wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział Czwarty: „Wyścig po honor.”

Honor i zysk nie sypiają w tym samym łóżku.
~Miguel de Cervantes
~*~
        Chciałam przekręcić się na drugi bok, ale przeszkodził mi w tym niemały ciężar, który znajdował się centralnie na moim tyłku. Zaczęłam się wiercić, ale kiedy to nic nie dało zrezygnowałam. Już miałam po raz kolejny odpłynąć, ale obudziło mnie głośne dzwonienie czyjegoś telefonu, który leżał wprost pod moim uchem. Poderwałam się natychmiast, zrzucając osobę na mnie leżącą na podłogę, a chwilę później sama się na niej znalazłam. Kiedy rozejrzałam się dookoła okazało się, że żadna z nas już nie śpi. Popatrzyłam na nie mój telefon i od razu odrzuciłam go Charlotte, kiedy zobaczyłam, kto przerwał nasz błogi spokój.

~ Słucham – powiedziała niewyraźnie do aparatu, przecierając zaspane oczy. Kątem oka popatrzyłam na zegarek, który wskazywał dziesiątą. Kto budzi się po imprezie o tak nieludzkiej porze? Przecież ten naczelny kretino był uwlony tak, że nie powinien wstawać przed szesnastą. Przetarłam zrezygnowana twarz dłonią.

~ Ja ci dam słucham. Już ja ci kurwa dam słucham! – wiedziałam, że kontakt zapisany „BratFrajer” na pewno ma jakiś związek z naszą nową znajomą i jak widać nie pomyliłam się. – Jeżeli w ciągu godziny nie zjawisz się w domu, to przeszukam cały Londyn, znajdę cię i własnoręcznie zabiję! - skrzywiłam się na kolejne krzyki, wydobywające się z aparatu. Cholerny efekt mieszania alkoholów.

~ Gościu wyluzuj. Jest rano, niektórzy są po babskim wieczorze – powiedziała Lex, podciągając kolana pod brodę i chowając w nich głowę. Uda przycisnęła do uszu, chcąc prawdopodobnie odciąć się w ten sposób od okrutnego świata, zakłócającego jej sen dla piękna.

~ Nie będziesz mi mówić, co mam kurwa robić! – wydarł się, powodując na naszych twarzach grymas, spowodowany zbyt wysokim tonem jego wypowiedzi. Chociaż, nie oszukujmy się. Tommo po prostu drze japę, jakby było o co. Bo w sumie to nie tak, że namówiłyśmy jego siostrę do ucieczki z domu i po raz kolejny mu uciekłyśmy. Swoją drogą to dość zabawna sytuacja. Zachowujemy się jak dzieci w podstawówce, które biją się o jaś drogocenną zabawkę. Ciekawe czy Tomlinson podzieliłby moje zdanie.

~ Spokojnie, Louis – powiedział jakiś zupełnie inny głos. Nie rozpoznałam go osobiście, ale spodobał mi się szeroki uśmiech na twarzy Natalie, która natychmiast przysunęła usta do telefonu.

~ Cześć, Niall! Dalej jesteś taki podniecony? – zapytała wesoło Mygale, podnosząc się niezgrabnie z podłogi i przeciągając. Po drugiej stronie zapanowała chwilowa cisza. 

~ Charlotte, masz natychmiast opuścić to towarzystwo! – a ja myślałam, że to kobiety często zmieniają zdanie. Jak widać się grubo pomyliłam. A może blondas jest podczas tych dni i potrzebował spokoju, a ruda mu to zabrała? Zobaczymy czy będzie jej tak wesoło jak zrobię dokładnie to samo, a zrobię na pewno. Nie ma najmniejszej szansy, żebym jej odpuściła. W końcu to moja przyjaciółka, jeszcze poczułaby się urażona.

~ Oddamy ją wam zaraz po wyścigu – powiedziała spokojnie Alexandra. Chyba naprawdę chciała wrócić do spania, skoro nie zaczepiła ich w żaden sposób. – A i Louis, masz pozdrowienia od niejakiej Hostem. Może kojarzysz – dodała, a mnie mało oczy z orbit nie wyskoczyły. Zmierzyłam ją zabójczym spojrzeniem. To zdecydowanie nie było tak zabawne, jak mogłoby się jej wydawać.

