poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział Drugi: „Ucieczka z miejsca zbrodni.”

„W ucieczce zawsze ginie więcej wojowników, niż w walce”.
~Selma Lagerlöf
~*~
        Kiedy tylko zaparkowałam pod jednym z większych domów (o ile nie największym) w najbogatszej dzielnicy Londynu byłam najbardziej zdenerwowaną osobą na świecie. Zastanawiałam się, jak miałam to rozegrać. Przecież musiałam zachowywać się tak, jakbym nie była Hostem, co w cale nie jest takie łatwe. Coraz częściej zauważałam, że trudno jest mi zapanować nad przebłyskami mojego „złego” charakteru, co wcale nie było pocieszającą informacją. Popatrzyłam niepewnie na Charlotte, która uśmiechała się do mnie pocieszająco. Co prawda zaprosiła mnie do środka, ale ja zrezygnowałam natychmiast z jej propozycji. Zaczęła się głośno śmiać i mówić, że on w cale nie jest taki straszny, jak się wydaje. Jednakże, ja i tak nie chciałam ryzykować. Moja porywczość mogła wpakować mnie w poważne kłopoty.
- Chcesz, żebym przyjechała po ciebie jutro do szkoły? – zapytałam, patrząc na nią niepewnie. Zaczęła machać przecząco głową. Nie powiem, ulżyło mi w tamtym momencie. Nie chciałam wcale wracać w tamto cholerne miejsce, ale przecież nie mogłam być nieuprzejma w stosunku do nowej znajomej. Nic nie zawiniła.
- Ten furiat pewnie osobiście będzie chciał mnie jutro odwieźć do szkoły i nie zdziwię się, jeżeli ktoś będzie mnie obserwował z zewnątrz – powiedziała cały czas mocno rozbawiona. Popatrzyłam na nią znad moich znienawidzonych okularów.

- To jest manipulowanie czyimś życiem – mruknęłam pod nosem, obserwując jej reakcję. W pewnym sensie doskonale ją rozumiałam. Ona miała chorego psychicznie brata, a ja rodziców. Nie wiem, co było gorsze z tych dwóch opcji, jednak różnica na pewno nie była ogromna.
- Najczęściej działa to na moją korzyść, bo nadopiekuńczy braciszek chce dla mnie jak najlepiej, co ja w dość nikczemny sposób wykorzystuję – zapewniła i wyszczerzyła się szeroko; „od ucha do ucha”. Podniosłam jedną brew wysoko nie rozumiejąc, jak może podchodzić do tego z takim spokojem. Ja uciekłam i rozpoczęłam życie po swojemu. Przynajmniej w pewnym sensie tak było.
- Zabiłabym, gdyby ktoś podstawił mi ogon – mruknęłam ku jeszcze większemu rozbawieniu mojej towarzyszki. Pewnie nie podejrzewała mnie o to, że mogę skrzywdzić muchę, a co dopiero człowieka.
       Zamyślona, nawet nie zauważyłam, kiedy wysiadła z mojego samochodu i obeszła go, żeby podejść do moich drzwi. Otworzyła je na całą szerokość i gestem ręki wskazała, żebym wysiadła z pojazdu. Pomachałam przecząco głową. Moje oczy rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów, kiedy zauważyłam, kto zmierza w naszym kierunku z miną seryjnego mordercy. Zaczęłam w dość dziwaczny sposób wymachiwać rękami na wszystkie strony, żeby zakomunikować nowej znajomej zbliżające się w zawrotnym tempie potworne niebezpieczeństwo. Blondynka wzruszyła tylko ramionami. Zupełnie nie wiedziałam, co mam zrobić, ale kiedy Tommo był blisko zatrzasnęłam mu drzwi prosto przed nosem, unikając tym samym spotkania z jego pięścią, która najprawdopodobniej wgniotła mi drzwi w ukochanym samochodzie. Planowałam pieprznąć go za to później, jak już Hostem wróci na swoje miejsce w mojej głowie i pokona jego przyjaciela w wyścigu.
 
- Louis! – pisnęła przerażona Charlotte. Prawdopodobnie nie spodziewała się takiego zachowania ze strony brata, ale ja tak. Nie byłam nawet w najmniejszym stopniu zdziwiona, że rzucił się na mnie z pięściami. W końcu naruszyłam jego zasady i w pewnym sensie porwałam coś, co uważał za swoją własność. On, jakby się nie przejął, tylko wskazał ręką na dom, co oznaczało, że ma w tempie natychmiastowym udać się w tamtym kierunku. Char pokiwała tylko przecząco głową i skrzyżowała ręce na wysokości piersi. Zaśmiałam się pod nosem, kiedy jego oczy jeszcze bardziej się zacisnęły. Uczymy się panować nad emocjami, panie Tomlinson!
- Spokojnie, Charlotte – zwróciłam się do blondynki, jednak czułam na sobie aktualnie spojrzenia obojga rodzeństwa. – Widzimy się jutro w szkole – powiedziałam, po czym pomachałam jej i odjechałam w kierunku mieszkania. Wreszcie uratowana!

