„Naszym przyjacielem jest ten, kto nie pytając o powód smutku, potrafi sprawić, że znów wraca radość.”~Stanisław Jerzy Lec
~*~
Obudziłam się równo z irytującym
dźwiękiem mojego budzika. Na pewno wyrzuciłabym go z chęcią za okno, ale szkoda mi było całkiem nowego
telefonu. Podniosłam się do pozycji siedzącej, a wierzchem dłoni przetarłam ze zrezygnowaniem wciąż zmęczone oczy. Nie chciało mi się wstawać, a tym bardziej iść na uczelnię, zważając na fakt, że poprzedni wieczór przeznaczyłam na wyścig, ale nie mogłam dopuścić, żeby ktokolwiek dowiedział się o Hostem.
Bardzo po woli zwlekłam się więc z łóżka i skierowałam kroki do kuchni, gdzie
najprawdopodobniej miało na mnie czekać śniadanie przygotowane przez
wspaniałomyślną Lex. A tak naprawdę, to ona również ścigała się i
jednocześnie założyła ze mną, że jeżeli wygram z nią po raz kolejny, to przez najbliższy
tydzień będzie wstawać wcześniej, żeby zrobić jedzenie całej naszej trójce.
Uśmiechnęłam się złośliwie pod nosem, kiedy zobaczyłam rozeźloną blondynkę,
chodzącą od jednego talerza do drugiego. Usiadłam na jednym z wysokich krzeseł, stojących przy wyspie kuchennej krzeseł i
zaczęłam obserwować ją z nie małym rozbawieniem, którego nawet nie zamierzałam ukrywać. Wyglądała naprawdę uroczo w
swojej niebieskiej piżamce z Kubusiem Puchatkiem, przytulającym Prosiaczka. Chyba zauważyła, że ktoś ją ogląda, bo odwróciła
się w moim kierunku i zmierzyła mnie nienawistnym spojrzeniem, co wzmogło tylko
moją radość, a na ustach pojawił mi się szeroki od ucha do ucha „banan”.
-
Nie szczerz się tak, bo ci jeszcze te białe kły wypadną – warknęła, niemalże
rzucając przede mnie talerz z kanapkami i tłukąc go przy okazji. Westchnęłam ciężko, opierając głowę na dłoni. Popatrzyła na mnie zdziwiona. – Zrobiłam śniadanie, bez dodatku
jakiejkolwiek trutki, a tobie jeszcze nie pasuje? – zapytała, podnosząc jedną
brew do góry, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej i opierając się
zgrabnym tyłkiem o jeden z blatów kuchennych.
-
Wolałabym, żeby były z pomidorkiem, ale jakoś zniosę tę stratę – mruknęłam,
chwytając jedną z kanapek w wolną rękę. W odpowiedzi Alex popatrzyła na mnie
morderczym spojrzeniem i odpuściła kuchnię, najprawdopodobniej, żeby obudzić
trzecią z nas – Natalie.
Utwierdziłam się w tym przekonaniu,
kiedy usłyszałam głośne bum, a później donośny krzyk, dochodzący z sypialni
Nat. Postanowiłam się jednak nie ruszać i dalej jeść śniadanie, które
smakowało tak wspaniale, ponieważ nie musiałam go przygotowywać sama, tylko ktoś
zrobił to za mnie. Zmarszczyłam brwi. Najprawdopodobniej, gdyby mi w udziale
przypadło robienie jakiegokolwiek posiłku, to pozdychałybyśmy z głodu. Pięć
minut później skończyłam już jeść i przepijałam śniadanie herbatą, kiedy w
wejściu do kuchni stanęła Talie. Obserwowałam, jak podchodzi do talerza z
kanapkami, które przypadły jej w udziale, a później siada naprzeciwko mnie.
Obrzuciłam ją zdziwionym wyrazem twarzy, kiedy zauważyłam na jej policzku dość
duże zadrapanie.