~ Dziwka pożałuje – na jego reakcję oczywiście nie trzeba było długo czekać. Postanowiłam jednak nie komentować tego, co wcześniej usłyszałam, ponieważ ten frajer już parę razy słyszał mój głos przez telefon. Jeszcze w przypływie nagłej, aczkolwiek bardzo wątpliwej, inteligencji poskładałby fakty i byłoby ze mną źle. On na pewno nie chciałby pomóc nam dochować tajemnicy.

~ Dobra brat, wiesz co? Do zobaczenia na wyścigu! – powiedziała wesoło Char, naciskając czerwoną słuchawkę, nie dopuszczając tym samym do długiego wywodu brata, który na pewno rozpoczął się po drugiej stronie, nawet nie zauważając, że połączenie zostało zerwane. Podniosłam się z niechętnie podłogi. Musiałam jakoś doprowadzić się do stanu używalności przed wieczorem.
  
      Poinformowałam dziewczyny, że idę doprowadzić się ogarnąć, na co odpowiedział mi jedynie ich cichy pomruk. W bardzo krótkim czasie znalazłam się przy szafie, po czym wyjęłam z niej dżinsowe rurki i szary T – shirt z Kubusiem Puchatkiem. Zabrałam jeszcze ze sobą czystą bieliznę, po czym udałam się do łazienki. Oczywiście pierwszym, co zrobiłam, było odkręcenie wszystkich kurków, żeby woda już się lała, a zaraz potem zdjęłam piżamę. Weszłam po woli do wanny. Wzdrygnęłam się nieznacznie, kiedy moja skóra spotkała się z gorącą cieczą.

       Kiedy leżałam tak sobie i gapiłam się w biały sufit, zaczęłam myśleć nad tym, co możemy zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem. Możemy pójść na pizzę, obejrzeć film w kinie, albo na przykład posiedzieć w domu. Chociaż, jestem przekonana, że dziewczyny bardziej będą zadowolone perspektywą łażenia po sklepach. Szczerze mówiąc w cale im się nie dziwię. Sama mam dość kiszenia dupska w pokoju przed książkami. Jutro kończy się wrzesień, a ja tak naprawdę (oprócz wyścigu i imprezy u Tommo) nic ciekawego nie robiłam. Pomijając oczywiście kilka sprzeczek z ćwierć inteligencją. Najwyższa pora to w końcu zmienić. 

        Założyłam na siebie ubrania i poszłam z powrotem do pokoju, gdzie ubrałam jeszcze czarną bluzę z czaszką oraz tego samego koloru Converse i skórzaną kurtkę. Do kieszeni włożyłam klucze od mieszkania, samochodu, po który pójdziemy zaraz do Allana i obowiązkowo telefon. Zbiegłam po schodach do salonu, gdzie znalazłam gotowe już dziewczyny. Spojrzałam na zegarek, żeby skontrolować, ile siedziałam w wannie. Szybko jednak jedna z przyjaciółek postanowiła mnie w tym uświadomić.

- Dwie godziny – wymamrotała cicho Lex, widząc gdzie powędrował mój wzrok. Wzruszyłam obojętnie ramionami, po czym stanęłam naprzeciwko nich.

- Gdzie idziemy? – zapytałam, zakładając ręce na wysokości klatki piersiowej. Wszystkie równocześnie wzruszyły ramionami, na co ja zrobiłam tak zwanego „face palm‘a” i udałam się w kierunku drzwi. Słyszałam, jak idą za mną, a chwilę później byłyśmy już w drodze.
 
        Dojście na miejsce zajęło nam mniej więcej dwadzieścia minut, które pokonałyśmy cały czas się śmiejąc. Ludzie patrzyli na nas, jak na wariatki, ale kiedy uświadamiali sobie, kim jesteśmy od razu odwracali wzrok. Przecież nikt nie chciał podpaść żadnej z nas, albo Tomlinson ‘owi, bo Charlotte, to w końcu jego siostra. Weszłam do warsztatu, jako pierwsza. Wszyscy tutaj mnie i dziewczyny znali, więc nie było większych problemów. Od razu skierowałam się na halę, gdzie All naprawia oraz ulepsza samochody. Właśnie siedział pod jednym z nich i zdawał się nie zauważyć, że ktoś wtargnął na jego teren. Bez jakiegokolwiek zawahania ukucnęłam przy min i z całej siły pociągnęłam za nogi do siebie. Wyraz jego twarzy? Bezcenny. 