~*~
 
       Kiedy tylko weszłam do środka mieszkania zamknęłam drzwi na łucznik, oparłam się o nie i popatrzyłam na zegarek, ozdabiający jedną ze ścian. Dwudziesta druga. No to nieźle mi zeszło, ale droga była całkiem długa. Chociaż, na pewno w tamtą stronę jechałam zdecydowanie wolniej, niż z powrotem. Nie mogę się zdradzić. Usłyszałam odgłos kroków, schodzących po schodach, a zaraz potem przede mną stanęła Alexandra. Uniosła wysoko jedną brew, kiedy mnie zobaczyła.
- Coś ty taka blada? – zapytała, opierając się o jedną ze ścian. Pokręciłam przecząco głową sygnalizując, że nie chcę o tym rozmawiać. W ogóle, najlepiej dla mnie byłoby, gdybym zapomniała o tym „przemiłym spotkaniu”. 
       Bez słowa udałam się w kierunku mojego pokoju. Jeżeli w przeciągu kilku minut nie znajdę się w łóżku, to padnę na twarz i nic mnie nie ruszy. Kiedy byłam już w swoim królestwie rzuciłam torebką na obrotowe krzesło i wyjęłam z szafy czyste piżamy. Jednak uda mi się wykrzesać jeszcze trochę siły na szybką, odprężającą kąpiel. Z szerokim uśmiechem na ustach weszłam do łazienki, po czym odkręciłam kurki, żeby woda jak najszybciej wypełniła wannę. Zaczęłam się rozbierać. Kiedy już całkiem pozbyłam się ubrań mój wzrok zatrzymał się na odbiciu w lustrze, a dokładniej na opatrunku. Skrzywiłam się nieznacznie, kiedy moja nieznośna pamięć przywołała wspomnienie przecinania nożem skóry na lewym ramieniu. Cóż, ujmę to tak – nie każdy potrafi pogodzić się z tym, że Hostem jest najlepsza i na razie nic nie jest w stanie tego zmienić. 
      Weszłam po woli do wanny, starając się nie wylewać wody. Kiedy tylko moja chłodna skóra napotkała gorącą ciecz poczułam, jak po moim ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Zanurzyłam się cała, zamykając oczy. Było mi tak przyjemnie. Czułam się, jakby wszystkie problemy w sekundzie rozwiązały się same, a dręczące mnie na co dzień myśli uciekły gdzieś daleko. Jak dla mnie, te chwile mogłyby nigdy się nie kończyć.

       Niestety, jak to już w życiu bywa to, co piękne nigdy nie trwa wiecznie. Nawet można posunąć się do stwierdzenia, że czasami za krótko. Westchnęłam zrezygnowana, wychodząc z zimnej już wody. Nie podobało mi się to, że muszę zmierzyć się ponownie z rzeczywistością, ale taki już mój nieszczęsny los. Kiedy miałam na sobie piżamkę w misie poczłapałam niechętnie do mojej sypialni i rzuciłam się z impetem na łóżko. Wydałam z siebie cichy jęk zawodu, kiedy usłyszałam powiadomienie o przychodzącej wiadomości. Chwyciłam iPhone ‘a do ręki, żeby zobaczyć, kto chce się ze mną skontaktować o tak późnej porze. Zdziwiłam się, widząc nieznany numer. 

Nieznany: Mój brat jest wściekły. Powiedział, że nie mogę się z tobą spotykać. xD Mam nadzieję, że cię nie obudziłam. :)

Uśmiechnęłam się do siebie, widząc tę wiadomość. Naprawdę lubię działać ludziom na nerwach, a tym razem doprowadziłam do białej gorączki samego Tommo. Hostem chyba postanowiła wrócić na swoje miejsce. Jednak najlepsze jest to, że ani raz nie rozmawiałam z nim twarzą w twarz. Nasze spotkanie się nie liczy, bo nie zamieniliśmy ani jednego słowa.

Madie: Powiedz mu, że za bardzo się spona i powinien trochę poluzować gatki. xD Dobranoc ;*

          Odpisałam coś, co mi pierwsze przyszło do głowy i nakryłam się kołdrą. Już miałam zamykać oczy, żeby w końcu upragniony sen mógł nadejść, ale po pokoju rozniósł się dźwięk przychodzącego połączenia. Jęknęłam zrezygnowana. Ludzie, ja jutro mam szkołę! Niechętnie nacisnęłam zieloną słuchawkę.