-
Ta wariatka zrzuciła mnie z łóżka, ale nie przewidziała, że mogę uderzyć w kant
mojego wyrka – rzuciła gniewnie, zabijając wzrokiem Lex, która z uśmiechem
satysfakcji na ustach pojawiła się w pomieszczeniu. No cóż, przynajmniej w en sposób może sobie ulżyć. Pomyślałam, że to nawet dobrze, że poprawiła sobie humor. Znoszenie jej cały dzień w 'okresowym' humorze mogłoby skończyć się dla nas jakimś nieprzyjemnym incydentem.
Wzruszyłam tylko ramionami i udałam się
w kierunku mojego pokoju, żeby wyjąć z ogromnej szafy jakieś ubrania, w których
mogłaby udać się do szkoły. Kiedy stanęłam przed meblem zaczęłam mocno
zastanawiać się nad tym, co każdego ranka pojawia się w mojej głowie, a
mianowicie „Czego nigdy nie założyłaby na
siebie Hostem?”. Westchnęłam zrezygnowana nad swoim ciężkim losem. Nie
lubiłam mojego codziennego życia. Zdecydowanie wolałam to nocne, kiedy w końcu
mogłam być sobą, ale musiałam zachować pozory. Gdyby rodzice dowiedzieli się,
że ich kochana córeczka jest słynną na pół świata Hostem, już nigdy nie zobaczyłabym
światła dziennego. Najprawdopodobniej zamknęliby mnie w jakiejś ciemnej piwnicy
bez okien i kazali uczyć się prawa. Jakaś totalna masakra.
Pokręciłam głową, żeby wyrzucić z niej
niepotrzebny natłok myśli i po raz kolejny spojrzałam w głąb szafy. Chwyciłam w
dłonie przetarte dżinsy (niektórych rzeczy po prostu nie mogę w sobie zmienić),
czarną bokserkę i ciemno – szary sweterek z rękawami ¾ oraz ćwiekami na
ramionach. Z komody, na której stały zdjęcia i leżał mój telefon wyjęłam czystą
bieliznę, po czym skierowałam swoje kroki w kierunku łazienki. W naszym
mieszkaniu są dwie – jedna na dole, z toaletą i prysznicem, a druga na górze, w
której znajduje się wanna oraz toaleta. Zdecydowanie wolę tą, która jest
naprzeciwko mojej sypialni. Zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam zdejmować piżamę
z wielkim misiem, która po chwili wylądowała w koszu na pranie. Odkręciłam
kurki z wodą, a szczególnie zimną, żeby się obudzić, po czym weszłam pod
orzeźwiający strumień. Kochałam brać różnego rodzaju prysznice i kąpiele,
ponieważ mnie odprężały.
Piętnaście minut później, z wysuszonymi
i związanymi w niechlujnego koka włosami oraz ubrana, opuszczałam moje drugie, zaraz po pokoju,
królestwo. Zauważyłam pod drzwiami zniecierpliwioną Alex. Wzruszyłam obojętnie
ramionami, wchodząc z powrotem do mojej sypialni. Z szafy wyjęłam jeszcze tylko
dosyć wysokie szpilki, których obcasy ozdabiały ćwieki i włożyłam je na bose
stopy. Ze szkatułki z różnymi pierdołami wyjęłam naszyjnik w kształcie sowy,
który zawiesiłam na szyi oraz kolczyki z motywem Facebook‘owych łapek „lubię
to”, po czym włożyłam je w uszy. Na prawy nadgarstek założyłam srebrną
bransoletkę, a na lewy mój ulubiony zegarek. Skrzywiłam się, patrząc na czarne
okulary, które po chwili ozdabiały mój nos. Co prawda nie lubiłam ich nosić i
wcale nie musiałam, bo szkła w nich były zerówkami, ale w jak największym
stopniu musiałam zmienić mój wygląd. Przejrzałam się w lusterku. Nie najgorzej,
ale wiele dałabym, żeby zamienić te cholernie niewygodne szpilki na trampki, a
zamiast sweterka nosić bluzę. Po raz kolejny tego poranka westchnęłam
zrezygnowana i, chwytając torbę z książkami i zeszytami po drodze, zeszłam na dół.
