poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział Dziewiętnasty: "Mamy geja w domu."

            Louis‘s POV

            Wściekły wróciłem do swojego pokoju, mocno trzaskając za sobą drzwiami. Jak mogła mnie tak wykiwać. Chociaż teraz, jak patrzę na to z perspektywy czasu, to uświadamiam sobie, że jestem kompletnym kretynem. Przecież ona zakładała tylko okulary i soczewki. Szczerze powiedziawszy, wolę ją w tym grzeczniejszym wydaniu. Przynajmniej wiem, że to ja jestem tym dominujący, a bardzo lubię się rządzić w związku. Chociaż… Skąd mogę to wiedzieć, skoro jeszcze w ani jednym nie byłem. Co w cale nie oznacza, że nie chciałbym czegoś takiego. Po prostu jeszcze żadna dziewczyna, czy kobieta, nie przyciągnęła na tyle mojego zainteresowania, żebym zwracał na nią uwagę dłużej, niż jedna noc. Ale pojawiła się Madeleine i cały mój uporządkowany świat pierdolną z hukiem, rozchodzącym się po całej głowie. Nienawidzę jej i jednocześnie uwielbiam ją za to, że pokazała mi inną stronę mnie. Tego Louisa, który potrafi uganiać się za jakąkolwiek dziewczyną. Cholernie żałuję tego, jak potraktowałem ją, kiedy zwracała mi uwagę, co do moich relacji z Charlotte. Normalnie nie postąpiłbym w ten sposób, ale wtedy byłem wkurwiony, o to że ktokolwiek podważył moje postępowanie wobec młodszej siostry. Przecież ja zawsze wszystko wiem najlepiej.

            A pro po. Potrzebuję teraz mojej małej księżniczki. Podniosłem się natychmiast z łóżka i szybkim krokiem przeszedłem na koniec korytarza. Impreza już się skończyła. Tak naprawdę, to Liam chciał ją zorganizować, żeby ściągnąć tutaj Hostem, Sorex i Mygale, bo musiał coś sprawdzić. Sprawdził i przy okazji zniszczył bajkę, która dopiero miała zacząć się tworzyć. Wiecie. Zły chłopiec zakochuje się w poukładanej dziewczynie i chce zrobić wszystko, żeby ta zwróciła na niego uwagę. Szkoda tylko, że w tej historii bardziej przebiegła okazała się księżniczka, niż rycerz. Nie mam przyjacielowi za złe tego, że ją zdemaskował. Przecież wcześniej czy później prawda i tak wyszłaby na jaw. Pchnąłem lekko, uchylone drzwi i wszedłem do środka.

- Lottie? – zapytałem cicho, kiedy nie zastałem nikogo w środku. Światło w łazience nie paliło się. Zmarszczyłem brwi, podchodząc do szeroko otwartych drzwi garderoby. Myślałem, że oczy wyjdą mi z orbit, kiedy nie znalazłem w niej połowy ubrań. – Kurwa – mruknąłem pod nosem, od razu wychodząc z powrotem na korytarz. – Payne i Horan! Charlotte uciekła razem z nimi! – krzyknąłem, wchodząc na sekundę do mojego pokoju, skąd wziąłem niewielki, składany nóż w razie, gdybyśmy znaleźli tam związanego Zayna.

- Idziemy do nich? – zapytał Li, stając w wejściu do pomieszczenia. Kiwnąłem głową i ze wściekłością wymalowaną na twarzy ruszyłem w kierunku garażu. To twój koniec, Davies.

            Hostem's POV

            Jakieś złe przeczucie podpowiadało mi, żebyśmy jak najszybciej opuściły nasze mieszkanie i pojechały do Allana. Możecie uznać mnie za kretynkę, ale ja wierzę temu, co czuję i nigdy nie neguję przeczuć. Właśnie dlatego zapakowałam Alex, wpakowałam wszystkie nasze walizki i pakunki do Jetty, która swoją drogą spisała się bardzo dobrze, bo zmieściłam wszystko i jedziemy aktualnie z Nat do naszego mechanika. Nie mamy przecież nic do stracenia, a zawsze można zyskać na czasie i wcześniej znaleźć się w słonecznym Rio. Podobno nasz lot jest zarezerwowany na moment, w którym będziemy gotowe. Przynajmniej tyle z luksusu.

            Zaparkowałam samochód w garażu, tak na wszelki wypadek. Wyszłam z niego i pomogłam w tym Natalie, która jeszcze nie nadawała się w pełni do samodzielnego chodzenia. Zostawiając bagaże w samochodzie ruszyłyśmy do wejścia. Przewiesiłam sobie jedno ramię rudej za szyją, a swoją rękę położyłam na jej plecach. Widać było, że chodzenie w przypadku przyjaciółki nie sprawia dziewczynie żadnej przyjemności. Najgorzej jednak było na schodach, bo tam dużo razy musiała zginać kolana. Posadziłam ją na sofie w salonie i wbiegłam na piętro, żeby zobaczyć się z Lex i Lottie. Weszłam do pokoju, w którym siedział Allan, żeby załatwić sprawy, związane z naszą „ucieczką”. Stanęłam za krzesłem jednej z blondynek i pochyliłam się do przodu, żeby zobaczyć, co szatyn pisze na komputerze. Nie wiem, po co to zrobiłam, skoro i tak nic nie zrozumiałam.

- Trzymaj – Charlotte podała mi niewielki prostokąt, który okazał się moim nowym dowodem osobistym. Westchnęłam cicho, widząc na nim nazwisko Anabelle Price. To znów nie byłam ja. Co prawda nasze życie nieznacznie się zmieni, ale jednak to nie będzie dalej to, bo nie skończymy z ukrywaniem się.

- Musimy jak najszybciej wylecieć, bo Louis najprawdopodobniej w najbliższym czasie przetrząśnie większą część Londynu, żeby znaleźć swoją młodszą siostrę – mruknęła Lex, podnosząc się z miejsca i wychodząc z pomieszczenia. Obrzuciłam pytającym spojrzeniem pozostałą dwójkę, ale oni tylko wzruszyli ramionami.

- A wiem! – podskoczył nagle Al, czym przestraszył mnie i blondynkę. – Niedawno rozmawiała z Malikiem – dodał od razu. Przewróciłam oczami, wychodząc z pomieszczenia. Muszę sobie poważnie porozmawiać z Zaynem na temat tego, co nagadał mojej przyjaciółce. Chociaż, może nie teraz. Właśnie widzę samochód Tommo, parkujący na podjeździe. Zawróciłam natychmiast do poprzedniego pomieszczenia, złapałam blondynkę za rękę i ku jej zdziwieniu zaciągnęłam ją na strych.

- Twój brat tu przyjechał – mruknęłam, chowając się w ogromnej skrzyni, której Allan z niewiadomych nikomu przyczyn nie chciał się pozbyć. Była tak ogromna, że spokojnie zmieściłyśmy się w niej we dwie. Teraz tylko trzeba przeczekać tę jakże mało komfortową chwilę.

            Sorex's POV

            Siedzę sobie spokojnie przed domem i palę papierosa, aż tu nagle przyjeżdża Tommo ze swoją bandą (czyt. Niallem), zabiera mi go, po czym bezpardonowo wdeptuje w trawę. No ja go po prostu nie czaję, jakbym mu kanapkę zajebała, albo coś takiego, ale przecież… No dobra, siostra ważniejsza niż żarcie. Wzruszyłam ramionami, kładąc się na trawie i układając skrzyżowane ręce pod głową zaczęłam obserwować „spokojne” niebo. Oczywiście zanosiło się na deszcz, co o tej porze roku jest wręcz naturalne w Londynie.

- Gdzie do kurwej nędzy jest moja siostra?! – warknął Tomlinson, stając nade mną i pochylając się do przodu. Zamknęłam oczy, wzruszając ramionami. Prawdę mówiąc wyglądał jak matka, która chce ukarać nieposłuszne dziecko. Bardzo zabawnie przy okazji.

- Nie mam zielonego pojęcia. Weź się człowieku opanuj – mruknęłam, nie zmieniając pozycji. Usłyszałam trzask drzwi, ale osoba, która stała obok mnie nawet się nie poruszyła. Czyli Mygale właśnie ma przejebane.

