"Mądra kobieta ma miliony naturalnych wrogów: wszystkich głupich mężczyzn."
~ Marie von Ebner - Eschenbach
~*~
Kiedy tylko drzwi się za mną zamknęły
zaczęłam krzyczeć na całe gardło. Jakoś musiałam wyładować swoją złość, a
lepiej, żebym nie robiła tego na jakichś przedmiotach, albo innych, żywych do czasu mojego ataku, ludziach. W
kilka sekund przede mną pojawiły się dziewczyny z przerażeniem dobrze widocznym
na twarzach. Ja jednak nie przerywałam wcześniej rozpoczętej czynności, z tą
różnicą, że teraz byłam pochylona do przodu, moje oczy zamknięte, a ręce
wyciągnięte do tyłu. W pewnym momencie Lex podeszła do mnie i wsadziła do buzi
kanapkę, którą wcześniej trzymała w dłoniach. Popatrzyłam na nią z mordem w
oczach.
- Nie drzyj japy, bo sąsiedzi przyjdą – mruknęła blondynka pod nosem. Wyjęłam jedzenie z ust i oddałam obrzydzonej tym widokiem Nat, po czym skierowałam się do salonu, gdzie usiadłam na skórzanej, białej kanapie.
-
Frajer, idiota, kutas, chuj, debil, dziwkarz, sukinsyn, kretyn, pedał, męska
imitacja, pojebaniec, dziad… - pewnie wymieniałabym tak dalej, ale w słowo
weszła mi Alexandra, która chyba naprawdę bardzo chce być obiektem, na którym
wyładuję resztę mojej złości. Ja nie narzeka, może nawet zdoła się jakoś obronić.
-
Zamknij się i słuchaj – powiedziała, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem
przyklejonym do twarzy. No tak, bo jak ja jestem wściekła, to jest zabawnie. –
Allan dzwonił do mnie i powiedział, że mamy zaproszenie na imprezę do Tomlinsona z okazji wygrania jutrzejszych wyścigów przez tego całego Zayna. –
zakończyła, a ja myślałam, że gały wyjdą mi z oczodołów.
- Jak ja go nienawidzę! – krzyknęłam, zakrywając twarz ozdobną poduszką, leżącą obok mnie. Zaczęłam w nią z całej siły piszczeć. Dlaczego to do jasnej cholery nie pomaga?!
- Dobra, co ten frajer ci zrobił? – czy ja wyczuwam rozbawienie? Ugh! Nic nie będę mówić na ten temat! Pokręciłam przecząco głową, dając tym samym do zrozumienia, że się nie odezwę.
I właśnie wtedy naszły mnie pewne przemyślenia. Jeżeli nie pójdziemy na tą imprezę, to wyjdziemy na kompletnych tchórzów, którzy boją się panicznie przegranej. Przecież ja muszę pokazywać wszystkim dookoła, że jestem pewna swojego zwycięstwa, bo jestem dziewczyną, a co za tym idzie – chłopaki mogą pomyśleć, że również bezbronna. Zacisnęłam palce na poduszce. Hostem nie była, nie jest i nigdy nie będzie bezbronna! Odrzuciłam przedmiot na bok i podniosłam się z kanapy, po czym skierowałam swoje kroki w kierunku mojej sypialni. Odwróciłam się na chwilę do zdezorientowanych dziewczyn i posłałam im szeroki uśmiech.
- No co tak siedzicie? Ruchy, ruchy! Wbijamy na tą imprezę, żeby jakieś kompletne dno nie wyszło! – zaczęłam klaskać w dłonie. Widziałam, że nie rozumieją, dlaczego zgodziłam się na to wyjście bez większych problemów. Jestem jednak w stu procentach pewna, że same do tego dojdą – to mądre dziewczynki.
