poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział Trzeci: "Poznaj swoją Hostem."

"Mądra kobieta ma miliony naturalnych wrogów: wszystkich głupich mężczyzn."
~ Marie von Ebner - Eschenbach

~*~

     Kiedy tylko drzwi się za mną zamknęły zaczęłam krzyczeć na całe gardło. Jakoś musiałam wyładować swoją złość, a lepiej, żebym nie robiła tego na jakichś przedmiotach, albo innych, żywych do czasu mojego ataku, ludziach. W kilka sekund przede mną pojawiły się dziewczyny z przerażeniem dobrze widocznym na twarzach. Ja jednak nie przerywałam wcześniej rozpoczętej czynności, z tą różnicą, że teraz byłam pochylona do przodu, moje oczy zamknięte, a ręce wyciągnięte do tyłu. W pewnym momencie Lex podeszła do mnie i wsadziła do buzi kanapkę, którą wcześniej trzymała w dłoniach. Popatrzyłam na nią z mordem w oczach.

- Nie drzyj japy, bo sąsiedzi przyjdą – mruknęła blondynka pod nosem. Wyjęłam jedzenie z ust i oddałam obrzydzonej tym widokiem Nat, po czym skierowałam się do salonu, gdzie usiadłam na skórzanej, białej kanapie.

- Frajer, idiota, kutas, chuj, debil, dziwkarz, sukinsyn, kretyn, pedał, męska imitacja, pojebaniec, dziad… - pewnie wymieniałabym tak dalej, ale w słowo weszła mi Alexandra, która chyba naprawdę bardzo chce być obiektem, na którym wyładuję resztę mojej złości. Ja nie narzeka, może nawet zdoła się jakoś obronić.

- Zamknij się i słuchaj – powiedziała, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy. No tak, bo jak ja jestem wściekła, to jest zabawnie. – Allan dzwonił do mnie i powiedział, że mamy zaproszenie na imprezę do Tomlinsona z okazji wygrania jutrzejszych wyścigów przez tego całego Zayna. – zakończyła, a ja myślałam, że gały wyjdą mi z oczodołów.

- Jak ja go nienawidzę! – krzyknęłam, zakrywając twarz ozdobną poduszką, leżącą obok mnie. Zaczęłam w nią z całej siły piszczeć. Dlaczego to do jasnej cholery nie pomaga?!

- Dobra, co ten frajer ci zrobił? – czy ja wyczuwam rozbawienie? Ugh! Nic nie będę mówić na ten temat! Pokręciłam przecząco głową, dając tym samym do zrozumienia, że się nie odezwę.

      I właśnie wtedy naszły mnie pewne przemyślenia. Jeżeli nie pójdziemy na tą imprezę, to wyjdziemy na kompletnych tchórzów, którzy boją się panicznie przegranej. Przecież ja muszę pokazywać wszystkim dookoła, że jestem pewna swojego zwycięstwa, bo jestem dziewczyną, a co za tym idzie – chłopaki mogą pomyśleć, że również bezbronna. Zacisnęłam palce na poduszce. Hostem nie była, nie jest i nigdy nie będzie bezbronna! Odrzuciłam przedmiot na bok i podniosłam się z kanapy, po czym skierowałam swoje kroki w kierunku mojej sypialni. Odwróciłam się na chwilę do zdezorientowanych dziewczyn i posłałam im szeroki uśmiech.

- No co tak siedzicie? Ruchy, ruchy! Wbijamy na tą imprezę, żeby jakieś kompletne dno nie wyszło! – zaczęłam klaskać w dłonie. Widziałam, że nie rozumieją, dlaczego zgodziłam się na to wyjście bez większych problemów. Jestem jednak w stu procentach pewna, że same do tego dojdą – to mądre dziewczynki.

       Stanęłam niechętnie przed szafą i zaczęłam przeglądać wszystkie kiecki, które się w niej znajdują. Nie mam ich za dużo, ale zdecydowana większość nadaje się na imprezę do kogoś takiego, jak Tomlinson. Westchnęłam zrezygnowana, wyjmując czarną i krótką, która zawsze ledwo co zakrywała mój tyłek. Z każdą chwilą coraz bardziej przekonywałam się, że ja w cale nie chcę tam iść, ale tytuł zobowiązuje. Ugh! Zdecydowanie łatwiej byłoby, gdybym urodziła się chłopakiem. Chwyciłam kieckę w obie dłonie i udałam się w kierunku łazienki.

       Dwie godziny później wszystkie byłyśmy już gotowe. Jest dziewiętnasta, a impreza zaczyna się o dwudziestej. Oglądamy w „skupieniu” jakąś komedię. Aktorzy w niej grający już dawno powinni zastanowić się nad zmianą zawodu. Niechętnie podniosłam się z kanapy i powędrowałam w kierunku pokoju. Kiedy byłam już na miejscu założyłam czerwone szpilki i biżuterię. Mówiłam już, jak strasznie nie chce mi się tam iść? Chwyciłam telefon, który włożyłam sobie z prawej strony za stanik. Już nie raz tak robiłam i za każdym razem nikt się nie zorientował, że kiecka mi odstaje. No cóż, to i tak nie ich sprawa. Wyjrzałam przez okno. Właśnie przyjechała taksówka. Masakra do potęgi entej.

        Zapłaciłam niemiłemu, narzekającemu taksówkarzowi i od razu udałyśmy się w stronę ogródka. Muzykę było słychać już stamtąd. No, ale przecież wszyscy muszą wiedzieć, że wielki Tommo organizuje imprezę i żałować, że ich nie zaprosił. Chociaż w sumie, wszystkie drzwi i furtka są otwarte, więc nawet ktoś nieproszony może wejść i na pewno nikt by tego nie zauważył. Odwróciłam się na chwilę, żeby zobaczyć, czy dziewczyny jeszcze za mną idą. No cóż, przynajmniej one się cieszą. Kiedy ich nie zauważyłam westchnęłam głośno i ruszyłam z podniesioną głową w kierunku wejścia.

         Gdy przekroczyłam próg od razu uderzył we mnie smród spoconych ciał, wymieszany z alkoholem. Blee … Z podniesioną głową, przyciągając nie jedno, zdziwione spojrzenie, udałam się w kierunku prowizorycznego baru, za którym urzędował szeroko uśmiechnięty chłopak. No oko miał około dwudziestu lat. Wymusiłam na twarzy uśmiech i zamówiłam najmocniejszy drink, jaki potrafi zrobić. Sama natomiast odwróciłam się tyłem i oparłam o blat, obserwując to, co się dzieje. Dostrzegłam gdzieś pod ścianą Alex, które leciała w ślinkę z jakimś kolesiem, a na środku tańczyła Nat. Dookoła niej znajdowała się już całkiem spora grupka adoratorów. Zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam głową z dezaprobatą. Frajerzy myślą, że mogą liczyć na cokolwiek więcej. Oprócz dziewczyn zauważyłam w tłumie kilku znajomych z uczelni. Nikt mnie nie poznał. To właśnie świadczy o inteligencji ludzi, żyjących w dwudziestym pierwszym wieku. Wystarczy ubrać się w „grzeczniejsze” ciuchy, założyć okulary i już jesteś postrzegany jako zupełnie ktoś inny.

         Odebrałam moje zamówienie, którym był jakiś niebieski alkohol (nie znam się; od tego specjalistką jest Mygale), po czym od razu wypiłam pół zawartości szklanki. Nie, nie mam zamiaru się upijać, ale na trzeźwo też nie przetrwam tutaj za długo. Poczułam, jak ktoś kładzie dłoń na moim lewym ramieniu, więc niechętnie odwróciłam się w tamta stronę. Za mną stał Tomlinson i Mulat, którego miałam nieprzyjemność poznać. Popatrzyłam na nich wyczekująco.

- Czyli jednak pokazałaś się na imprezie z okazji swojej przegranej – powiedział zadziornie Tommo, a ja od razu odwróciłam głowę z powrotem w kierunku tańczących ludzi, bo mogłabym go zabić. I tym razem nie powstrzymałaby mnie przed tym naganna reputacja, z czego czerpię niesamowitą przyjemność.

- Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, Tomlinson – odpowiedziałam ostro, biorąc łyk niebieskiej cieczy. Oblizałam wargi. Całkiem dobre jest to coś. Na pewno zamówię jeszcze jedno, albo dwa... A może nawet kilka.

- Jesteś dobra, ale nie na tyle, żeby pokonać Zayna. – kontynuował, wskazując palcem na Mulata, stojącego za nim. On chyba na prawdę chce, żeby jego głowa za chwilę miała bliższe spotkanie z jedną ze ścian. Z resztą po co niszczyć farbę? Na pewno była droga. Lepiej rzucić nim o jeszcze droższą, drewnianą podłogę, aby więcej wykosztował się na jej naprawę.