- Jak coś jej się stanie, to pożałujecie tego – czułam, że chce coś mi zrobić, ale się opanował. Jego szczęście, bo ja nie zamierzałabym być łagodna, przy robieniu czegoś jemu.

            Po jakimś czasie, tak naprawdę kiedy zaczęło mi się robić mokro od tego cholernego deszczu, podniosłam się i weszłam do budynku. Zdziwiło mnie to, że nie było słychać żadnych krzyków, oznaczających kłótnię pomiędzy wiadomymi osobami. Zastanawiam się również, co zrobiła Hostem razem z Charlotte, jeśli chodzi o schowanie tej drugiej. Jestem pewna, że to Madeleine jako pierwsza zobaczyła Louisa i Horana. Spokojnym krokiem weszłam do salonu i usiadłam sobie na kanapie obok przyjaciółki. Ruda patrzyła przed siebie nieprzytomnym wzrokiem. Odchyliłam się do tyłu, zakładając nogę na nogę i zamykając oczy. Oni nie mogą sobie pójść, żebym mogła spokojnie skończyć pakowanie rzeczy, które były również u Alla. Wiem, że Davies spakowała wszystko z naszego starego mieszkania, bo w innym razie nie przyjechałaby tutaj. Jak ja uwielbiam, kiedy jedna osoba jebie wszystkie nasze plany. To jest po prostu piękne i niesamowite zarazem. Dobra, skończę.

            Zayn‘s POV

            Siedziałem w pokoju, cały czas męcząc się z zawiązanymi rękami i nogami. Kurewsko chciało mi się sikać i dłużej nie mogłem tego powstrzymać. Ja rozumiem, sam nie raz przetrzymywałem z Tommo ludzi, którzy chcieli pokrzyżować nam plany, ale my im pozwalaliśmy korzystać z jebanego kibla! Szarpnąłem mocno nadgarstkami, co tylko jeszcze bardziej zacieśniło więzy. Gdyby to przynajmniej nie była linka holownicza. Mógłbym wtedy pokusić się o rozcięcie węzła, ale wszystko, co znalezione w moim samochodzie spełnia wszystkie możliwe wymagania, więc coś, na czym holuje się samochody nie powinno pękać. Westchnąłem ciężko, słysząc podjeżdżający pod dom samochód. Mógłbym teraz zacząć krzyczeć, wyrywać się i robić wszystko, co tylko się da, ale nie chcę wyjść na kretyna, jeśli będzie to jakiś znajomy Hostem. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na jakieś zbawienie.

            Hostem's POV

            Siedzenie w skrzyni zaczyna nam się strasznie dłużyć. Wysyłałam przed chwilą Allanowi smsa, żeby upewnić się, że Tomlinson dalej u niego siedzi. Nie wiem, czy to tylko moje wyobrażenie czy tak naprawdę jest, ale chyba zaczyna nam brakować tlenu. Fajnie, co nie? Chciałam ponownie zobaczyć, co dzieje się u moich przyjaciół, ale kiedy tylko go odblokowałam on odmówił posłuszeństwa, najnormalniej w świecie się rozładowując. Lottie natomiast nie wzięła swojej komórki. Jest zajebiście, jak na załączonym obrazku widać.

- Wychodzimy, czy jeszcze czekamy? – zapytałam cicho, przyglądając się w ciemności twarzy dziewczyny. Wyglądała na smutną, tak mi się przynajmniej wydaje. Nigdy nie byłam dobra, jeżeli chodzi o zgadywanie uczuć innych i sprawy związane z empatią.

- Dla pewności poczekajmy jeszcze chwilę i dajmy reszcie czas na wykazanie się – wzruszyła ramionami, wracając się do bawienia swoimi palcami.

            Sorex's POV

            Weszłam szybko za Tomlinsonem na piętro i obserwowałam to, co robi. Kiedy chciał wejść do pokoju, w którym zamknięty jest Malik natychmiast stanęłam przed drzwiami do niego i zasłoniłam je całą sobą. Uśmiechnęłam się szeroko, opierając łokieć o framugę, a głowę na dłoni. Skrzyżowałam nogi, podnosząc jedną stopę i opierając jej palce o podłogę. Louis podniósł wysoko jedną brew, starając się zrozumieć, co właśnie robię. Szczerze powiedziawszy, to w tym momencie nie ogarniam sama siebie. Przecież to tylko Malik i nic się nie stanie, jak go znajdzie, ale z drugiej strony mógłby się jeszcze bardziej wściec.

- Chce wejść do tego pokoju – warknął, z powrotem kładąc rękę na klamce, ale i tym razem ją odrzuciłam. Myśl Lex, przecież potrafisz! Powaliłaś takiego woła jak Malik, to i z nim powinno ci się udać.

- Ty nie możesz tam wejść! – krzyknęłam, stając prosto i kładąc unosząc dłonie na wysokość swojej klatki piersiowej. Otworzyłam szeroko oczy, patrząc na uchichranego Allana, stojącego za plecami Tommo. Pożałuje tego, że nie chce mi pomóc.

- Dlaczego? – zapytał, a po jego głosie ewidentnie można było wyczuć, że moja postawa coraz bardziej zaczyna go irytować. Niech weźmie kurwa leki uspokajające.

- Bo tam jest chłopak Allana! – wypaliłam, w myślach uderzając się z całej siły w czoło. Na nic lepszego mnie nie stać, serio?!

- Chłopak Allana? – szatyn skrzyżował ręce, patrząc na mnie tym razem z rozbawieniem. Świetnie, robię mu za teatrzyk komediowy. Normalnie spełnienie marzeń. 
 
- Tak, bo wiesz. Al preferuje panów i on… On dzisiaj do niego przyszedł i wiesz no… Oni wczoraj w nocy tego, kochali się! Tak właśnie, kochali się tak, że było ich bardzo słychać i… I pewnie ten chłopak teraz śpi, a ty pewnie nie chciałbyś zobaczyć go bez ubrań – zaczęłam się plątać, czując coraz większe rumieńce na policzkach. Muszę popracować nad wymówkami i to zdecydowanie.

- To mówisz, że Allan jest gejem i tam leży jego nagi chłopak, z którym ostro pieprzył się przez całą noc – uderzył się kilkukrotnie palcem w podbródek.

- Tak właśnie – otworzyłam szeroko oczy, przekręcając nieznacznie głowę i z poważnym wyrazem twarzy pokiwałam kilkukrotnie głową.

- Jesteś żałosna – stwierdził, po czym pociągnął mnie za ręce z całej siły do siebie tak, że gdyby nie Al, to na stówę bym upadła i otworzył z rozmachem drzwi, zaczynając się głośno śmiać. Odwróciłam się do niego przodem, podnosząc wysoko brew. Szatyn zaczął ze śmiechu dosłownie się zwijać i musiał podeprzeć się framugi. Przywaliłam sobie z otwartej dłoni w czoło, kiedy tylko zorientowałam się, jaką głupotę pieprznęłam. Przecież w pokoju siedział związany Malik. Brawa dla mnie.

- Dłużej się kurwa nie dało mnie ratować?! – warknął Mulat, szarpiąc nadgarstkami. Tomlinson miał się chyba tego przestraszyć, ale efekt był zupełnie odwrotny. Jego śmiech wzmógł się kilkukrotnie tak, że aż upadł na kolana. Ach ta przyjaźń! Skąd ja to znam?

- Faktycznie trafiłem na geja! – ryknął, łapiąc się za brzuch i usiłując złapać oddech, co przychodziło mu z niebywałą trudnością. Miny moja i Allana musiałby być w tym momencie zajebiste, ale wyraz twarzy Malika przekraczał wszystkie granice.

- Nie wiem, co ci jest, ale weź się pozbieraj i mnie w końcu rozwiąż – warknął, mrużąc oczy. Zrobiłam to sama. Niewiele myśląc wzięłam kluczyk od Allana, wepchnęłam Tommo do środka i zamknęłam za nim drzwi. Zaczął się w nie tłuc, jak opętany, na co ja tylko wzruszyłam ramionami i weszłam do pokoju, gdzie szatyn tworzył nasze nowe tożsamości. Zastanawiam się, jak dużo mu to jeszcze czasu zajmie, ale podobno już kończy. 

                 Hostem's POV

                 Dobra, pieprzę to! Wychodzimy. Chciałam się podnieść, tym samym otworzyć cholerną skrzynię, w której cały czas siedzimy, ale coś mnie przyblokowało. Zmarszczyłam brwi, po raz kolejny usiłując wykonać ten sam manewr, ale skończyło się tak, jak kilka sekund temu.

