnąłem głośno, dźwigając się niechętnie z łóżka i udając się prosto do łazienki. Chyba pójdę dzisiaj wcześniej do warsztatu, żeby zająć swój cholerny umysł czymś innym. Nienawidzę momentów, w których zaczynam myśleć nad sprawami, o których powinienem zapomnieć dwa lata temu. Czemu jestem takim kretynem?!

            Po piętnastominutowym prysznicu, ubrałem się szybko w robocze ubrania i zszedłem po schodach do kuchni. Naprawdę nie mam zamiaru siedzieć dłużej bezczynnie. W salonie siedział półżywy Niall i skakał bezczynnie po kanałach. Wzruszyłem jedynie ramionami i poszedłem do kuchni, gdzie zrobiłem sobie dwie kanapki. Udałem się do samochodu, a potem podjechałem na warsztat, żeby rozpocząć kolejny dzień z naprawianiem samochodów i użeraniem się z napalonymi na nas laskami, co swoją drogą nie jest tak przyjemne, jakby mogło się wydawać.

            Sorex's POV

            Weszłam z powrotem do klubu i od razu wmieszałam się w tańczący tłum. Ludzie dookoła mnie podskakiwali, nie zawsze zgodnie z rytmem piosenki, właśnie puszczanej przez DJ ‘a. Zważając na fakt, że przyszłyśmy do dość znanego w mieście klubu, dookoła mnie nie śmierdziało potem. Owszem, alkohol i fajki czuć i to bardzo dobrze, ale są zdecydowanie mniej szkodliwe dla mojego nosa.

            Tanecznym krokiem przemieściłam się w kierunku loży, w której przebywały właśnie dziewczyny. Usiadłam między Madeleine a Natalie i wzięłam szklankę z drinkiem tej drugiej, po czym opróżniłam ją prawie do połowy. Ruda przewróciła oczami, ale nie odezwała się wiedząc, że i ta nie zwrócę na niej najmniejszej uwagi.

- Gdzie byłaś? – usłyszałam krzyk Madi przy uchu. Wzruszyłam ramionami, rozglądając się po całej sali i tańczących ludziach. Davies podniosła wysoko brew, cały czas nie spuszczając ze mnie wzroku. – A jak wyszłaś z klubu?

- Nie wychodziłam – zaprzeczyłam od razu, marszcząc brwi i udając, że nie mam zielonego pojęcia, o czym ona do mnie gada. Nie mogę jej powiedzieć, że lecę z Alem do Londynu, ponieważ – po pierwsze może mnie wyśmiać, po drugie nawrzeszczeć i zwyzywać, a po trzecie i najgorsze – może chcieć lecieć tam ze mną, a na to nie ma szans, żebym się zgodziła. Im nas mniej, tym lepiej.

- Skoro tak twierdzisz – westchnęła szatynka, znikając w tłumie. Nie podoba mi się, że tak łatwo odpuściła. To do niej zdecydowanie niepodobne i nie zdziwiłabym się, gdyby zaczęła węszyć. Może powinnam ostrzec Allana, że będzie się z nim w najbliższym czasie kontaktować, czy przypadkiem z nim nie rozmawiałam.

            To byłoby najgorsze z możliwych wyjść, którym by poszła. Przecież ona zawsze wie, kiedy nasz przyjaciel zaczyna kłamać. Z resztą… Davies zawsze wie, kiedy ktoś zaczyna przed nią ściemniać i to jest to, czego w niej najbardziej nienawidzę. Za każdym razem staje przed tobą i zaczyna patrzeć ci się prosto w oczy tym swoim wzrokiem, jakby zaraz miała prześwietlić cię od wewnątrz, że sam rezygnujesz i dla świętego spokoju mówisz prawdę; żeby tylko w końcu przestała i dała ci święty spokój.
            
            Zayn‘s POV

            Spojrzałem na zegarek, który wskazywał osiemnastą. Teoretycznie powinienem zamykać już warsztat, ale nie mam pojęcia, co mógłbym robić w domu, więc jeszcze chwilę zostanę. Chłopaki już dawno zrezygnowali z siedzenia tutaj i upewniając się, że chcę zostać sam, wyszli. Westchnąłem ciężko, odrzucając na bok klucz i podszedłem do niewielkiego stolika, na którym stała przezroczysta, plastikowa butelka, wypełniona niebieską cieczą. Chwyciłem ją i wypiłem resztkę napoju energetyzującego, po czym zgniotłem i wyrzuciłem do stojącego obok śmietnika. Rozejrzałem się uważnie po całym pomieszczeniu.

            Zostało nam sporo samochodów do naprawy. Pomijając te, stojące na zewnątrz, w środku warsztatu znajduje się ich cztery. Nie mam pojęcia, kiedy uda nam się z nimi wszystkimi rozprawić. Szczerze powiedziawszy, to chciałbym przejść się na nielegalne wyścigi, ale najnormalniej w świecie nie mam na to czasu. Zawsze, kiedy wracam wieczorem do domu jestem tak wycieńczony, że nie marzę o niczym innym, jak prysznic, kolacja i moje wygodnie łóżko. A jak wszystkim wiadomo prowadzenie, kiedy nie kontroluje się nawet odruchów własnego ciała nie jest zbyt odpowiedzialne, szczególnie gdy wskazówka na liczniki wskazuje ponad dwieście kilometrów na godzinę. Nie mam zamiaru ryzykować.