Stanęłam niechętnie przed szafą i zaczęłam przeglądać wszystkie kiecki, które się w niej znajdują. Nie mam ich za dużo, ale zdecydowana większość nadaje się na imprezę do kogoś takiego, jak Tomlinson. Westchnęłam zrezygnowana, wyjmując czarną i krótką, która zawsze ledwo co zakrywała mój tyłek. Z każdą chwilą coraz bardziej przekonywałam się, że ja w cale nie chcę tam iść, ale tytuł zobowiązuje. Ugh! Zdecydowanie łatwiej byłoby, gdybym urodziła się chłopakiem. Chwyciłam kieckę w obie dłonie i udałam się w kierunku łazienki.
Zapłaciłam niemiłemu, narzekającemu taksówkarzowi i od razu udałyśmy się w stronę ogródka. Muzykę było słychać już stamtąd. No, ale przecież wszyscy muszą wiedzieć, że wielki Tommo organizuje imprezę i żałować, że ich nie zaprosił. Chociaż w sumie, wszystkie drzwi i furtka są otwarte, więc nawet ktoś nieproszony może wejść i na pewno nikt by tego nie zauważył. Odwróciłam się na chwilę, żeby zobaczyć, czy dziewczyny jeszcze za mną idą. No cóż, przynajmniej one się cieszą. Kiedy ich nie zauważyłam westchnęłam głośno i ruszyłam z podniesioną głową w kierunku wejścia.
Gdy przekroczyłam próg od razu uderzył we mnie smród spoconych ciał, wymieszany z alkoholem. Blee … Z podniesioną głową, przyciągając nie jedno, zdziwione spojrzenie, udałam się w kierunku prowizorycznego baru, za którym urzędował szeroko uśmiechnięty chłopak. No oko miał około dwudziestu lat. Wymusiłam na twarzy uśmiech i zamówiłam najmocniejszy drink, jaki potrafi zrobić. Sama natomiast odwróciłam się tyłem i oparłam o blat, obserwując to, co się dzieje. Dostrzegłam gdzieś pod ścianą Alex, które leciała w ślinkę z jakimś kolesiem, a na środku tańczyła Nat. Dookoła niej znajdowała się już całkiem spora grupka adoratorów. Zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam głową z dezaprobatą. Frajerzy myślą, że mogą liczyć na cokolwiek więcej. Oprócz dziewczyn zauważyłam w tłumie kilku znajomych z uczelni. Nikt mnie nie poznał. To właśnie świadczy o inteligencji ludzi, żyjących w dwudziestym pierwszym wieku. Wystarczy ubrać się w „grzeczniejsze” ciuchy, założyć okulary i już jesteś postrzegany jako zupełnie ktoś inny.
Odebrałam moje zamówienie, którym był jakiś niebieski alkohol (nie znam się; od tego specjalistką jest Mygale), po czym od razu wypiłam pół zawartości szklanki. Nie, nie mam zamiaru się upijać, ale na trzeźwo też nie przetrwam tutaj za długo. Poczułam, jak ktoś kładzie dłoń na moim lewym ramieniu, więc niechętnie odwróciłam się w tamta stronę. Za mną stał Tomlinson i Mulat, którego miałam nieprzyjemność poznać. Popatrzyłam na nich wyczekująco.
- Czyli jednak pokazałaś się na imprezie z okazji swojej przegranej – powiedział zadziornie Tommo, a ja od razu odwróciłam głowę z powrotem w kierunku tańczących ludzi, bo mogłabym go zabić. I tym razem nie powstrzymałaby mnie przed tym naganna reputacja, z czego czerpię niesamowitą przyjemność.
- Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, Tomlinson – odpowiedziałam ostro, biorąc łyk niebieskiej cieczy. Oblizałam wargi. Całkiem dobre jest to coś. Na pewno zamówię jeszcze jedno, albo dwa... A może nawet kilka.