- Madeleine, to nie jest zabawne. Louis pewnie już pojechał, więc nie wygłupiaj się i po prostu otwórz tą cholerną klapę - mruknęła cicho Lottie.

- Kiedy nie mogę! - pisnęłam, zaczynając uderzać pięściami w drewniany przedmiot. Jest po prostu kurwa cudownie!

czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział Osiemnasty: „Nie bawisz się, nie żyjesz!”

            Hostem's POV
 
            Z Allanem udało nam się znaleźć dom na obrzeżach Rio de Janeiro. Na początek nam wystarczy. To znaczy jest duży i ma zajebisty garaż, w którym zmieszczą się nasze wszystkie samochody i motocykle, ale sami wiecie. Za długo, to my z nim w jednym miejscu nie wytrzymamy, starając się utrzymać w tajemnicy wszystko to, co dotychczas pozostawało sekretem. Tak, nie zamierzamy się do końca ujawniać. Zdecydowałyśmy, że w ten sposób łatwiej nam będzie uniknąć policji. Za przykład można wziąć takiego Tomlinsona, który co chwilę ma gliniarzy na karku i ostatecznie nie może nic zrobić. No, a my właśnie od tego chcemy uciec – od ślepego podporządkowania komuś innemu. Najwyższy czas zacząć decydować o sobie pod każdym względem, a nie tylko o tym, w co się ubiorę (również nie do końca), czy co chcę zjeść na śniadanie. Takie uzależnienie od kogoś może w końcu doprowadzić do załamania psychicznego. Szczerze powiedziawszy, w niektórych momentach samoocena również zaczyna drastycznie spadać i z „zadowalająco” robi się niemalże natychmiast „chcę umrzeć”.

            Sprawę z Mygale bardzo szybko udało nam się załatwić. Wróciłyśmy do domu dosyć późno, bo około godziny trzeciej nad ranem. Ruda cały czas na nas czekała, siedząc przed swoim laptopem, który przez ostatnich kilka dni stał się dla niej jedyną łącznością ze światem. Muszę szczerze przyznać, ze zrobiło mi się cholernie głupio, kiedy zobaczyłam najlepszą przyjaciółkę, zupełnie ignorującą to, co do niej mówię i zajmującą się zupełnie czymś innym. Od razu zrozumiałam z Alex, jak bardzo beznadziejnie wobec niej postąpiłyśmy. Przecież to nie jej wina (no może tylko troszeczkę), że jak na razie nie jest w stanie nam pomóc. Ale, jak już wcześniej wspominałam, na szczęście udało nam się ją dość szybko udobruchać. Wystarczyło powiedzieć, dlaczego tak bardzo się spieszyłyśmy, żeby załatwić coś ważniejszego od niej. Oczywiście oberwało się rudej za to stwierdzenie, ale wyglądała na mocno rozbawioną. Wracając. Williams również ucieszyła się, że wylatujemy z Londynu i zostawiamy wszystko w chuja.

            Od tamtego czasu minęło trzy dni. Wiem, szmat czasu i w ogóle powinnyśmy zapominać po woli, co się działo, ale jednak mamy dobrą pamięć. Wczoraj Charlotte oznajmiła, że jej brat organizuje imprezę. Blondynka bardzo chciała, żebyśmy na nią przyszły, bo ten kretyn nie pozwoli dziewczynie wyjść. Jak się pewnie domyślacie my, jako dobre przyjaciółki i zbawczynie niewieścich głów, zgodziłyśmy się bez szemrania. Właśnie dlatego stoję teraz przed szafą, w której nie ma już połowy rzeczy i staram się wygrzebać cokolwiek z tego, co mi jeszcze w niej zostało. Razem z Natalie i Lex stwierdziłyśmy, że ta pierwsza nie pójdzie z nami, chociaż może już mniej więcej normalnie się przemieszczać. Nat powiedziała nam o tym, że Niall był u niej dwa razy i widział, w jakim stanie są jej kolana. Mała zołza niby taka poszkodowana, ale jak trzeba się poświęcić, to zawsze potrafi się wykręcić od wszystkiego.

            W końcu jednak zdecydowałam się na czarny top, odsłaniający całkowicie brzuch i skórzaną spódniczkę w tym samym kolorze. Mówiłam już, jak bardzo nienawidzę chodzić w czymś, co nie jest spodniami? Jeśli nie, to właśnie o tym wspominam. Odszukałam jeszcze tylko koturny, które w ostateczności i tak
odstawiłam na razie na bok. Nie będę się przecież męczyć z chodzeniem w tym dziadostwie dłużej, niż to potrzebne. Zrezygnowana zdjęłam z siebie ręcznik i odrzuciłam go na bok, po czym ubrałam się we wcześniej przygotowane ciuchy, oczywiście pomijając te cholerne buty.

            Usiadłam przy biurku i wyjęłam swoją kosmetyczkę, razem z lusterkiem, które ustawiłam przed sobą. To impreza, nie wypada się nie pomalować. Całe przygotowywanie, razem z suszeniem i układaniem włosów, zajęło mi około piętnastu minut. Gotowa wyszłam z pokoju, żeby zobaczyć, jak idzie Lex. Okazało się, że właśnie wychodzi z łazienki, również w pełni przygotowana do wyjścia. Zrezygnowana wróciłam na chwilę do swojego pokoju, żeby założyć te cholerne koturny i zacząć męczyć swój biedne stopy. Blondynka zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem, po czym zeszła na dół. Ej no, mogła przynajmniej powiedzieć, czy nie wyglądam całkowicie, jak skończona kretynka, ewentualnie czy nie przesadziłam i nie zaczęłam przypominać dziwki. A z resztą… Przywróciłam się do rzeczywistości, po czym również spełzłam na dół, od razu udając się do wyjścia. Dzisiaj Stane będzie męczyć się z torebką, więc to ona bierze kasę i telefon.

            Okazało się, że moja (czasami) mądra przyjaciółka, zdążyła zamówić już taksówkę i czekała już ona na nas dwie pod klatką. Bez słowa wpakowałyśmy się do środka, po czym podałam podstarzałemu facetowi adres, pod który miał nas zawieść. Chyba rozpoznał, że mieszka tak Louis ze swoją bandą, bo podrzucił znacząco brwiami, ale nie odezwał się nawet słowem. Tym lepiej dla niego. Jak pewnie dało się zauważyć – nie mam humoru.

- Postaraj się tam nikogo nie zabić – wypaliła nagle Sorex, przez co popatrzyłam na nią, mocno marszcząc brwi. Nie moja wina, że zupełnie się zamyśliłam i przestałam zwracać uwagę na to, co się dookoła mnie dzieje.

- Dlaczego miałabym kogokolwiek zabijać? – zapytałam, mierząc ją uważnie spojrzeniem. Lex wzruszyła ramionami, zakładając jedną nogę na drugą i złapała kolano dłońmi, splątując razem palce w koszyczek.

- Może dlatego, że jedziemy na imprezę do Tomlinsona, więc na sto procent pojawią się typki, z którymi nie chciałybyśmy normalnie rozmawiać, bo należą do tej mrocznej strony – przy ostatnich dwóch słowach zrobiła cudzysłów palcami, po czym wróciła do poprzedniej pozycji.

- Niczego nie mogę ci w tej kwestii obiecać. Jeżeli będą się za bardzo narzucać, to ja nie zamierzam siedzieć cicho – podrzuciłam brwiami, odwracając głowę w kierunku szyby, po czym oparłam ją na dłoni, a łokieć o drzwi. Uwielbiam noce, a szczególnie w tak dużych miastach, jakim jest Londyn. Ludzie wydają się nigdy nie iść spać, a kolorowe neony i bilbordy nadają szczególny nastrój. Uśmiechnęłam się do swoich myśli.

