wtorek, 21 października 2014

Rozdział Jedenasty: „Wpadka.” (II)

            Hostem's POV

            Wystartowałam zaraz po tym, jak dziewczyna, stojąca pomiędzy samochodami spuściła ręce w dół. Mam zamiar pokazać Payne ‘owi, że jestem od niego lepsza. Nie rozpoznał mnie jeszcze, ale wiem, że to tylko kwestia czasu. Z nich wszystkich, to właśnie on jest najbardziej domyślny. A ja nie chcę z nim jeszcze rozmawiać. Po prostu nie jestem na to w pełni gotowa. Wydaje mi się, że potrafiłabym go spławić, ale to Liam. On nie poddaje się tak łatwo, a ja nie mam siły na konfrontację.

            Skręciłam ostro w prawo, kiedy nawigacja poinstruowała mnie w ten, a nie inny sposób. Zmrużyłam oczy, zauważając wjazd na drogę przez sam środek miasta. Oni chcą nas chyba pozabijać. Przecież to Nowy York – jedno z tych miast, które żyją dwadzieścia cztery godziny na dobę, więc łatwo jest władować się w tył jakiegoś innego samochodu. Szczególnie, kiedy prędkość nie spada poniżej stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Wyminęłam ostro jakiegoś starego Peugeota, blokując tym samym drogę do wyminięcia mnie jakiemuś innemu zawodnikowi tego wyścigu. Aktualnie jestem na drugim miejscu, a do pokonania został mi nie kto inny, jak sam Payne. To tylko motywuje mnie do dalszej walki o pierwsze miejsce.

            Niestety, tak jak wcześniej się tego spodziewałam, pokonanie go nie jest w cale takie łatwe. Próbowałam nawet zakręty pokonywać driftem, ale za każdym razem udawało mu się być akurat w tym miejscu, w którym ja miałabym szansę go wyprzedzić. Cholerny Liam. Chłopak spojrzał nagle we wsteczne lusterko i otworzył szeroko oczy. Poznał mnie. Uśmiechnęłam się wyzywająco, mocniej naciskając pedał gazu i bardziej odchyliłam się na siedzeniu. Może nie wspominałam, ale podczas wyścigów staram się jeździć całkowicie wyluzowana. Pomaga to w zapanowaniu nad pojazdem i ułatwia wykonywanie niektórych manewrów.

            Nagle usłyszałam odgłos syren policyjnych. Chyba szykowali się na nasz dzisiejszy wyścig, ponieważ zazwyczaj dłużej schodzi im z dojechaniem do nas. Popatrzyłam odruchowo na nawigację. Kilka migających na czerwono kropek pojawiło się na wyświetlaczu, blokując nam niektóre drogi. Kurwa jego mać. Trasa wyścigu natychmiast zmieniła się na krótszą. Niestety – oboje z Liamem byliśmy już w znacznej odległości od zakrętu, którym kazali nam jechać organizatorzy, przez co dwa ostatnie samochody zyskały nad nami sporą przewagę. Nie poddam się tak łatwo.

            Zahamowałam ostro, wrzucając luz na skrzyni biegów. Silnik zawył głośno, ale zignorował to. Jest przyzwyczajonych do takich akcji, więc nie stanie mu się jakaś większa krzywda. Kilka wozów policyjnych nie zorientowało się, co chcę zrobić i po prostu pojechało przed siebie. Jeden z kierowców musiał być naprawdę mocno zdezorientowany, ponieważ wpieprzył się prosto w czarnego Mercedesa; jednego z nowszych. Oj szarpną się gliny na ubezpieczenie, szarpną. I dobrze im tak. Cieniasom nie powinno dawać wsiadać za kółko i prowadzić. W cale mi ich nie szkoda, a nawet wręcz przeciwnie – jestem przeszczęśliwa z takiego obrotu akcji.

            Wracając do wyścigu. Wbiłam pierwszy bieg i zaczęłam szybko cofać. Zaparłam się jedną ręką o zagłówek przeciwległego siedzenia. Zahamowałam po raz kolejny, gdy tylko minęłam swój zakręt i płynnie w niego wjechałam, a zaraz za mną zrobił to samo Liam. Uśmiechnęłam się do siebie, siadając normalnie. Jeżeli teraz uda mi się nie wypuścić go przed siebie, to mogę dopisać kolejne zwycięstwo do długiej listy. Jednak wbrew pozorom to w cale nie jest takie proste, jakby mogło się wydawać. Payne jest zbyt nieprzewidywalnym przeciwnikiem.

            Zablokowałam mu drogę z prawej strony, przez co zaczął strasznie gadać, a ja dam sobie rękę obciąć, że przynajmniej dziewięćdziesiąt procent ze słów, które właśnie padają w jego samochodzie, to same przekleństwa. Uśmiechnęłam się do siebie wrednie, po kolei wrzucając kolejne biegi, aż w końcu dotarła do szóstki. Westchnęłam głośno, kiedy mój telefon zaczął dzwonić. Miałam go przyczepionego do przedniej szyby, więc bez najmniejszego problemu mogłam zobaczyć, że to Lex chce się do mnie dobić. Nie wiem, o co jej chodzi, ale jest skoro zdaje sobie sprawę z tego, że właśnie mam wyścig, to musi to być naprawdę coś poważnego. Wyprzedziłam Maserati przede mną i dotknęłam ekranu, żeby odebrać połączenie.

            ~ Madeleine ja wiem, że powinnyśmy ci z dziewczynami wcześniej powiedzieć, ale Natalie się uparła, żeby zrobić to za twoimi plecami, więc nie krzycz na mnie za bardzo, a wyżyjesz się na niej, jak już wrócisz do domu!

~ Oj po prostu powiedz, co leży wam na sumieniu, bo aktualnie nie mam czasu na rozmowę z nikim. Payne musi zobaczyć, że jestem lepsza również od niego.

~ Ścigasz się. Nie powinnam tego teraz robić, ale muszę się dowiedzieć, czy kiedykolwiek zauważyłaś w zachowaniu Louisa cokolwiek, co wskazywałoby na to, że ćpał.

~ Co ty pierdolisz. Przecież wiesz, że poszedł garować w pace między innymi za dragi. Obiecał sobie i Charlotte, że już nigdy więcej nie popatrzy na ten syf, a co dopiero go brać. Nie sądzę, żeby był zdolny do tego, żeby złamać dane siostrze słowo. Nie ktoś taki, jak Tomlinson i nie po tym, jak mu uciekła. A o co chodzi, bo nie do końca rozumiem. Dlaczego on nagle zaczął cię interesować?

~ Nie teraz, kiedy bierzesz udział w wyścigu. To zbyt niebezpieczne, bo na pewno będziesz mocno wyprowadzona z równowagi, a ja jednak wolę mieć żywą najlepszą przyjaciółkę, bo martwa już do niczego mi się nie przyda.

~ Dzięki wielkie, najlepsza przyjaciółko. Mam o was dokładnie takie samo zdanie, więc nie martw się, że w jakikolwiek sposób mnie uraziłaś.

~ Nawet nie wiesz, jak cieszę się, że zrozumiałaś moje przesłanie! Zadzwoń, jak już umęczysz to drugie miejsce. Wtedy dopiero wydam na siebie wyrok śmierci.