            Wyszedłem na zewnątrz, kiedy zauważyłem samochód policyjny, zatrzymujący się przed wjazdem. Zdążyłem już przyzwyczaić się do tego, że co chwilę nawiedzały nas te imitacje mężczyzn w mundurach, ale za każdym razem wkurwiało mnie to tak samo. No bo ludzie, jak można przyjeżdżać raz w tygodniu do tego samego miejsca, kiedy gdzieś w innej części Londynu ktoś może ich potrzebować?! To jest wręcz niedorzeczne. Skrzyżowałem ręce na wysokości klatki piersiowej i oparłem się jednym ramieniem o framugę bramy wjazdowej. Mam nadzieję, że uda mi się ich szybko pozbyć, bo nie mam humoru, żeby się z nimi użerać.

- Dzień dobry, policja w Londynie. Mamy pozwolenie na przeszukanie całego tego budynku – jeden z facetów uśmiechnął się do mnie tryumfująco, na co ja jedynie podniosłem wysoko brew i odsunąłem się, wpuszczając ich do środka bez większych ceregieli. Nie mamy z chłopakami nic do ukrycia, więc niech sobie szukają.

            Sam natomiast wsunąłem się pod jeden z naprawianych przeze mnie samochodów i zacząłem robić to, co wcześniej przerwałem, żeby się napić. Nie mam zamiaru patrzeć na ich zakazane mordy. Jak dla mnie oni powinni w ogóle nie istnieć. Warknąłem zirytowany pod nosem, kiedy jeden z nich trącnął mnie czubkiem buta w ramię. Niech zabiera ode mnie te giry, bo mogę mu je powyrywać.

- Czyje to miejsce pracy? – zapytał, gdy tylko popatrzyłem na niego od dołu. Zmarszczyłem brwi, przekręcając głowę we wskazanym kierunku. Nie podoba mi się to.

- Louisa – burknąłem podejrzliwie, wracając do mierzenia go wzrokiem. – Coś się stało? – zapytałem po chwili milczenia.

- Zupełnie nic. Do widzenia – powiedział gładko, po czym oboje zniknęli mi z pola widzenia. Okej, to było cholernie dziwne. 

wtorek, 9 września 2014

Rozdział Szósty: "Sprawa warta zapamiętania." (II)

            Hostem's POV

            Pierdolę ich wszystkich i wszystko. Właśnie przykleiłam do drzwi karteczkę z napisem „gabinet nieczynny do końca przyszłego miesiąca”. Zostało mi trzy sprawy, a zaraz po nich półtora miesiąca opierdalania się, ile tylko wlezie. Mam ich wszystkich dość. Począwszy na ludziach, którzy popełniają zbrodnie - przez nich mam od chuja wafla roboty - przez ludzi, którzy są poszkodowani - jakby nie mogli bardziej uważać na to co robią i komu ufają – a kończąc na wszystkich, orzekających wyroki. Przecież oni sobie ze mnie najnormalniej kpią. Widziałam nagranie z rozprawy, kiedy Lottie i Alex występowały przeciwko sobie. Dały popalić temu półgłówkowi i dzięki temu on się zemścił na mnie dzisiejszego pięknego poranka. Czy to moja wina, że przyjaźnię się z tymi dwiema kretynkami?!

            Weszłam do swojego samochodu, zatrzaskując za sobą z całej siły drzwi, przez co kilku przechodniów podskoczyło wystraszonych. Niech mnie kurwa pozwą za narażenie ich życia! Mam dość, po prostu jestem tym wszystkim zmęczona i nie mam na nic siły. Uderzyłam kilkukrotnie głową w kierownicę, dziękując w duchu, że nie wsadziłam kluczyka wcześniej, bo klakson naprawdę mógłby kogoś przyprawić o zawał serca. Roztarłam obolałe miejsce i ruszyłam do domu.

            Nie rozumiem, dlaczego my się dalej ukrywamy. Przecież nie po to uciekałyśmy z Londynu, żeby robić coś, co byłoby naszym zajęciem bez tego. Muszę poważnie zastanowić się nad zakończeniem mojej beznadziejnej kariery i zająć się tym, co naprawdę kocham – nielegalnymi wyścigami. Powtórzę to po raz ostatni – nie po to spierdalałam kilka tysięcy kilometrów, żeby teraz pracować jak wół i robić coś, na co nie mam najmniejszej ochoty.

            Jestem pewna, że Lex, Lottie i Natalie są tego samego zdania, więc przekonanie ich w cale nie będzie takie trudne. Jak poradzimy sobie z policjantami? To oczywiste. Zupełnie ich zignorujemy i będziemy robić swoje. Nic u nas nie znajdą w domu, a jeśli chodzi o sporą ilość forsy na naszych kątach… No cóż, na wszystko znajdzie się jakieś wytłumaczenie, a w ściemnianiu najlepsza jest Stane, więc to ona zajmie się brudną robotą.