            Radość nie trwała jednak długo, ponieważ już po kilku sekundach wjechaliśmy na osiedle Louisa. Westchnęłam ciężko, kiedy taksówka zatrzymała się przed bramą. Lex zapłaciła, po czym wysiadłyśmy z żółtego samochodu i szybkim krokiem poszłyśmy do wnętrza domu, wypełnionego pijanymi już ludźmi. A wydawało mi się, że przyszłyśmy przed czasem. Weszłyśmy do salonu, cały czas się do siebie nie odzywając. Z resztą… Wszelkie próby podjęcia jakiejkolwiek konwersacji w tym towarzystwie i tak pewnie nie będą miały większego sensu, bo tutaj jest po prostu za głośno. Już miałam zamawiać sobie coś u barmana, ale w ostatnim momencie poczułam uścisk na ramieniu, który odciągnął mnie w jakiś kąt, gdzie nikogo nie było.

- Chłopaki chcą porozmawiać z Alex na temat Zayna – przed nami pojawiła się Charlotte. Obrzuciłam przyjaciółkę uważnym spojrzeniem, na co ona tylko wzruszyła ramionami.

- Możesz mi powiedzieć, co ty im nagadałaś przez ten teflon? – zmrużyłam oczy, uświadamiając sobie, dlaczego oni domyślają się, że blondynka ma coś z tym wspólnego.

- Oj nie martw się, poradzę sobie. Nawet nie wiesz, jak łatwo było ich wkręcić – machnęła ręką, odwracając się na pięcie, a już za chwilę wspinała się po schodach.

- Macie coś wspólnego z tajemniczym zaginięciem Malika? – Lottie skrzyżowała ręce, mrużąc oczy i nie spuszczając ze mnie wzroku. Przyłożyłam wskazujący palce do ust, żeby pokazać jej, że to nie najodpowiedniejsze miejsce na takie rozmowy.

- Wytłumaczę ci wszystko u nas. Samochody są w fazie przewożenia,  dom kupiony, Allan załatwia tylko jakieś formalności, a połowa rzeczy zapakowana. Mam nadzieję, że uda nam się jakoś przemycić cię dzisiejszej nocy do naszego domu, albo do Spencera, żeby nie udało im się ciebie znaleźć – mruknęłam na tyle cicho, żeby tylko blondynka mnie usłyszała. Ona w odpowiedzi kiwnęła głową i zostawiła mnie zupełnie samą, również wchodząc na piętro.

            No wiedziałam, że zostanę sama, bo one zajmą się zupełnie czymś innym. Przejechałam dłońmi po spódnicy i zrezygnowana udałam się z powrotem do barmana, żeby móc w końcu zamówić jakiś alkohol. Warknęłam pod nosem, kiedy po raz kolejny ktoś odciągnął mnie od upragnionego celu i tym razem to ja zostałam wciągnięta po schodach do góry. Już nawet nie chciałam wiedzieć, kto mnie za sobą wlecze. Szczerze powiedziawszy, to zwisało mi to. No, przynajmniej do momentu znalezienia się w znanym mi już pokoju.

- Czego ode mnie chcesz? – wyrwałam rękę z uścisku Louisa i skrzyżowałam obie na wysokości klatki piersiowej. Ten wieczór nie może być już chyba bardziej interesujący.

- Wydaje mi się, że dobrze wiesz czego – wymruczał, odwracając się do mnie przodem i nachylił się nade mną, opierając dłonie po obu stronach mojej głowy. Spuściłam ręce wzdłuż ciała, wbijając się plecami w drewniane drzwi. Niech on się odsunie. Najlepiej natychmiast.

- To chyba pomyliłeś adresy, bo ja nie jestem tanią dziwką, z którymi sypiasz – warknęłam, a po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nie wiem dlaczego, ale przed oczami stanął mi moment, kiedy szatyn uderzył mnie mocno w policzek. Automatycznie poczułam w tamtym miejscu pieczenie. Nie, nie boję się. Czuję odrazę – to wszystko.

- Nigdy nie powiedziałem, że jesteś dziwką – chłopak złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie, po czym podszedł do łóżka i położył nas na nim tak, że to ja byłam na dole, a ona na górze.

            Poczułam, jak zaczyna wędrować dłonią od mojego kolana coraz wyżej. Drugą dłoń natomiast oparł przy moim ramieniu. Cały czas patrzył mi głęboko w oczy, jakby chciał się doszukać jakiegokolwiek potwierdzenia na niezadane przez niego pytanie. Nienawidzę, kiedy ktoś robi coś takiego, ponieważ czuję się, jakby grzebał mi w duszy, dosłownie.

- Nigdy nie miałaś ochoty, żeby zobaczyć jak wygląda seks z wrogiem? – wymruczał mi do ucha, zagryzając jego płatek, a później całując miejsce za nim. Podniecenie rośnie, właśnie osiąga poziom „nie jest dobrze, wiej!”.

- Ani raz w życiu – mruknęłam, kładąc dłonie na jego ramionach i spróbowałam go od siebie odepchnąć. Co prawda odsunął się na kilka milimetrów, ale chwilę potem wolna dłoń złapała mnie za nadgarstki i umieściła je nad moją głową. Kurwa mać.

- A ja bardzo dużo. Szczególnie, że mój wróg jest cholernie seksowną dziewczyną, która nie ma pojęcia, jak na mnie działa – zjechał z pocałunkami na moją szyję, przygryzając ją na zmianę delikatnie. „Coraz bardziej tego chcesz” – tak, to następny poziom.

- Każdej to mówisz, za nim zaciągniesz ją do łóżka? – mruknęłam, starając się zabrać moje dłonie z jego uścisku. Jak się można łatwo domyśleć – bezskutecznie.

            Nagle drzwi do pokoju otworzyły się, a w nich stanął Liam. Odetchnęłam głęboko, korzystając z chwili dezorientacji Tomlinsona i zepchnęłam go z siebie, po czym usiadłam prosto i wyprostowałam spódnicę, która mi się mocno podwinęła. Payne machnął na przyjaciela ręką i wyszedł z pomieszczenia. Louis niechętnie powlókł się za nim. Było jednak coś, co ewidentnie mówiło mi, że powinnam spierdalać, a mianowicie – spojrzenie Li. Niestety moja ciekawość była większa i kiedy tylko drzwi za chłopakami się zamknęły ja przylgnęłam do niech, uważnie nasłuchując tego, co do siebie mówią. Na szczęście muzyka z dołu nie dochodził do tego miejsca i nie miałam większych problemów z podsłuchiwaniem.

- Wiesz, kogo właśnie prawie przeleciałeś? – warknął jeden z nich, na co ja przewróciłam oczami. Jak ja kocham przedmiotowe traktowanie dziewczyn. Przecież sama nią jestem!

- Hostem, panią nielegalnych wyścigów motocyklowych, z którą Malik od jakiegoś czasu nie potrafi sobie poradzić – mogę sobie dać rękę uciąć, że szatyn przewrócił w tym momencie oczami. Zawsze tak robi, kiedy coś go irytuje, a ton jego głosu wskazywał tylko na to.

- Wystarczy Madeleine Davies, córka ludzi, którzy wsadzili się do paki i dziewczyna, za którą od jakiegoś czasu się uganiasz – doba, jestem w stu procentach pewna, że cała krew odpłynęła z twarzy Tomlinsona. Przecież nie codziennie ma się do czynienia ze swoim wrogiem i nawet się o tym nie wie. Ale skoro jest się kretynem, to trzeba ponosić za to konsekwencje.

            Zaraz, zaraz. O kurwa, Payne dowiedział się, kim naprawdę jesteśmy! Oderwałam się natychmiast od drzwi i w drodze do balkonu zdjęłam koturny z nóg. Jeszcze nigdy nie spierdalałam w pierwszego piętra w spódnicy. No cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz, który może być również ostatnim, jeżeli zaraz się nie pospieszę. Wyrzuciłam buty, po czym sama przeskoczyłam przez barierkę, a później po woli spuściłam się na rękach, żeby być jak najbliżej ziemi i nie ryzykować połamanymi nogami. Usłyszałam trzask drzwi, a następnie kilka(dziesiąt) przekleństw.

- Davies, masz w tym momencie stanąć i poczekać na mnie, żebym mógł cię zabić! – krzyknął szatyn, wychodząc na balkon i patrząc na mnie z chęcią mordu. Zaśmiałam się głośno, chwytając w dłonie swoje koturny i szybko biegnąc do wyjścia. A jeszcze przed chwilą chciał mnie przelecieć.

- Nie skorzystam z propozycji – odkrzyknęłam jeszcze zanim zniknęłam po drugiej stronie domu. Nie bawisz się, nie żyjesz. Szkoda tylko, że moja zabawa trwa kurwa kilka lat.