            I nie dając mi nic więcej powiedzieć po prostu się rozłączyła. Wredna suka. Nie mam zamiaru być druga, a pierwsza i właśnie do tego dążę. Wyminęłam ostatniego zawodnika, mierzącego się z nami. Na mojej twarzy nie było już rozbawienia. Udowodnię tej blondynie, że jestem sto razy lepsza od kogokolwiek innego na tym świecie. Kocham tą kretynkę, ale nie pozwolę się w ten sposób obrażać. Zerknęłam we wsteczne lusterko, kiedy zauważyłam w nim niemałe zamieszanie. Liam wybił się na drugie miejsce. Kurwa mać. Jesteśmy dopiero w połowie trasy powrotnej. Myślałam, że zajmie mu to więcej czasu.

            Skręciłam ostro, kiedy to wskazała mi nawigacja i sprawdziłam, w jakiej odległości od wozów policyjnych jesteśmy. Pięć minut to niewiele, ale stoją w korku, więc możemy trochę jeszcze nadrobić ten czas. Zaczęłam kląć głośno pod nosem, widząc jak mój największy rywal tego wyścigu, coraz bardziej się zbliża. Przyspieszyłam znacznie, chcąc zostawić go jak najbardziej w tyle. Wiem, że to bardzo desperackie zachowanie z mojej strony i nie powinnam dać ponieść się emocjom, ale no kurwa no – każdy może mieć problem z zapanowaniem nad swoimi emocjami, nawet ja.

            Spojrzałam po raz kolejny na nawigację. Zostało mi jeszcze cztery kilometry do przejechania, co jest równoznaczne z pięcioma minutami trasy, jeżeli dobrze pójdzie. Przygryzłam mocno dolną wargę. Muszę dobrze wyczuć moment, w którym włączę nitro. W innym przypadku natychmiast mogę zjechać z trasy wyścigu, ponieważ i tak przegram. Niby drugie miejsce też jest dobre, ale ja zdecydowanie wolę być tym pierwszym zawodnikiem. I chyba nic nie jest w stanie tego zmienić. Szczerze powiedziawszy – nawet mi to specjalnie nie przeszkadza.

            Pochyliłam się nieznacznie do przodu, zajeżdżając drogę Liamowi, kiedy chciał po raz któryś z rzędu chciał mnie wyprzedzić. Nie ma dobrze. Jeszcze niecały kilometr. Krzyki ludzi stawały się coraz bardziej głośne i wyraźne. Tak niewiele dzieli mnie od upragnionego celu i nie zamierzam z tego rezygnować. Położyłam dłoń na gałce od zmieniania biegów i otworzyłam ją, odsłaniając tym samym guzik do uruchamiania podtlenku azotu. Jeszcze kilka sekund. Niestety Payne ‘owi udało się wyrównać nasze maski samochodów. Docisnęłam mocniej pedał w podłogę, zaczynając wychodzić na prowadzenie. Niewiele, bo niewiele, ale jednak to zawsze coś. Zmrużyłam oczy, uruchamiając nitro.

            Wszystko, co działo się potem liczyło zaledwie kilkanaście sekund. Wbiło mnie mocno w fotel, przez co musiałam położyć na kierownicy obie dłonie i zacisnąć je mocno, żeby nie stracić panowania nad pojazdem. Otworzyłam szeroko oczy, kiedy zorientowałam się, jak bardzo źle postąpiłam. Nie powinnam była włączać przyspieszenia przed swoim przeciwnikiem. Ale może jednak mi się uda dojechać jako pierwszej; może coś mu się w tym cholernym samochodzie zatnie, dzięki czemu zwycięstwo będzie moje. Niestety, nadzieja matką głupich. Liam, ze zwycięskim uśmiechem z resztą, odpalił podtlenek i pierwszy minął linię mety. Byłam kilka sekund za nim. No to najwyższa pora na to, żeby spierdalać. W razie czego wytłumaczę się policją, która tak swoją drogą powinna za chwilę znaleźć się w miejscu, w którym my jesteśmy.

             Sorex's POV

            Chyba jednak nie powinnam była dzwonić do Madeleine. Może Natalie z Charlotte miały rację, że nie chcą jej na razie powiedzieć. Przecież wszyscy wiemy, jak bardzo porywcza jest Hostem. Niestety na tego typu przemyślenia było już zdecydowanie za późno, ponieważ inteligentna ja postanowiła działać na własną rękę, nie zważając na to, że może władować się w duże kłopoty. Jakże mogłoby być inaczej? No właśnie – nie mogło.

            Zaczęłam nerwowo chodzić po całym swoim tymczasowym pokoju. Jutro miała odbyć się pierwsza rozprawa w sprawie Louisa, a ja tak naprawdę nie miałam nic dobrego, co mogłoby mi pomóc przynajmniej w odroczeniu sprawy. Allan obiecał mi, że zajmie się monitoringiem z warsztatu chłopaków, ale najpierw policjanci muszę się stamtąd wynieść, bo jak na razie ma związane ręce. Mam nadzieje, że te pokraki nie zdążą skasować wszystkiego z pamięci kamer, albo po porostu nie wpadną na pomysł jakiegokolwiek ruszania ich. Al wspominał coś o tym, że Zayn opowiadał mu o tym, że postanowili zrobić mało widoczne okamerownie pomieszczeń. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale dziękowałam im za to z całego serca. Wolałabym ten materiał mieć najpierw tylko dla siebie, żeby później zapoznać się z nim znacznie lepiej, niż prokurator i pokazać jako dowód ode mnie.

            Westchnęłam zirytowana i zmęczona jednocześnie. Od ponad dwudziestu czterech godzin jestem cały czas na nogach i nie zapowiada się na to, żebym w najbliższym czasie miała w końcu położyć się spać. Jedynym, co aktualnie trzyma mnie przy życiu są fajki i napoje energetyczne. Nie mam pojęcia, jak daleko jestem w stanie na tym pociągnąć, ale wydaje mi się, że niebyt długo. Wyszłam na balkon, żeby skorzystać z pierwszego koła ratunkowego i od razu rozsiadłam się na mało wygodnym fotelu ogrodowym, która sama sobie tutaj przytargałam. Wyjęłam paczkę papierosów z kieszeni bluzy – strasznie zimno było dzisiaj w Londynie, więc nie rozstawałam się z nią nawet na kilka sekund – i od razu wyjęłam jedną zębami, przytrzymując ją wargami, żeby mi przypadkiem nie wypadła. Wsadziłam rękę przez dekolt pod koszulkę i wyjęłam stamtąd zapalniczkę, którą miałam umiejscowioną pod ramiączkiem stanika. Nie mam zamiaru szukać jej za każdym razem po wszystkich zakamarkach mojego ubrania, więc kiedy tylko odpaliłam sobie szluga, natychmiast wylądowała na swoim poprzednim miejscu. Nie jestem normalna, ale nic na to nie poradzę. Złapałam biały, podłużny przedmiot pomiędzy dwa palce i zamykając oczy, zaciągnęłam się mocno dymem nikotynowym. Wstrzymałam na chwilę oddech, pozwalając używce rozejść się swobodnie po moim organizmie i dopiero kilka sekund później wypuściłam ciemny dym z płuc. Odchyliłam się na leżaku sprawiając, że znalazłam się w pozycji siedzącej i raz za razem zaczęłam powtarzać tę samą czynność.