            Zaparkowałam na podjeździe, a kiedy tylko wyszłam z samochodu natychmiast trzasnęłam za sobą drzwiami. To jest więcej jak pewne, że której dzisiaj rozwalę. Weszłam szybkim krokiem do wnętrza domu, od razu zdejmując z siebie żakiet i szpili oraz odrzucając torbę gdzieś na bok. Wbiegłam po schodach do swojej garderoby, gdzie przebrałam się w luźne ubrania. Zeszłam do salonu, siadając obok Lex i krzyżując ręce. Ona i Allan, który jakimś cudem znalazł się w naszym domu, obrzucili mnie natychmiast zdziwionym spojrzeniem.

- Przeprowadzamy się do Nowego Yorku i to nie po to, żeby dalej kitrać dupy na każdym kroku, tylko żeby żyć tak jak nam się podoba – warknęłam, mierząc ścianę przede mną nienawistnym spojrzeniem. Alex natychmiast podskoczyła i rzuciła się na moją szyję, a Al załamał ramiona.

- Nie uważasz, że to lekka przesada? Dwa lata temu mówiłaś to samo, a wyszło jak wyszło – jęknął szatyn, przez co natychmiast popatrzyłyśmy na niego wściekłe, na co on spiął się w sobie.

- Teraz mamy więcej czasu, bo nikt nas nie nakrył, a ja naprawdę nie mam zamiaru tracić swojego cennego czasu na bogatych bufonów, którzy myślą, że cały świat jest podporządkowany tylko na ich skinienie palca – mruknęłam. Allan natychmiast westchnął cicho, po czym machnął na nas ręką i wyszedł z domu.

- Mówisz serio, czy tylko chciałaś go wkurwić? – zapytała blondynka natychmiast się ode mnie odsuwając. Nie zawsze moim celem jest doprowadzanie przyjaciół do szewskiej pasji. Doprawdy, myślałam że akurat ona zna mnie trochę lepiej.

- Oczywiście, że mówiłam poważnie. Ja naprawdę nie mam zamiaru dalej użerać się z nimi wszystkimi – usiadłam po turecku, włączając telewizor na jakimś kanale z wiadomościami.

            Stane miała jednak zupełnie inny plan. Podniosła się z siedzenia i poszła na górę, żeby po chwili wrócić z komputerem. Dobrze wiedziałam, co robi, ale nie odezwałam się nawet słowem. Jedynie co chwilę zerkałam na wyświetlacz, oglądając domy, które wybiera i dodaje im zakładki. Zabawę czas zacząć… Znowu.

            Louis‘s POV

- Nie ma za co, zapraszamy następnym razem – podałem sobie z jakimś kolesiem dłoń, a on sam po chwili wyjechał z warsztatu naprawionym samochodem. Nie, nie tylko laski oddają nam swoje wozy do naprawy. Jest naprawdę bardzo dużo chętnych, ale ostatnio większości musimy odmawiać. Nie chcemy wyrabiać niczego ponad normę, żeby pasja nie stała się przymusem, a cały czas pozostała przyjemnością.

- Zostało nam cztery samochody do naprawy na dziś. Tak naprawdę, to są one tylko do skończenia i możemy wybywać z powrotem do domu – Niall stanął obok mnie, wycierając dłonie w brudną szmatę, więc zbyt wiele mu to nie dało.

- Po jednym na głowę – mruknąłem bardziej do siebie. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Zrezygnowany wyciągnąłem go z kieszeni i odebrałem połączenie. Wiedziałem, że to nie Madi. Allan się mylił, ona już nigdy więcej nie odezwie się do mnie nawet słowem.

~ Kupę lat, Tomlinson – usłyszałem znajomy głos, a na mojej twarzy od razu pojawił się lekki uśmiech. Nie spodziewałem się, że to będzie jeszcze kiedykolwiek możliwe.

~ Jak nie więcej, Chutcherson – zaśmiałem się, a mój humor nagle się poprawił. W końcu nie codziennie można usłyszeć starego przyjaciela, który spierdalając przed policją nie zostawił po sobie znaku życia. Gliniarze dawno uznali go za zaginionego.

~ Słuchaj, mam dla ciebie ciekawą informację. Z niektórych źródeł wiem, że siostra ci niedawno uciekła – otworzyłem szeroko oczy. Tam, gdzie jest Charlotte znajduje się również Madeleine. Mógłbym odzyskać je obie za jednym razem.

~ Jeżeli cokolwiek wiesz, to błagam, powiedz mi coś na jej temat – powiedziałem cicho, wychodząc na zewnątrz, żeby móc zapalić. Ukucnąłem, wyciągając fajki i odpalając jedną.

~ Wiedzie jej się całkiem dobrze i język też jej się wyostrzył – rozbawienie w głosie Davida było aż nadto wyczuwalne. Ej no! Ja się tu zamartwiam, a jego to śmieszy.