            Nie będę się wracać po Charlotte i Alex. Krzyk tego furiata na pewno było słychać pomimo głośnej muzyki. Wybiegłam za ogrodzenie, zamykając za sobą furtkę tak, jak Lottie zrobiła to za ostatnim razem. Muszę dobiec do końca osiedla, bo potem to już tylko dostać się jak najszybciej do mieszkania. Jednak głównie chodzi mi o to, że pomiędzy blokami łatwiej będzie mi zgubić Louisa, który właśnie zdołał uporać się z bramką. Automatycznie przyspieszyłam, modląc się w duchu, żeby kondycja mnie nie zawiodła.

            Sorex's POV

            Już od dłuższego czasu siedzę w pokoju Malika. Nie mam pojęcia, dlaczego to właśnie tutaj mnie wsadzili. Jak się okazało reszta również zdołała się domyśleć, kim naprawdę jesteśmy. Cóż, szczerze powiedziawszy nawet trochę się nie dziwię. Przecież nie zwracałyśmy jakoś szczególnej uwagi do ukrywania się i tylko Madeleine, jako najbardziej rozpoznawalna z nas, starała się przebierać.

            Zrezygnowana  po kolejnym przejściu dookoła całego pokoju, z powrotem opadłam na łóżko. Rozłożyłam ręce, zaczynając bez sensu wpatrywać się w śnieżnobiały sufit. Muszę przyznać, że Zayn ma cholerny porządek w swoim królestwie. Rzadko spotyka się chłopaków z tak zadbaną przestrzenią osobistą. No cóż, plus dla niego. Poderwałam się, słysząc z zewnątrz głośny krzyk Tomlinsona, zwracającego się do mojej przyjaciółki po imieniu i nazwisku. Warknęłam pod nosem coś niezrozumiałego nawet dla mnie i poderwałam się z posłania, podchodząc do drzwi. W dalszym ciągu nie mogę zrozumieć, dlaczego Niall z Liamem mnie tutaj zamknęli. No dobra, mogę. Nie przewidzieli tylko jednego – nie jestem zwykłą, nierozgarniętą blondynką. Wyjęłam z moich włosów jedną wsuwkę i rozłożyłam ją, wkładając w zamek od drzwi. Kilka sekund i już jestem wolna. Dlaczego nie byłam na tyle domyślna, żeby zrobić to wcześniej?!

            Po woli wyszłam z pokoju, uważnie rozglądając się dookoła, czy aby na pewno nikt nie zechciał teraz wejść na „zakazane” piętro. Lottie wytłumaczyła mi, że można nieźle oberwać od chłopaków, jeśli podczas imprezy ktokolwiek nieproszony pojawi się przy ich pokojach. W stu procentach się z nimi zgadzam. Również nie chciałabym, żeby ktoś grzebał w moich papierach. Już miałam zbiegać po schodach, żeby wydostać się z tego wariatkowa, ale w ostatnim momencie zawróciłam do pokoju blondynki. Nie mam zamiaru zostawiać jej tu samej zważając na fakt, że obiecałyśmy zabrać ją z Londynu. Jej też Allan załatwił lewe papiery. Postanowiłyśmy we cztery, że nauczymy ją jeździć samochodem. Nie tak normalnie, po drogach, ale na wyścigi. Ona nie będzie odstawać, a my w końcu zyskamy kogoś od samochodów. Myślę, że Madeleine również zgodzi się czasami przesiąść za kierownicę czterech kółek. Parę razy jej się zdarzało, więc nie widzę w tym większych problemów.

- Poczekaj, już kończę zbieranie najważniejszych rzeczy. Musisz dać mi dwie minuty – mruknęła Tomlinson, kiedy tylko weszłam do środka. Wzruszyłam ramionami i oparłam się jednym o ścianę, krzyżując ręce pod piersiami.

- Skąd wiedziałaś, że to ja?

- Bo chłopaki poszli uganiać się za Madeleine, która nieświadomie odwraca ich uwagę od nas, co oczywiście nam pomaga – Char popatrzyła na mnie przez chwilę, uśmiechając się delikatnie, po czym wróciła do pakowania. Gdzie podział się entuzjazm sprzed kilku dni?

- Jeśli nie chcesz, to nie musisz z nami lecieć.

- Chcę, naprawdę. Tylko Louis to jednak mój brat i nie chcę go stracić na zawsze – powiedziała cicho, zasuwając sportową torbę, wypchaną jej rzeczami.

- Za jakiś czas będziesz mogła się z nim zobaczyć. Będziemy musiały tylko poczekać, aż minie to całe zamieszanie, związane z nami – powiedziałam cicho, cały czas uważnie obserwując reakcję dziewczyny. – Telefonu też ci nikt nie zabierze – dodałam po chwili namysłu. Blondynka natychmiast odwróciła się do mnie przodem, a na jej twarzy zobaczyłam ogromne zdziwienie. Powiedziałam coś nie tak?

- Naprawdę będę mogła dzwonić do Louisa? – podniosła wysoko brew, przerzucając sobie ramiączko torby przez głowę i podała mi drugą, z którą zrobiłam dokładnie to samo.

- Znajdziemy jakieś miejsce w Rio, gdzie będziemy jeździć, żeby skontaktować się z ludźmi w Londynie. Chciałam zauważyć, że my również zostawiamy tutaj kilku znajomych – zaśmiałam się, biorąc torbę z komputerem blondynki i ruszyłam szybkim krokiem na dół.

            Musiałyśmy się pośpieszyć, żeby zdążyć przed powrotem chłopaków. Taka ucieczka będzie zdecydowanie przyjemniejsza i bezpieczniejsza dla nas. Po drodze zdążyłam się dowiedzieć, że Charlotte zamówiła już taksówkę, która za kilka minut powinna dojechać na miejsce. Wyszłyśmy z terenu posesji Tomlinson ‘a i jego bandy, od razu kierując się na przystanek autobusowy, pod który również tamtym razem podjechała nasza „karoca”. Tak, dokładnie pamiętam tamten wieczór. Tak swoją drogą byłyśmy już na dwóch imprezach u szatyna i z obu uciekałyśmy. Czyżby wywiązała nam się jakaś nowa, niepisana tradycja?

- Myślisz, że będzie mnie szukał? – usłyszałam cichy głos Lottie, kiedy wpakowałyśmy się już do samochodu i po podaniu adresu Spencera ruszyliśmy w drogę.

- Tommo jest zapatrzonym w swoją młodszą siostrzyczkę kretynem, gotowym zrobić dla niej wszystko. Zdecydowanie będzie nasz szukał – zaśmiałam się, chcąc choć trochę rozładować coraz bardziej napinająca się pomiędzy nami atmosferę.

- Jak mnie dorwie, to zabije na miejscu – jęknęła, zsuwając się na siedzeniu i zakrywając twarz dłońmi.

- I właśnie dlatego cię nie znajdzie – uderzyłam ją pięścią w ramię, po czym zaczęłam się głośno śmiać. Szczerze powiedziawszy, to nie mam zielonego pojęcia, co mnie tak mocno rozbawiło.

            Mygale's POV

            Już od jakiegoś czasu nie robię nic, tylko pakują swoje ubrania. Jak tak patrzę na szafę, to mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że zapakowałam wszystko. Należy mi się więc kilka minut odpoczynku. Zostały jeszcze tylko pierdoły typu albumy i inne pamiątki. Usiadłam po woli na kanapie, krzyżując nogi w kostkach i kładąc je na stoliku do kawy. Kupiec na nasze mieszkanie znalazł się bardzo szybko. Nie dziwię mu się. W końcu znajduje się ono w samym centrum miasta, ma dwa poziomy i mieszkałyśmy w nim my we trzy. Nie chodzi mi tutaj o żadne samouwielbienie. Po prostu niektórzy ludzie traktują nas jak córki celebrytów, którymi na pewno są nasi rodzice. Gwiazdorstwo i fakt, że ich nazwiska są znane w całej Wielkiej Brytanii jeszcze bardziej namieszał im w głowach. Dzięki temu dziennikarze również nami się interesują. Co o nich myślę, ujmę w najprostszym słowie. Kurwy. Wpierdalają się we wszystko, co ich nie dotyczy i jest naszymi prywatnymi sprawami. Gdyby mogli, to urządziliby sobie wycieczki po naszym mieszkaniu i porobili milion zdjęć, żeby ludzi kupowali właśnie ich czasopismo, a nie znienawidzonej konkurencji.