~ Ja się nie spinam! To ty doprowadzasz mnie do wybuchów! – tak szybko, to jeszcze chyba nigdy nie odsuwałam aparatu od ucha. Jestem niemalże pewna, że Lex usłyszała to zza ściany. No chyba, że śpi, bo mi nie dają!
~ Znam cię … - zawahałam się przez chwilę, po czym prychnęłam pod nosem. – Tak praktycznie, to ją cię nie znam! Rozmawiam z tobą po raz pierwszy, jak mogłam cię wyprowadzić z równowagi? – poprawiłam się, kładąc telefon na poduszce. Może przy odrobinie szczęścia uda mi się zasnąć, ignorując jego szaleńcze krzyki.
~ No widzisz. A już mam ochotę cię zabić i zakopać – warknął. Niewzruszona jego wcześniejszą wypowiedzią czułam, jak po woli odpływam. – Jesteś tam? – zamknij się człowieku! Ja usiłuję usnąć!
~ Abonent chwilowo niedostępny. Wiadomość prosimy zachować dla siebie …

 ~*~
        Jak Boga kocham, zainwestuje w ten pieprzony budzik i każdego, tak pięknie rozpoczętego ranka, będzie on lądował za oknem. Mam dość. Wczoraj poszłam późno spać, a w nocy budziłam się kilka razy. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego, ponieważ nie pamiętam żadnego snu, który mógłby mnie dręczyć. Dotknęłam w końcu na wyświetlaczu miejsce, dzięki czemu irytujący dźwięk umilkł i zwlekłam się niechętnie z łóżka. Postanowiłam, że dzisiaj najpierw skorzystam z łazienki, a dopiero później zejdę na śniadanie. Tak, macie rację – nie chce męczyć się na tych pieprzonych schodach. Podeszłam na czworaka do szafy i zastanawiałam się, jakie ubrania mogłaby założyć Madeleine. Zrezygnowana wyjęłam jasnoróżowe (fuuj!) rurki, białą bokserkę oraz bluzę z napisem, która odkrywała jedno ramię. Z dolnej półki wygrzebałam jakieś szpilki i mogłam udać się do łazienki. Oczywiście wciąż przebywając na czworaka.
      Tym razem, jako że nie miałam na nic siły, umyłam tylko i wysuszyłam włosy. Te dwie czynności zajęły mi niecałe dziesięć minut, a po piętnastu wybierałam już biżuterię. Oczywiście tak poukładana osoba jak ja nie może obejść się bez niej. Albo po prostu musi podtrzymywać reputację rodziców. Postawiłam na duże kolczyki koła i mały pierścionek z motywem serduszka.

       Kiedy tylko zajęłam miejsce w kuchni przy stole, czekając na śniadanie, które robiła Alex, położyłam się na blacie wysepki kuchennej i schowałam twarz w rękach. O tak, zdecydowanie pięć minut snu, przez które będę czekać na posiłek nikogo nie zbawi, a mnie może uratować życie. Nie dane jednak było mi długo leżeć w tej pozycji, ponieważ poczułam, jak ktoś rzuca się na moje plecy. Pisnęłam cicho, usiłując podnieść się do pozycji siedzącej i jednoczneśnie nie spaść z siedzenia. Nic z tego. 
- Złaź ze mnie, kimkolwiek jesteś – jęknęłam, niezdolna do wykonania żadnej, innej czynności. Poczułam, jak klatka piersiowa napastnika podnosi się i opada w dość szybki sposób, co oznaczało, że zaczyna się śmiać. Sapnięcie wydobyło się z mojego gardła, ponieważ uczucie dociskania piersi do twardej powierzchni nie było niczym, co można zaliczyć do przyjemności.
- Czyżbyś się nie wyspała? – sarknęła Natalie, a tak mi się przynajmniej wydaje. W odpowiedzi mruknęłam pod nosem coś, czego sama tak na prawdę nie zrozumiałam.
      Nabrałam pełne płuca powietrza, kiedy tylko zostałam uwolniona. Obrzuciłam morderczym spojrzeniem rudzielca i wzięłam za konsumowanie kanapek. Nie szło mi chyba najlepiej, bo w połowie pierwszej skończyłam. Odłożyłam wszystko na talerz, nawet nie przepijając sokiem, po czym podniosłam się i poszłam do pokoju, żeby założyć szpilki. Nienawidzę tych butów tak samo, jak mojego życia w dzień. Już nie mogę doczekać się soboty, kiedy w końcu Hostem będzie mogła pokazać się światu. Zrezygnowana zeszłam z  powrotem do dziewczyn. Rzuciłam się na białą, skórzaną kanapę tak, że wylądowałam pomiędzy nimi. 
- Zły dzień się zapowiada? – zapytałam, beznamiętnie wpatrując się w wyłączony telewizor. Często tak robiłyśmy, ale do dziś nie mam pojęcia, dlaczego. Nic nie odpowiedziały, tylko równocześnie pokiwały twierdząco głową. Westchnęłam ciężko. Czyli zanosi się na pierwszy od dawna „cichy dzień”, kiedy żadna z nas nie ma ochoty na nic. Chyba tylko cud mógłby sprawić, że humor wróciłby do nas.