- Wiesz co, Tommo. W jednym się zgadzamy. Ja  nie jestem dobra, tylko najlepsza – powiedziałam, odwracając się do niego przodem. Powstrzymałam w sobie chęć wylania mu na włosy napoju, który cały czas trzymam w ręce. Był za dobry. – I właśnie dlatego wygram – dodałam, patrząc prosto w oczy chłopaka. Żeby pokazać jak bardzo jestem na niego zła zmrużyłam oczy i wbiłam mu paznokieć w klatkę piersiową.

       Odwróciłam się, zarzucając włosami tak, żeby uderzyły go w twarz i skierowałam swoje kroki do Charlotte, która siedziała sama na kanapie, miażdżąc wzrokiem każdego faceta, który tylko się do niej odezwał. Chyba nie chciała przebywać na tej imprezie. Nie zdziwiłabym się, gdyby została do tego zmuszona. Usiadłam obok znajomej, a ona, jakby czując uginanie się przedmiotu pod moim ciężarem, natychmiast na mnie popatrzyła. Posłałam jej delikatny uśmiech, który natychmiast odwzajemniła, a zaraz potem wróciła do zabijania swojego brata spojrzeniem. Zagryzłam dolną wargę. Moja podświadomość od jakiegoś czasu podpowiada mi, że powinnam powiedzieć Char prawdę na temat mój i dziewczyn. Oczywiście rozmawiałam o tym z nimi. Są takiego samego zdania, jak ja. Odszukałam wzrokiem Mygale – ona jest z nas trzech najmądrzejsza i najbardziej odpowiedzialna. Złapałam z nią kontakt wzrokowy, wskazując niepewnie na blondynkę, siedząca obok mnie. Przytaknęła, że mam to zrobić, po czym od razu wróciła do tańczenia. Wzięłam głęboki oddech, po czym szturchnęłam moją towarzyszkę. Popatrzyła na mnie pytająco.

- To ja, Madeleine – powiedziałam na tyle cicho, żeby tylko ona mnie usłyszała. Jej oczy od razu powiększyły się do rozmiarów pięciozłotówki i zaczęły uważnie mnie obserwować. Rozejrzałam się dookoła z grymasem na twarzy, co miało oznaczać, że kręci się tutaj za dużo ludzi. Dziewczyna natychmiast podniosła się i, łapiąc mnie za nadgarstek, skierowała swoje kroki na sporych rozmiarów schody.

          Weszłyśmy po nich do góry, a później przeszłyśmy cały korytarz, dochodząc do drewnianych drzwi. Charlotte wyjęła ze stanika kluczyk, po czym otworzyła zamek i pchnęła przedmiot, gestem ręki zapraszając mnie do środka. Nie powiem, dość pomysłowy sposób na pilnowanie swojego królestwa. A tak poza tym staniki górą. Bo co niby można przetrzymywać w gaciach oprócz członka? No właśnie - nic, a biustonosz przydaje się do przetrzymywania wielu różnych drobiazgów. Pewnym siebie krokiem weszłam do środka, a kiedy tylko światło się zapaliło moim oczom ukazał się pokaźnych rozmiarów pokój z jasno - oliwkowymi ścianami. Na wprost od wejścia stało duże, dwuosobowe łóżko z mocno żółtą pościelą. Nad nim wisiał obraz z żonkilem w tym samym odcieniu. Po lewej stronie znajdowało się duże, balkonowe okno z firankami koloru kwiatu z malowidła. W miejscu, gdzie parapet znajdował się wyżej został postawiony mocno zielony, okrągły fotel. Natomiast z prawej strony znajdowało się biurko z ciemnego drewna, a nad nim półka wykonana z tego samego materiału. Stały na niej książki, a po tytułach poznałam, że to znienawidzone przeze mnie podręczniki. Weszłam dalej, a kiedy odwróciłam się przodem do wejścia ukazał mi się wielki, biały napis „London calling” i trochę bardzie w prawo Big Ben w tym samym kolorze.

        Z zamyślenia wyrwała mnie blondynka, która rzuciła się na swoje łóżko. Ja natomiast wybrałam zielone krzesło obrotowe, które stało przy biurku. Napiłam się łyka drinku, którego cały czas trzymałam w dłoni, po czym odstawiłam go na blat. Nie zamierzałam się z nim rozstawać na dole. Zbyt wielu zwolenników Tommo mogłoby mi w tym momencie niezauważenie coś do niego dosypać. Zamknęłam oczy, chcąc zebrać wszystkie myśli, kumulujące się w mojej głowie.

- Charlotte. Musisz mi obiecać, że to, co teraz usłyszysz, zostawisz tylko dla siebie i nikomu nie powiesz, że wiesz cokolwiek o Hostem i jej przyjaciółkach – popatrzyłam na dziewczynę, która nic nie powiedziała, tylko pomachała głową.

         Piętnastolatka siedziała w salonie z rękami założonymi na wysokości piersi, obrażona na cały świat. Przed chwilą zakończyła się kolejna kłótnia na temat tego, co będzie robić w przyszłości w swoim życiu. Oczywiście jej rodzice kurczowo trzymają się wersji, że skończy studia prawnicze, a później odziedziczy po nich kancelarię i stanie się najlepszym adwokatem w Anglii – zupełnie tak samo, jak oni. Jednak nastolatka nie chciała wiązać swojej przyszłości z prawem. Nienawidziła go i uważała, że się do tego zupełnie nie nadaje. Niestety, jej rodziciele cały czas twierdzili, że to w niczym nie przeszkadza.

        Zakończyłam opowiadanie pierwszego wspomnienia, wiążącego się z tym, dlaczego teraz jestem na takich, a nie innych studiach. Moja towarzyszka w cale się nie odzywała. Musiała przemyśleć to, co przed chwilą padło z moich ust.

- To znaczy, że ty w cale nie chcesz być tym, kim za kilka lat będziesz? – zapytała, ponosząc się do pozycji siedzącej i patrząc na mnie wyczekująco. Pokiwałam twierdząco głową. – A Sorex i Mygale. One też zostały w pewien sposób zmuszone do studiowania prawa?

- Tak – odpowiedziałam pewnie, przypominając sobie, jak rodzice Lex zadzwonili po mnie i Nat, żebyśmy jakoś powstrzymały ją od zdemolowania pokoju, kiedy dowiedziała się, że rodzice bez jej zgody zapisali ją na studia prawnicze.

           Szatynka, blondynka i ruda stały wmieszane w tłum ludzi, obserwując, jak dwóch gostków ściga się na tylnych kołach motoru. Każda miała wtedy po szesnaście lat i, gdyby rodzice dowiedzieli się, że aktualnie znajdują się na nielegalnych wyścigach, to mogłyby od razu pogodzić się ze szlabanem do końca życia. Jednak właśnie o to w tym wszystkim chodziło – chciały robić wszystko to, czego prawo zabrania. Miały zamiar udowodnić, że nikt nie będzie kierował ich życiem i będą robić to, na co mają ochotę. Nie myślały jednak, że już po pół roku czasu one same będą wygrywać z najlepszymi w Anglii.

- Motoryzacja stała się wtedy waszą pasją? – od razu zapytała, kiedy tylko skończyłam opowiadać drugie wspomnienie. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem. To wszystko działo się tak strasznie dawno temu, że przyjemnie było wszystko przypomnieć sobie i przeżyć jeszcze jeden raz.

- Jeszcze nie wtedy. Na początku, tak jak powiedziałam, chodziłyśmy tam i ścigałyśmy się tylko po to, żeby łamać prawo, żeby zrobić rodzicom na złość, chociaż nawet o tym nie wiedzieli. Jednak, kiedy poznałyśmy Allana, który za każdym razem opowiadał nam, co naprawia w naszych motorach zafascynował nas tym. Zaczęło nam się to niesamowicie podobać. Potem dołączyli jeszcze inni nasi aktualni znajomi i całkiem się w to wkręciłyśmy – powiedziałam, patrząc w kudłaty, biały dywan, który ozdabiał sam środek pokoju.

- Po ile miałyście wtedy lat? To znaczy, kiedy motory stały się waszą pasją?

- Siedemnaście.

          Trzy przyjaciółki szykowały się do wyjazdu na studia w jednej z najdroższych, londyńskich, prywatnych uczelni. Już tylko Alexandra musiała skończyć pakowanie podręcznego bagażu i mogły udać się na samolot Manchesteru do Londynu. Żadna nie chciała opuszczać tego miasta i w ogóle rozpoczynać nauki na kierunku, który wybrali ich rodzice, ale musiały się z tym pogodzić. W innym przypadku nie miałyby gdzie pójść, bo zostałyby wydziedziczone. Postanowiły jednak nie kończyć z wyścigami. Przecież nikt tak naprawdę nie wie, kim są na co dzień, a ich pseudonimy zna cała Anglia. Na pewno w stolicy przyjmą je bardzo chętnie.