Odgłos uderzania moich obcasów o
parkiet, jakim włożone było prawie całe nasze mieszkanie sprawił, że wzrok
moich najlepszych przyjaciółek powędrował prosto na mnie. Widziałam te wredne
uśmiechy na ich twarzach, które pokazywały, jak bardzo bawi je mój widok w
okularach. Obrzuciłam tylko obie nienawistnym spojrzeniem i, chwytając kluczyki
od samochodu, powędrowałam w kierunku wyjścia, zupełnie je ignorując.
Zjechałyśmy windą do podziemnego parkingu w zupełnej ciszy. Było rano, a po nocy dziwnym trafem żadna z nas się nie wyspała. Zauważyłam, jak
Natalie usiłuje powstrzymać ziewanie. Marnie jej to wychodziło, czego oznaką było zasłonięcie połowy twarzy wierzchem dłoni.
Kiedy tylko winda się zatrzymała od razu
udałyśmy się w kierunku Volkswagen‘a Jetty, którego kupiłam sobie po jednym z
wyścigów. Tylko ja, z całej naszej trójki, miałam prawo jazdy upoważniające
mnie do prowadzenia samochodów. Dziewczyny miały uprawnienia jedynie na motory,
wiec ja, jako wspaniałomyślna przyjaciółka, woziłam je obie gdzie tylko
chciały. Otworzyłam drzwi za pomocą przycisku do centralnego zamku i rzuciłam
torbę na jedno z tylnych siedzeń, obok Lex, która dzisiaj ma jechać z tyłu. Pamiętam,
jak pewnego pięknego dnia, podczas jednej z porannych kłótni dziewczyn, o to,
która ma zająć miejsce z przodu, wprowadziłam dyżury. Przystały na to od razu
wiedząc, że mnie nie należy denerwować, szczególnie kiedy mam to cholerstwo na
nosie, działające na mnie gorzej niż czerwona płachta na przysłowiowego byka.
Gdy już wszystkie byłyśmy na swoich
miejscach odpaliłam silnik, wrzuciłam pierwszy bieg i ruszyłam z miejsca. Nie
chciało mi się jechać do szkoły, ale tak jak już wspominałam – gra pozorów
najważniejsza. Zaklęłam pod nosem i uderzyłam z impetem w kierownicę, kiedy już
na pierwszych światłach zaświeciło mi się czerwone. Nienawidziłam porannych
korków, kiedy to wszyscy wszędzie się spieszyli. Jak już pewnie zauważyliście - nienawidziłam bardzo wielu rzeczy, sytuacji i osób.
-
Nie denerwuj się tak, bo złość piękności szkodzi – mruknęła z tylnego
siedzenia rozbawiona moim zachowanie blondynka. Obrzuciłam ją morderczym
spojrzeniem, za pomocą lusterka wstecznego i szybko wróciłam do obserwowania świateł, starając się je mentalnie przestawić na zielone.
-
To ty jak najszybciej powinnaś z nią skończyć – odcięłam się po chwili namysłu. Kątem oka zauważyłam grymas na jej twarzy, co spowodowało że kącik moich ust powędrował nieznacznie do góry. Alexandra nie była
pustakiem, ale uwielbiała dbać o swój wygląd. Można to było od razu zauważyć po
trzech kosmetyczkach, które trzyma u siebie w pokoju.
-
Odezwała się okularnica – powiedziała, nie ukrywając satysfakcji, że po raz
kolejny udało jej się wymyślić jakąś zaczepkę.
-
Dobrze wiesz, że gdyby to nie było konieczne, to nie nosiłabym tego dziadostwa,
tylko z wielką radością wyrzuciła przez okno – warknęłam podirytowana.
Okulary były bardzo drażliwym tematem. Ruszyłam od razu, kiedy tylko ten choletny sygnalizator
zaświecił się na irytująco zielony kolor.
-
Jak wy się kochacie! – niemalże wykrzyknęła uradowana Nat. Doskonale
wiedziałyśmy, że bawią ją nasze kłótnie, ale gdy sama warczała na którąś z nas,
to podchodziło to pod tragedię narodową. Nikt nie mógł jej bezkarnie drażnić.