            Chyba powinnam w końcu wziąć się za rzucanie palenia. Nawet Madeleine z tym skończyła niedługo po tym, jak zaczęła, ale mnie jakoś za bardzo nie spieszy się do kończenia z nałogiem. Gdy tylko mam jakieś trudniejsze dni – które przez ostatni okres czasu zdarzały się wyjątkowo często – potrafiłam spalić nawet półtorej paczki dziennie. Dziewczyny chodziły dookoła mnie i przy każdej nadarzającej się okazji nie omieszkały poinformować mojej świadomości o niebezpieczeństwie i skutkach ubocznych, związanych z nałogowym paleniem. Zawsze wyśmiewałam je i starałam się obrócić wszystko, co do mnie mówiły, w jakiś żart – najczęściej słabych lotów, żeby móc w ten sposób wyrazić swoje niezadowolenia ze sposobu, w jaki postanowiły oduczyć mnie jarania. Jak to się mówi – marne szanse, ale niech dalej próbują. Może przyjdzie taki dzień, w którym im się w końcu poszczęści, ale nie liczyłabym na to na ich miejscu. Przecież wszystkie trzy doskonale wiedzą, że ja osobiście dążę do tych celów, które postanowiłam sobie sama, a nie spełniam zachcianki wszechobecnych dookoła mnie ludzi. Jestem dużą dziewczynką i potrafię brać odpowiedzialność za swoje czyny.

            Skrzywiłam się, czując w ustach gorzki, nieprzyjemny czad. Było to spowodowane skończeniem się mojego papierosa i tym, że teraz usiłuję spalić filtr, na którym znalazły się resztki po mojej bezbarwnej pomadce. Westchnęłam ciężko, zgniatając peta między palcem środkowym a wskazującym, żeby go dogasić, po czym wyrzuciłam go do popielniczki. Nie chcę przecież zaśmiecać podwórka mojemu przyjacielowi… A tak na poważnie to zebrał mi się za to taki opierdol, że nawet zdołałam się go przestraszyć. Spencer potrafi być groźny, jak się tylko postara.

            Podniosłam się z siedzenia, po czym otrzepałam dłonie o spodnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie jedzie ode mnie fajkami, ale nie przejęłam się tym jakoś zbyt specjalnie. Weszłam z powrotem do środka, od razu zamykając za sobą drzwi balkonowe. Nie lubię, kiedy jest mi zimno – albo raczej już się od tego odzwyczaiłam. Kiedy jeszcze mieszkałyśmy na stałe w Londynie, to jakoś za bardzo mi to nie przeszkadzało. Przeciągnęłam się i zamknęłam na kilka sekund oczy. Przydałoby się pojechać do Louisa, żeby porozmawiać z nim na temat tego, kto chciałby go wrobić. Zdecydowanie nie nadaję się do bronienia ludzi. Od tego jest Charlotte, ale ja obiecałam, że pomogę, a ona na razie jeszcze nie powinna przyjeżdżać do Wielkiej Brytanii. Spotkanie z bratem nie wpłynęłoby dobrze na jej – i tak już w dużym stopniu podniszczoną przez nas – psychikę. Nie mówię tego złośliwie, ale Tomlinson średnio nadaje się do stylu naszego życia. Jest na to za delikatna. Jednak będę wspierać ją i akceptować każdą decyzję jaką podejmie i będzie ona zgodna z moimi przekonaniami.

            Wyszłam z pokoju, zabierając ze sobą kilka papierów i zeszłam na dół, od razu kierując się do garażu, gdzie Allan majstrował coś przy jakimś samochodzie. Muszę przez chwilę porozmawiać z kimś, bo przez ostatnich kilkanaście godzin nie robiłam tego nawet przez kilka sekund, a to nie wpływa najlepiej na moją towarzyską naturę, której wręcz nienawidzę zaniedbywać. Uwielbiam przebywać w towarzystwie innych osób i nie wstydzę się ani tego, ani tego, że lubię zawierać nowe znajomości. Może niektórych nie potrafię utrzymywać zbyt długo, ale najczęściej tylko dlatego, że te jednostki nie były warte mojej uwagi.

            Weszłam do sporawego pomieszczenia – chociaż znacznie mniejszego niż garaż szatyna w Ameryce – i podeszłam do samochodu, pod którego maską właśnie grzebał. Stanęłam obok, stukając go w ramię po mojej przeciwnej stronie. Natychmiast zaczął się rozglądać zdziwiony tym, że ktoś odwiedził go w jego samotni, aż w końcu wzrok przyjaciela spoczął właśnie na mnie. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, wzruszając beztrosko ramionami, gdy tylko wręcz spiorunował mnie spojrzeniem. Uwielbiam działać mu na nerwy i w dalszym ciągu nie mogę zrozumieć, jak on ze mną wytrzymuje.

            Z dziewczynami jest zupełnie inna sytuacja. Między sobą przez cały czas żartujemy, straszymy się i doprowadzamy do szału. A Al miał od tego przez ostatni czad dość długi odpoczynek, więc nie zdziwiłabym się, gdyby wyszedł z wprawy. Bo w końcu tylko on mógł wpaść na pomysł obudzenia nas za pomocą węża ogrodowego. Nie będę o tym wspominać, bo w dalszym ciągu nie najlepiej kojarzy mi się taka mokra i zimna pobudka o szóstej rano tylko dlatego, że chciał się pochwalić samochodem, który własnoręcznie i sam naprawił od samych podstaw. Podobno przywieźli mu tylko ramy i silnik, ale on zrobił z tego zajebisty samochód, którym Madeleine wygrała kilka wyścigów, a potem sprzedaliśmy go za kupę forsy.

- Błagam cię porozmawiaj ze mną o czymkolwiek, bo abstynencja towarzyska nigdy nie wpłynęła na mnie dobrze i zaczynam po woli wariować z powodu braku kontaktów międzyludzkich – palnęłam pierwsze, co przyszło mi do głowy po kilkunastu sekundowej ciszy, spędzonej na bezsensownym wpatrywaniu się w siebie. Allan wybuchł gromkim śmiechem i zgiął się w pół, wypuszczając metalowe narzędzie, które z głośnym brzdękiem uderzyło o podłogę. – Dzięki – burknęłam cicho, urażona jego reakcją na moją prośbę.

- Boże Alex. Ty jesteś naprawdę zdesperowana, skoro przychodzisz do mnie z takim wyznaniem – wyjąkał, schylając się po przedmiot. Zmierzyłam go ostrzegawczym spojrzeniem i podeszłam do BMW, na siedzenie którego wrzuciłam wszystkie papiery, jakie trzymałam w dłoniach. Nie chcę, żeby się pobrudziły smarem, bo nie wyglądałoby to zbyt elegancko, a mimo wszystko praca w sądzie zobowiązuje. Jeszcze tylko kilka dni i rzucę to wszystko w cholerę, albo po prostu do basenu.

- Więc mógłbyś mi po prostu pomóc i pogadać – wzruszyłam beztrosko ramionami, zamykając drzwi pojazdu. Usiadłam na jego masce i odchyliłam się do tyłu, opierając za sobą na dłoniach, po czym skrzyżowałam nogi w kostkach.

- Nie zaczyna się zdania od więc. O czym chcesz pogadać? – zapytał, wracając do naprawiania samochodu. Może ja też powinnam naprawić jeden dla zabicia czasu, jak tylko wrócę od Tomlinsona. Ale raczej będę siedzieć nad jego sprawą.