      Piętnaście minut później siedziałyśmy już w moim samochodzie, a ja klęłam na wszystko, co tylko się rusza, bo po raz kolejny zaświeciło się czerwone światło. Jeżeli dalej tak pójdzie, to spóźnimy się na zajęcia! Masakra. Kiedy tylko sygnalizacja pokazała, że wolno jechać od razu ruszyłam. Nie miałam zamiaru wysłuchiwać narzekania profesor Bins o tym, że tylko niewychowani ludzie spóźniają się na tak ważne lekcje, jakimi są zajęcia z rachunkowości. Po czym na pewno dodałaby, że moi rodzice nie byliby ze mnie dumni wiedząc, jak zawalam szkołę. Tylko, że są dwie sprawy. Jestem najlepsza w tej zasranej budzie i gówno obchodzi mnie, co rodzice sobie pomyślą! 
      Kiedy tylko zaparkowałam przed szarym budynkiem od razu wybiegłam z niego, jak strzała i, zamykając drzwi dzięki centralnemu zamkowi, rzuciłam za sobą „widzimy się na angielskim”. Chyba było to czymś w rodzaju mojej mantry, bo przez ostatnie lata nie wspomniałam o żadnym innym przedmiocie. Pod salą znalazłam się w rekordowym tempie. Usiadłam zdenerwowana na ławce i zaczęłam ciężko oddychać. Poprawiłam nerwowo wskazującym palcem okulary, które spadły mi pod wpływem sprintu. Mówiłam już, że ich nienawidzę? A o szpilkach też coś wspominałam? Tak? To bardzo dobrze, bo nienawidzę ich!

      Usłyszałam, jak ktoś po cichu siada obok mnie. Od razu zwróciłam swój wzrok w tamtym kierunku, a moim oczom ukazała się blondynka, która niepewnie uśmiechała się w moim kierunku. Od razu odwzajemniłam uśmiech i podsunęłam się trochę bliżej, aby dodać jej peności i uświadomw tym, że nigdzie przed nią nie ucieknę.
- Dalej chcesz mnie znać pomimo tego, jak Louis na ciebie wczoraj nawrzeszczał? – zapytała zdziwiona. Ja tylko machnęłam lekceważąco ręką na jej słowa i wyszczerzyłam jeszcze szerzej.
- Lepiej powiedz, jak minęła ci mowa powitalna wczoraj w nocy – zaśmiałam się, przypominając sobie, że muszę pojechać do Allana, żeby naprawił mi wgniecenie na drzwiach. Moich ukochanych drzwiach, zdewastowanych przez niezrównoważonego psychicznie szaleńca.

- Lou pogadał sobie, że powinnam się go słuchać zważając na to, że jego konto nie jest najczystsze – mruknęła pod nosem, bardziej do siebie, niż do mnie, ale i tak usłyszałam. – No, ale najgorzej było, jak mu powiedziałam, że masz na nazwisko Davies. Chciał mnie rozszarpać na drobne kawałki – widać było, że Charlotte bawi cała ta sytuacja. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego? Przecież ktoś ewidentnie usiłuje kontrolować jej życie. Miałam manię na tym punkcie, przyznaję się bez bicia.

- Wspominałaś coś wczoraj, że podpiął ci ogon – mruknęłam, przypominając sobie naszą wczorajszą rozmowę, kiedy siedziałyśmy w moim samochodzie już pod domem jej brata. A potem zobaczyłam obraz jego wściekłego i to jak w ostatnim momencie zamykam drzwi, w których swoją cholerną pięścią zostawia jeszcze bardziej cholerne wklęśnięcie. Tak... Zamierzałam nie zapomnieć mu tego i nie wybaczyć do końca życia.
- A taak. Popatrz – powiedziała, wskazując na jeden z droższych samochodów, jaki można spotkać na ulicach Londynu. – Tam w środku siedzi Zayn, przyjaciel mojego brata. Ma pilnować, żebym z tobą i z dziewczynami nie rozmawiała – wytłumaczyła mi dziewczyna, na koniec wzruszając ramionami. Domyśliłam się, że chciała w ten sposób pokazać, że brat może ją ewentualnie pocałować w pośladek.
- Coś mu nie idzie – burknęłam, na co blondynka zaśmiała się perliście. Popatrzyłam na nią, jak na idiotkę. Zupełnie nie rozumiałam, co a tak bardzo wzmogło jej rozbawienie, po prostu stwierdziłam fakt. Zakodowałam, aby wyłączać telefon, kiedy będę się w przyszłości kłaść, co prawdopodobnie miało pomóc mi w wysypianiu się na uczelnię.
- On czeka tylko, aż zadzwoni dzwonek na lekcje, a później po mnie przyjedzie – powiedziała, dalej chichocząc pod nosem. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Już miałam coś powiedzieć, ale przerwał mi dzwonek, oznajmiający rozpoczęcie zajęć.
       Gdy wychodziłam z tego znienawidzonego przeze mnie budynku byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Uśmiechnęłam się do siebie najszerzej jak potrafiłam, kiedy stanęłam na polu, a ciepły, jesienny wiatr zaczął owiewać moją twarz, rozwiewając rozpuszczone włosy na wszystkie strony świata. W końcu koniec tygodnia, a co za tym idzie, jutro wyścig! Już nie mogę się doczekać. Dziś Lex i Nat kończą dwie godziny później, niż ja, więc tradycyjnie przyjadą do domu autobusem. Zauważyłam, jak Char macha do mnie, najprawdopodobniej na pożegnanie, ale ja nie zamierzałam jej zostawić. Chwyciłam nadgarstek zdziwionej dziewczyny i pociągnęłam w kierunku mojego samochodu, po drodze otwierając do niego drzwi. To był przypływ odwagi spowodowany faktem, że Hostem postanowiła po raz kolejny zdenerwować Tomlinsona. Żadne inne wytłumaczenie nie przychodziło mi do głowy.
- Wsiadaj. Ogłaszam koniec terroru w twoim życiu, które właśnie zaczyna stawać się piękne – zaśmiałam się, wskazując głową na Mulata, który właśnie opuszczał samochód, zabijając mnie spojrzeniem. W myślach zaczęłam błagać dziewczynę, aby się pospieszyła, bo nie zniosę kolejnych wgnieceń w moim cudownym, cierpiącym z powodu okrucieństwa samochodzie.
     Blondynka zagryzła dolną wargę. Widziałam że się waha, ale zrobiła to, co jej powiedziałam i już po chwili wymijałam zdziwionego chłopaka, który zdezorientowany podążał za mną wzrokiem. Madeleine jeden, Tommo i jego banda zero. Chociaż wliczając wczorajszą akcję, to na moim koncie jest już dwa. Usłyszałyśmy dźwięk telefonu Charlotte. Dziewczyna popatrzyła niepewnie na wyświetlacz, później na mnie z miną „Już jestem martwa, ale warto” i nacisnęła zieloną słuchawkę, od razu włączając głośnomówiący. 