            Poderwałam się na równe nogi i szybkim korkiem poszłam do przedpokoju, gdzie zastałam zdyszaną Madeleine. Skoro ona biegała, to znaczy, że stało się coś naprawdę złego. Szatynka odrzuciła na bok koturny, które dotąd trzymała w dłoniach i pochyliła się do przodu, starając się złapać normalny oddech. Chciałam się odezwać, ale wystarczyło, żebym otworzyła usta, a przyjaciółka znów uciszyła mnie gestem dłoni. Wzruszyłam tylko ramionami i wróciłam na swoje poprzednie miejsce. Skoro nie chce mi powiedzieć, to ja nie będę się denerwować z nieznanego mi powodu.

- Tomlinson, Payne i Horan domyślili się prawdy o nas – wydyszała w końcu, opadając zmachana na jeden z foteli. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na nią uważnie, żeby doszukać się choć cienia rozbawienia, które wskazałoby na to, że właśnie udało jej się mnie nabrać na niezbyt wysokich lotów żart. Nie.

            Chciałam powiedzieć Niall ‘owi, zanim dowiedziałby się o tym z mediów. Wiem, że nie powinno, ale od jakiegoś czasu zaczęło mi na nim zależeć. W cale nie wydawał się nadawać do świata, w którym właśnie żyje i był przy tym taki niewinny. Tak, oczarował mnie. Kretynka ze mnie. Wydawało mi się, że zdążę, ale jak widać grubo się przeliczyłam. Westchnęłam ciężko, podnosząc się z łóżka i poszłam do swojego pokoju, żeby skończyć pakowanie. Może to odwróci moją uwagę od tego, jak mi jest teraz cholernie głupio. Pewnie pomyślał, że go wykorzystałam i świetnie się przy tym bawiłam. Druga część jest prawdą, ale pierwsza to kłamstwo. Wzięłam niepewnie dzwoniący telefon w dłonie i popatrzyłam na wyświetlacz, żeby odebrać sms ‘a. Niestety numer był nieznany.

Od: Nieznany Do: Natalie
To prawda, że jesteś TĄ Mygale?

Od: Natalie Do: Nieznany
Najprawdziwsza. Chciałam ci powiedzieć sama, ale nie zdążyłam.

Od: Nieznany Do: Natalie
Powiedzieć mnie czy mediom, żeby mi przekazały?

Od: Natalie Do: Nieznany
Niall, nie mów tak! To nieprawda!

Od: Nieznany Do: Natalie
Akurat.

Od: Natalie Do: Nieznany
Porozmawiasz ze mną normalnie?

            Poczekałam jeszcze chwilę, ale już nie dostałam odpowiedzi. Niestety, chyba wszystko po raz kolejny poszło się jebać. Wkurzona rzuciłam telefonem na łóżko i zajęłam się pakowaniem wszystkiego tego, co mi jeszcze zostało do spakowania. Kurwa jego mać!

            Hostem's POV

            Wpatrywałam się ogłupiałym wzrokiem w miejsce, gdzie zniknęła Williams. Wzruszyłam ramionami, włączając telewizor. Nigdy nie zrozumiem blondynek i rudych. To zdecydowanie najbardziej skomplikowane istoty, jakie chodzą po tym świecie. Przeskakiwałam sobie z kanału na kanał, aż do momentu, w którym nie uświadomiłam sobie, jak dużo zostało mi jeszcze do zapakowania. Zrezygnowana, pogłaśniając jakąś stację muzyczną tak, żeby było ją słychać w całym domu, ruszyłam niemrawym krokiem do swojego pokoju.

            Alexandra ‘s Stane POV

            Piętnaście minut później dojechałyśmy na miejsce. Wszystkie światła w całym domu były pogaszone, czemu w cale się nie dziwię. Jest trzecia w nocy, więc to normalne, że większość osób o takiej porze śpi. Zapłaciłam za podwózkę, po czym wyszłyśmy z samochodu i z bagażami na ramionach ruszyłyśmy do wejścia. Wyciągnęłam z torebki klucze, otworzyłam drzwi i wpuściłam blondynkę jako pierwszą, wchodząc zaraz za nią. Mam nadzieję, że Al. nie wyrzuci nas stąd na zbity pysk za porę przybycia. 

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział Siedemnasty: "Challenge Accepted"

           Sorex's POV

            Zaparkowałam samochód przed naszym blokiem i zgasiłam silnik, po czym położyłam całe ręce na kierownicy, opierając o nią głowę z zamkniętymi oczami. Dlaczego zawsze wtedy, kiedy jest cholernie źle, to musi się spierdolić jeszcze bardziej? Czy chociaż przez kilka lat nie mogłybyśmy mieć świętego spokoju? Wiecie – przestać uganiać się za jakimiś kretynami, którzy obrabiają nam dupę na prawo i lewo, nie musieć użerać się z Maliko-podobnymi stworzeniami, które działają nam na nerwy, skończyć z użeraniem się z rodzicami, których zdanie zawsze musi być na wierzchu. Chociaż, pewnie byłoby nam nudno, ale to tak tylko do zakończenia studiów. Po tym wydarzeniu wszystko mogłoby wrócić do nomy. Krzyknęłam głośno, zabierając ręce i uderzając kilkukrotnie głową w kierownicę. Pewnie ludzie, przechodzący obok, uznali mnie za kompletną wariatkę, ale to nie ich interes, z jakimi chorobami psychicznymi użeram się w momencie, w którym minęli mnie wściekłą na ulicy. Boże, przecież to brzmi tak żałośnie, że aż śmiesznie.

            Zauważyłam Madeleine, ubraną jak Hostem i już wiedziałam, że wraca od Tomlinsona. Mam nadzieję, że ten przygłup, leżący na tylnych siedzeniach nie okazał się aż takim Sherlockiem, żeby podzielić się radosną nowiną z własnymi przyjaciółmi. Wtedy mogłybyśmy od razu zacząć się pakować, bez jakiejkolwiek próby na złagodzenie sytuacji, która tak swoją drogą jest cholernie gówniana.

            Wyszłam z pojazdu, trzaskając za sobą drzwiami i szybkim krokiem podchodząc do przyjaciółki. Tak, kiedy tylko mnie zauważyła, wskazała dłonią na siebie i na mnie i już wiedziałam, że mam iść jak najszybciej się przebrać, żeby ludzie nie zauważyli. Przytaknęłam niezauważalnie, od razu wchodząc na klatkę. Rzadko kiedy zdarza się u mnie aż takie posłuszeństwo, ale jestem pewna, że nikt na moim miejscu nie chciałby wylądować w pierdlu. Mogliby nam zabrać całą kasę i nie miałybyśmy do czego wracać, a rodzice na sto procent zapomnieliby o swoich najstarszych córkach. No cóż, ich strata. Chociaż w sumie stracili nas już bardzo dawno temu.

            Weszłam szybkim krokiem do swojego pokoju, ignorując fakt, że Natalie zaczęła mnie wołać i pytać co się stało i dlaczego żadna z nas nie wróciła na noc do miezkania. Teraz musimy ratować sytuację, a w odpowiednim momencie sama jej wszystko wytłumaczę. Wyjęłam z szafy pierwsze lepsze ubrania,
którymi okazały się dżinsowe rurki, jakaś koszulka i bluza, zapinana na bok. Przebrałam się szybko, po czym związałam włosy w luźnego kucyka na czubku głowy. Wsunęłam jeszcze tylko na siebie trampki i chwytając skórzaną kurtkę, wybiegłam z pokoju.

- Może w końcu ktoś się mną zainteresuje?! – stanęłam w miejscu, słysząc kolejny krzyk rudzielca. Westchnęłam cicho, wchodząc do jej pokoju.

- Daj nam jeszcze chwilę. Wtargamy tylko Malika do naszego mieszkania i wszystko osobiście ci wytłumaczę – zapewniłam, podnosząc ręce na wysokość klatki piersiowej i uśmiechnęłam się szeroko. Nie czekając na to, aż przyjaciółka zrozumie, co przed chwilą do niej powiedziałam, wyszłam szybkim krokiem z domu, zatrzaskując za sobą drzwi i zbiegłam po schodach.