~ Dav proszę cię. Nie widziałem jej od dwóch lat. Też masz młodszą siostrę. Jak myślisz, jak ja się teraz czuję? – warknąłem ciut za ostro, ale nie panowałem nad sobą.

~ Wpisz sobie w wyszukiwarce Elena Adams i nie zwracaj uwagi na kolor włosów. Słaba przykrywka – powiedział gładko, a ja dałbym sobie rękę uciąć, że właśnie wzruszył ramionami.

~ Stary, zadzwoń jeszcze kiedyś – powiedziałem po chwili zupełnej ciszy. Usłyszałem po raz kolejny cichy śmiech znajomego.

~ Wyczekuj.

Hostem's POV

Siedzimy aktualnie we cztery i zastanawiamy się, jak ma wyglądać nasz nowy dom. Oczywiście każda ma co do tego inną wizję i próbujemy już od trzech godzin jakoś je pogodzić. Nie powiem, za dobrze to nam to nie wychodzi, ale jesteśmy coraz bliżej kompromisu. Owszem, cuda również czasami się zdarzają i to nawet u nas. Jestem jednak w stu procentach pewna, że tym razem nie pójdzie nam tak łatwo. Dwa lata temu to Allan wybierał dom, więc nie było z tym najmniejszego kłopotu, ale teraz on nie popiera naszego pomysłu, więc nawet pewnie nie zamierza nam w niczym pomagać. No cóż, jego strata. On i tak będzie robił to, co my mu powiemy i zamieszka tam, gdzie my wybierzemy. W końcu od czego ma się przyjaciół?

- Jestem za tym! – usłyszałam pisk Lex, więc wróciłam wzrokiem do komputera. Przechyliłam głowę, przyglądając się uważnie obrazkowi na ekranie laptopa. Nie powiem, żeby mi się nie podobało, ale…

- Alex, na pewno nie uważasz, jest go trochę za dużo – zmarszczyłam czoło, starając się skupić w myślach wszystkie argumenty za i przeciw. Sorex nie jest prostym negocjatorem. – Nie zrozum mnie źle – powiedziałam, zanim z jej ust zdążyło wydobyć się jakiekolwiek słowo. Po chwili kontynuowałam. – Owszem, ja również uwielbiam pławić się w luksusach, ale bez przesady. Myślę, że trochę mniejsza działka nam wystarczy i będziemy czuć się w niej tak samo dobrze, jak w tej ogromnej – zakończyłam i wzięłam głęboki oddech. Nawet nie wiem, w którym momencie go wstrzymałam.

- Nie, ja zdecydowanie potrzebuję takiej willi do pełnego szczęścia i ty nie jesteś w stanie zmienić mojego zdania na ten temat. Wiesz jaki to ma zajebisty garaż?! W końcu mogłybyśmy nie zostawiać Allanowi na przetrzymanie części samochodów, dzięki czemu miałybyśmy na nie wszystkie oko i w razie jakiegoś szybkiego wyścigu nie trzeba by było się zastanawiać, jak dojechać na miejsce i po drodze jeszcze do Ala – Stane podniosła się z podłogi na równe nogi i zaczęła wymachiwać rękoma na wszystkie strony. Westchnęłam ciężko, podnosząc obie ręce w geście kapitulacji. Zdecydowanie przeciągnęła mnie na swoją stronę tym jednym, jedynym argumentem.

- To jak, mamy się już zacząć pakować, czy jeszcze nie? – zapytała cicho Charlotte, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. Zdążyłam zauważyć, że jak dla niej, my we trzy działamy zdecydowanie zbyt pochopnie. Ona wolałaby wszystko przemyśleć, żeby mieć pełną kontrolę nad daną sytuacją. My działamy tak na dobrą sprawę impulsywnie, według tego, co akurat podpowiada nam moment.

- Lottie. Wiesz, że nie musisz się z nami przenosić. Jeśli chcesz, to możemy podrzucić cię do Londynu, do Louisa – powiedziała cicho Natalie, kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny. Blondynka natychmiast pokiwała energicznie głową, wprawiając w falowanie swoje długie, jasne włosy. Szczerze powiedziawszy, zazdrościłam ich jej.

- Chcę z wami jechać. Nie po to wyrwałam się z Anglii, żeby teraz stchórzyć i po prostu zrezygnować z życia, jakie mi pokazałyście. Pomimo tego, że cały czas pracowałyśmy, to i tak zaczęło się coś w nim dziać. No i chciałam spróbować czegoś jeszcze innego, niż do tej pory – powiedziała niepewnie Tomlinson, zamykając nam wszystkim buzie. Po dłuższym przemyśleniu… Miała rację. Po coś zgodziła się z nami jechać.

- W takim razie Lex kupujesz dom, a potem idziemy na imprezę, jako my. Te prawdziwe - uśmiechnęłam się do siebie tym specjalnym, wrednym uśmiechem. Niech słoneczne Rio de Janeiro i cała Brazylia zapamiętają nas na zawsze.