-
Jesteś dobra, ale nie na tyle, żeby pokonać Zayna. – kontynuował, wskazując palcem na Mulata, stojącego za nim. On chyba na
prawdę chce, żeby jego głowa za chwilę miała bliższe spotkanie z jedną ze
ścian. Z resztą po co niszczyć farbę? Na pewno była droga. Lepiej rzucić nim o jeszcze droższą, drewnianą podłogę, aby więcej wykosztował się na jej naprawę.
-
Wiesz co, Tommo. W jednym się zgadzamy. Ja
nie jestem dobra, tylko najlepsza – powiedziałam, odwracając się do
niego przodem. Powstrzymałam w sobie chęć wylania mu na włosy napoju, który
cały czas trzymam w ręce. Był za dobry. – I właśnie dlatego wygram – dodałam, patrząc prosto
w oczy chłopaka. Żeby pokazać jak bardzo jestem na niego zła zmrużyłam oczy i wbiłam mu paznokieć w klatkę piersiową.
Odwróciłam się, zarzucając włosami tak,
żeby uderzyły go w twarz i skierowałam swoje kroki do Charlotte, która
siedziała sama na kanapie, miażdżąc wzrokiem każdego faceta, który tylko się do
niej odezwał. Chyba nie chciała przebywać na tej imprezie. Nie zdziwiłabym się,
gdyby została do tego zmuszona. Usiadłam obok znajomej, a ona, jakby czując
uginanie się przedmiotu pod moim ciężarem, natychmiast na mnie popatrzyła.
Posłałam jej delikatny uśmiech, który natychmiast odwzajemniła, a zaraz potem
wróciła do zabijania swojego brata spojrzeniem. Zagryzłam dolną wargę. Moja
podświadomość od jakiegoś czasu podpowiada mi, że powinnam powiedzieć Char
prawdę na temat mój i dziewczyn. Oczywiście rozmawiałam o tym z nimi. Są
takiego samego zdania, jak ja. Odszukałam wzrokiem Mygale – ona jest z nas
trzech najmądrzejsza i najbardziej odpowiedzialna. Złapałam z nią kontakt
wzrokowy, wskazując niepewnie na blondynkę, siedząca obok mnie. Przytaknęła, że
mam to zrobić, po czym od razu wróciła do tańczenia. Wzięłam głęboki oddech, po czym szturchnęłam moją towarzyszkę.
Popatrzyła na mnie pytająco.
- To ja, Madeleine – powiedziałam na tyle cicho, żeby tylko ona mnie usłyszała. Jej oczy od razu powiększyły się do rozmiarów pięciozłotówki i zaczęły uważnie mnie obserwować. Rozejrzałam się dookoła z grymasem na twarzy, co miało oznaczać, że kręci się tutaj za dużo ludzi. Dziewczyna natychmiast podniosła się i, łapiąc mnie za nadgarstek, skierowała swoje kroki na sporych rozmiarów schody.
Weszłyśmy po nich do góry, a później
przeszłyśmy cały korytarz, dochodząc do drewnianych drzwi. Charlotte wyjęła ze
stanika kluczyk, po czym otworzyła zamek i pchnęła przedmiot, gestem ręki
zapraszając mnie do środka. Nie powiem, dość pomysłowy sposób na pilnowanie
swojego królestwa. A tak poza tym staniki górą. Bo co niby można przetrzymywać w gaciach oprócz członka? No właśnie - nic, a biustonosz przydaje się do przetrzymywania wielu różnych drobiazgów. Pewnym siebie krokiem weszłam do środka, a kiedy tylko
światło się zapaliło moim oczom ukazał się pokaźnych rozmiarów pokój z
jasno - oliwkowymi ścianami. Na wprost od wejścia stało duże, dwuosobowe łóżko z mocno
żółtą pościelą. Nad nim wisiał obraz z żonkilem w tym samym odcieniu. Po lewej
stronie znajdowało się duże, balkonowe okno z firankami koloru kwiatu z
malowidła. W miejscu, gdzie parapet znajdował się wyżej został postawiony mocno
zielony, okrągły fotel. Natomiast z prawej strony znajdowało się biurko z
ciemnego drewna, a nad nim półka wykonana z tego samego materiału. Stały na
niej książki, a po tytułach poznałam, że to znienawidzone przeze mnie
podręczniki. Weszłam dalej, a kiedy odwróciłam się przodem do wejścia ukazał mi
się wielki, biały napis „London calling” i trochę bardzie w prawo Big Ben w tym
samym kolorze.