- Więc nie mam bladego pojęcia. Pomyślałam, że ty wymyślisz coś ciekawego – specjalnie powiedziałam to słowo na samym początku, żeby pokazać przyjacielowi, że mnie nie obowiązują nawet zasady poprawnego wypowiadania się i są one ułożone tylko dla polityków oraz łamania ich.

- Muszę cię zmartwić. Od kilku dni nie rozmawiałem z nikim na żaden ciekawy temat. Każda rozmowa kończy się na „ca tam u ciebie”, „aha” i „do widzenia”.

- Co ona tutaj robi?! – odwróciłam się z szeroko otwartymi oczami w kierunku wejścia do garażu. Stał tam, oczywiście w bojowej pozycji, Malik i zupełnie wytrącony z logicznego myślenia Horan, który tak swoją drogą wyglądał, jakby zobaczył ducha. W sumie mu się nie dziwię – w końcu zniknęłam dwa lata temu i nie miałam okazji powiedzieć mu, że jednak żyję. Wszystkie dziewczyny dzwoniły, tylko nie ja i teraz będę musiała ponieść tego konsekwencje.

wtorek, 14 października 2014

Rozdział Dziesiąty: „Komplikacje, niedomówienia i nic poza tym.” (II)

            Louis‘s POV

            Leżałem sobie na pryczy w swojej celi, kiedy nagle pojawił się w niej ochroniarz więzienny i kazał mi z niej wyjść. Zrozumiałem od razu, o co mu chodzi. Alex udało mnie się stąd wyciągnąć i będę jej za to wdzięczny do końca życia. Nienawidzę więzienia, odkąd przebywałem w nim po raz ostatni kilka lat temu i robiłem wszystko, żeby nie musieć do niego wracać. To nie były moje dragi i mam nadzieję, że blondyna… teraz ruda, pomoże mi to udowodnić przed wszystkimi.

            Przebrałem się szybko w swoje ubrania i cały czas prowadzony przez jakiegoś gostka, wyszedłem na zewnątrz. Kiedy tylko znalazłem się poza murami tego cholernego budynku, musiałem na chwilę stanąć w miejscu, żeby przyzwyczaić oczy do światła słonecznego. Po kilku sekundach znów mogłem normalnie funkcjonować. Wsiadłem do radiowozu, który miał mnie odwieźć prosto do domu. Nie mogę się doczekać momentu, w którym znajdę się na swoim łóżku i w końcu porządnie wyśpię.

            Alex wytłumaczyła mi, że chłopaki nie wiedzą, że ona tutaj jest i nie wiedzą również, kim tak naprawdę jest. Prosiła, żebym na razie jeszcze im nie mówił, bo im mniej osób o niej wie, tym lepiej dla nas i wyciągnięcia mnie z tego całego bagna. Postanowiłem jej zaufać. Najwyższa pora odzyskać dziewczyny i zamierzam wprowadzić ten plan w życie już dzisiaj, kiedy tylko pojawi się w naszym domu, żeby ustalić ze mną kilka, jak to ona ujęła, bardzo ważnych spraw organizacyjnych. Muszę jedynie wymyślić, jak ją podejść, żeby dowiedzieć się jak najwięcej. Nie będzie to łatwe, aczkolwiek kto nie lubi wyzwań?

            Wszedłem wolnym krokiem do domu, od razu kierując się do salonu. Po ciszy, jaka panowała w całym budynku, domyśliłem się, że chłopaki są w pracy. Mnie na razie nie wolno opuszczać domu, więc mogę zapomnieć o naprawianiu samochodu na najbliższy czas, a jeśli Lex nie uda się wyciągnąć mnie z więzienia – na kilka lat. Dalej nie mogę znieść myśli, że ktoś chce mnie wrobić w dragi. I jeżeli tylko znajdę tą osobę, to osobiście wykąpię ją w kwasie.

            Sorex's POV

            Od rana siedzę w swoim pokoju i staram się przygotować wszystko do pierwszego procesu Louisa, który będzie miał miejsce za sześć dni. Nie mam za dużo czasu, ale postaram się, żeby rozprawa została odroczona. Jest mi cholernie trudno przerzucić się z oskarżania na bronienie ludzi, ale pocieszam się tym, że to jedna z ostatnich spraw i wreszcie będziemy żyły po swojemu. Mam taką nadzieję i zrobię wszystko w tym kierunku.

            Warknęłam pod nosem, wplątując palce we włosy i zaczęłam ciągnąc za nie mocno, opierając przy okazji łokcie o biurko. Utknęłam w miejscu i nie mam pojęcia, co powinnam zrobić. Przecież mam już wystarczająco dużo materiałów na jedną rozprawę, ale co będzie, jeśli sędzia jej nie odroczy? Do kurwy. Nie mogę tego przegrać. Muszę uratować dupę Tomlinsona dla Madeleine. Ona nie przeżyje, jeśli wsadzą go do paki, a znając podejście do niego, zrobią to na bardzo długo.

            Teraz żałuję, że nie zabrałam ze sobą przynajmniej Natalie. Jednak Lottie nie mogła zostać sama w Rio, bo dostałaby bzika i najprawdopodobniej przyleciała do nas w tempie natychmiastowym. To wszystko jest takie pojebane. W tym momencie chciałabym zamknąć się w swoim pokoju, wtulić w poduszkę i już nigdy nie wychodzić ze swojej izolatki. Nie mogę się poddać, bo to nie w moim stylu. Muszę zapalić. Natychmiast.

            Zaczęłam przeszukiwać wszystkie swoje bagaże, ale to nic nie dało. Nie zabrałam ze sobą nawet jednego papierosa. Westchnęłam zirytowana swoją bezmyślnością. Dało się przewidzieć, że będę potrzebować nikotyny, żeby zapanować nad swoimi myślami, których mam teraz wręcz w nadmiarze. Związałam szybko włosy w niechlujnego kona, ubrałam się w pierwsze lepsze ubrania i narzuciłam na ramiona skórzaną kurtkę, od razu ją zasuwając. Zawiązałam mocno czarne trampki, po czym wsadziłam sznurówki do butów. Szybkim krokiem zbiegłam po schodach. Allana nie było w domu, więc zamknęłam wejście na klucz, który mi dziś rano zostawił i weszłam do garażu, szukając jakiegoś motoru. Może pogoda nie zapowiada się dzisiaj najlepiej i wygląda na to, że będzie padać, ale nie jestem w stanie odmówić sobie tej przyjemności.

            Brama zamknęła się za mną automatycznie, a ja wyjechałam na tak dobrze znane mi, londyńskie ulice. Szczerze powiedziawszy niewiele zmieniło się tutaj przez ostatni czas. Jedynie przybyło sklepów i ludzi – a przynajmniej tak mi się wydaje. Stanęłam na czerwonym świetle i z przyzwyczajenia rozejrzałam się po osobach, stojących dookoła mnie. Otworzyłam szeroko oczy, kiedy zauważyłam niebieskookiego blondyna za kółkiem Porsche. Niall podpierał jedną dłonią głowę i czekał na zmianę świateł. Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że się niecierpliwi. Stukał znudzony palcami w kierownicę i przygryzał nerwowo wargę. Śmiać mi się z niego chciało, ale jednocześnie byłam trochę zdenerwowana tym, że mnie rozpozna. Co prawda powiedziałam Louisowi, żeby nie mówił, że przyjechałam do Wielkiej Brytanii, ale muszę zobaczyć się z Zaynem, więc jeśli Horan mnie pozna, to chyba nic się nie stanie. Chyba.