- Już wiem, dlaczego nie chcesz pozwolić, żeby Louis kierował moim życiem – powiedziała Char, przyglądając mi się uważnie, kiedy brałam spory łyk, kończącego się już, niebieskiego drinka. – Twoi rodzice tak zrobili i teraz jesteś nieszczęśliwa – dodała, a ja od razu popatrzyłam na nią i zaczęłam kręcić przecząco głową.

- To nie tak, że jestem nieszczęśliwa – powiedziałam, podnosząc ręce do góry w obronnym geście. – Po prostu nie mogę znieść, kiedy ktoś każe coś komuś takiemu, jak ty usiłuje narzucić swoje zdanie – wytłumaczyłam pobieżnie.

- Komuś takiemu jak ja, to znaczy jakiemu? – zapytała niepewnie. Uśmiechnęłam się do niej lekko i usiadłam tak, że miałam wyprostowane plecy. Szybko jednak założyłam nogę na nogę i pochyliłam się lekko do przodu.

- Uśmiechniętemu, wesołemu, fajnemu, nieprzewidywalnemu… - zaczęłam wyliczać na palcach, ale przerwał mi mój własny śmiech, kiedy zauważyłam rumieńce na twarzy blondynki. – Nieśmiałemu, skromnemu – powiedziałam, nie zważając na jej mordercze spojrzenie. W końcu mówiłam tylko samą prawdę. O ironio.

- Dobra, idziemy na imprezę, bo teraz muszę uczcić to, że nam tajemnicę Hostem! – wypaliła, podchodząc do mnie i łapiąc mnie za rękę. Jednak po kilku krokach stanęła w miejscu i odwróciła się do mnie przodem. – Obiecuję, że nikomu nie powiem o tym, co przed chwilą się od ciebie dowiedziałam – powiedziała uroczyście, kładąc prawą rękę na sercu. Od razu przytuliłam ją do siebie w ramach podziękowania.

~*~

       Nogi po woli zaczynają mi odpadać po dwugodzinnym tańczeniu z dziewczynami. Nie mam już na nic siły, ale te wredne zołzy nie dają mi nawet na chwilę usiąść. Jednak, co gorsza, od jakiegoś czasu nie mogę namierzyć Tommo i to mnie niepokoi. Zagryzłam dolną wargę, kiedy wpadłam na pomysł, jak mogę go zdenerwować. To było po prostu silniejsze ode mnie i nic nie mogłam na to poradzić. Nie, żebym jakoś za bardzo chciała, ale to tylko nic nienzaczączcy, mały szczególik, o którym nawet nie warto wspominać. Od razu stanęłam w miejscu i odciągnęłam gdzieś na ubocze Charlottę.

- Zaprowadzisz mnie pod pokój twojego brata? – zapytałam. – Chcę tylko po raz kolejny narazić się na gniew wielkiego Tommo – zapewniłam, widząc jej zdziwiony wyraz twarzy. Niepewnie pokiwała głową i ruszyła przed siebie.

      Kiedy zatrzymałyśmy się pod, jednymi z wielu, drzwiami podeszłam do nich i zaczęłam przysłuchiwać się temu, co się dzieje po drugiej stronie. I tym razem moje przeczucia się sprawdziły, gdy tylko usłyszałam jęki. Mrugnęłam do Char, która stała przy ścianie tak, żeby Tomlinson jej nie zauważył. Ja natomiast z impetem otworzyłam drzwi i weszłam środka. Zastałam tam szatyna i jakąś wytapetowaną brunetkę (dlaczego wydaje mi się, że to Alicia?), którzy byli zupełnie nadzy i robili właśnie to. Powstrzymałam w sobie wybuch śmiechu, kiedy popatrzyli na mnie przerażeni, usilnie chcąc ukryć się pod kołdrą.

- Matko, przepraszam! Myślałam, że tutaj jest łazienka! – krzyknęłam, zakrywając usta dłońmi. Szybko jednak zakryłam twarz ramieniem i odwróciłam się do niego plecami, na ślepo szukając klamki do drzwi, które wciąż były otwarte. Po części chciałam ukryć uśmiech, który wpłyną na moją twarz po tym, jak Tommo zrobił się cały czerwony ze złości.

- To już kurwa widzisz, że nie trafiłaś, więc możesz wyjść z tego pomieszczenia! – warknął, zabijając mnie spojrzeniem. O nie, nie. Tak szybko to ty się mnie nie pozbędziesz szczurze, nie po tym co przeszedł mój biedny samochód (cholerne wgniecenie zrobione przez twoją cholerną dłoń) i ja, kiedy się na mnie darłeś jak jakiś nawiedzony szaleniec.

- Ale mi się chce siku! – pisnęłam, robiąc charakterystyczny ruch nogami. Wiedziałam, że coraz bardziej sobie grabię, ale właśnie o to chodziło mi od początku tej chorej akcji. Kątem oka popatrzyłam na zwijającą się na podłodze Char.

- Nie możesz zapytać kogoś innego o drogę? – zapytał niezbyt uprzejmie, naciągając na siebie bokserki. Kiedy żadne z nich na mnie nie patrzyło wskazałam dyskretnie blondynce ręką, żeby się gdzieś chowała. 
- Wszyscy są już pijani i nikt nic nie wie – odparłam niewinnie. Usłyszałam jak szatyn zapiął pasek przy spodniach, warcząc coś, czego nie zrozumiałam do brunetki, po czym założył swoje czarne adidasy i, ciągnąc mnie za rękę, skierował się w głąb korytarza.

- Nie wiem, czy chcę, żeby twoja ręka mnie dotykała – powiedziałam, przypominając sobie, co przed chwilą robił chłopak. - Nie chciałabym przejąć jakiejś choroby wenerycznej od tamtej dziwki, ała - dodałam, kiedy mocniej zacisnął palce na moim nadgarstku.

       On sam natomiast zupełnie zignorował moje ostatnie słowa i otworzył jakieś drzwi, po czym wepchnął mnie do środka. Rozejrzałam się dookoła. Łazienka. Zaczęłam się śmiać, jak głupia, po czym szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie, udając się w kierunku salonu i zostawiając zupełnie zdezorientowanego Tommo. Odwróciłam się na chwilę po przebytych kilku metrach i pisnęłam przerażona, kiedy zauważyłam, jak w dość szybkim tempie zbliża się do mnie. Niemalże zbiegłam po schodach, mieszając się z tłumem, gdzie znalazłam Sorex, całującą jakiegoś kolesia. Złapałam ją za nadgarstek i, mimo protestów, odciągnęłam w jeden z kątów.

- Czego? – warknęła, mierząc mnie złowrogim spojrzeniem. Uśmiechnęłam się szeroko, na co jej mina od razu zrzedła i stała się wyjątkowo zabawna.

- Właśnie weszłam Tomlinsonowi w połowie ruchania do pokoju i powiedziałam, że chce mi się do łazienki. On oczywiście mnie tam zaprowadził, ale zaczęłam się śmiać i w ostatnim momencie spieprzyłam – opowiedziałam w skrócie. – Mylisz, że mam jeszcze jakiekolwiek szanse na przeżycie? – zapytałam, kiedy dłuższą chwilę zastanawiała się nad tym, co powinna powiedzieć.

- Myślę, że to najwyższa pora, żebyśmy opuściły tą imprezę – powiedziała, rozglądając się w poszukiwaniu Mygale. Zauważyłyśmy rudą, która momentalnie schowała się za moimi plecami.

      Zdziwiona popatrzyłam w kierunku, z którego się pojawiła. Zobaczyłam wściekłego blondyna, który zbliżał się do nas w zastraszająco szybkim tempie z chęcią mordu wyraźnie widoczną w niebieskich oczach. Natychmiast złapałam przyjaciółkę za rękę i zaczęłam zmierzać w innym kierunku. Widziałam kątem oka, że Lex idzie za nami. Schowałyśmy się za kanapą. Nikt zupełnie nie zwrócił na nas uwagi. Bieganie w szpilkach wcale nie jest takie łatwe i nie chce mi się robić tego przez cały czas.

- A ty, z jakim genialnym pomysłem wyskoczyłaś? – warknęła blondynka, kucając obok nas. Natalie zaczęła rozglądać się dookoła. – Mów – rozkazała, przybierając ton, który otwarcie wskazywał na to, że nie chce słyszeć nawet najmniejszego słowa sprzeciwu.

- To jest Niall Horan, z paczki frajerów i zgredów Tomlinsona - powiedziała. – Powiedzmy, że byliśmy już bardzo blisko, a ja w ostatnim momencie wyszłam z pokoju – dodała, drapiąc się palcem wskazującym po brodzie i obserwując sufit.

- Obie macie przejebane – nad nami pojawiła się blond czupryna, szeroko uśmiechniętej Charlotte. Obie z Nat właśnie w tym momencie zeszłyśmy na zawał, a te dwie zołzy zaczęły się z nas śmiać.