~ Czy ciebie do kurwej nędzy całkowicie pojebało dziewczynko?! – widać było, że chłopak jest wściekły. Jednak jego wybuch przyniósł zupełnie odwrotny skutek od oczekiwanego, a mianowicie wzmocnił nasze rozbawienie. Zaczęłyśmy się śmiać.

~ Oh, Zayn! Jest równouprawnienie, a to oznacza, że mogę robić co mi się żywnie podoba! – powiedziała moja towarzyszka, ledwo hamując śmiech. 
~ Jadę za wami. Macie zatrzymać się na pierwszym lepszym zjeździe, a później ty wracasz ze mną do domu – rozkazał, zupełnie ignorując wcześniejsze słowa blondynki. Popatrzyłyśmy na siebie znacząco.

~ Nie! – krzyknęłyśmy w tym samym momencie, po czym zawtórował nam nasz gromki śmiech. Ten cały Zayn warknął coś niezrozumiałego pod nosem, a mnie nagle oświeciło. Popatrzyłam we wsteczne lusterko i od razu obrałam inny kierunek, niż wcześniej.
~ Czy ty za nami jedziesz? – spytałam, chociaż odpowiedź była oczywista. Char natychmiast odwróciła się, patrząc przez tylną szybę.
~ Oczywiście, że tak, przecież przed chwilą to powiedziałem! – odpowiedział, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. – Mam odtransportować siostrę mojego przyjaciela prosto do domu w jednym kawałku i bez wścibskich córek prawników – zakończył, a ja prychnęłam zdegustowana na ostatnią uwagę. Frajer.

~ Takiego wała! – krzyknęła dziewczyna, wracając do poprzedniej pozycji i z powrotem zapinając pas. Popatrzyłam na nią zdziwiona, na co ona tylko wzruszyła ramionami w lekceważącym geście.
~ Czy ty właśnie zrobiłaś to, co mi się wydaje? – oł … Chyba go zdenerwowałyśmy. Tak mi przykro, że aż wcale. Tak samo powiedziałaby Hostem. Podpowiadała mi podświadomość. A olać to! Chce w końcu żyć, jak normalna dziewczyna na studiach! No prawie normalna, ale przecież nie trzeba wdawać się w jakieś większe szczegóły.
~ Oczywiście, że tak! – powiedziała to takim samym tonem, jak on wcześniej, czym wywołała moje ciche parsknięcie śmiechem. Jednak ma temperament i to mi się podoba!
~ Jak zadzwonię do Louisa, to już nie będziesz tak pyskata – warknął. Nie rozumiem, dlaczego na to ostrzeżenie po moich plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Może dlatego, że Madeleine Davies boi się wszystkiego, co złe? Ugh! Nienawidzę, kiedy moja chora podświadomość ma rację.
~ A dzwoń! – usłyszałam po mojej lewej stronie (dla sprostowania przypominam, że w Anglii jeździ się po drugiej stronie ulicy).