            Louis‘s POV

            Jakieś pięć minut temu skończyłem brać prysznic, więc aktualnie mam na sobie same bokserki i jakieś sportowe spodenki, które służą mi jako dół od piżamy. Nie chce mi się dzisiaj dosłownie nic robić. Właśnie dlatego udałem się prosto do lodówki, z której wyjąłem puszkę swojego ulubionego piwa i poszedłem z nim do salonu, gdzie rozwaliłem się na kanapie. Chwyciłem pilota, leżącego na szczęście obok mnie i włączyłem telewizor, zaczynając szukać jakiegoś meczu, wartego mojej uwagi. Już za niedługo zaczynają się Mistrzostwa Świata, więc i tak nie mogę liczyć na nic lepszego, niż powtórka. Cholerny świat.

            Zatrzymałem się na kanale, gdzie pokazywali tegoroczny finał Ligi Mistrzów i otworzyłem puszkę, od razu pociągając z niej spory łyk. Właśnie tego było mi potrzeba. Chociaż chwili spokoju i całkowitego wytchnienia. Nie mam zamiaru przepracować całego życia, tak jak robią to co poniektórzy. Z nielegalnych wyścigów, na które oczywiście w dalszym ciągu uczęszczamy i warsztatu mamy wystarczająco dużo forsy na to, żeby żyć tak, jak nam się żywnie podoba. Równie dobrze moglibyśmy skończyć naszą działalność, ale dwa lata, to zdecydowanie zbyt krótki okres czasu, żeby zapomnieć. Szczególnie teraz, kiedy te wredne zołzy postanowiły dać jakikolwiek znak, że żyją. Jak tak teraz na to patrzę, to powinny siedzieć cicho. Już zaczynaliśmy normalnie funkcjonować, ale te trzy laski jak zawsze musiały wszystko zepsuć. Nie obwiniam Charlotte, bo po pierwsze to moja siostra, a po drugie to moja młodsza siostra.

            Teraz żałuję, że pozwoliłem Zaynowi ścigać się z Hostem. Zdecydowanie łatwiej byłoby, gdybyśmy nigdy nie stanęli na ich drodze. Przecież taj naprawdę sami prosiliśmy się o to, żeby nam w sprawach namieszały. I teraz utknęliśmy w tak zwanej czarnej dupie. Niall chodzi przygnębiony, bo opierdolił Mygale i ta obiecała, że więcej do niego nie zadzwoni. Co prawda Liam zdołał zidentyfikować miejsce, z którego dzwoniła, ale jakaś cholerna puszcza na obrzeżach Rio to raczej nie jest ich dom. Zayn nie ma humoru, ponieważ Sorex go totalnie olała i nie zanosi się na to, żeby chciała się do niego odezwać. A ja… To już w ogóle szkoda gadać. Za jednym zamachem udało mi się zniechęcić ich dwie. Jest zajebiście, jak cholera. Kurwa.

            Hostem's POV

            Weszłam do garderoby i zaczęłam ją uważnie przeszukiwać. Nie wiem, co mogłabym na siebie założyć i po raz pierwszy w życiu mam taki problem. Już wiem, jak czuje się w takich momentach Alex i szczerze powiedziawszy nie widzę w tym nic zabawnego. W końcu jednak założyłam na siebie czarną, mocno pomarszczoną sukienkę i tego samego koloru, cholernie wysokie szpilki. Pewnie po dziesięciu minutach zaczną mnie stopy boleć tak, że nie będę w stanie się poruszać, ale czego nie robi się, żeby cię zapamiętali. No właśnie…

            Wyszłam do swojego pokoju, gdzie stanęłam przed lusterkiem i zaczęłam układać sobie włosy. W końcu i tak skończyło się na tym, że zostawiłam je w świętym spokoju, wolno spływające po moich ramionach. Nienawidzę ich za to, że tak naprawdę nie da się nic z nimi zrobić. Chociaż uwielbiam w nich to, że nie trzeba nic specjalnego, żeby rano były dobrze ułożone. Dwa w jednym.

            Zeszłam na dół, wkładając sobie do niewielkiej torebki telefon i portfel. Nigdy nic nie wiadomo, ale jestem na sto procent pewna, że dziewczyny upiją się jak jakieś małolaty i nie dadzą rady wrócić samodzielnie do domu. Przecież jeśli dowleką się do taksówki, to będzie cud nad cudy, jeszcze lepszy niż ten z wybieraniem domu.

- Ja nie prowadzę – rzuciłam od razu, kiedy tylko znalazłam się w największym pomieszczeniu całego domu. Dziewczyny popatrzyły na mnie, jak na jakąś kretynkę. Wzruszyłam ramionami, domyślając się, że już zamówiły naszą ukochaną „karocę”. Nie ma to, jak mieć domyślne przyjaciółki.

            Wyszłyśmy przed dom, kiedy tylko dało się stamtąd usłyszeć trąbienie samochodu i od razu wpakowałyśmy się do żółtego pojazdu. Droga na miejsce nie zajęła nam więcej, niż dziesięć minut. To aż dziwne, że samochodów było tak mało na drodze, ale ja jakoś nie narzekam. Weszłyśmy do środka. Zabawę czas zacząć.