Z zamyślenia wyrwała mnie blondynka,
która rzuciła się na swoje łóżko. Ja natomiast wybrałam zielone krzesło
obrotowe, które stało przy biurku. Napiłam się łyka drinku, którego cały czas
trzymałam w dłoni, po czym odstawiłam go na blat. Nie zamierzałam się z nim rozstawać na dole. Zbyt wielu zwolenników Tommo mogłoby mi w tym momencie niezauważenie coś do niego dosypać. Zamknęłam oczy, chcąc zebrać
wszystkie myśli, kumulujące się w mojej głowie.
-
Charlotte. Musisz mi obiecać, że to, co teraz usłyszysz, zostawisz tylko dla
siebie i nikomu nie powiesz, że wiesz cokolwiek o Hostem i jej przyjaciółkach –
popatrzyłam na dziewczynę, która nic nie powiedziała, tylko pomachała głową.
Piętnastolatka
siedziała w salonie z rękami założonymi na wysokości piersi, obrażona na cały
świat. Przed chwilą zakończyła się kolejna kłótnia na temat tego, co będzie
robić w przyszłości w swoim życiu. Oczywiście jej rodzice kurczowo trzymają się
wersji, że skończy studia prawnicze, a później odziedziczy po nich kancelarię i
stanie się najlepszym adwokatem w Anglii – zupełnie tak samo, jak oni. Jednak
nastolatka nie chciała wiązać swojej przyszłości z prawem. Nienawidziła go i
uważała, że się do tego zupełnie nie nadaje. Niestety, jej rodziciele cały czas
twierdzili, że to w niczym nie przeszkadza.
Zakończyłam opowiadanie pierwszego
wspomnienia, wiążącego się z tym, dlaczego teraz jestem na takich, a nie innych
studiach. Moja towarzyszka w cale się nie odzywała. Musiała przemyśleć to, co
przed chwilą padło z moich ust.
-
To znaczy, że ty w cale nie chcesz być tym, kim za kilka lat będziesz? –
zapytała, ponosząc się do pozycji siedzącej i patrząc na mnie wyczekująco.
Pokiwałam twierdząco głową. – A Sorex i Mygale. One też zostały w pewien sposób
zmuszone do studiowania prawa?
-
Tak – odpowiedziałam pewnie, przypominając sobie, jak rodzice Lex zadzwonili
po mnie i Nat, żebyśmy jakoś powstrzymały ją od zdemolowania pokoju, kiedy
dowiedziała się, że rodzice bez jej zgody zapisali ją na studia prawnicze.
Szatynka,
blondynka i ruda stały wmieszane w tłum ludzi, obserwując, jak dwóch gostków
ściga się na tylnych kołach motoru. Każda miała wtedy po szesnaście lat i,
gdyby rodzice dowiedzieli się, że aktualnie znajdują się na nielegalnych
wyścigach, to mogłyby od razu pogodzić się ze szlabanem do końca życia. Jednak
właśnie o to w tym wszystkim chodziło – chciały robić wszystko to, czego prawo
zabrania. Miały zamiar udowodnić, że nikt nie będzie kierował ich życiem i będą
robić to, na co mają ochotę. Nie myślały jednak, że już po pół roku czasu one
same będą wygrywać z najlepszymi w Anglii.
-
Motoryzacja stała się wtedy waszą pasją? – od razu zapytała, kiedy tylko skończyłam
opowiadać drugie wspomnienie. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem. To wszystko działo się tak strasznie dawno temu, że przyjemnie było wszystko przypomnieć sobie i przeżyć jeszcze jeden raz.