            Chłopak, jakby wyczuwając, że ktoś mu się przygląda, odwrócił się, patrząc prosto na mnie. Pomachałam mu automatycznie i nie czekając na jego reakcję, ruszyłam przed siebie, zaraz po tym, jak zmienił się kolor sygnalizacji świetlnej. Jedynie w tylnym lusterku mogłam zobaczyć jego mocno zdziwiony wyraz twarzy. Uwielbiam dezorientować ludzi.

            Hostem's  POV

            Wolnym krokiem przemieszczałam się po ulicach Nowego Yorku i szukałam ciekawego miejsca, w którym mogłabym poszukać jakichś ubrań. W końcu mnie też się coś od życia należy i nic się nie stanie, jak wydam trochę moich, bądź co bądź, uczciwie zarobionych pieniędzy.

            Odwróciłam się od tyłu, czując na sobie czyjeś intensywne spojrzenie. Zaczęłam przeszukiwać wzrokiem tłum ludzi, chowając głębiej ręce do kieszeni spodni. Nie przebierałam się dzisiaj za  Anabelle. Ludzie w Ameryce i tak nie wiedzą praktycznie nic na temat naszego życia na innym kontynencie, więc możemy podchodzić do tego bardziej pobłażliwie. Oczywiście nie przesadzając.

            Gdy nie zauważyłam u żadnego z przechodniów dziwnego zachowania, po prostu weszłam do pierwszego lepszego sklepu. Chyba jestem za bardzo przewrażliwiona i zestresowana, bo zaczynam mieć obawy przed wszystkim, co mnie otacza.  Dziś wieczorem jest wyścig, na który mam zamiar się wybrać. Odmiennością będzie to, że usiądę za kółkiem samochodu, a nie kierownicą motocykla. Zawsze to będzie jakieś odstępstwo od codzienności. Mam nadzieję, że nie spotkam tam nikogo znajomego, kto mógłby nieźle namieszać.

            Sorex's POV

            Zatrzymałam się na parkingu przed supermarketem i od razu do niego weszłam. Zdjęłam kask, a idąc trzymałam go w jednej dłoni. Weszłam do sklepu z papierosami i wreszcie kupiłam sobie to, po co tutaj przyjechałam. Jeszcze chwila i kogoś rozstrzelam. Szybkim krokiem wyszłam z powrotem na zewnątrz. Usiadłam na ławce. Wyjęłam jedną fajkę, po czym wsadziłam ją między wargi, odpaliłam i mocno zaciągnęłam się nikotyną. Zaczęłam przyglądać się twarzom przechodniów. Nie kojarzyłam żadnej z nich. Trochę szkoda, że nie pojawiła się tutaj żadna nasza stara znajoma, tudzież znajomy. Mogłabym sprawdzić, czy chcą nas znać, czy może raczej nie mają zamiaru mieć z nami nic wspólnego. W sumie, to mocno bym się zdziwiła. W końcu nie raz słyszałam, że powinnyśmy trochę wyluzować i wybrać się z nimi na jakąś imprezę. Dowiedzieli się, że bywałyśmy na nich częściej, niż mogłoby im się wydawać.

            Nagle przed oczami przemknęły mi czarne włosy, których akurat nie chciałam widzieć. Mam pomóc Louisowi i porozmawiać z Malikiem, owszem – właśnie po to przyleciałam z powrotem do Londynu, ale nie jestem gotowa jeszcze na to drugie. Nie mam pojęcia, co mogłabym powiedzieć, jak zacząć rozmowę i od czego przepraszać. Poza tym on równie dobrze może mnie wyśmiać i zostawić bez niczego. Nie chcę tego i zapobiegnę temu.

            Zgniotłam resztę fajki, po czym wyrzuciłam ją przed siebie, nie zważając na to, że zaśmiecam okolicę. No bez przesady, przecież nigdy tego nie robiłam. Podeszłam do motocyklu, założyłam kask na głowę i usiadłam na mojej maszynie. Chłopak odwrócił się w moją stronę, a ja teraz już miałam pewność, że to on. Pomachałam mu, wiedząc, że mnie nie rozpozna. Jak ja uwielbiam doprowadzać ludzi do nadwyrężania umysłów. Zmrużył oczy, by po chwili otworzyć je szeroko i wpatrywać się we mnie z niemym pytaniem na twarzy. Chyba jednak znów nie doceniłam jego mózgu. Pokiwałam głową, po czym odjechałam. Zrobiło się tam zdecydowanie za tłoczno.

            Zayn‘s POV

            Stałem w miejscu i z niedowierzaniem wpatrywałem się w miejsce, gdzie przed chwilą zauważyłem tak dobrze znany mi motocykl. Czy to możliwe, żeby Lex pojawiła się w Wielkiej Brytanii i ja miałbym nic o tym nie wiedzieć? Może wszystkie dziewczyny wróciły na stare śmieci. Dlaczego nie przyszła od razu do mnie. No, bo skoro już jeździ, to musi być tutaj przynajmniej od kilku godzin. Może nie chcą nas widzieć. Albo po prostu mi się przywidziało. Chociaż pokiwała twierdząco głową. Zdecydowanie powinienem wybrać się do jakiegoś psychiatry. Ewidentnie mam złudzenia i nie podoba mi się to.

            Potrząsnąłem głową, chcąc wybudzić się z transu. Nie mam zamiaru zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi. Obiło mi się o uszy, że warunkowo wypuścili Louisa z więzienia, więc pewnie siedzi teraz w domu. Allan dzwonił do Nialla, a ten opowiedział mi o wszystkim, co Tommo wolno, a czego nie. Mam nadzieję, że ta cała prawniczka, którą ze sobą przywiózł, sprawdzi się pod każdym względem, jakim ją chwalił. Jej nazwisko obiło mi się o uszy, ale po sprawdzeniu jej dowiedziałem się, że na co dzień oskarża ludzi. Nie spodobało mi się to, ale cóż mogę zrobić. Skoro chłopaki ufają jakiejś lasce w stu procentach, to znaczy, że jest tego warta, a ja tak na dobrą sprawę nie mam nic do gadania. Deprymujące, aczkolwiek prawdziwe do bólu kości.

            Hostem's POV

            Rozejrzałam się uważnie po miejscu, w którym się znalazłam. Jedna z najbardziej zapuszczonych dzielnic w Nowym Yorku nawet w najmniejszym stopniu nie przypominała rozświetlonych kolorowymi neonami Manhattanu. Budynki, skąpane w ciemnościach wyglądały wręcz odstraszająco. Wzdrygnęłam się, widząc szczura, biegnącego samym środkiem ulicy. Efekt pewnie nie byłby tak dobry, gdyby nie lampy, które w większości były przepalone. Niektóre migały, jak w prawdziwych horrorach. Ruszyłam przed siebie, chcąc dotrzeć na główne miejsce wyścigu. Trasę już dawno mam zapisaną w pamięci nawigacji, więc nie będę musiała wysiadać z samochodu. Tym lepiej dla mnie, bo nie mam zamiaru na potyczki słowne z innymi uczestnikami. Przyjechałam tutaj tylko po to, żeby wygrać, zebrać kasę i spierdolić z powrotem do Rio de Janeiro. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw w Brazylii i wtedy wylecimy do Stanów Zjednoczonych. Coś pięknego, a nie drogo.