Przez resztę drogi rozmawiałyśmy na
jakieś mało znaczące tematy. Głównie o tym, że taki październik, jaki zaszczycił nas w tamtym
roku mógłby się nie kończyć. Po piętnastu minutach parkowałam już na dość
sporym placu przed szkołą, który był specjalnie do tego przeznaczony. Zebrało
się już dość sporo ludzi, którzy zupełnie nas ignorowali. Jednak, kiedy przechodziliśmy
obok jakieś większej lub mniejszej grupki, która rozmawiała na temat wczorajszego zwycięstwa
Hostem popatrzyłam z rozbawieniem po dziewczynach. One również uśmiechały się
szeroko. Tego typu skrawki rozmów działały na nas w jeden sposób – sprawiały,
że ledwo powstrzymywałyśmy się od głośnego wybuchu śmiechu. Jednak najlepiej
było, kiedy ktoś wspominał o Sorex i Alex w szybkim tempie musiała znajdować
sobie jakiś wyludniony skrawek, żeby nikt nie widział, jak zwija się na trawie,
ledwo powstrzymując łzy. O tak, właśnie dla takich chwil warto było żyć.
Czasami zastanawiam się, jakby inni
odebrali wieść o tym, że Madeleine Davies jest poszukiwaną przez policję
Hostem. Na pewno większość z nich nie uwierzyłaby i kazała iść się leczyć temu,
kto to powiedział, a druga część rzuciłaby się na mnie wypytując o to, jak
wygrywam większość wyścigów. Westchnęłam ciężko. Natalie, w te noce znana jako
Mygale, również musiała mocno się pilnować. W końcu te trzy są najlepszymi
przyjaciółkami. Ludzie są naprawdę naiwni. Wszyscy myślą, że cała trójka
wychodzi dopiero w nocy, a całe dnie spędzają w domu niczym wampiry. Nikomu nie przyszło do
głowy, że mogą akurat przechodzić obok niego, albo studiować na jednym
uniwersytecie i to coś tak niezgodnego z tym, co robią.
Spojrzałam na zegarek, gdy znalazłyśmy
się pod salą lekcyjną. Łacinę i staro angielski, to jedyne zajęcia, jakie mamy
razem. Musiałyśmy poczekać jeszcze pięć minut na te pierwsze. Nie lubię
języków, to przedmioty, na których idzie mi najsłabiej, ale nie mogę narzekać.
Przecież mam na nazwisko Davies i ze wszystkich przedmiotów to właśnie ja muszę
być najmądrzejsza. Uśmiechnęłam się do siebie gorzko. Dzień, w którym
wyprowadziłam się od rodziców był najpiękniejszym w całym moim
dwudziestojednoletnim życiu. Wreszcie mogłam żyć po swojemu, a nie tak, jak oni
mi karzą. Wyjęłam z kieszeni telefon, kiedy poczułam wibracje, oznajmujące
najście wiadomości. Na mojej twarzy, po przeczytaniu, kto się do mnie dobija,
wymalowało się ogromne zdziwienie. To Allan, nasz mechanik, u którego trzymamy motocykle.
Nigdy nie pisze przed zakończeniem naszych zajęć. Musiało stać się coś ważnego.
Odblokowałam szybko ekran jednym pociągnięciem palca i otworzyłam SMS ‘a.
Allan ;): Nie uwierzysz, kto chce się z tobą ścigać!!
Allan ;): Nie uwierzysz, kto chce się z tobą ścigać!!
Zmrużyłam
lekko oczy. Dwa wykrzykniki na końcu każdej napisanej przez niego wiadomości
oznaczają, że jest czymś nieźle podniecony. Usiadłam na ławce pomiędzy
dziewczynami i zaczęłam odpisywać, upewniając się że dziewczyny spoglądały na ekran mojego telefonu.
Madi: Nawet nie próbuję zgadywać.
Madi: Nawet nie próbuję zgadywać.
Widziałam,
że Lex i Nat nie rozumiały tego dokładnie tak samo, jak i ja. Na odpowiedź nie
musiałam czekać zbyt długo. Zaintrygowana od razu ją odebrałam.
Allan ;): To nie jest śmieszne!!
Allan ;): To nie jest śmieszne!!