-
Jeszcze nie wtedy. Na początku, tak jak powiedziałam, chodziłyśmy tam i
ścigałyśmy się tylko po to, żeby łamać prawo, żeby zrobić rodzicom na złość, chociaż nawet o tym nie wiedzieli. Jednak, kiedy poznałyśmy Allana,
który za każdym razem opowiadał nam, co naprawia w naszych motorach
zafascynował nas tym. Zaczęło nam się to niesamowicie podobać. Potem dołączyli jeszcze inni nasi aktualni znajomi i całkiem się w to wkręciłyśmy – powiedziałam,
patrząc w kudłaty, biały dywan, który ozdabiał sam środek pokoju.
-
Po ile miałyście wtedy lat? To znaczy, kiedy motory stały się waszą pasją?
-
Siedemnaście.
Trzy
przyjaciółki szykowały się do wyjazdu na studia w jednej z najdroższych,
londyńskich, prywatnych uczelni. Już tylko Alexandra musiała skończyć pakowanie
podręcznego bagażu i mogły udać się na samolot Manchesteru do Londynu. Żadna
nie chciała opuszczać tego miasta i w ogóle rozpoczynać nauki na kierunku,
który wybrali ich rodzice, ale musiały się z tym pogodzić. W innym przypadku
nie miałyby gdzie pójść, bo zostałyby wydziedziczone. Postanowiły jednak nie
kończyć z wyścigami. Przecież nikt tak naprawdę nie wie, kim są na co dzień, a
ich pseudonimy zna cała Anglia. Na pewno w stolicy przyjmą je bardzo chętnie.
-
Już wiem, dlaczego nie chcesz pozwolić, żeby Louis kierował moim życiem –
powiedziała Char, przyglądając mi się uważnie, kiedy brałam spory łyk,
kończącego się już, niebieskiego drinka. – Twoi rodzice tak zrobili i teraz
jesteś nieszczęśliwa – dodała, a ja od razu popatrzyłam na nią i zaczęłam
kręcić przecząco głową.
-
To nie tak, że jestem nieszczęśliwa – powiedziałam, podnosząc ręce do góry w obronnym geście. –
Po prostu nie mogę znieść, kiedy ktoś każe coś komuś takiemu, jak ty usiłuje
narzucić swoje zdanie – wytłumaczyłam pobieżnie.
-
Komuś takiemu jak ja, to znaczy jakiemu? – zapytała niepewnie. Uśmiechnęłam się do niej lekko i usiadłam tak, że miałam wyprostowane plecy. Szybko jednak założyłam nogę na nogę i pochyliłam się lekko do przodu.
-
Uśmiechniętemu, wesołemu, fajnemu, nieprzewidywalnemu… - zaczęłam wyliczać na
palcach, ale przerwał mi mój własny śmiech, kiedy zauważyłam rumieńce na twarzy
blondynki. – Nieśmiałemu, skromnemu – powiedziałam, nie zważając na jej
mordercze spojrzenie. W końcu mówiłam tylko samą prawdę. O ironio.
-
Dobra, idziemy na imprezę, bo teraz muszę uczcić to, że nam tajemnicę Hostem! –
wypaliła, podchodząc do mnie i łapiąc mnie za rękę. Jednak po kilku krokach
stanęła w miejscu i odwróciła się do mnie przodem. – Obiecuję, że nikomu nie
powiem o tym, co przed chwilą się od ciebie dowiedziałam – powiedziała uroczyście, kładąc
prawą rękę na sercu. Od razu przytuliłam ją do siebie w ramach podziękowania.
~*~
-
Zaprowadzisz mnie pod pokój twojego brata? – zapytałam. – Chcę tylko po raz
kolejny narazić się na gniew wielkiego Tommo – zapewniłam, widząc jej zdziwiony
wyraz twarzy. Niepewnie pokiwała głową i ruszyła przed siebie.