            Ustawiłam się na starcie. Zmrużyłam oczy, chcąc uniknąć ich bliższego spotkania z przenośnymi kulami dyskotekowymi. Muzyka dudniła mi w uszach, a ja poczułam się, jakbym była w zupełnie innym świecie, niż kilometr wcześniej. To właśnie tutaj wszystko się zacznie i skończy. Moim zwycięstwem – jestem tego pewna. To nie pycha, tylko pewność siebie, która jest potrzebna w „wymiarze” nielegalnych wyścigów. Jeżeli ktokolwiek, chce tutaj cokolwiek osiągnąć, to musi ją bezsprzecznie posiadać.

            Rozejrzałam się po widzach. Nikogo nie znam i jak na razie nie zamierzam poznawać. Po co mi to? Wolę mieć wrogów niż przyjaciół. Przynajmniej życie staję się wtedy ciekawsze, ponieważ musisz bronić się przed większą ilością osób. Moje podejście do tego wszystkiego jest pojebane, zdaję sobie z tego sprawę, ale nie zmienię tego. Po prostu nie potrafię.

            Rozejrzałam się po moich przeciwnikach i… O kurwa. Czy oni będą prześladować mnie już do końca życia?! Szczerze powiedziawszy wolałabym, żeby za tym kółkiem siedział jebany Tomlinson. Przed nim łatwiej byłoby mi się wymigać od zbędnych odpowiedzi, ale z Liamem nie mam szans. Podejrzewam, że właśnie o jego obecności chciała mnie poinformować Lex, kiedy usiłowała się do mnie dodzwonić w każdy możliwy sposób. Tak to jest, jak się olewa telefon i chce uwolnić od wszystkiego na jeden dzień. Porażka. Nigdy więcej tego nie zrobię, bo wszystko kończy się właśnie w taki sposób.

wtorek, 7 października 2014

Rozdział Dziewiąty: "My się chyba znamy, ale nie obiecuję" (II)

            Sorex's POV

            Usiadłam wygodnie w samolocie, zajmując miejsce obok okna. Uwielbiam patrzeć w okno podczas lotu. Szczerze powiedziawszy, to inaczej nie wytrzymałabym na pokładzie, ponieważ panicznie boję się wysokości, ale kiedy patrzę na chmury, to jakoś w dziwny sposób się uspokajam. Nawet wrażenie, że cała maszyna się rozlatuje i poszczególne śrubki z niej wypadają, gdzieś znika. Nie wiem, czemu się tak dzieje, ale wolę chyba jednak się o tym nie dowiadywać i po prostu zostawić wszystko w aktualnym stanie.

            Allan siedział obok mnie i dłubał coś w swoim telefonie. Ręki nie dam sobie obciąć, ale wydaje mi się, że pisze z chłopakami. W sumie nie dziwię mu się. Gdyby wiedzieli, że to ja mam zająć się sprawą Louisa na pewno robiłabym teraz to samo. Zastanawiam się, co zrobią, kiedy już dowiedzą się o tym ważnym fakcie. Na stówę zaczną się drzeć i kłócić, aż w końcu ustąpią, gdy tylko powiem im o tym, jakim nazwiskiem posługiwałam się w Ameryce. A może i nie… Przecież nigdy wcześniej nie zajmowałam się obroną ludzi, tylko pakowaniem ich do więzienia, ale to prawie to samo. Jestem pewna, że poradzę sobie również z tym zadaniem. Mam numer do Charlotte, a ona bez problemu mi pomoże. Natalie z Madeleine też mogą się zawsze na coś przydać.

            Jeżeli chodzi o Davies. Nie powiedziałyśmy jej o tym, co stało się u Tommo. Ta dziewczyna jest za bardzo nieprzewidywalna i uznałyśmy, że lepiej dla niej będzie, jeśli na razie pozostanie w słodkiej niewiedzy. Dziewczyny obiecały, że nie pozwolą szatynce dowiedzieć się o całej sprawie nawet z mediów, co ja osobiście uważam za totalną głupotę. Od początku chciała Hostem o wszystkim powiedzieć nawet, jeśli poleciałaby razem ze mną do Wielkiej Brytanii. Nie powinna nie wiedzieć, bo może się obrazić.

            Westchnęłam ciężko, kiedy po woli zaczynało mi się nudzić. Chciałam tym posunięciem zwrócić na siebie uwagę Allana, ale on dalej nie odrywał wzroku od komórki. Powtórzyłam czynność jeszcze kilkukrotnie, po czym przywaliłam mu z całej siły pięścią w ramię. Szatyn popatrzył na mnie z oburzeniem, rozmasowując obolałe miejsce. Możecie mi uwierzyć na słowo, że mam dużo mocy w rękach i to, co przed chwilą mu zrobiłam nie było najprzyjemniejszą rzeczą na świecie, jaka mogła go spotkać.

- Słucham – burknął urażony, czym mocno mnie rozbawił. Na mojej twarzy pojawił się szeroki, wredny uśmiech. Dawno nie miałam okazji odpowiednio go powkurzać, dlatego najwyższa pora to nadrobić.

- Nudzi mi się – rzuciłam obojętnie, wzruszając beztrosko ramionami. Al warknął zirytowany i zaczął w myślach odliczać po woli do dziesięciu, żeby nad sobą zapanować. Zbyt długo go znam, żeby teraz nie domyśleć się, że właśnie to robi.

- Czy to jest powód do tego, żeby się na mnie wyżywać – ton jego głosu wskazywał ewidentnie na to, że coś go podirytowało i to na pewno nie byłam tylko ja.

- Luzuj, Spencer. Nie wyżywaj się na mnie za coś, co zrobił ci ktoś inny – podniosłam ręce do góry, przybierając obojętny wyraz twarzy. Chłopak odetchnął głęboko, blokując telefon i schował go do kieszeni.

- Po prostu chłopaki nie mają pojęcia co zrobić, a Liam jest teraz w Nowym Yorku i załatwia sprzęt do ich warsztatu, więc nie ma kto myśleć – szatyn przetarł twarz dłońmi, a mnie wbiło w siedzenie. Liam w Nowym Yorku. Madeleine też w Nowym Yorku. Dupa zbita!

            Nie czekając na nic wzięłam do ręki telefon i wykręciłam numer przyjaciółki. A potem kolejny i jeszcze raz, aż w końcu znudziło mi się odsłuchiwanie automatycznej sekretarki. Allan przyglądał mi się uważnie, ale zupełnie go ignorując zaczęłam uderzać się lekko telefonem w czoło. Muszę ostrzec Madeleine i powiedzieć jej, żeby nie szła na żadne nielegalne wyścigi, bo ostatnio okazywała taką chęć! Kurwa jego mać. Jak się sypie, to wszystko po kolei.

            Zayn‘s POV

            Czasami zastanawiałem się, ile jestem w stanie wypalić papierosów w przeciągu dwudziestu czterech godzin. Jak na razie na liczniku mam całe trzy paczki i właśnie otwieram następną. Na początku musiałem się zmuszać, żeby odpalać kolejne fajki, ale od jakiegoś czasu leci z górki. Wiem, że to w niczym nie pomaga, ale kiedy tylko przestaję wciągać tytoń do płuc, to drę się na wszystkich dookoła i mam ochotę w coś porządnie przywalić. Najlepiej tak, żeby rozpadło się na drobne kawałki i już nigdy więcej nie dało się tego naprawić.