- Char, my chyba już skończymy imprezowanie na dziś – oznajmiła Sorex, patrząc na mnie i Mygale. Posłałyśmy im szerokie uśmiechy. – Idziesz z nami? Mamy pokój gościnny, a ciebie ominie sprzątanie – blondynka zagryzła wargę, zastanawiając się nad propozycją, która tak swoją droga była bardzo kusząca. I mogła zgubić nas wszystkie, ale kto by się tym przejmował? W końcu żyje się tylko raz? Chyba powoli dociera do mnie, dlaczego wyznawcy tej zasady tak szybko umierają. Bo narażają się zadufanym w sobie, egoistycznym braciom, porywając ich siostry już po raz kolejny z rzędu.
- Pożyczycie mi jakieś ubrania na przebranie? – zapytała, uśmiechając się szeroko. Pokiwałyśmy gorliwie głowami. Czyli nasz los został jednogłośnie przesądzony. Miałam tylko ogromną nadzieję, że doprowadzę Tomlinsona do tak dramatycznego stanu, w jakim nie przebywał jeszcze nigdy. Denerwowanie go dość szybko stało się moim ulubionym hobby.

        Teraz nadszedł najtrudniejszy moment dzisiejszego wieczoru – ucieczka z miejsca zbrodni. Podniosłyśmy się z podłogi, kiedy byłyśmy pewne, że dwóch frajerów nie ma nigdzie w pobliżu. Zaczęłyśmy w dość szybkim tempie zmierzać w kierunku wyjścia z tego całego burdelu. Inaczej nie dało się nazwać miejsca, w którym ludzie ćpali, pieprzyli się i chlali na umór. Na nasze szczęście, pomimo późnej godziny, całkiem spora liczba osób była jeszcze, może nie trzeźwa, ale tańczyli - poruszali niezgrabnie, a muzyka zdawała się im w tym momencie w ogóle nie przeszkadzać - dzięki czemu łatwiej było nam się stąd wydostać. W tempie natychmiastowym przemierzyłyśmy ogródek i przeszłyśmy przez furtkę, którą Charlotte zamknęła za sobą. Stwierdziła, że otwieranie jej przez chłopaków da nam trochę więcej czasu. Nie protestowałyśmy, zdając się w tej sprawie w stu procentach na nią.

- Oni mnie zabiją! – roześmiała się nasza „wspólniczka”, kiedy zmierzałyśmy już w kierunku przystanku autobusowego, gdzie umówiłyśmy się z taksówkarzem. Biegłam niezgrabnie przed siebie, a moje nogi wyginały się pod dziwnymi kontami z powodu wysokich szpilek. Sprawy wcale nie ułatwiał mi fakt, że starałam się podtrzymać co chwilę potykającą się o własne stopy Mygale.

- Przyjdę na wasz pogrzeb – zapewniła gorliwie Alex. – Mam wam zamówić wspólną mogiłę, czy wolicie zostać pochowane osobno? – zapytała, po chwili namysłu, czym wywołała nasz niekontrolowany wybuch śmiechu. Alkohol działa różne cuda w umysłach ludzi.

- Niewygodne są te szpilki – jęknęłam, stając w miejscu i zdejmując wcześniej wspomnianą część ubrania. O tak, teraz zdecydowanie lepiej. Zauważyłam, że dziewczyny robią dokładnie to samo i teraz każda z nas szła na boso. Pytanie tylko, dlaczego żadna nie wpadła na ten pomysł wcześniej, skracając nasze męki znacznie szybciej.

- Patrzcie, nasza karoca zajechała! – powiedziała dosyć głośno Nati, wskazując dłonią przystanek, gdzie zatrzymał się żółty samochód. Byłyśmy już tylko jakieś pięć metrów od przystanku. Nie mogłyśmy przecież teraz przegrać. Los nie mógł być aż tak okrutny.

- Charlotte Tomlinson! – od razu odwróciłyśmy się w kierunku tego ryku, który wydobył się z gardła Mulata. Brawo Malik, obudzenie sąsiadów na pewno było odpowiednim posunięciem. Skrzywiłam się mocno, słysząc jak psy zaczynają ujadać. Wcześniej wspomniana dziewczyna pomachała mu tyko środkowym palcem i zaczęła biec w kierunku „karocy”. Śmiejąc się, od razu zrobiłyśmy to samo i w ciągu dziesięciu sekund wsiadłyśmy do pojazdu.

- Queen Victoria Street dwadzieścia! Niech pan szybko jedzie! – poinstruowałam, widząc we wstecznych lusterkach chłopaków.

       Na sam koniec dane nam było zobaczyć tylko ich rozwścieczone spojrzenia, które tylko nas jeszcze bardziej rozbawiły. Na miejsce dojechałyśmy w przeciągu dwudziestu minut. Alex, jako że to ona miała całą naszą gotówkę, zapłaciła kierowcy, który okazał się sto razy bardziej miły niż poprzedni. Udałyśmy się w kierunku naszego mieszkania. Po drodze musiałyśmy zachowywać się bardzo cicho, żeby takie przykładne uczennice, jak my nie obudziły po pijaku żadnego sąsiada. Kiedy tylko drzwi się za nami zamknęły Sorex zaciągnęła naszego gościa do siebie, najprawdopodobniej, żeby dać jej jakieś ubrania, bo były mniej więcej tego samego wzrostu.

      Ja sama natomiast udałam się do pokoju po piżamkę i z nią poszłam do łazienki. Tam wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i do razu zeszłam n dół do dziewczyn. Teraz Char i Nat poszły się odświeżyć, a ja zostałam sama z Lex. Ustaliłyśmy, że tak wspaniale rozpoczętej nocy nie należy zmarnować, więc wyciągnęłyśmy chipsy, które zawsze są w jednej z szafek i dwie butelki wina. Tak wiem, wspaniałe połączenie, ale na nic innego nie miałyśmy aktualnie pomysłu. Zaniosłyśmy to wszystko do salonu, gdzie po dziesięciu minutach znalazły się ruda i blondynka. Jako film wybrałyśmy „Obecność”. Nie był to dobry pomysł, bo później nie mogłyśmy usnąć aż do piątej nad ranem, ale mimo wszystko warto było. Ciekawe czy wyścig zniszczy moje niesamowite samopoczucie...

poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział Drugi: „Ucieczka z miejsca zbrodni.”

„W ucieczce zawsze ginie więcej wojowników, niż w walce”.
~Selma Lagerlöf
~*~
        Kiedy tylko zaparkowałam pod jednym z większych domów (o ile nie największym) w najbogatszej dzielnicy Londynu byłam najbardziej zdenerwowaną osobą na świecie. Zastanawiałam się, jak miałam to rozegrać. Przecież musiałam zachowywać się tak, jakbym nie była Hostem, co w cale nie jest takie łatwe. Coraz częściej zauważałam, że trudno jest mi zapanować nad przebłyskami mojego „złego” charakteru, co wcale nie było pocieszającą informacją. Popatrzyłam niepewnie na Charlotte, która uśmiechała się do mnie pocieszająco. Co prawda zaprosiła mnie do środka, ale ja zrezygnowałam natychmiast z jej propozycji. Zaczęła się głośno śmiać i mówić, że on w cale nie jest taki straszny, jak się wydaje. Jednakże, ja i tak nie chciałam ryzykować. Moja porywczość mogła wpakować mnie w poważne kłopoty.
- Chcesz, żebym przyjechała po ciebie jutro do szkoły? – zapytałam, patrząc na nią niepewnie. Zaczęła machać przecząco głową. Nie powiem, ulżyło mi w tamtym momencie. Nie chciałam wcale wracać w tamto cholerne miejsce, ale przecież nie mogłam być nieuprzejma w stosunku do nowej znajomej. Nic nie zawiniła.
- Ten furiat pewnie osobiście będzie chciał mnie jutro odwieźć do szkoły i nie zdziwię się, jeżeli ktoś będzie mnie obserwował z zewnątrz – powiedziała cały czas mocno rozbawiona. Popatrzyłam na nią znad moich znienawidzonych okularów.