-
Matko, przepraszam! Myślałam, że tutaj jest łazienka! – krzyknęłam, zakrywając
usta dłońmi. Szybko jednak zakryłam twarz ramieniem i odwróciłam się do niego plecami, na ślepo szukając klamki do drzwi, które wciąż były otwarte. Po części chciałam ukryć uśmiech, który wpłyną na moją twarz po
tym, jak Tommo zrobił się cały czerwony ze złości.
-
To już kurwa widzisz, że nie trafiłaś, więc możesz wyjść z tego pomieszczenia! –
warknął, zabijając mnie spojrzeniem. O nie, nie. Tak szybko to ty się mnie nie pozbędziesz szczurze, nie po tym co przeszedł mój biedny samochód (cholerne wgniecenie zrobione przez twoją cholerną dłoń) i ja, kiedy się na mnie darłeś jak jakiś nawiedzony szaleniec.
-
Ale mi się chce siku! – pisnęłam, robiąc charakterystyczny ruch nogami.
Wiedziałam, że coraz bardziej sobie grabię, ale właśnie o to chodziło mi od
początku tej chorej akcji. Kątem oka popatrzyłam na zwijającą się na podłodze
Char.
-
Nie możesz zapytać kogoś innego o drogę? – zapytał niezbyt uprzejmie,
naciągając na siebie bokserki. Kiedy żadne z nich na mnie nie patrzyło
wskazałam dyskretnie blondynce ręką, żeby się gdzieś chowała.
- Wszyscy są już pijani i nikt nic nie wie – odparłam niewinnie. Usłyszałam jak szatyn zapiął
pasek przy spodniach, warcząc coś, czego nie zrozumiałam do brunetki, po czym
założył swoje czarne adidasy i, ciągnąc mnie za rękę, skierował się w głąb
korytarza.
-
Nie wiem, czy chcę, żeby twoja ręka mnie dotykała – powiedziałam,
przypominając sobie, co przed chwilą robił chłopak. - Nie chciałabym przejąć jakiejś choroby wenerycznej od tamtej dziwki, ała - dodałam, kiedy mocniej zacisnął palce na moim nadgarstku.
On sam natomiast zupełnie zignorował moje ostatnie słowa i otworzył jakieś drzwi, po czym wepchnął mnie do środka.
Rozejrzałam się dookoła. Łazienka. Zaczęłam się śmiać, jak głupia, po czym
szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie, udając się w kierunku salonu i
zostawiając zupełnie zdezorientowanego Tommo. Odwróciłam się na chwilę po przebytych kilku metrach i
pisnęłam przerażona, kiedy zauważyłam, jak w dość szybkim tempie zbliża się do
mnie. Niemalże zbiegłam po schodach, mieszając się z tłumem, gdzie znalazłam
Sorex, całującą jakiegoś kolesia. Złapałam ją za nadgarstek i, mimo protestów,
odciągnęłam w jeden z kątów.
-
Czego? – warknęła, mierząc mnie złowrogim spojrzeniem. Uśmiechnęłam się
szeroko, na co jej mina od razu zrzedła i stała się wyjątkowo zabawna.
-
Właśnie weszłam Tomlinsonowi w połowie ruchania do pokoju i powiedziałam, że
chce mi się do łazienki. On oczywiście mnie tam zaprowadził, ale zaczęłam się
śmiać i w ostatnim momencie spieprzyłam – opowiedziałam w skrócie. – Mylisz,
że mam jeszcze jakiekolwiek szanse na przeżycie? – zapytałam, kiedy dłuższą
chwilę zastanawiała się nad tym, co powinna powiedzieć.
- Myślę, że to najwyższa pora, żebyśmy opuściły tą imprezę – powiedziała, rozglądając się w poszukiwaniu Mygale. Zauważyłyśmy rudą, która momentalnie schowała się za moimi plecami.