       Zagryzłam niepewnie dolną wargę, poprawiając okulary na nosie. Zawsze tak robiłam, kiedy nie wiedziałam, jak mam się zachować, żeby nie wydać Hostem. Spojrzałam w kierunku Charlotte, która przyglądała mi się z zaciekawieniem i podniesioną brwią. Westchnęłam ciężko. Zaczęłam gorączkowo myśleć nad tematem rozmowy, jaki mogłybyśmy nawiązać, ale nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy. Zatrzymałyśmy się na czerwonym świetle i akurat w tym momencie mój telefon rozdzwonił się po całym samochodzie. Podałam torebkę mojej towarzyszce, tym samym dając jej pozwolenie, żeby zaczęła w niej grzebać w poszukiwaniu iPhone‘a. Usłyszałam jęk zawodu, kiedy tylko popatrzyła na wyświetlacz. 
~ Czy wyście obie, kurwa, ocipiały?! Macie w tym momencie zatrzymać samochód, albo pomogę Zaynowi was zatrzymać – auć. Ten człowiek naprawdę powinien zacząć jakieś ćwiczenia, dzięki którym nauczy się panować nad swoimi emocjami. Jakaś grupa wsparcia dla anonimowych furiatów czy coś. A tak w ogóle, to skąd on ma mój numer telefonu?! Popatrzyłam na zrezygnowaną minę Char
~ Mi również miło cię słyszeć braciszku – kiedy tylko wypowiedziała te słowa, ja zaparkowałam pod jedną z większych galerii handlowych w Londynie. Nie miałam innego pomysłu, gdzie mogłybyśmy pójść we dwie, oprócz mojego mieszkania, a tam z ogonem na pewno nie pojadę. I tak długo ubolewałam nad tym, że musiałam podać swój adres na uczelni. W razie ewentualności.
~ Co ci powiedziałem na temat twojej znajomości z tą dziwką – westchnęłam ciężko i popatrzyłam na wyświetlacz telefony ze zrezygnowaniem. Pokonanie Zayna w wyścigu powoli stawało się coraz większą przyjemnością.
~ Słyszałam – mruknęłam pod nosem, ale na tyle głośno, żeby ten furiat mnie usłyszał. Weszłyśmy do budynku i od razu swoje kroki skierowałyśmy do damskiej toalety, gdzie mogłybyśmy dokończyć naszą rozmowę bez tych wszystkich wścibskich, zdziwionych i morderczych spojrzeń innych, mijających nas ludzi. W końcu nie każdemu podoba się słuchanie krzyków z czyjegoś telefonu. Tak, mnie też nie, ale niestety nie mam innego wyjścia.
~ I bardzo dobrze! Mam nadzieję, że zabolało! – już wiem, że się nie polubimy. Powstrzymałam gestem ręki blondynkę, która już chciała coś powiedzieć.
~ Muszę cię zmartwić, ale obelgi niezrównoważonych psychicznie, nie panujących nad emocjami buców już dawno nie robią na mnie wrażenia – powiedziałam na jednym wdechy, starając się zachować obojętny ton głus. Panna Tomlinson wybuchła perlistym śmiechem, a po drugiej stronie słuchawki było słychać tylko ciężki oddech Tommo. Upsi.
~ Zaraz tam kurwa przyjadę i nie będzie ci już tak do śmiechu – potem po pomieszczeniu rozniósł się już tylko odgłos zerwanego połączenia. Popatrzyłam niepewnie na Charlotte.

- Przesadziłam, prawda? – zapytałam, na co ona tylko pokiwała głową z pocieszającym uśmiechem. Głupia, bardzo głupia Hostem.
      Trwałyśmy chwilę w ciszy. Każda musiała jakoś zebrać swoje myśli. Bardzo chce już jutro wieczorem, żeby w końcu móc nakopać temu frajerowi, ale jak na razie powinnam zapanować jakoś nad swoim temperamentem. Jak tak dalej pójdzie, to wszyscy w bardzo szybkim tempie dowiedzą się prawdy, a to byłby koniec świata. Jestem pewna, że policja wsadzi mnie za kratki, rodzice wydziedziczą, a cztery lata studiów pójdą na marne. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że moje życie, to jedna, wielka porażka. 
- Nie będziemy tak tu cały czas siedzieć! – podskoczyłam nieznacznie, kiedy blondynka w dość brutalny sposób wyrwała mnie z zamyślenia. – Może uda nam się jako wmieszać w tłum i uciec niespostrzeżenia Zaynowi. Wbrew pozorom nie jest taki groźny i inteligentny za jakiego się podaje – zmarszczyłam czoło. To nie jest taki zły pomysł.