            Madeleine siedziała w samochodzie i najprawdopodobniej szukała czegoś ciekawego po schowkach. Widząc szeroki uśmiech na twarzy Davies mogę stwierdzić, że znalazła coś wartego uwagi, albo Zayn się obudził i ma z niego niezłą polewkę. Przewróciłam oczami, widząc jak szatynka porusza ustami. Czyli jednak opcja numer dwa, która nie jest tak atrakcyjna, jak mogłaby być jedynka. Teraz będziemy musiały się z nim użerać, bo jestem pewna, że współpracować to on nie zechce. Otworzyłam drzwi od strony pasażera i usiadłam w środku pojazdu, pocierając o siebie dłonie, żeby choć trochę je zagrzać.

- Straszny nerwus z niego. Już któryś raz powtarzam, że na pewno wypuścimy go za kilka dni, jak nas już nie będzie w Anglii, a ten cały czas się rzuca i chyba zaślinił ci szalik – zaśmiała się Davies, odpalając silnik.

- Lubiłam go, ale raczej wyląduje w śmietniku – burknęłam pod nosem, opierając łokieć o szybę o głowę na dłoni i wyjrzałam za okno, znudzonym spojrzeniem.

- Następna będzie mi się teraz boczyć o wszystko co tylko powiem? Wysadzę was gdzieś po drodze – zagroziła mi palcem, po chwili wybuchając kolejną salwą śmiechu. Pokręciłam głową, marszcząc brwi, kiedy zauważyłam Horana. No to nasza przyjaciółka przynajmniej będzie miała towarzystwo.

- Niall tam jest, schyl się – mruknęłam, odwracając się do tyłu i złapałam głowę chłopaka, pchając ją na dół. Możliwe, że mój tyłek zasłonił twarz Madeleine. Boże, aż tak bardzo nas nienawidzisz? Czy pierwsze w życiu porwanie nie może nam przebiec od początku do końca bezproblemowo? Aż tak bardzo podoba ci się śmianie z naszego życia?

- Spokojnie, ma przyciemniane szyby.

- Wkurwiasz mnie Davies tym swoim niewyjaśnionym rozbawieniem – warknęłam, siadając z powrotem jak człowiek. Skrzyżowałam ręce, patrząc wściekłym spojrzeniem przed siebie. Nie dość, że muszę się użerać z tym kretynem z tyłu, to jeszcze Hostem wpadła w stan niekontrolowanego szczęścia, który nigdy wcześniej nie skończył się za dobrze.

- Oj przesadzasz, Stane. Dlaczego mam płakać? Przecież za kilka dni opuścimy Londyn i wylecimy gdzieś w chuja daleko. Bez rodziców, bez szkoły, bez problemów – wzruszyła ramionami, kładąc dłonie na samym dole kierownicy i opierając się o fotel.

            Spuściłam wzrok, zaczynając się zastanawiać nad tym, co powiedziała przyjaciółka. W sumie miała rację. W końcu zaczniemy żyć po swojemu i nie będziemy musiały zastanawiać się, co nam wolno, a czego nie. Chociaż pewnie dalej będziemy się ukrywać, żeby w dzień prowadzić „normalne” życie. Tylko bez chmary reporterów na karku, wiecznie niezadowolonych rodziców i co najważniejsze, z dala od przeszłości. Zaczniemy od nowa. Uśmiechnęłam się szeroko, odwracając głowę do wściekłego Malika.

- Bez spiny, ona ma rację. Koniec z ograniczeniami – zaśmiałam się, patrząc z rozbawieniem w oczy chłopaka. Przekręciłam się w stronę Hostem, kiedy zaparkowała w ogródku Allana.

- Obiecujesz, że nigdy się nie rozstaniemy? – zapytałam, wystawiając w jej kierunku obie dłonie, poważniejąc na chwilę.

            Hostem's POV

- Obiecuję – odpowiedziałam pewnie, łapiąc dłonie blondynki w swoje i zaciskając je lekko, splątując przy tym nasze palce ze sobą. Po chwili odsunęłyśmy się od siebie. Wysiadłyśmy z samochodu i stanęłyśmy po jednej stronie, otwierając drzwi z
tyłu. Stałyśmy tak przez chwilę, bez sensu wpatrując się w chłopaka, który chciał nas chyba obie zabić.

- Jak myślisz, co możemy mu zrobić? – Lex przechyliła głowę i zmrużyła oczy, a na jej ustach pojawił się zadziorny uśmiech. Zrobiłam krok w bok, żeby pokazać Malikowi, że nie jest bezpieczny. On chyba zrozumiał podtekst, bo otworzył szeroko powieki i zaczął cofać się jak najdalej od nas. Biedny…

- Może najpierw zaciągnijmy go do domu, żeby pokazać Spencerowi, że będzie miał przez jakiś czas współlokatora – mruknęłam, obchodząc samochód i otwierając drzwi z drugiej strony. – Współpracuj, a całej trójce wyjdzie to na dobre – zaśmiałam się cicho, łapiąc Zayna za kurtkę i wyciągając na trawę.

            Zachwiał się przez chwilę, starając się złapać równowagę, co nie było w cale takie proste, jakby mogło się wydawać, zważając na fakt, że ma związane nogi. Wzięłyśmy go pod ramiona i głośno się śmiejąc zaczęłyśmy prowadzić w kierunku wejścia do domu Allana. To się chłopak zdziwi. Tak swoją drogą miałyśmy się do niego więcej nie odzywać, ale jak na załączonym obrazku widać – nie jesteśmy w stanie bez niego normalnie funkcjonować. Już mam dla niego zadania, po którym wszystkie winy zostaną mu odpuszczone.

- Co on tutaj robi i dlaczego jest związany? – Al otworzył szeroko oczy, widząc nas z tym przygłupem nie mogącym niczym poruszać. Malik zaczął się strasznie wyrywać i coś chciał powiedzieć, ale szalik Alex w dalszym ciągu mu to skutecznie uniemożliwiał. Jaka szkoda.

- Powiedzmy, że myślenie nie za dobrze wpłynęła na jego sytuację i teraz musimy go przetrzymać przez kilka dni, a w tym czasie ty podrobisz nam dokumenty, kupimy sobie zajebisty dom gdzieś daleko stąd i zaczniemy nowe życie – uśmiechnęłam się, szeroko otwierając usta i puszczając Zayna, co nie było dobrym pomysłem, bo Sorex nie była w stanie sama go utrzymać i oboje wylądowali na podłodze. – A i ty jedziesz z nami – wskazałam palcem na chłopaka, a on w odpowiedzi zasalutował, uśmiechając się jak dziecko, które właśnie dostało upragnioną zabawkę.

- Tylko się nie za bardzo tym jaraj, bo może coś nie wyjść i naprawdę znajdziemy sobie kogoś innego – dodała z podłogi blondynka, usiłując podnieść się z chłopaka. Nagle w jej oczach pojawiły się te niebezpieczne iskierki. – Pozwól, że pożyczę sobie telefon – powiedziała do Malika i zabrała wcześniej wspomniany przedmiot, po czym poszła gdzieś przed siebie. Nie wiem, co robi, ale pewnie później i tak się wygada. Ukucnęłam przy Zaynie i wyjęłam mu z buzi szalik.

- Jak będziesz darł japę, to osobiście zakleję cię taśmą montażową – mruknęłam, widząc jak otwiera usta, żeby coś powiedzieć. Sądząc po jego minie nie było to nic miłego.

- Czego wy kurwa ode mnie chcecie? – warknął, patrząc na mnie, jakbym mu właśnie kogoś z rodziny zabiła.

- Niczego. Po prostu za dużo wiesz, a powinieneś zdawać sobie sprawę z tego, jak kręci się wszystko w nielegalnym świecie – wzruszyłam ramionami, podnosząc się i machnęłam na przyjaciela, żeby pomógł mi go jakoś przetransportować na górę.

            Allan nic nie powiedział, tylko przerzucił sobie Malika przez ramię i zaczął wspinać się po schodach. Otworzyłam szeroko zdziwione oczy, ale nic nie mówiąc ruszyłam za nim. Alex chyba skończyła pisać, bo zadowolona z siebie ruszyła za mną. Chciałam zapytać, co takiego się dowiedziała, ale pokiwała przecząco głową, jeszcze zanim zdążyłam wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo. No cóż… I tak w końcu się dowiem, więc nie rozumiem, dlaczego nie chce mi powiedzieć od razu. Spencer wniósł Mulata do pokoju gościnnego, jednego z wielu w tym ogromnym domu, po czym posadził go na krześle obrotowym. Stane podeszła do niego i usiadła na biurku. Nie chcę wiedzieć, co się teraz będzie działo, więc po prostu opuściłam pomieszczenie, ciągnąc za sobą szatyna.