Westchnęłam
ciężko, przewracając z dezaprobatą oczami. Czy on nie rozumiał, że w tamtym momencie powinien po prostu napisać, o co
mu chodzi? Tak byłoby łatwiej dla nas obojga. Chociaż w sumie Allan należy do osób, które zanim przejdą do rzeczy opowiedzą jeszcze piętnaście innych historii, które nie mają w ogóle nic wspólnego z głównym tematem.
Madi: Żadna z nas się nie śmieje.
Allan ;): Sam Tommo przed chwilą przyszedł do mojego warsztatu!!
Madi: Żadna z nas się nie śmieje.
Allan ;): Sam Tommo przed chwilą przyszedł do mojego warsztatu!!
Zdziwiłam
się nie na żarty. Zauważyłam, jak Alex wytrzeszcza oczy, a Nata zakrywa dłonią
usta. Co ten frajer wymyślił?
Madi: Przecież on bawi się samochodami?
Allan ;): Ja nic nie wiem. Pieprzył coś, że jego team musi być najlepszy we wszystkim.
Madi: Przecież on bawi się samochodami?
Allan ;): Ja nic nie wiem. Pieprzył coś, że jego team musi być najlepszy we wszystkim.
Zaśmiałam
się sarkastycznie, na ostatnią wiadomość. Przyciągnęłam tym uwagę kilku osób,
ale mało mnie to obchodziło. Większość z nich znała moje nazwisko, ale tak
naprawdę nie wiedzieli, kim jestem. I bardzo dobrze. Im mniej osób się interesuje tym lepiej dla mojego snu.
Madi: Co nie zmienia faktu, że nigdy go n motorze nie widziałam.
Allan ;): Ale ten cały Zayn jeździ. I to dobrze jeździ.
Madi: Co nie zmienia faktu, że nigdy go n motorze nie widziałam.
Allan ;): Ale ten cały Zayn jeździ. I to dobrze jeździ.
Zaklęłam
pod nosem, kiedy zadzwonił znienawidzony przeze mnie dzwonek. Zablokowałam
chwilowo mojego czarnego iPhone‘a i w szybkim tempie weszłam do klasy,
siadając na moim stałym miejscu, pomiędzy dziewczynami. Kiedy tylko pani Palmer
zaczęła swój wywód na temat jakiegoś znanego, łacińskiego pisarza wyjęłam
telefon, po czym wsadziłam go do piórnika. Nie miałam zamiaru kończyć mojej
konwersacji nie wiedząc tak naprawdę nic konkretnego. Szybko wstukałam krótką
wiadomość pod czujnym okiem blondynki.
Madi: Na pewno nie lepiej ode mnie -.-'
Allan ;): W to nie wątpię, księżniczko ;)
Madi: Zbyt dużo cukru. Kiedy i gdzie?
Allan ;): Sobota. Godzina dwudziesta druga. Stare magazyny.
Madi: Dobra. Pogadamy później, bo zaraz wpadnę z telefonem na zajęciach. Pa.
Madi: Na pewno nie lepiej ode mnie -.-'
Allan ;): W to nie wątpię, księżniczko ;)
Madi: Zbyt dużo cukru. Kiedy i gdzie?
Allan ;): Sobota. Godzina dwudziesta druga. Stare magazyny.
Madi: Dobra. Pogadamy później, bo zaraz wpadnę z telefonem na zajęciach. Pa.