            Louis‘s POV

            Wyjrzałem przez okno, za którym tak naprawdę nic już nie było widać. Zmarszczyłem brwi, przypominając sobie, że miałem sprawdzić jakąś Elenę Adams, o której nigdy wcześniej nie słyszałem. Postanowiłem jednak zaufać staremu przyjacielowi i poszedłem do swojego pokoju po laptopa. Wpisałem hasło w wyszukiwarce i zacząłem przeglądać zdjęcia. Z każdym następnym obrazkiem moje oczy otwierały się coraz szerzej. O kurwa jego mać.

_____________

wtorek, 2 września 2014

Rozdział Piąty: "Nie, ja w cale nie tęsknię." (II)

            Sorex's POV

            Leżałam na łóżku w swoim pokoju i bezsensownie wgapiałam się w biały sufit. Gdzieś koło mojej głowy znajdowała się otwarta w połowie książka, którą usiłowałam czytać, ale i tak nic nie rozumiałam. Przyłapałam się również na tym, że jedno zdanie czytałam kilkukrotnie, a i tak nic z tego nie zostawało mi w głowie. Zrezygnowałam więc, po wielu, nieudanych próbach zrozumienia tego, co właśnie robię.

            Zamknęłam oczy, przywołując w umyśle obraz mężczyzny, który został dzisiaj skazany na więzienie. Po raz pierwszy w życiu aż tak komuś współczułam. Szczerze powiedziawszy, to niedawno uświadomiłam sobie, że on tak naprawdę nie zasługiwał na żadną karę, a Lottie miała stu procentową rację. Nawet moja klientka zdążyła to zauważyć. Podniosłam się do siadu z cichym westchnieniem i wyjrzałam za okno, gdzie nie dało się zupełnie nic zobaczyć. Na całej dzielnicy mieliśmy spięcie i żadna lampa się nie świeci.

            Z tego, co słyszałam, to zarówno Natalie, jak i Madeleine z Charlotte próbowały porozmawiać z chłopakami, ale sądząc po ich wisielczych humorach, to nie za bardzo im się to udało. Może czas na mnie, żeby zadzwonić do Londynu i pomęczyć trochę Malika? Zdecydowanie za dużo miał spokoju. Pewnie przeleciał już nie jedną dziwkę od momentu, w którym my wyleciałyśmy z Wielkiej Brytanii i przydałoby się go za to mocno zjechać.

            Wstałam z łóżka, po czym podeszłam do szafy i wygrzebałam z niej pierwsze lepsze ubrania, w których nikt mnie nie rozpozna, a nie będę musiała zakładać
peruki, której wręcz nienawidzę, a włosów przefarbować sobie nie dam. Nie mam zamiaru nigdzie teraz jechać na motorze, bo jest zdecydowanie za późno na takie uprzykrzanie sobie życia. To, że zadzwonię z Rio nie znaczy, że od razu nas znajdą.

            Zeszłam po cichu ze schodów i wyszłam z domu, zamykając za sobą od razu drzwi, po czym skierowałam się do centrum miasta. Nie mamy od nas do niego daleko, tylko jakieś piętnaście minut drogi spacerem, a takowy właśnie mi się przyda.

            Po wcześniej wspomnianym przeze mnie czasie, byłam już na miejscu. Odnalazłam wzrokiem jedną z pustych ławek, które w dzień nie mogą opędzić się od zmęczonych przechodniów i usiadłam na niej po turecku, ówcześnie zrzucając ze stóp japonki. Wygrzebałam z torebki telefon, po czym odrzuciłam ją na bok. Znalazłam w kontaktach numer do Zayn ‘a. Teraz przyszedł czas na wątpliwości, które trzymały się mnie przez całą drogę do tego miejsca.

            Może lepiej dać sobie na wstrzymanie i zaoferować Malikowi tym samym święty spokój. Przecież on może nie chcieć ze mną rozmawiać, a ja nie mam zamiaru chodzić po całym mieszkaniu jak duch, jak to było w przypadku dziewczyn. Chociaż z drugiej strony… Przecież istnieje spore prawdopodobieństwo, że chłopak czeka na jakikolwiek sygnał ode mnie, że jeszcze żyję i nie mam zamiaru w najbliższym czasie umierać. No, ale sądząc po ostatnich słowach, jakie od niego usłyszałam, to on raczej nie chce mnie znać.

            Zablokowałam telefon i schowałam go z powrotem do torebki. Jeszcze nie teraz. To nie jest odpowiedni moment na wracanie do tego, co było. Dwa lata, to zdecydowanie zbyt krótki okres czasu, jaki mogłam dać sobie i jemu na jakiekolwiek przemyślenia, więc jeszcze poczekam. Nie chcę się zawieść.