            Nie dość, że mój najlepszy przyjaciel siedzi w pace, to ja nie potrafię mu pomóc. Parker mógłby już być w Londynie z tym swoim prawnikiem, jakich mało. Szczerze powiedziawszy, to zaczynam po woli wątpić w to, że uda nam się wyciągnąć Tommo na wolność. Oczywiście chciałbym tego, jak mało czego, ale nie oszukujmy się. Szatyn jest w tak cholernie dupnej sytuacji, że już chyba bardziej się nie da. Wszystko wskazuje na to, że to jednak były jego dragi, a policja znajduje coraz to nowych świadków, kiedy my nie mamy nikogo, oprócz nas.

            Zgniotłem w palcach peta i wyrzuciłem go na podwórko sąsiadów. Podobno są teraz na wakacjach, ale kiedy przyjadą z powrotem do domu, to czeka ich nieprzyjemna niespodzianka. Za każdym razem, gdy tylko kończę kolejnego papierosa, to pozostałość po nim ląduje u nich w ogrodzie.  Nie moja wina, że tak jest mi najlepiej rzucać. Jak przyjdą z precesjami, to powiem im, że to nie ja, a skoro się nas boją, to najnormalniej w świecie odpuszczą. A całe nasze osiedle wie, że taka właśnie jest prawda.

            Wszedłem do salonu, od razu rozsiadając się na kanapie i włączyłem sobie telewizor na stacji muzycznej, na której akurat leciała piosenka Linkin Parku, który jest jednym z moich ulubionych zespołów. Położyłem pilot na brzuchu i zacząłem wsłuchiwać się w słowa piosenki. Zamknąłem oczy, krzyżując ręce pod głową. Tego mi właśnie trzeba. Chwili spokoju i momentu, w którym w końcu przestaję myśleć.

            Sorex's POV

            Po kilku godzinach samolot wylądował na lotnisku w Londynie. Z szerokim uśmiechem zaczęłam rozglądać się dookoła, chcąc pochłonąć każdy widok i zapamiętać go na jak najdłużej. Co prawda nie za wiele widać zza ogrodzeń, ale cały czas pozostaję w mojej ukochanej Anglii. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo za nią tęskniłam. A już szczególnie za tą deszczową pogodą. Słońce zdecydowanie nie najlepiej na mnie wpływa i wolałabym jednak wrócić do mojej mleczno-białej cery.

            Wzięliśmy swoje walizki i daliśmy się prosto na zewnątrz, gdzie czekała na nas taksówka. Ludzie strasznie dziwnie nam się przyglądali… a najbardziej mi. Strach był idealnie widoczny w ich oczach. No tak, w końcu ponowne pojawienie się Sorex po długiej przerwie nie może oznaczać nic dobrego, a spokój, do którego się przyzwyczaili może się nagle skończyć, czego na pewno nie chcą. Szkoda, że nie założyłam peruki i „służbowego” ubrania.

- Witaj z powrotem w domu – zaśmiał się Allan, najprawdopodobniej widząc jak mocno się krzywię. Popatrzyłam na niego z chęcią mordu w oczach, co jedynie wzmogło jego rozbawienie.

- Nie wkurwiaj mnie Spencer. Oni chyba zapomnieli, że na mnie się nie patrzy – warknęłam cicho, chowając ręce do kieszeni spodni. Zatrzymaliśmy się przy żółtym samochodzie. Chłopak wpakował nasze bagaże do wnętrza bagażnika, po czym zajęliśmy miejsca w środku. Szatyn podał adres, pod który mieliśmy się udać, a ja beznamiętnie zaczęłam wpatrywać się w widoki za oknem.

            Zupełnie zignorowałam przyjaciela, który usilnie starał się zająć mnie rozmową. Nie rozumiem, jak można było tak szybko zapomnieć jednej, najważniejszej zasady – nie gapić się na mnie, bo pogryzę. Poza tym, czuję się jak kierowca spogląda na mnie w lusterku. Ja nie wiem, czy on sądzi, że jestem głupia, ale tylko dolewa oliwy do ognia. A z resztą nie mam siły na nich wszystkich. Chyba powinnam trochę wyluzować, bo przecież przez najbliższe dni raczej nie będę miała na to czasu.

- Ziemia do Alex. Wysiadamy – z zamyślenia wyrwał mnie Al, który zaczął machać mi ręką przed oczami. Zamrugałam kilkukrotnie, po czym złapałam jego dłoń, chcąc żeby jak najszybciej przestał. Dobrze wiedział, że coś takiego nie najlepiej na mnie działa, więc powinien się powstrzymać, skoro wróciłam już do żywych.

            Nic nie mówiąc wysiadłam z taksówki i podeszłam do bagażnika. Obejrzałam się przez ramię, zanim kierowca otworzył bagażnik. Byliśmy w starym domu chłopaka. Nie dziwię się, że go nie sprzedał. Przecież przez ostatnie dwa lata bywał w Londynie dosyć często i nie opłacałoby mu się płacić za hotel. Wyjęłam swoją walizkę i udałam się prosto do wejścia. Westchnęłam ciężko, zatrzymując się na chwilę przed drzwiami. Musze poczekać, aż przyjaciel otworzy mi drzwi, ponieważ nie mam do nich klucza. Oddałam mu, gdy tylko oświadczył nam, że sprzedaje swój dom. Wredna szuja.

- Która jest godzina? – zapytałam, kiedy Allan stanął obok mnie. Zmarszczył czoło, po czym spojrzał na zegarek, zdobiący jego prawy nadgarstek.

- Trzynasta – rzucił obojętnie, otwierając wejście.

- Jeszcze zdążę – burknęłam do siebie, zadziwiając tym Ala. Podniosłam rękę, gdy tylko otworzył usta, aby zapytać o cel, do którego chce się dostać i weszłam do środka, ciągnąc za sobą walizki. Czas się przygotować.

            Zayn‘s POV

            Podskoczyłem na kanapie, kiedy drzwi wejściowe zatrzasnęły się z hukiem. Nawet nie zauważyłem, kiedy zasnąłem przed telewizorem. Zamrugałem kilkukrotnie i zupełnie olewając to, kto wszedł do naszego domu, poszedłem na taras z wiadomych przyczyn. Przez ostatnie kilka godzin nie wprowadziłem do swojego organizmu nawet miligrama nikotyny, więc najwyższa pora to nadrobić. Sięgnąłem po paczkę papierosów, leżącą na stoliku i wyjąłem z niej jedną fajkę, od razu umieszczając ją pomiędzy wargami. Wsadziłem dłonie do kieszeni w poszukiwaniu zapalniczki. Warknąłem pod nosem kilka przekleństw, kiedy nie znalazłem poszukiwanego przedmiotu. A wydawało mi się, że mam go przy sobie.

            Zrezygnowany wszedłem do środka chcąc znaleźć jakąś inną. Rozejrzałem się po salonie i uśmiechnąłem się do siebie szeroko, zauważając przedmiot na niewielkim, szklanym stoliku do kawy, zdobiącym środek pomieszczenia. Podszedłem do niego i od razu odpaliłem szluga, nie zważając na fakt, że w dalszym ciągu jestem wewnątrz domu, a nie na zewnątrz. Najwyżej Niall będzie się darł, że mu śmierdzi, bo jak na razie nikogo innego nie ma w całym domu. Kurwa mać. Gdzie jest ten cholery Allan razem ze swoją pomocą. Musi być jakiś sposób, żeby go stamtąd wyciągnąć!