Zdziwiona popatrzyłam w kierunku, z którego się pojawiła. Zobaczyłam wściekłego blondyna, który zbliżał się do nas w zastraszająco szybkim tempie z chęcią mordu wyraźnie widoczną w niebieskich oczach. Natychmiast złapałam przyjaciółkę za rękę i zaczęłam zmierzać w innym kierunku. Widziałam kątem oka, że Lex idzie za nami. Schowałyśmy się za kanapą. Nikt zupełnie nie zwrócił na nas uwagi. Bieganie w szpilkach wcale nie jest takie łatwe i nie chce mi się robić tego przez cały czas.
-
A ty, z jakim genialnym pomysłem wyskoczyłaś? – warknęła blondynka, kucając
obok nas. Natalie zaczęła rozglądać się dookoła. – Mów – rozkazała, przybierając ton, który otwarcie wskazywał na to, że nie chce słyszeć nawet najmniejszego słowa sprzeciwu.
-
To jest Niall Horan, z paczki frajerów i zgredów Tomlinsona - powiedziała. – Powiedzmy, że
byliśmy już bardzo blisko, a ja w ostatnim momencie wyszłam z pokoju – dodała,
drapiąc się palcem wskazującym po brodzie i obserwując sufit.
-
Obie macie przejebane – nad nami pojawiła się blond czupryna, szeroko uśmiechniętej
Charlotte. Obie z Nat właśnie w tym momencie zeszłyśmy na zawał, a te dwie
zołzy zaczęły się z nas śmiać.
-
Char, my chyba już skończymy imprezowanie na dziś – oznajmiła Sorex, patrząc
na mnie i Mygale. Posłałyśmy im szerokie uśmiechy. – Idziesz z nami? Mamy pokój
gościnny, a ciebie ominie sprzątanie – blondynka zagryzła wargę, zastanawiając
się nad propozycją, która tak swoją droga była bardzo kusząca. I mogła zgubić nas wszystkie, ale kto by się tym przejmował? W końcu żyje się tylko raz? Chyba powoli dociera do mnie, dlaczego wyznawcy tej zasady tak szybko umierają. Bo narażają się zadufanym w sobie, egoistycznym braciom, porywając ich siostry już po raz kolejny z rzędu.
-
Pożyczycie mi jakieś ubrania na przebranie? – zapytała, uśmiechając się
szeroko. Pokiwałyśmy gorliwie głowami. Czyli nasz los został jednogłośnie przesądzony. Miałam tylko ogromną nadzieję, że doprowadzę Tomlinsona do tak dramatycznego stanu, w jakim nie przebywał jeszcze nigdy. Denerwowanie go dość szybko stało się moim ulubionym hobby.
Teraz nadszedł najtrudniejszy moment
dzisiejszego wieczoru – ucieczka z miejsca zbrodni. Podniosłyśmy się z podłogi,
kiedy byłyśmy pewne, że dwóch frajerów nie ma nigdzie w pobliżu. Zaczęłyśmy w
dość szybkim tempie zmierzać w kierunku wyjścia z tego całego burdelu. Inaczej nie dało się nazwać miejsca, w którym ludzie ćpali, pieprzyli się i chlali na umór. Na nasze
szczęście, pomimo późnej godziny, całkiem spora liczba osób była jeszcze, może
nie trzeźwa, ale tańczyli - poruszali niezgrabnie, a muzyka zdawała się im w tym momencie w ogóle nie przeszkadzać - dzięki czemu łatwiej było nam się stąd wydostać. W
tempie natychmiastowym przemierzyłyśmy ogródek i przeszłyśmy przez furtkę,
którą Charlotte zamknęła za sobą. Stwierdziła, że otwieranie jej przez
chłopaków da nam trochę więcej czasu. Nie protestowałyśmy, zdając się w tej
sprawie w stu procentach na nią.