Zakończyłam definitywnie. Nawet nie
otwierałam już ostatniej wiadomości, bo stwierdziłam, że nie znajdę w niej i
tak już nic ciekawego, tylko jakąś durną zaczepkę, bardzo typową dla Allana. Oparłam głowę na ręce i zaczęłam wpatrywać się w
nauczycielkę, praktycznie zupełnie ignorując to, co do nas mówi. Miałam
inne, zdecydowanie bardziej poważne zmartwienia. Czego chciał ode mnie wielki Tommo? On ma swoje samochody, a ja
motocykle. Zupełnie nic z tego nie rozumiem. „Jego
team musi być najlepszy we wszystkim.”? No chyba nie. Coraz bardziej
utwierdzam się w przekonaniu, że pokonanie tego jego całego Zayna sprawi mi
wiele radości. To mogło być całkiem interesujące doświadczenie. Oh, kogo ja
oszukuję?! Najprawdopodobniej to będzie kolejny wieczór, podczas którego jakiś
nieudacznik będzie chciał pokazać, jaki to wielki z niego kozak i spróbuje
ośmieszyć Hostem na oczach tysiąca ludzi. Masakra, masakra, masakra …
Pozostała część lekcji minęła mi na
beznamiętnym wpatrywaniu się w boisko przy uczelni, gdzie jakieś dzieci z liceum, sąsiadującym z uczelnią miał
wychowanie fizyczne. Bardzo chętnie bym się z nimi zamieniła, ale nie. Pewnie to już mówiłam, ale masakra, masakra,
masakra. Nic dziwnego, że kiedy tylko zadzwonił dzwonek poderwałam się z
siedzenia i w tempie natychmiastowym znalazłam na korytarzu szkolnym. Rzuciłam
za sobą tyko „widzimy się na angielskim” i już mnie nie było. Przemierzałam
korytarze, aby dotrzeć do budynku C, gdzie miała odbywać się jakaś cholernie nudna lekcja, związana z prawem. Nawet nie do końca rozrużniałam ich nazewnictw.
Zauważyłam samotną dziewczynę na
ławce. Dobrze wiedziałam, kto to jest i nie zamierzałam zostawić jej smutnej.
Nawet, jeśli brat tej dziewczyny, to kretyn, który chce pokonać Hostem. Charlotte
nie jest winna tego, jakie geny dostała w spadku. Po woli usiadłam obok niej, a
kiedy odwróciła się w moim kierunku uśmiechnęłam się delikatnie, co
odwzajemniła.
-
Na pewno chcesz siedzieć na jednej ławce z siostrą wielkiego Tommo? – zapytała,
nie patrząc na mnie, a w odpowiedzi dostała mój szczery śmiech.
-
Nie obraź się, ale z pewnych źródeł wiem, że twój brat to skończony kretyn –
powiedziałam, ścierając wierzchem dłoni łzę rozbawienia, która spłynęła po moim
policzku. Poklepałam go kilkukrotnie, aby poprawić puder w tym miejscu. Blondynka natychmiast odwróciła się w moją stronę i pokiwała
przecząco głową.
- Niestety prawdy nie da się zmienić – zaśmiała się w moim kierunku. Już wiedziałam, że fajna z niej dziewczyna i na pewno się dogadamy. Tak, każdy kto był cięty na Louisa był w porządku.
Właśnie nastąpił jeden z piękniejszych
momentów dnia – koniec zajęć. Spakowałam swoje książki, wymieniając się
uwagami ze znajomym na temat projektu na angielski, który musimy zrobić w
przeciągu miesiąca. Jak dla mnie? Nic trudnego. Trzeba wybrać jakiegoś
dziewiętnastowiecznego pisarza i zrobić prezentację na jego temat. Zajmie mi to
jeden dzień, może nawet krócej. Zamykałam już moją szafkę, z której przed
chwilą wyjęłam książki, które leżały tutaj cały dzień. W momencie, kiedy się
odwróciłam zauważyłam, jak przed moją twarzą przebiega znajoma dziewczyna w
blond włosach. Odwróciłam się w kierunku, z którego się pojawiła i już
widziałam, co się dzieje. Zauważyłam wytapetowaną brunetkę – Alicię Watson –
wraz ze swoją bandą, które były czym niesamowicie rozbawione. Posłałam im
mordercze spojrzenie i mruknęłam pod nosem coś, czego nawet sama nie
zrozumiałam.
Kiedy weszłam do łazienki zobaczyłam
siedzącą na podłodze Charlotte z podkulonymi pod brodę nogami i głową schowaną
między kolana. Podeszłam do niej, usiadłam obok i objęłam ramionami. Szybko
wstukałam tylko na klawiaturze w telefonie „Dajcie
mi chwilę.” i wzięłam się za pocieszanie blondynki, która szlochała teraz w
moje ramię. Zrobiło mi się jej strasznie szkoda. Nie wiedziałam, co powiedział
jej ten plastik, ale zdawałam sobie sprawę, że jak musiało zaboleć. Również
byłam kiedyś pod jej ostrzałem, ale bardzo szybko zrezygnowała, kiedy zaczęłam
straszyć ją ojczulkiem. Co prawda wyszłam wtedy na kompletną frajerkę, ale dzięki
temu łatwiej mi było ukrywać prawdziwą siebie. Poczułam, jak dziewczyna
niepewnie porusza się w moich ramionach.