- To jest manipulowanie czyimś życiem – mruknęłam pod nosem, obserwując jej reakcję. W pewnym sensie doskonale ją rozumiałam. Ona miała chorego psychicznie brata, a ja rodziców. Nie wiem, co było gorsze z tych dwóch opcji, jednak różnica na pewno nie była ogromna.
- Najczęściej działa to na moją korzyść, bo nadopiekuńczy braciszek chce dla mnie jak najlepiej, co ja w dość nikczemny sposób wykorzystuję – zapewniła i wyszczerzyła się szeroko; „od ucha do ucha”. Podniosłam jedną brew wysoko nie rozumiejąc, jak może podchodzić do tego z takim spokojem. Ja uciekłam i rozpoczęłam życie po swojemu. Przynajmniej w pewnym sensie tak było.
- Zabiłabym, gdyby ktoś podstawił mi ogon – mruknęłam ku jeszcze większemu rozbawieniu mojej towarzyszki. Pewnie nie podejrzewała mnie o to, że mogę skrzywdzić muchę, a co dopiero człowieka.
       Zamyślona, nawet nie zauważyłam, kiedy wysiadła z mojego samochodu i obeszła go, żeby podejść do moich drzwi. Otworzyła je na całą szerokość i gestem ręki wskazała, żebym wysiadła z pojazdu. Pomachałam przecząco głową. Moje oczy rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów, kiedy zauważyłam, kto zmierza w naszym kierunku z miną seryjnego mordercy. Zaczęłam w dość dziwaczny sposób wymachiwać rękami na wszystkie strony, żeby zakomunikować nowej znajomej zbliżające się w zawrotnym tempie potworne niebezpieczeństwo. Blondynka wzruszyła tylko ramionami. Zupełnie nie wiedziałam, co mam zrobić, ale kiedy Tommo był blisko zatrzasnęłam mu drzwi prosto przed nosem, unikając tym samym spotkania z jego pięścią, która najprawdopodobniej wgniotła mi drzwi w ukochanym samochodzie. Planowałam pieprznąć go za to później, jak już Hostem wróci na swoje miejsce w mojej głowie i pokona jego przyjaciela w wyścigu.
 
- Louis! – pisnęła przerażona Charlotte. Prawdopodobnie nie spodziewała się takiego zachowania ze strony brata, ale ja tak. Nie byłam nawet w najmniejszym stopniu zdziwiona, że rzucił się na mnie z pięściami. W końcu naruszyłam jego zasady i w pewnym sensie porwałam coś, co uważał za swoją własność. On, jakby się nie przejął, tylko wskazał ręką na dom, co oznaczało, że ma w tempie natychmiastowym udać się w tamtym kierunku. Char pokiwała tylko przecząco głową i skrzyżowała ręce na wysokości piersi. Zaśmiałam się pod nosem, kiedy jego oczy jeszcze bardziej się zacisnęły. Uczymy się panować nad emocjami, panie Tomlinson!
- Spokojnie, Charlotte – zwróciłam się do blondynki, jednak czułam na sobie aktualnie spojrzenia obojga rodzeństwa. – Widzimy się jutro w szkole – powiedziałam, po czym pomachałam jej i odjechałam w kierunku mieszkania. Wreszcie uratowana!

~*~
 
       Kiedy tylko weszłam do środka mieszkania zamknęłam drzwi na łucznik, oparłam się o nie i popatrzyłam na zegarek, ozdabiający jedną ze ścian. Dwudziesta druga. No to nieźle mi zeszło, ale droga była całkiem długa. Chociaż, na pewno w tamtą stronę jechałam zdecydowanie wolniej, niż z powrotem. Nie mogę się zdradzić. Usłyszałam odgłos kroków, schodzących po schodach, a zaraz potem przede mną stanęła Alexandra. Uniosła wysoko jedną brew, kiedy mnie zobaczyła.
- Coś ty taka blada? – zapytała, opierając się o jedną ze ścian. Pokręciłam przecząco głową sygnalizując, że nie chcę o tym rozmawiać. W ogóle, najlepiej dla mnie byłoby, gdybym zapomniała o tym „przemiłym spotkaniu”. 
       Bez słowa udałam się w kierunku mojego pokoju. Jeżeli w przeciągu kilku minut nie znajdę się w łóżku, to padnę na twarz i nic mnie nie ruszy. Kiedy byłam już w swoim królestwie rzuciłam torebką na obrotowe krzesło i wyjęłam z szafy czyste piżamy. Jednak uda mi się wykrzesać jeszcze trochę siły na szybką, odprężającą kąpiel. Z szerokim uśmiechem na ustach weszłam do łazienki, po czym odkręciłam kurki, żeby woda jak najszybciej wypełniła wannę. Zaczęłam się rozbierać. Kiedy już całkiem pozbyłam się ubrań mój wzrok zatrzymał się na odbiciu w lustrze, a dokładniej na opatrunku. Skrzywiłam się nieznacznie, kiedy moja nieznośna pamięć przywołała wspomnienie przecinania nożem skóry na lewym ramieniu. Cóż, ujmę to tak – nie każdy potrafi pogodzić się z tym, że Hostem jest najlepsza i na razie nic nie jest w stanie tego zmienić. 
      Weszłam po woli do wanny, starając się nie wylewać wody. Kiedy tylko moja chłodna skóra napotkała gorącą ciecz poczułam, jak po moim ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Zanurzyłam się cała, zamykając oczy. Było mi tak przyjemnie. Czułam się, jakby wszystkie problemy w sekundzie rozwiązały się same, a dręczące mnie na co dzień myśli uciekły gdzieś daleko. Jak dla mnie, te chwile mogłyby nigdy się nie kończyć.

       Niestety, jak to już w życiu bywa to, co piękne nigdy nie trwa wiecznie. Nawet można posunąć się do stwierdzenia, że czasami za krótko. Westchnęłam zrezygnowana, wychodząc z zimnej już wody. Nie podobało mi się to, że muszę zmierzyć się ponownie z rzeczywistością, ale taki już mój nieszczęsny los. Kiedy miałam na sobie piżamkę w misie poczłapałam niechętnie do mojej sypialni i rzuciłam się z impetem na łóżko. Wydałam z siebie cichy jęk zawodu, kiedy usłyszałam powiadomienie o przychodzącej wiadomości. Chwyciłam iPhone ‘a do ręki, żeby zobaczyć, kto chce się ze mną skontaktować o tak późnej porze. Zdziwiłam się, widząc nieznany numer. 

Nieznany: Mój brat jest wściekły. Powiedział, że nie mogę się z tobą spotykać. xD Mam nadzieję, że cię nie obudziłam. :)

Uśmiechnęłam się do siebie, widząc tę wiadomość. Naprawdę lubię działać ludziom na nerwach, a tym razem doprowadziłam do białej gorączki samego Tommo. Hostem chyba postanowiła wrócić na swoje miejsce. Jednak najlepsze jest to, że ani raz nie rozmawiałam z nim twarzą w twarz. Nasze spotkanie się nie liczy, bo nie zamieniliśmy ani jednego słowa.

Madie: Powiedz mu, że za bardzo się spona i powinien trochę poluzować gatki. xD Dobranoc ;*

          Odpisałam coś, co mi pierwsze przyszło do głowy i nakryłam się kołdrą. Już miałam zamykać oczy, żeby w końcu upragniony sen mógł nadejść, ale po pokoju rozniósł się dźwięk przychodzącego połączenia. Jęknęłam zrezygnowana. Ludzie, ja jutro mam szkołę! Niechętnie nacisnęłam zieloną słuchawkę.

~ Ja się nie spinam! To ty doprowadzasz mnie do wybuchów! – tak szybko, to jeszcze chyba nigdy nie odsuwałam aparatu od ucha. Jestem niemalże pewna, że Lex usłyszała to zza ściany. No chyba, że śpi, bo mi nie dają!
~ Znam cię … - zawahałam się przez chwilę, po czym prychnęłam pod nosem. – Tak praktycznie, to ją cię nie znam! Rozmawiam z tobą po raz pierwszy, jak mogłam cię wyprowadzić z równowagi? – poprawiłam się, kładąc telefon na poduszce. Może przy odrobinie szczęścia uda mi się zasnąć, ignorując jego szaleńcze krzyki.
~ No widzisz. A już mam ochotę cię zabić i zakopać – warknął. Niewzruszona jego wcześniejszą wypowiedzią czułam, jak po woli odpływam. – Jesteś tam? – zamknij się człowieku! Ja usiłuję usnąć!
~ Abonent chwilowo niedostępny. Wiadomość prosimy zachować dla siebie …

 ~*~
        Jak Boga kocham, zainwestuje w ten pieprzony budzik i każdego, tak pięknie rozpoczętego ranka, będzie on lądował za oknem. Mam dość. Wczoraj poszłam późno spać, a w nocy budziłam się kilka razy. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego, ponieważ nie pamiętam żadnego snu, który mógłby mnie dręczyć. Dotknęłam w końcu na wyświetlaczu miejsce, dzięki czemu irytujący dźwięk umilkł i zwlekłam się niechętnie z łóżka. Postanowiłam, że dzisiaj najpierw skorzystam z łazienki, a dopiero później zejdę na śniadanie. Tak, macie rację – nie chce męczyć się na tych pieprzonych schodach. Podeszłam na czworaka do szafy i zastanawiałam się, jakie ubrania mogłaby założyć Madeleine. Zrezygnowana wyjęłam jasnoróżowe (fuuj!) rurki, białą bokserkę oraz bluzę z napisem, która odkrywała jedno ramię. Z dolnej półki wygrzebałam jakieś szpilki i mogłam udać się do łazienki. Oczywiście wciąż przebywając na czworaka.
      Tym razem, jako że nie miałam na nic siły, umyłam tylko i wysuszyłam włosy. Te dwie czynności zajęły mi niecałe dziesięć minut, a po piętnastu wybierałam już biżuterię. Oczywiście tak poukładana osoba jak ja nie może obejść się bez niej. Albo po prostu musi podtrzymywać reputację rodziców. Postawiłam na duże kolczyki koła i mały pierścionek z motywem serduszka.