- Mam wam wymyślić jakieś nazwiska, czy same chcecie sobie wybrać? – zapytał od razu, wchodząc do pomieszczenia, gdzie znajdował się jego cały sprzęt do różnych nielegalnych pierdół. Był czas, że wzorowy pan mechanik drukował lewe papiery wartościowe. Było minęło… No cóż – może wróci.

- Daję ci wolną rękę, ale nie zaszalej za bardzo, żebym była w stanie zapamiętać – mruknęłam, biorąc sobie drewniane krzesło i odwróciłam je tyłem, po czym usiadłam na nim, opierając ręce o oparcie.

- Przerzucę was do Rio de Janeiro. Mam nadzieję, że klimat będzie wam odpowiadał. Musimy szybko znaleźć jakiś dom z dużym garażem. Ten będzie mój, a wy pomieszkacie u mnie przez jakiś czas i na miejscu zajmiecie się szukaniem nowego. Kasy na pewno nam na to wystarczy – uśmiechnął się pod nosem, cały czas wystukując coś w jeden z wielu komputerów. Boże, ja już dawno bym się w tym wszystkim pogubiła. – Mamy tylko jeden problem.

- Jaki? – od razu odwróciłam głowę w jego kierunku i podniosłam wysoko jedną brew. Jeśli Al ma problem, to znaczy, że jest to coś naprawdę bardzo poważnego.

- Czas. Macie od cholery samochodów i motorów, w tym większość kradzionych i wygranych w nielegalnych wyścigach, a mój znajomy jest w stanie przewieźć na raz po dwie, trzy sztuki i zrobić to tak, żeby nikt się nie zorientował – westchnął ciężko, zaprzestając poprzedniej czynności i popatrzył na mnie zrezygnowany.

- A nie można by było na przykład sprzedać kilka, którymi i tak już dawno nie jeździłyśmy, a resztą zająłby się ktoś z twojej ekipy, kogo zostawisz w Londynie?

- W sumie zawsze można spróbować – wzruszył ramionami i wrócił wzrokiem do swojego komputera. No to ciekawy okres w życiu nam się szykuje. Jakby już dotąd nie było mocno popieprzone i niezrozumiałe nawet dla naszej trójki.

            Sorex's POV 

- Jak myślisz, jak teraz będzie brzmiało moje imię i nazwisko? – uśmiechnęłam się wrednie, opierając głowę na dłoni, a łokieć o kolano i przyjrzałam się uważnie coraz bardziej wściekłej twarzy Zayna. Zupełnie nie wiem, czym on się tak denerwuje. Przecież zawsze mógł skończyć w wilgotnej i zimnej szopie.

- Na pewno lepiej niż to, które masz teraz – warknął, patrząc na mnie z nienawiścią na twarzy, ale w oczach miał zupełnie co innego. Jakby żal do mnie o to, co właśnie robię? Nie, na stówę mi się tylko przywidziało.

- Wiem, ja również nie toleruję swojego nazwiska. Ale wyobraź sobie, jak bardzo zawiodę rodziców, którzy przecież wychowali mnie na idealną księżniczkę – westchnęłam teatralnie, wycierając wierzchem dłoni wyimaginowaną łzę, która spłynęła po moim policzku.

- Dlaczego tak bardzo chcecie stąd uciec? Przecież nie masz pojęcia, czy chciałem wygadać waszą tajemnicę komukolwiek – moje rozbawienie automatycznie wyparowało, zastąpione przez napiętą atmosferę. Co ja mu teraz mam odpowiedzieć?

- Nie masz pewności, czy w chwili wściekłości nie wygadałbyś się przed Crackiem albo Tommo. Oni na pewno zaczęliby robić coś w kierunku wsadzenia nas do pierdla, tak jak z Louisem zrobili to rodzice Madeleine – powiedziałam cicho, spuszczając wzrok na kudłaty dywan, zdobiący drewnianą podłogę w pomieszczeniu. – A poza tym już dawno chciałyśmy to zrobić. Wiesz, w końcu móc zrobić coś po swojemu, a nie na rachunek rodziców.

- Rozumiem was – westchnął ciężko, a ja czułam na sobie jego palące spojrzenie. – Ale mogłabyś mnie rozwiązać – uśmiechnął się niewinnie, wystawiając ręce w moim kierunku. Rozbawiona pokręciłam przecząco głową, zeskoczyłam z biurka i poszłam prosto do pokoju, gdzie na pewno znajdowali się Allan z Madi.

- Co się tutaj dzieje?! – otworzyłam szeroko drzwi i wpadłam do środka, na co oni oboje podskoczyli, a ja zaczęłam się głośno śmiać. Uwielbiam straszyć ludzi. To takie niesamowite, kiedy jesteś jedyną osobą w pomieszczeniu, która się nie boi.

- Dominique, nie pozwalaj sobie – warknęła szatynka, a ja zrobiłam minę typu „o czym ty do mnie mówisz?”.

- Już w niedługiej przyszłości będziesz nazywała się Dominique Bonnet – wytłumaczył Spencer, uśmiechając się szeroko. Podrzuciłam brwiami, przyciągając sobie jedno z krzeseł i usiadłam na nim, kładąc jedną kostkę na kolanie, po czym zsunęłam się znacznie.

- A Madeleine? – złączyłam obie dłonie, układając je na swoim brzuchu i patrzyłam beznamiętnie w ekran, chociaż i tak nic nie rozumiałam z tego, co w nim jest.

- Anabelle Price – szatynka uśmiechnęła się szeroko. Jestem pewna, że to nie ona wymyślała nasze nazwiska, bo skończyłybyśmy na pierwotnych.

- Za jakieś dwa dni będziecie miały wszystkie papiery, a teraz pomożecie mi wybrać dom – uśmiech na twarzy szatyna poszerzył się kilkukrotnie. Mi się wydaje, czy on bardziej cieszy się z tej przeprowadzki, niż my same. No cóż, niech ma swoją chwilę radości.

            Mygale's POV

            Miałam dać im chwilę, a nie ma ich już przez dwie godziny. Mogłyby przynajmniej zadzwonić, że sprawy się pokomplikowały i nie mają pojęcia, kiedy wrócą. Mygale definitywnie i nieodwracalnie się obraziła, niech się trochę wysilą, żeby mnie przeprosić. Wzdrygnęłam się, słysząc trzask drzwi, a potem kilka ciężkich kroków, przeskakujących co drugi schodek. To na pewno nie są dwie osoby, których nigdy wcześniej nie spotkałam w życiu i niech mówią, co chcą.

- Hej – blond głowa z szerokim uśmiechem znalazła się właśnie w moim pokoju. – Mogę?

- Oczywiście – odwzajemniłam uśmiech Nialla. Gdzieś w środku poczułam małą euforię z tego, że postanowił do mnie przyjść. Wiem, że nie powinnam się z tego cieszyć, ale to było silniejsze ode mnie.

- Jak twoje kolana? – wskazał głową na wcześniej wspomnianą część ciała i tym razem przyciągnął sobie krzesło. Zaśmiałam się cicho, kręcąc z rozbawieniem głową, po czym podałam mu laptop, którym cały czas się bawię i odkryłam kołdrę.

- Lepiej, ale jeszcze nie jestem w stanie ich zgnać – mruknęłam, patrząc na duże strupy, które bardzo łatwo pękały podczas każdego ruchu.

- Jeszcze trochę i będziesz mogła spokojnie wrócić do normalnego funkcjonowania i chodzenia na szpilkach – zaśmiał się, ale po chwili spuścił głowę, kiedy na jego policzkach pojawiły się jasnoróżowe plamy. Aww… Niall się rumieni.

- Lubisz, jak chodzę na szpilkach? – zapytałam, starając się jeszcze bardziej pogłębić jego zamieszanie. Chyba mi się udało, bo Horan odwrócił się na chwilę tyłem. Szkoda, że należy do bandy Tomlinsona.