- Nie pal, kurwa, w domu – dobiegło do mnie głośne warknięcie blondasa. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że stanąłem jak wryty i nic nie wskazywało na to, że mam się poruszyć. Potrząsnąłem głową, przywracając sobie logiczne myślenie, po czym wyszedłem na zewnątrz i usiadłem na leżaku. Połowa paczki papierosów na mnie czeka.

            Sorex's POV

            Przyjrzałam się sobie uważnie w lusterku. Rude włosy kaskadami spływały po moich ramionach i plecach, a delikatny makijaż podkreślał oczy, które dzięki soczewką miały zielony kolor. Najbardziej pospolita kombinacja, jaka istnieje na świecie. Poprawiłam czarną marynarkę, którą założyłam na czarną, garniturową koszulę, zapiętą pod szyję i nieznacznie mocniej zacisnęłam krawat. Spodnie w kolorze okrycia wierzchniego idealnie przylegały mi do nóg, wydłużonych optycznie przez cieliste szpilki. Po raz kolejny musiałam odegrać swoją rolę i nie za bardzo mi się to podobało. Ale muszę uratować kochasia Madeleine, żeby potem mnie nie zabiła – jak już dowie się o wszystkim.

            Chwyciłam w dłoń torebkę i szybkim krokiem zeszłam na dół. Allan siedział w salonie i beznamiętnie wgapiał się w telewizor. W dłoni dzierżył puszkę swojego ulubionego piwa, a na jego udzie leżał pilot. Odchrząknęłam głośno, dzięki czemu odwrócił głowę w moim kierunku na kilka sekund. Westchnęłam zirytowana, starając się, żeby to usłyszał i przewróciłam oczami.

- Weź sobie który chcesz – rzucił obojętnie, na co tylko wzruszyłam ramionami i wyszłam na zewnątrz, kierując się prosto do garażu. Skoro dał mi wolną rękę, to ja zamierzam z tego skorzystać.

            Wzięłam kluczyki od białego Porsche Panamera i od razu odblokowałam mu drzwi. Kocham ten samochód. Rzuciłam torebkę na siedzenie po lewej stronie, a sama zajęłam to po prawej – za kierownicą. Odpaliłam silnik, po czym wyjechałam na zewnątrz, a zaraz potem wjechałam na drogę. Tak strasznie dawno nie prowadziłam angielskiego samochodu, że złapałam się kilka razy na przestawianiu biegów prawą ręką. Totalna masakra.

            Zatrzymałam samochód pod sądem i wyszłam z niego szybko, biorąc torebkę z powrotem w rękę. Zablokowałam wszystkie drzwi za pomocą zamka centralnego, po czym weszłam szybkim krokiem do budynku. Wszystkie spojrzenia znów spoczęły na mnie. To jest po prostu coś zajebistego – przebywać przez cały czas w centrum uwagi ogółu. Pokazałam podrobiony dowód osobisty i powiedziałam, do kogo chcę pójść. Ochroniarz kiwnął głową, po czym wskazała mi głową, gdzie mam się udać. Potem było przeszukanie i od razu zaprowadzili mnie do celi Tomlinsona. Gdy tylko doszłam na miejsce on już tam siedział. Wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy. Nigdy nie widziała go w aż takiej rozsypce. Twarz miał całą zarośniętą, oczy podkrążone, a nadgarstki i kostki spięte kajdankami. Podeszłam do niego wolnym krokiem, ale popatrzył na mnie dopiero, kiedy usiadłam na drewnianym, mało wygodnym krześle.

- Nie będę rozmawiał z żadnym prokuratorem. Tylko z moim prawnikiem – warknął, patrząc beznamiętnym wzrokiem gdzieś w przestrzeń za mną. Na początku nie miałam pojęcia, o co mu do jasnej cholery chodzi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co tak naprawdę miał na myśli.

- Tomlinson ogarnij dupę. To ja – mruknęłam cicho, patrząc kątem oka na strażnika, który pilnował naszej rozmowy. Nie mogę z nim rozmawiać zbyt otwarcie, żeby ten kretyn mnie nie rozpracował, bo to byłby definitywny koniec.

- Dobrze wiem, kim jesteś. Prokuratorem. Jestem niewinny. Ktoś podrzucił mi dragi, czy nie możecie w końcu tego zrozumieć – podniósł nieznacznie głos, przez co facet prze drzwiach zaczął się nam uważnie przyglądać. Zamknij się, bo ci pióra ze łba powyrywam, debilu.

- Będę cię bronić, więc do jasnej kurwy zacznij ze mną współpracować i użyj głowy, skoro już ją masz. Przypomnij sobie, kim jestem – odwróciłam wzrok z powrotem na niego i zdjęłam na chwilę jedną z soczewek, wcześniej upewniając się, że kamera tego nie wyłapie. Louis zmrużył oczy, by po chwili otworzyć je szeroko.

- Alex – wyszeptał, a ja z całej siły kopnęłam go w piszczel pod stołem. Syknął, krzywiąc się mocno i spiorunował mnie wzrokiem, ale nic nie powiedział, rozumiejąc aluzję.

- Podpisz mi papiery, że do czasu rozprawy nie opuścisz terenu swojej posiadłości, a nie będziesz musiał garować na dołku. I jeszcze jedne, że zgadzasz się, żeby to ja się broniła – wyjęłam z torebki teczkę i długopis, po czym otworzyłam ją i przekręciłam w jego stronę, obie rzeczy podsuwając na jego część stolika. Przeleciał po wszystkim wzrokiem, ale ja i tak wiedziałam, że tego nie czytał. Miło, że wierzy mi na słowo. Po kilkudziesięciu sekundach wszystko podpisał.

- Kiedy będę mógł wyjść? – zapytał, kiedy pakowałam z powrotem teczkę. Wzruszyłam ramionami. Uśmiechnęłam się do niego lekko, chcąc chociaż trochę dodać mu otuchy.

- Za dzień albo dwa. Nie wiem dokładnie. Może nawet jutro – rzuciłam cicho, podnosząc na niego wzrok.

- Czy Madeleine… Ona jest tutaj z tobą? – zapytał po chwili milczenia. Westchnęłam ciężko, kręcąc przecząco głową. No i po moim uśmiechu, a tak się starałam, żeby mi ładny wyszedł. – Domyślam się, że Charlotte również została tam, gdzie teraz mieszkacie – dodał szybko.

- Nie obwiniaj jej o to. Chciała ze mną przylecieć, ale uznałyśmy, że mniej podejrzane będzie, kiedy tylko jedna z nas pojawi się w Londynie. Madi nawet nie wie, co się z tobą dzieje, bo wyleciała na kilka dni – zaczęłam tłumaczyć, patrząc mu prosto w oczy. Kiwnął głową.

- Dziękuję ci za pomoc – podniósł się, by pozwolić odprowadzić się do swojej celi. Siedziałam przez chwilę sama, aż w końcu udałam się w inne miejsce, żeby złożyć wniosek o warunkowe zwolnienie z więzienia do czasu rozprawy.