            Zayn‘s POV

            Nachyliłem się nad umywalką w swojej łazience i kilkukrotnie ochlapałem twarz zimną wodą, żeby spróbować się jakoś rozbudzić. Po tym, jak Niall miał wypadek i odtransportowaliśmy go do Allana na warsztat, poszliśmy z Louisem na imprezę, bo blondas nie miał na to najmniejszej ochoty. Nie rozumiem go tak swoją drogą. Na jego miejscu najebałbym się w trzy dupy, żeby chociaż przez chwilę nie myśleć o tym, jakim jestem kretynem.

            Ale zostawiając Horana w świętym spokoju. Pomimo tego, że impreza była dwa dni temu, to kac dalej mnie trzyma. Ciekawy jestem, jak tam z Tomlinsonem, bo szczerze mówiąc, jeśli lepie, to własnoręcznie go zabiję. Podniosłem głowę i przejechałem dłońmi po, w dalszym ciągu, zaspanej twarzy. Jakby tego było mało, to pewnie będę musiał użerać się z laską od Opla, bo przecież jakby mogło być inaczej. Jedno mogę jej obiecać. Jeśli zacznie mnie podrywać – wywalę ją za drzwi.

            Nie zwracając uwagi na fakt, że jestem w samych bokserkach, zszedłem do kuchni, gdzie od razu wyjąłem z lodówki butelkę wody niegazowanej i wciągnąłem na raz pół butelki. Odwróciłem się niechętnie w kierunku stołu, słysząc głośne odchrząknięcie. Otworzyłem szeroko oczy, widząc półnagą blondynkę, siedzącą na jednym z krzeseł.

- Cześć przystojniaku – mrugnęła do mnie kokieteryjnie, a ja od razu zacząłem cofać się w kierunku wyjścia. Nie mam pojęcia, jak ona się tutaj dostała, ale na pewno nie przy pomocy Louisa. Wczoraj cały dzień nigdzie nie wychodziliśmy.

- Jeżeli zaraz stąd nie wyjdziesz dobrowolnie, to sam cię wyprowadzę – warknąłem mało uprzejmie, idąc w kierunku drzwi wyjściowych. Mało obchodziło mnie to, że jest dziewczyną. Dlaczego ja mam ją szanować, skoro nawet sama tego nie robi?

- No przestań. Przecież wiem jak bardzo chcesz, żebym została – przygryzła dolną wargę, a ja zacząłem się modlić w duchu, żeby tym razem Niall nie zignorował budzika, który właśnie zaczął dzwonić na całe pierwsze piętro.

- Nie, w cale nie chcę. Znajdź sobie jakiegoś innego frajera, który od razu wskoczy ci do łóżka – mruknąłem i już miałem otworzyć przed nią drzwi, ale w ostatnim momencie przywarła ustami do moich.

            Całowanie jej było najmniej przyjemnym zajęciem, jakiego do tej pory mogłem doświadczyć. Już na samym początku wepchnęła mi język do gardła i zaczęła nim penetrować całe moje usta. Spróbowałem ją od siebie odepchnąć, ale moje starania spełzły na niczym, bo była do mnie przyklejona, jak rzep do psiego ogona. Powstrzymałem odruch wymiotny, kiedy tylko poczułem słodki zapach perfum blondynki. Jezu, jak takie coś można było w ogóle wyprodukować?

- Zayn, nie wiem czy zauważyłeś, ale nie znajdujemy się w twojej sypialni, tylko na środku naszego korytarza – moje oczy szeroko się otworzyły, kiedy tylko usłyszałem głos Liama, stojącego na schodach. Zacząłem wykonywać dziwne ruchy rękami, wskazujące na dziewczynę, co miało oznaczać, żeby pomógł mi ją ode mnie oderwać. Chyba załapał, bo po kilku sekundach mogłem normalnie oddychać.

- Nigdy więcej tego nie rób – warknąłem w kierunku blondyny, usiłującej wyrwać się Payne ‘owi z mocnego uścisku. W końcu mocno go podrapała, co poskutkowało natychmiast i już miała zamiar rzucić się z powrotem na mnie, ale w ostatnim momencie otworzyłem drzwi, dzięki czemu wylądowała na podwórku.

- Myślałem, że stać cię na kogoś lepszego, niż Amanda Parker – Li podniósł wysoko jedną brew, uważnie mi się przyglądając. Spiorunowałem go spojrzeniem, przez co podniósł obie ręce do góry w obronnym geście.

- Stary, ja nawet nie wiem, skąd ona się wzięła w środku. Jak zszedłem do kuchni, żeby się napić, to już tam siedziała i czekała – mruknąłem, kierując się na schody. Muszę jak najszybciej pozbyć się ohydnie czerwonej szminki z twarzy.

            Przyjaciel nic już nie odpowiedział, dzięki czemu mogłem w spokoju pójść do swojego pokoju, żeby przygotować się do kolejnego dnia pracy i dalszego użerania się z naszymi „fankami”, których przybywa w zastraszająco szybkim tempie.