     Złapałam dziewczynę za rękę i podeszłam do umywalek. Kiedy grupka jakichś rozchichotanych panienek postanowiła wyjść z toalety my szłyśmy zaraz za nimi ze spuszczonymi w dół głowami. Ja udawałam, że grzebię w torebce, a Char grzebała coś w moim telefonie, którego jeszcze mi nie oddała po ostatniej rozmowie z jej bratem. Kiedy byłyśmy już dosyć daleko od niczego niespodziewającego się Mulata przyspieszyłyśmy kroku i skierowałyśmy się do wyjścia z tej pieprzonej galerii. Gdy tylko wyszłyśmy na zewnątrz na naszych twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy. Poprawiłam okulary, które musiały mi zjechać kiedy, trzymałam nos w dół i odwróciłam się, żeby skierować się do mojego samochodu. Niestety, zaraz po skończeniu obrotu, twarz spotkała mi się z czyjąś klatką piersiową. Bardzo umięśnioną i bardzo, ale to bardzo szybko poruszającą się w rytm oddechu. Pisnęłam przerażona, uświadamiając sobie, kto przede mną stoi. Zastanawiam się, ile przepisów złamał, docierając tutaj w tak krótkim czasie. Nie jest to jednak czas na takie przemyślenia, bo za chwilę może być krucho z moim tyłkiem, a nie powiem, całkiem go lubię. Jest zgrabny, mięciutki i w ogóle fajny. Uśmiechnęłam się szeroko, podnosząc głowę do góry, ale w następnej chwili zrobiłam krok do tyłu i wykonałam „w tył zwrot”. Zignorowałam roześmianą twarz blondynki i, dość szybkim krokiem, postanowiłam opuścić to miejsce, żeby moje życie było zagrożone w mniejszym stopniu. Jęknęłam zrezygnowana, kiedy w drzwiach galerii stanął nie kto inny, jak Zayn, którego udało nam się przed chwilą wykiwać. Musiał się biedaczek zorientować, że coś jest nie tak. 
       Nie dane mi było jednak długo się zastanawiać, ponieważ poczułam na nadgarstku delikatny uścisk. Podskoczyłam przestraszona, ale szybko uspokoiłam się, kiedy zauważyłam, że to Charlotte ciągnie mnie przed siebie. Postanowiłam jej w pełni zaufać i dałam poprowadzić się… z powrotem do środka budynku. Na całe szczęście mają podwójne drzwi. Nie robiłam nic, tylko poddałam się mojej towarzyszce, która zaczęła zmierzać do głównego wyjścia, gdzie stał mój samochód. Tak, przed chwilą stałyśmy z drugiej strony galerii. Odwróciłam się na chwilę i, gdy zobaczyłam dwie znajome twarze, to ja wyszłam na prowadzenie. Czułam, jak moje ręka się trzęsie pod wpływem śmiechu blondynki. Nie minęło dwie minuty, a już byłyśmy na miejscu. Z daleka otworzyłam centralny zamek, dzięki czemu od razu mogłyśmy wsiąść do środka. Już odpaliłam silnik i miałam startować, ale naprzeciwko mojej maski stanął Tommo. Pisnęłam przerażona, kiedy ktoś chciał otworzyć drzwi z mojej strony, ale w ostatnim momencie je zablokowałam.
- Jeszcze nikt nieznajomy nigdy nie chciał mnie zabić  – powiedziałam, odwracając twarz w kierunku rozbawionej dziewczyny. Było to tylko drobne kłamstwo. W rzeczywistości wielu obcych chciało mnie zabić, a Tomlinson miał zabrać im tę przyjemność w bardzo niedługim czasie. Na jej ustach widniał szeroki uśmiech, a w oczach świeciły się niebezpieczne iskierki.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz – odpowiedziała, ledwo hamując kolejną salwę śmiechu.
 
- Czy ciebie to bawi?! – krzyknęłam, wybałuszając na nią oczy. Nic nie powiedziała, tylko pokiwała twierdząco głową i, nie mogąc już zapanować nad śmiechem, zaczęła zwijać się z jego powodu na fotelu. Postukałam się wskazującym palcem w czoło. Hostem nigdy nie bałaby się jakiegoś furiata z toną żelu na głowie. Ale do jasnej cholery aktualnie jestem Madeleine, a nie Hostem! Pieprzona podświadomość. Pieprzona Hostem. Pieprzony Tomlinson. Pieprzone życie!

- Otwórz te drzwi po dobroci, albo wybije ci szybę – warknął szatyn. Popatrzyłam na niego, jak na wariata, ale kiedy zamachnął się, żeby to zrobić od razu spełniłam jego „prośbę”. Potrafił być przekonujący, skubny.
 