-
Oni mnie zabiją! – roześmiała się nasza „wspólniczka”, kiedy zmierzałyśmy już w
kierunku przystanku autobusowego, gdzie umówiłyśmy się z taksówkarzem. Biegłam niezgrabnie przed siebie, a moje nogi wyginały się pod dziwnymi kontami z powodu wysokich szpilek. Sprawy wcale nie ułatwiał mi fakt, że starałam się podtrzymać co chwilę potykającą się o własne stopy Mygale.
-
Przyjdę na wasz pogrzeb – zapewniła gorliwie Alex. – Mam wam zamówić wspólną
mogiłę, czy wolicie zostać pochowane osobno? – zapytała, po chwili namysłu,
czym wywołała nasz niekontrolowany wybuch śmiechu. Alkohol działa różne cuda w umysłach ludzi.
-
Niewygodne są te szpilki – jęknęłam, stając w miejscu i zdejmując wcześniej
wspomnianą część ubrania. O tak, teraz zdecydowanie lepiej. Zauważyłam, że dziewczyny
robią dokładnie to samo i teraz każda z nas szła na boso. Pytanie tylko, dlaczego żadna nie wpadła na ten pomysł wcześniej, skracając nasze męki znacznie szybciej.
-
Patrzcie, nasza karoca zajechała! – powiedziała dosyć głośno Nati, wskazując
dłonią przystanek, gdzie zatrzymał się żółty samochód. Byłyśmy już tylko jakieś
pięć metrów od przystanku. Nie mogłyśmy przecież teraz przegrać. Los nie mógł być aż tak okrutny.
-
Charlotte Tomlinson! – od razu odwróciłyśmy się w kierunku tego ryku, który
wydobył się z gardła Mulata. Brawo Malik, obudzenie sąsiadów na pewno było odpowiednim posunięciem. Skrzywiłam się mocno, słysząc jak psy zaczynają ujadać. Wcześniej wspomniana dziewczyna pomachała mu tyko
środkowym palcem i zaczęła biec w kierunku „karocy”. Śmiejąc się, od razu
zrobiłyśmy to samo i w ciągu dziesięciu sekund wsiadłyśmy do pojazdu.
-
Queen Victoria Street dwadzieścia! Niech pan szybko jedzie! – poinstruowałam,
widząc we wstecznych lusterkach chłopaków.
Na sam koniec dane nam było zobaczyć
tylko ich rozwścieczone spojrzenia, które tylko nas jeszcze bardziej rozbawiły.
Na miejsce dojechałyśmy w przeciągu dwudziestu minut. Alex, jako że to ona
miała całą naszą gotówkę, zapłaciła kierowcy, który okazał się sto razy
bardziej miły niż poprzedni. Udałyśmy się w kierunku naszego mieszkania. Po
drodze musiałyśmy zachowywać się bardzo cicho, żeby takie przykładne uczennice,
jak my nie obudziły po pijaku żadnego sąsiada. Kiedy tylko drzwi się za nami
zamknęły Sorex zaciągnęła naszego gościa do siebie, najprawdopodobniej, żeby
dać jej jakieś ubrania, bo były mniej więcej tego samego wzrostu.
Ja sama natomiast udałam się do pokoju po
piżamkę i z nią poszłam do łazienki. Tam wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i
do razu zeszłam n dół do dziewczyn. Teraz Char i Nat poszły się odświeżyć, a ja
zostałam sama z Lex. Ustaliłyśmy, że tak wspaniale rozpoczętej nocy nie należy
zmarnować, więc wyciągnęłyśmy chipsy, które zawsze są w jednej z szafek i dwie
butelki wina. Tak wiem, wspaniałe połączenie, ale na nic innego nie miałyśmy
aktualnie pomysłu. Zaniosłyśmy to wszystko do salonu, gdzie po dziesięciu
minutach znalazły się ruda i blondynka. Jako film wybrałyśmy „Obecność”. Nie
był to dobry pomysł, bo później nie mogłyśmy usnąć aż do piątej nad ranem, ale
mimo wszystko warto było. Ciekawe czy wyścig zniszczy moje niesamowite samopoczucie...