       Kiedy tylko zajęłam miejsce w kuchni przy stole, czekając na śniadanie, które robiła Alex, położyłam się na blacie wysepki kuchennej i schowałam twarz w rękach. O tak, zdecydowanie pięć minut snu, przez które będę czekać na posiłek nikogo nie zbawi, a mnie może uratować życie. Nie dane jednak było mi długo leżeć w tej pozycji, ponieważ poczułam, jak ktoś rzuca się na moje plecy. Pisnęłam cicho, usiłując podnieść się do pozycji siedzącej i jednoczneśnie nie spaść z siedzenia. Nic z tego. 
- Złaź ze mnie, kimkolwiek jesteś – jęknęłam, niezdolna do wykonania żadnej, innej czynności. Poczułam, jak klatka piersiowa napastnika podnosi się i opada w dość szybki sposób, co oznaczało, że zaczyna się śmiać. Sapnięcie wydobyło się z mojego gardła, ponieważ uczucie dociskania piersi do twardej powierzchni nie było niczym, co można zaliczyć do przyjemności.
- Czyżbyś się nie wyspała? – sarknęła Natalie, a tak mi się przynajmniej wydaje. W odpowiedzi mruknęłam pod nosem coś, czego sama tak na prawdę nie zrozumiałam.
      Nabrałam pełne płuca powietrza, kiedy tylko zostałam uwolniona. Obrzuciłam morderczym spojrzeniem rudzielca i wzięłam za konsumowanie kanapek. Nie szło mi chyba najlepiej, bo w połowie pierwszej skończyłam. Odłożyłam wszystko na talerz, nawet nie przepijając sokiem, po czym podniosłam się i poszłam do pokoju, żeby założyć szpilki. Nienawidzę tych butów tak samo, jak mojego życia w dzień. Już nie mogę doczekać się soboty, kiedy w końcu Hostem będzie mogła pokazać się światu. Zrezygnowana zeszłam z  powrotem do dziewczyn. Rzuciłam się na białą, skórzaną kanapę tak, że wylądowałam pomiędzy nimi. 
- Zły dzień się zapowiada? – zapytałam, beznamiętnie wpatrując się w wyłączony telewizor. Często tak robiłyśmy, ale do dziś nie mam pojęcia, dlaczego. Nic nie odpowiedziały, tylko równocześnie pokiwały twierdząco głową. Westchnęłam ciężko. Czyli zanosi się na pierwszy od dawna „cichy dzień”, kiedy żadna z nas nie ma ochoty na nic. Chyba tylko cud mógłby sprawić, że humor wróciłby do nas.

      Piętnaście minut później siedziałyśmy już w moim samochodzie, a ja klęłam na wszystko, co tylko się rusza, bo po raz kolejny zaświeciło się czerwone światło. Jeżeli dalej tak pójdzie, to spóźnimy się na zajęcia! Masakra. Kiedy tylko sygnalizacja pokazała, że wolno jechać od razu ruszyłam. Nie miałam zamiaru wysłuchiwać narzekania profesor Bins o tym, że tylko niewychowani ludzie spóźniają się na tak ważne lekcje, jakimi są zajęcia z rachunkowości. Po czym na pewno dodałaby, że moi rodzice nie byliby ze mnie dumni wiedząc, jak zawalam szkołę. Tylko, że są dwie sprawy. Jestem najlepsza w tej zasranej budzie i gówno obchodzi mnie, co rodzice sobie pomyślą! 
      Kiedy tylko zaparkowałam przed szarym budynkiem od razu wybiegłam z niego, jak strzała i, zamykając drzwi dzięki centralnemu zamkowi, rzuciłam za sobą „widzimy się na angielskim”. Chyba było to czymś w rodzaju mojej mantry, bo przez ostatnie lata nie wspomniałam o żadnym innym przedmiocie. Pod salą znalazłam się w rekordowym tempie. Usiadłam zdenerwowana na ławce i zaczęłam ciężko oddychać. Poprawiłam nerwowo wskazującym palcem okulary, które spadły mi pod wpływem sprintu. Mówiłam już, że ich nienawidzę? A o szpilkach też coś wspominałam? Tak? To bardzo dobrze, bo nienawidzę ich!

      Usłyszałam, jak ktoś po cichu siada obok mnie. Od razu zwróciłam swój wzrok w tamtym kierunku, a moim oczom ukazała się blondynka, która niepewnie uśmiechała się w moim kierunku. Od razu odwzajemniłam uśmiech i podsunęłam się trochę bliżej, aby dodać jej peności i uświadomw tym, że nigdzie przed nią nie ucieknę.
- Dalej chcesz mnie znać pomimo tego, jak Louis na ciebie wczoraj nawrzeszczał? – zapytała zdziwiona. Ja tylko machnęłam lekceważąco ręką na jej słowa i wyszczerzyłam jeszcze szerzej.
- Lepiej powiedz, jak minęła ci mowa powitalna wczoraj w nocy – zaśmiałam się, przypominając sobie, że muszę pojechać do Allana, żeby naprawił mi wgniecenie na drzwiach. Moich ukochanych drzwiach, zdewastowanych przez niezrównoważonego psychicznie szaleńca.

- Lou pogadał sobie, że powinnam się go słuchać zważając na to, że jego konto nie jest najczystsze – mruknęła pod nosem, bardziej do siebie, niż do mnie, ale i tak usłyszałam. – No, ale najgorzej było, jak mu powiedziałam, że masz na nazwisko Davies. Chciał mnie rozszarpać na drobne kawałki – widać było, że Charlotte bawi cała ta sytuacja. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego? Przecież ktoś ewidentnie usiłuje kontrolować jej życie. Miałam manię na tym punkcie, przyznaję się bez bicia.

- Wspominałaś coś wczoraj, że podpiął ci ogon – mruknęłam, przypominając sobie naszą wczorajszą rozmowę, kiedy siedziałyśmy w moim samochodzie już pod domem jej brata. A potem zobaczyłam obraz jego wściekłego i to jak w ostatnim momencie zamykam drzwi, w których swoją cholerną pięścią zostawia jeszcze bardziej cholerne wklęśnięcie. Tak... Zamierzałam nie zapomnieć mu tego i nie wybaczyć do końca życia.
- A taak. Popatrz – powiedziała, wskazując na jeden z droższych samochodów, jaki można spotkać na ulicach Londynu. – Tam w środku siedzi Zayn, przyjaciel mojego brata. Ma pilnować, żebym z tobą i z dziewczynami nie rozmawiała – wytłumaczyła mi dziewczyna, na koniec wzruszając ramionami. Domyśliłam się, że chciała w ten sposób pokazać, że brat może ją ewentualnie pocałować w pośladek.
- Coś mu nie idzie – burknęłam, na co blondynka zaśmiała się perliście. Popatrzyłam na nią, jak na idiotkę. Zupełnie nie rozumiałam, co a tak bardzo wzmogło jej rozbawienie, po prostu stwierdziłam fakt. Zakodowałam, aby wyłączać telefon, kiedy będę się w przyszłości kłaść, co prawdopodobnie miało pomóc mi w wysypianiu się na uczelnię.
- On czeka tylko, aż zadzwoni dzwonek na lekcje, a później po mnie przyjedzie – powiedziała, dalej chichocząc pod nosem. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Już miałam coś powiedzieć, ale przerwał mi dzwonek, oznajmiający rozpoczęcie zajęć.
       Gdy wychodziłam z tego znienawidzonego przeze mnie budynku byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Uśmiechnęłam się do siebie najszerzej jak potrafiłam, kiedy stanęłam na polu, a ciepły, jesienny wiatr zaczął owiewać moją twarz, rozwiewając rozpuszczone włosy na wszystkie strony świata. W końcu koniec tygodnia, a co za tym idzie, jutro wyścig! Już nie mogę się doczekać. Dziś Lex i Nat kończą dwie godziny później, niż ja, więc tradycyjnie przyjadą do domu autobusem. Zauważyłam, jak Char macha do mnie, najprawdopodobniej na pożegnanie, ale ja nie zamierzałam jej zostawić. Chwyciłam nadgarstek zdziwionej dziewczyny i pociągnęłam w kierunku mojego samochodu, po drodze otwierając do niego drzwi. To był przypływ odwagi spowodowany faktem, że Hostem postanowiła po raz kolejny zdenerwować Tomlinsona. Żadne inne wytłumaczenie nie przychodziło mi do głowy.
- Wsiadaj. Ogłaszam koniec terroru w twoim życiu, które właśnie zaczyna stawać się piękne – zaśmiałam się, wskazując głową na Mulata, który właśnie opuszczał samochód, zabijając mnie spojrzeniem. W myślach zaczęłam błagać dziewczynę, aby się pospieszyła, bo nie zniosę kolejnych wgnieceń w moim cudownym, cierpiącym z powodu okrucieństwa samochodzie.
     Blondynka zagryzła dolną wargę. Widziałam że się waha, ale zrobiła to, co jej powiedziałam i już po chwili wymijałam zdziwionego chłopaka, który zdezorientowany podążał za mną wzrokiem. Madeleine jeden, Tommo i jego banda zero. Chociaż wliczając wczorajszą akcję, to na moim koncie jest już dwa. Usłyszałyśmy dźwięk telefonu Charlotte. Dziewczyna popatrzyła niepewnie na wyświetlacz, później na mnie z miną „Już jestem martwa, ale warto” i nacisnęła zieloną słuchawkę, od razu włączając głośnomówiący. 