       Nie musiałam długo czekać, a otworzył je (drzwi) na całą szerokość i wyciągnął z samochodu siłą. Co robiłam ja? Inteligentnie usiłowałam podtrzymać okulary na nosie. Nie wiem, dlaczego, jednak w tamtym momencie wydawało mi się, że tylko one sprawiają, że moja tajemnica dalej pozostaje tajemnicą. W jednej chwili przerzucił mnie sobie przez ramię i zaczął iść w kierunku swojego samochodu. Oczywiście szarpałam się na wszystkie strony i rzucałam w jego kierunku różnymi epitetami, ale ni cholery, nic to nie dawało – był dla mnie zbyt silny. W pewnym momencie poczułam tylko, jak rzuca mnie na siedzenie, a zaraz potem blokuje drzwi od zewnątrz. Nie musiałam długo czekać, a posadził swoje zgrane i całkiem ładne dupsko na siedzeniu obok. Niepotrzebne skreślić. Zacisnął palce na kierownicy. Bardzo możliwe, że próbował powstrzymać w sobie chęć mordu na mnie. Popatrzyłam przed siebie, gdzie w moim samochodzie Charlotte kłóciła się z Mulatem. Nasze spojrzenia skrzyżowały się. Obie mentalnie życzyłyśmy sobie powodzenia. Na pewno się przyda. Nie wiem tylko komu bardziej.
- Czego, kurwa, w stwierdzeniu „nie chcę, żebyś spotykała się z moją siostrą” nie zrozumiałaś? – warknął w moim kierunku, a ja spięłam się nieznacznie. Nie patrzyłam w jego kierunku, bo byłam zbyt przerażona. Przez chwilę nawet zastanawiałam się czy mogę oddychać.
- Tego, że próbujesz kierować jej życiem, chociaż w cale nie masz do tego prawa – powiedziałam pierwsze, co mi ślina na język przyniesie, ale od razu tego pożałowałam. Zauważyłam, jak na jego szyi pokazuje się żyła, a zaraz potem podskoczyłam, po spotkaniu jego pięści z deską rozdzielczą. Gościu, szkoda takiego samochodu!
- I właśnie dlatego, kurwa, nie chcę, żeby utrzymywała z tobą jakikolwiek kontakt! Namieszasz jej w głowie i co ja wtedy zrobię? – jestem przekonana, że ludzie, którzy przechodzili obok pojazdu, słyszeli każde jedno słowo, które wykrzyczał. Może nawet dlatego zatrzymywali się na chwilę i patrzyli raz na mnie i Louisa a raz na Charlotte i Zayna.
- Czyli to o to chodzi. Po prostu nie chcesz, żeby twoja siostra stała się zagrożeniem dla twojej dupy – och, zamknij się Hostem! Wytrzymasz jeszcze te dwadzieścia pare godzin, a ja będę miała święty pokój! Poczułam, jak kładzie rękę na moim lewym policzku, a zaraz potem odwraca całą twarz w swoją stronę. Byłam kompletnie na to nieprzygotowana, więc nie zdążyłam zareagować w jakikolwiek sposób, niż wybałuszenie oczu.
- Nie twój, zasrany interes – wysyczał z odrazą każde słowo, patrząc prosto w moje oczy. Nic nie powiedziałam, tylko spuściłam wzrok, bo jego niebieskie tęczówki zaczęły mnie rozpraszać. Chore.
- W takim wypadku powiem ci coś! Będę robić to, co mi się podoba, tak samo, jak Charlotte, a ty nie masz nic do gadania! – wykrzyknęłam, strącając jego dłoń ze swojej twarzy. – Jeżeli to nie jest mój, zasrany interes, to nie mieszaj mnie do niego! I otwórz te cholerne drzwi! – zakończyłam, poprawiając pieprzone okulary, które były już na końcu mojego pieprzonego nosa. Mam go serdecznie dość, a wygrana z jego przyjacielem będzie teraz da razy bardziej przyjemna! Zasrany egoista.
       Usłyszałam dość głośny pisk, więc mój wzrok od razu powędrował w kierunku jego źródła. Okazało się, że Zayn wynosi blondynkę z mojego samochodu i kieruje się do swojego. Zaklęłam pod nosem, miażdżąc kolesia po mojej prawej ręce spojrzeniem. On w odpowiedzi tylko uśmiechnął się zwycięsko i zrobił to, co powiedziałam. Natychmiast wyszłam z pojazdu i skierowałam się do swojego, po drodze posyłając pocieszający uśmiech blondynce, która pokiwała tylko głową, że wszystko jest w porządku. Hostem, chyba najwyższa pora się pokazać. Wreszcie zmądrzałaś.

8 komentarzy:

  1. Zajebiste opowiadanie! *__*
    Nie mogę się doczekać aż Madeleine "zmieni się" w Hostem c:
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział i
    Pozdrawiam ; 33

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej rozdział jest rwqgreuhreghreghre <3
    szkoda że dopiero w poniedziałek :) już nie mogę się doczekać wyścigu i całej wybuchowej Hostem :D
    weny życzę xx
    @xellieg

    OdpowiedzUsuń
  3. Yay, gdybym mogła to czytałabym nowe rozdziały codziennie, a nie tylko w poniedziałki :3
    Jak na mnie to to opowiadanie jest o wiele ciekawsze od 'I hate love and other feelings' i wolałabym żeby to tutaj były dwa rozdziały tygodniowo, ale cóż towja decyzja.
    W każdym razie czekam na minę Louisa kiedy Hostem mu dokopie, a jeszcze bardziej czekam na jego minę kiedy się dowie że Hostem to ta córeczka prawników w okularkach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny! Kocham go!!! <3
    @luvmyniallers

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG!! Brak mi słów na twoją cudowność ukazaną nam w tym rozdziale. Pisz szybko nexta!

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest genialne!!! Czekam na kolejne rozdziały! pisz szybko :)

    OdpowiedzUsuń