            Sorex's POV

            Weszłam do budynku, w którym znajduje się moje biuro i skierowałam się od razu do kawiarni, żeby zamówić sobie mocną kawę. Wczoraj prawie całą noc spędziłam na tej cholernej ławce w parku i zastanawiałam się, czy na pewno powinnam zadzwonić do niego i spróbować porozmawiać. W końcu jednak zrezygnowałam i stwierdziłam, że takich spraw nie powinno załatwiać się na telefon.

- To co zawsze – uśmiechnęłam się uprzejmie do dziewczyny mniej więcej w moim wieku która stała za ladą. Ona odpowiedziała mi tym samym i po chwili zaczęła przygotowywać moje zamówienie.

            Szczerze powiedziawszy, mogę stwierdzić, że ją lubię i da się z nią normalnie porozmawiać. Jakoś nigdy nie usłyszałam od niej, ani nie wywnioskowałam po jej zachowaniu, że nie lubić tutaj pracować. Zawsze odpowiadała wszystkim, którzy próbowali do niej zagadać, a natrętów spławiała jednym zdaniem.

            Odebrałam swoje zamówienie i skierowałam się prosto do swojego gabinetu na siódmym piętrze. Oczywiście oszczędziłam sobie wchodzenia po schodach i po prostu skorzystałam z windy, dzięki czemu na samą górę nie dotarłam spocona i zziajana. Mimo wszystko, nienawidzę tego.

            Dzień w pracy dłużył mi się niemiłosiernie. Dziś nie odbyła się żadna sprawa sądowa z moim udziałem, aczkolwiek miałam dużo spotkań z klientami. Musiałam niektórym wytłumaczyć, co nie było w cale takie proste, że nie za każde przestępstwo można od razu żądać kary dożywotniego pozbawienia wolności. Ja rozumiem, niektórzy stracili cały swój dobytek i są zrozpaczeni, ale ja naprawdę nie mogę za bardzo ignorować kodeksów. Totalna masakra.

~*~

            Weszłam zmęczona do domu, od razu rzucając torebką gdzieś na bok i zdejmując cholerne szpilki. Nie mam zamiaru się w nich dłużej katować. Wolnym krokiem skierowałam się do kuchni, gdzie wypiłam prawie całą butelkę soku pomarańczowego. Dzisiejszy upał był wyjątkowo gorący, w porównaniu do poprzednich dni. Na szczęście nasza gosposia nie wyłączyła żadnego wiatraka, ani klimatyzacji, dzięki czemu mamy w środku przyjemny chłód.

- Dłużej nie dało się tam siedzieć? – podskoczyłam, kiedy w pomieszczeniu nagle pojawił się Allan z szerokim uśmiechem na twarzy. Popukałam się kilkukrotnie w czoło, co miało oznaczać, że jest skończonym kretynem i poszłam do salonu, od razu siadając na kanapie.

- Jak było w Londynie? – rzuciłam luźno, odchylając się do tyłu i zamykając oczy. Jeszcze chwila i usnę, nie wypełniając żadnego papierka, przez co będę miała więcej pracy na jutro. Chyba powinnam rozbić sobie namiot w korytarzu biurowca.

- Nie byłem w Anglii – zaprzeczył od razu przyjaciel, na co ja zaśmiałam się głośno, nie zmieniając pozycji. On chyba naprawdę uważa mnie za głupią. A przecież gdyby tak było, nie ukrywałabym się tyle czasu.

- Natalie, Madeleine i Charlotte możesz sobie wkręcać, ale mnie nie da się tak łatwo oszukać, więc nawet nie próbuj. Jestem inteligentniejsza od nich – wzruszyłam ramionami, zakładając nogę na nogę. Od jakiegoś czasu tylko ta pozycja jest dla mnie wygodna.

- No dobra. Louis jest załamany i od dwóch lat nic nie robi, tylko chodzi na dziwki, Niall jest załamany po ostatniej rozmowie z Natalie, a dotąd jakoś się trzymał, Liam próbuje ich wszystkich ogarnąć – wyrzucał z siebie każde słowo z prędkością karabinu maszynowego, jakby bał się, że w salonie zaraz pojawią się dziewczyny i usłyszą to, o czym rozmawiamy. W sumie, to nawet mu się nie dziwię.

- A ten ostatni? – zapytałam po chwili ciszy, siadając prosto i patrząc prosto na Allana. On zawahał się, ale mówił dalej.

- Z nim jest najdziwniej. Nie płacze, je, pracuje, funkcjonuje normalnie, ale Li mówi, że to jednak nie ten sam Zayn, którego znał kilka lat temu – zmarszczyłam brwi, spuszczając głowę i zastanawiając się przez chwilę. Czyli jednak mu zależy i interesuje się tym, co się u mnie dzieje? Muszę się przekonać.

- Następnym razem lecę razem z tobą – powiedziałam twardo, patrząc przyjacielowi prosto w oczy. On od razu zaczął machać głową i rękami.

- Nie wiem, czy to aby na pewno jest dobry pomysł. Może jednak nie powinnaś się tam jeszcze pokazywać – westchnęłam cicho, przewracając oczami, a chłopak od razu wiedział, że jest na straconej pozycji.