~ Czy ciebie do kurwej nędzy całkowicie pojebało dziewczynko?! – widać było, że chłopak jest wściekły. Jednak jego wybuch przyniósł zupełnie odwrotny skutek od oczekiwanego, a mianowicie wzmocnił nasze rozbawienie. Zaczęłyśmy się śmiać.

~ Oh, Zayn! Jest równouprawnienie, a to oznacza, że mogę robić co mi się żywnie podoba! – powiedziała moja towarzyszka, ledwo hamując śmiech. 
~ Jadę za wami. Macie zatrzymać się na pierwszym lepszym zjeździe, a później ty wracasz ze mną do domu – rozkazał, zupełnie ignorując wcześniejsze słowa blondynki. Popatrzyłyśmy na siebie znacząco.

~ Nie! – krzyknęłyśmy w tym samym momencie, po czym zawtórował nam nasz gromki śmiech. Ten cały Zayn warknął coś niezrozumiałego pod nosem, a mnie nagle oświeciło. Popatrzyłam we wsteczne lusterko i od razu obrałam inny kierunek, niż wcześniej.
~ Czy ty za nami jedziesz? – spytałam, chociaż odpowiedź była oczywista. Char natychmiast odwróciła się, patrząc przez tylną szybę.
~ Oczywiście, że tak, przecież przed chwilą to powiedziałem! – odpowiedział, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. – Mam odtransportować siostrę mojego przyjaciela prosto do domu w jednym kawałku i bez wścibskich córek prawników – zakończył, a ja prychnęłam zdegustowana na ostatnią uwagę. Frajer.

~ Takiego wała! – krzyknęła dziewczyna, wracając do poprzedniej pozycji i z powrotem zapinając pas. Popatrzyłam na nią zdziwiona, na co ona tylko wzruszyła ramionami w lekceważącym geście.
~ Czy ty właśnie zrobiłaś to, co mi się wydaje? – oł … Chyba go zdenerwowałyśmy. Tak mi przykro, że aż wcale. Tak samo powiedziałaby Hostem. Podpowiadała mi podświadomość. A olać to! Chce w końcu żyć, jak normalna dziewczyna na studiach! No prawie normalna, ale przecież nie trzeba wdawać się w jakieś większe szczegóły.
~ Oczywiście, że tak! – powiedziała to takim samym tonem, jak on wcześniej, czym wywołała moje ciche parsknięcie śmiechem. Jednak ma temperament i to mi się podoba!
~ Jak zadzwonię do Louisa, to już nie będziesz tak pyskata – warknął. Nie rozumiem, dlaczego na to ostrzeżenie po moich plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Może dlatego, że Madeleine Davies boi się wszystkiego, co złe? Ugh! Nienawidzę, kiedy moja chora podświadomość ma rację.
~ A dzwoń! – usłyszałam po mojej lewej stronie (dla sprostowania przypominam, że w Anglii jeździ się po drugiej stronie ulicy).

       Zagryzłam niepewnie dolną wargę, poprawiając okulary na nosie. Zawsze tak robiłam, kiedy nie wiedziałam, jak mam się zachować, żeby nie wydać Hostem. Spojrzałam w kierunku Charlotte, która przyglądała mi się z zaciekawieniem i podniesioną brwią. Westchnęłam ciężko. Zaczęłam gorączkowo myśleć nad tematem rozmowy, jaki mogłybyśmy nawiązać, ale nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy. Zatrzymałyśmy się na czerwonym świetle i akurat w tym momencie mój telefon rozdzwonił się po całym samochodzie. Podałam torebkę mojej towarzyszce, tym samym dając jej pozwolenie, żeby zaczęła w niej grzebać w poszukiwaniu iPhone‘a. Usłyszałam jęk zawodu, kiedy tylko popatrzyła na wyświetlacz. 
~ Czy wyście obie, kurwa, ocipiały?! Macie w tym momencie zatrzymać samochód, albo pomogę Zaynowi was zatrzymać – auć. Ten człowiek naprawdę powinien zacząć jakieś ćwiczenia, dzięki którym nauczy się panować nad swoimi emocjami. Jakaś grupa wsparcia dla anonimowych furiatów czy coś. A tak w ogóle, to skąd on ma mój numer telefonu?! Popatrzyłam na zrezygnowaną minę Char
~ Mi również miło cię słyszeć braciszku – kiedy tylko wypowiedziała te słowa, ja zaparkowałam pod jedną z większych galerii handlowych w Londynie. Nie miałam innego pomysłu, gdzie mogłybyśmy pójść we dwie, oprócz mojego mieszkania, a tam z ogonem na pewno nie pojadę. I tak długo ubolewałam nad tym, że musiałam podać swój adres na uczelni. W razie ewentualności.
~ Co ci powiedziałem na temat twojej znajomości z tą dziwką – westchnęłam ciężko i popatrzyłam na wyświetlacz telefony ze zrezygnowaniem. Pokonanie Zayna w wyścigu powoli stawało się coraz większą przyjemnością.
~ Słyszałam – mruknęłam pod nosem, ale na tyle głośno, żeby ten furiat mnie usłyszał. Weszłyśmy do budynku i od razu swoje kroki skierowałyśmy do damskiej toalety, gdzie mogłybyśmy dokończyć naszą rozmowę bez tych wszystkich wścibskich, zdziwionych i morderczych spojrzeń innych, mijających nas ludzi. W końcu nie każdemu podoba się słuchanie krzyków z czyjegoś telefonu. Tak, mnie też nie, ale niestety nie mam innego wyjścia.
~ I bardzo dobrze! Mam nadzieję, że zabolało! – już wiem, że się nie polubimy. Powstrzymałam gestem ręki blondynkę, która już chciała coś powiedzieć.
~ Muszę cię zmartwić, ale obelgi niezrównoważonych psychicznie, nie panujących nad emocjami buców już dawno nie robią na mnie wrażenia – powiedziałam na jednym wdechy, starając się zachować obojętny ton głus. Panna Tomlinson wybuchła perlistym śmiechem, a po drugiej stronie słuchawki było słychać tylko ciężki oddech Tommo. Upsi.
~ Zaraz tam kurwa przyjadę i nie będzie ci już tak do śmiechu – potem po pomieszczeniu rozniósł się już tylko odgłos zerwanego połączenia. Popatrzyłam niepewnie na Charlotte.

- Przesadziłam, prawda? – zapytałam, na co ona tylko pokiwała głową z pocieszającym uśmiechem. Głupia, bardzo głupia Hostem.
      Trwałyśmy chwilę w ciszy. Każda musiała jakoś zebrać swoje myśli. Bardzo chce już jutro wieczorem, żeby w końcu móc nakopać temu frajerowi, ale jak na razie powinnam zapanować jakoś nad swoim temperamentem. Jak tak dalej pójdzie, to wszyscy w bardzo szybkim tempie dowiedzą się prawdy, a to byłby koniec świata. Jestem pewna, że policja wsadzi mnie za kratki, rodzice wydziedziczą, a cztery lata studiów pójdą na marne. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że moje życie, to jedna, wielka porażka. 
- Nie będziemy tak tu cały czas siedzieć! – podskoczyłam nieznacznie, kiedy blondynka w dość brutalny sposób wyrwała mnie z zamyślenia. – Może uda nam się jako wmieszać w tłum i uciec niespostrzeżenia Zaynowi. Wbrew pozorom nie jest taki groźny i inteligentny za jakiego się podaje – zmarszczyłam czoło. To nie jest taki zły pomysł.