-
Już wszystko w porządku? – zapytałam, odsuwając ją od siebie delikatnie i
patrząc na zapłakaną twarz. Niepewnie pokiwała głową. Westchnęłam ciężko i
wystawiłam w jej kierunku dłoń. – Telefon – powiedziałam, kiedy podniosła
wysoko brew w geście niezrozumienia.
Widziałam, że nic nie rozumie, ale
posłusznie odblokowała aparat i mi go podała. Zaczęłam grzebać w kontaktach, aż
w końcu trafiłam na ten konkretny. Wybrałam go, pokazałam szatynce i
przyłożyłam telefon do ucha. Nie musiałam długo czekać, bo odebrał po drugim
sygnale.
~
Słuchaj siostra, nie mam teraz czasu – usłyszałam po drugiej stronie najbardziej
męski głos, z jakim się do tej pory spotkałam. Zamrugałam zaintrygowana,
postanawiając się w końcu odezwać.
~ Hej. Tutaj znajoma Charlotte ze szkoły. Chciałam cię tylko poinformować, że zabieram ją do siebie na całe popołudnie – wymamrotałam na tyle głośno, aby mnie zrozumiał. Wypowiadając te słowa puściłam perskie oczko do dziewczyny, która po woli zaczynała odzyskiwać dobry humor.
~ Nie zgadzam się – powiedział stanowczo, na co ja tylko westchnęłam zrezygnowana. Wiedziałam, że to usłyszał, bo specjalnie wykonałam tę czynność dosyć głośno.
~ Ja nie pytam się ciebie o zdanie, tylko uprzejmie informuję, że zabieram twoją siostrę do siebie – powiedziałam, ku rozbawieniu blondynki. – Odwiozę ją potem pod same drzwi. Na razie – dodałam i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć zakończyłam połączenie za pomocą czerwonej słuchawki.
-
Wiesz, że jak tylko pokażesz mu się teraz na oczy, to cię zabije? – zapytała,
nie kryjąc szerokiego uśmiechu. Przynajmniej udało mi się go u niej wywołać.
-
Nie on pierwszy i nie ostatni – powiedziałam, po czym machnęłam w lekceważącym
geście ręką
Nie powiem, dziewczyny były zdziwione,
kiedy zobaczyły kogo ze sobą prowadzę. Szybko jednak bardzo polubiły moją nową
znajomą i w czwórkę spędziłyśmy bardzo przyjemne popołudnie, a później wieczór.
Kiedy zegarek wybił godzinę dwudziestą pierwszą zeszłam z Charlotte, zaraz po
tym, jak pożegnała się z Nat i Lex na parking podziemny. Nie powiem, bałam się
jego reakcji, ale postanowiłam tego po sobie nie pokazywać. No cóż, raz kozie
śmierć. Właśnie z taką myślą wpisywałam w nawigację adres, który podała mi
blondynka. Louisie „Tommo” Tomlinsonie – nadchodzę.
Bardzo ciekawie sie zapowiada. Oby tak dalej. ;))
OdpowiedzUsuń@luvmyniallers
Wow! Pierwszy rozdział, a Hostem już ma adres Tomlinsona :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie się zapowiada to opowiadanie. Czekam na nexta <3
March
Jezu rucham hahahahaha jesteś niesamowita :D czytam twoje dwa opowiadania i obydwa są mega :))) nie mogę doczekać się naxta
OdpowiedzUsuń@xellieg
Ciekawie. Czekam na nastepny. Zazwyczaj ciezki ocenic po pierwszych rozdzialach ale zaczyna sie bardzo ciekaqie. Czekam
OdpowiedzUsuńxoxo
genialne:) czekam na next :)
OdpowiedzUsuńSuper. Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńI świetny wygląd. C:
Ooooo *.* Super się zaczyna : ) Czekam na więcej xoxo
OdpowiedzUsuńWpadniesz ?
http://little-things-one-direction-love.blogspot.com/