     Złapałam dziewczynę za rękę i podeszłam do umywalek. Kiedy grupka jakichś rozchichotanych panienek postanowiła wyjść z toalety my szłyśmy zaraz za nimi ze spuszczonymi w dół głowami. Ja udawałam, że grzebię w torebce, a Char grzebała coś w moim telefonie, którego jeszcze mi nie oddała po ostatniej rozmowie z jej bratem. Kiedy byłyśmy już dosyć daleko od niczego niespodziewającego się Mulata przyspieszyłyśmy kroku i skierowałyśmy się do wyjścia z tej pieprzonej galerii. Gdy tylko wyszłyśmy na zewnątrz na naszych twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy. Poprawiłam okulary, które musiały mi zjechać kiedy, trzymałam nos w dół i odwróciłam się, żeby skierować się do mojego samochodu. Niestety, zaraz po skończeniu obrotu, twarz spotkała mi się z czyjąś klatką piersiową. Bardzo umięśnioną i bardzo, ale to bardzo szybko poruszającą się w rytm oddechu. Pisnęłam przerażona, uświadamiając sobie, kto przede mną stoi. Zastanawiam się, ile przepisów złamał, docierając tutaj w tak krótkim czasie. Nie jest to jednak czas na takie przemyślenia, bo za chwilę może być krucho z moim tyłkiem, a nie powiem, całkiem go lubię. Jest zgrabny, mięciutki i w ogóle fajny. Uśmiechnęłam się szeroko, podnosząc głowę do góry, ale w następnej chwili zrobiłam krok do tyłu i wykonałam „w tył zwrot”. Zignorowałam roześmianą twarz blondynki i, dość szybkim krokiem, postanowiłam opuścić to miejsce, żeby moje życie było zagrożone w mniejszym stopniu. Jęknęłam zrezygnowana, kiedy w drzwiach galerii stanął nie kto inny, jak Zayn, którego udało nam się przed chwilą wykiwać. Musiał się biedaczek zorientować, że coś jest nie tak. 
       Nie dane mi było jednak długo się zastanawiać, ponieważ poczułam na nadgarstku delikatny uścisk. Podskoczyłam przestraszona, ale szybko uspokoiłam się, kiedy zauważyłam, że to Charlotte ciągnie mnie przed siebie. Postanowiłam jej w pełni zaufać i dałam poprowadzić się… z powrotem do środka budynku. Na całe szczęście mają podwójne drzwi. Nie robiłam nic, tylko poddałam się mojej towarzyszce, która zaczęła zmierzać do głównego wyjścia, gdzie stał mój samochód. Tak, przed chwilą stałyśmy z drugiej strony galerii. Odwróciłam się na chwilę i, gdy zobaczyłam dwie znajome twarze, to ja wyszłam na prowadzenie. Czułam, jak moje ręka się trzęsie pod wpływem śmiechu blondynki. Nie minęło dwie minuty, a już byłyśmy na miejscu. Z daleka otworzyłam centralny zamek, dzięki czemu od razu mogłyśmy wsiąść do środka. Już odpaliłam silnik i miałam startować, ale naprzeciwko mojej maski stanął Tommo. Pisnęłam przerażona, kiedy ktoś chciał otworzyć drzwi z mojej strony, ale w ostatnim momencie je zablokowałam.
- Jeszcze nikt nieznajomy nigdy nie chciał mnie zabić  – powiedziałam, odwracając twarz w kierunku rozbawionej dziewczyny. Było to tylko drobne kłamstwo. W rzeczywistości wielu obcych chciało mnie zabić, a Tomlinson miał zabrać im tę przyjemność w bardzo niedługim czasie. Na jej ustach widniał szeroki uśmiech, a w oczach świeciły się niebezpieczne iskierki.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz – odpowiedziała, ledwo hamując kolejną salwę śmiechu.
 
- Czy ciebie to bawi?! – krzyknęłam, wybałuszając na nią oczy. Nic nie powiedziała, tylko pokiwała twierdząco głową i, nie mogąc już zapanować nad śmiechem, zaczęła zwijać się z jego powodu na fotelu. Postukałam się wskazującym palcem w czoło. Hostem nigdy nie bałaby się jakiegoś furiata z toną żelu na głowie. Ale do jasnej cholery aktualnie jestem Madeleine, a nie Hostem! Pieprzona podświadomość. Pieprzona Hostem. Pieprzony Tomlinson. Pieprzone życie!

- Otwórz te drzwi po dobroci, albo wybije ci szybę – warknął szatyn. Popatrzyłam na niego, jak na wariata, ale kiedy zamachnął się, żeby to zrobić od razu spełniłam jego „prośbę”. Potrafił być przekonujący, skubny.
 
       Nie musiałam długo czekać, a otworzył je (drzwi) na całą szerokość i wyciągnął z samochodu siłą. Co robiłam ja? Inteligentnie usiłowałam podtrzymać okulary na nosie. Nie wiem, dlaczego, jednak w tamtym momencie wydawało mi się, że tylko one sprawiają, że moja tajemnica dalej pozostaje tajemnicą. W jednej chwili przerzucił mnie sobie przez ramię i zaczął iść w kierunku swojego samochodu. Oczywiście szarpałam się na wszystkie strony i rzucałam w jego kierunku różnymi epitetami, ale ni cholery, nic to nie dawało – był dla mnie zbyt silny. W pewnym momencie poczułam tylko, jak rzuca mnie na siedzenie, a zaraz potem blokuje drzwi od zewnątrz. Nie musiałam długo czekać, a posadził swoje zgrane i całkiem ładne dupsko na siedzeniu obok. Niepotrzebne skreślić. Zacisnął palce na kierownicy. Bardzo możliwe, że próbował powstrzymać w sobie chęć mordu na mnie. Popatrzyłam przed siebie, gdzie w moim samochodzie Charlotte kłóciła się z Mulatem. Nasze spojrzenia skrzyżowały się. Obie mentalnie życzyłyśmy sobie powodzenia. Na pewno się przyda. Nie wiem tylko komu bardziej.
- Czego, kurwa, w stwierdzeniu „nie chcę, żebyś spotykała się z moją siostrą” nie zrozumiałaś? – warknął w moim kierunku, a ja spięłam się nieznacznie. Nie patrzyłam w jego kierunku, bo byłam zbyt przerażona. Przez chwilę nawet zastanawiałam się czy mogę oddychać.
- Tego, że próbujesz kierować jej życiem, chociaż w cale nie masz do tego prawa – powiedziałam pierwsze, co mi ślina na język przyniesie, ale od razu tego pożałowałam. Zauważyłam, jak na jego szyi pokazuje się żyła, a zaraz potem podskoczyłam, po spotkaniu jego pięści z deską rozdzielczą. Gościu, szkoda takiego samochodu!
- I właśnie dlatego, kurwa, nie chcę, żeby utrzymywała z tobą jakikolwiek kontakt! Namieszasz jej w głowie i co ja wtedy zrobię? – jestem przekonana, że ludzie, którzy przechodzili obok pojazdu, słyszeli każde jedno słowo, które wykrzyczał. Może nawet dlatego zatrzymywali się na chwilę i patrzyli raz na mnie i Louisa a raz na Charlotte i Zayna.
- Czyli to o to chodzi. Po prostu nie chcesz, żeby twoja siostra stała się zagrożeniem dla twojej dupy – och, zamknij się Hostem! Wytrzymasz jeszcze te dwadzieścia pare godzin, a ja będę miała święty pokój! Poczułam, jak kładzie rękę na moim lewym policzku, a zaraz potem odwraca całą twarz w swoją stronę. Byłam kompletnie na to nieprzygotowana, więc nie zdążyłam zareagować w jakikolwiek sposób, niż wybałuszenie oczu.
- Nie twój, zasrany interes – wysyczał z odrazą każde słowo, patrząc prosto w moje oczy. Nic nie powiedziałam, tylko spuściłam wzrok, bo jego niebieskie tęczówki zaczęły mnie rozpraszać. Chore.
- W takim wypadku powiem ci coś! Będę robić to, co mi się podoba, tak samo, jak Charlotte, a ty nie masz nic do gadania! – wykrzyknęłam, strącając jego dłoń ze swojej twarzy. – Jeżeli to nie jest mój, zasrany interes, to nie mieszaj mnie do niego! I otwórz te cholerne drzwi! – zakończyłam, poprawiając pieprzone okulary, które były już na końcu mojego pieprzonego nosa. Mam go serdecznie dość, a wygrana z jego przyjacielem będzie teraz da razy bardziej przyjemna! Zasrany egoista.
       Usłyszałam dość głośny pisk, więc mój wzrok od razu powędrował w kierunku jego źródła. Okazało się, że Zayn wynosi blondynkę z mojego samochodu i kieruje się do swojego. Zaklęłam pod nosem, miażdżąc kolesia po mojej prawej ręce spojrzeniem. On w odpowiedzi tylko uśmiechnął się zwycięsko i zrobił to, co powiedziałam. Natychmiast wyszłam z pojazdu i skierowałam się do swojego, po drodze posyłając pocieszający uśmiech blondynce, która pokiwała tylko głową, że wszystko jest w porządku. Hostem, chyba najwyższa pora się pokazać. Wreszcie zmądrzałaś.