- Madeleine, czy ty chcesz, żebym zszedł na zawał? – zapytał „surowo”. Prawie mu się udało, ale cały efekt zepsuł szeroki uśmiech, którego nie był w stanie pohamować. Wzruszyłam od niechcenia ramionami. Przetarłam mu szybko palcem nos, na którym był smar, po czym wytarłam go w ścierkę, leżącą obok.

- Chcę Opla Cascadę! – zażądałam, jak rozkapryszona, mała dziewczynka. 
Chłopak zmierzył mnie tylko rozbawionym spojrzeniem i pokręcił z niedowierzaniem głową. Podszedł do gablotki, gdzie znajdowały się jego prywatne rzeczy, których nikt nie miał prawa dotykać i wyjął z nich pilot do otwierania bramy garażu.

        Powędrowałyśmy za nim na tył parceli, gdzie znajdował się jego dom z pokaźnych rozmiarów garażem, w którym ja również miałam prawo trzymać swoje wszystkie maszyny. Dziewczyny oczywiście również. Od razu odpowiem na wasze pytanie – tak, Spencer jest właścicielem warsztatu wraz ze swoim najlepszym przyjacielem – niejakim Liamem, którego nigdy w życiu na oczy nie widziałam i w cale nie czuję takiej potrzeby. Chłopak nacisnął guzik na urządzeniu, trzymanym w lewej dłoni, a wjazd do garażu od razu zaczął podnosić się do góry. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy zobaczyłam najpiękniejszy na świecie widok. Wszystkie moje cztery samochody stały sobie tutaj i czekały, aż w końcu w nie wsiądę. W niedużej odległości od nich znajdowały się natomiast nasze motocykle. Oczywiście miałyśmy więcej, niż po jednym na głowę, ale teraz to nie ważne. Podeszłam natychmiast do ciemnoszarego Opla, o którym wcześniej wspomniałam, a „banan” nie schodził z mojej twarzy. Odblokowałam wszystkie drzwi za pomocą zamka centralnego i od razu weszłam do środka, zajmując miejsce kierowcy po prawej stronie. Machnęłam pospieszająco ręką na dziewczyny, które stały w miejscu i się ze mnie najnormalniej w świecie śmiały. Nie omieszkam im o tym przypomnieć, kiedy same będą przygotowywać swoje maszyny do dzisiejszego wyścigu. Ale wtedy sobie odbiję.

- Długo mam na was czekać, czy może macie zamiar tutaj zostać? – warknęłam, kiedy nie wykonały nawet najmniejszego ruchu. Przewróciłam oczami, zatrzaskując drzwi. Chyba zrozumiały przekaz, ponieważ natychmiast zajęły swoje miejsca.

         Kiedy wszystkie siedziałyśmy już w środku zaczęłam się po nich rozglądać. Chyba nie zrozumiały, o co mi chodzi, bo patrzyły na siebie ze zdziwieniem, a na mnie, jak na wariatkę. Westchnęłam ciężko nad swoim losem, ale postanowiłam je oświecić, bo nie mamy przecież całego dnia.

- Gdzie jedziemy? – zapytałam, odwracając się na bok, żeby móc się im wszystkim uważnie przyjrzeć. Zastanowiły się przez chwilę, którą spędziłyśmy w kompletnej ciszy. Postanowiłam skorzystać z okazji i włączyłam stację radiową z jakimiś starymi piosenkami.

- Pizzeria? – rzuciła, jako pierwsza Lex. Od razu pokiwałam przecząco głową.
- Mam dość pizzy na jakiś czas – mruknęłam pod nosem, przypominając sobie, jak przez pierwsze dwa tygodnie szkoły nie jadłyśmy nic, oprócz wcześniej wspomnianej potrawy, na którą już nie mogę patrzeć.

- Kino? – z kolejną propozycją wyszła Char, ale niemalże od razu stwierdziłyśmy, że przecież wczoraj oglądałyśmy film na DVD, więc dla odmiany zrobimy coś ciekawszego.

- Zakupy? – zapytała Mygale z tym charakterystycznym dla siebie błyskiem w oku.

- To nie jest zły pomysł! W końcu ostatnio ci dwaj kretyni nam przerwali. – zaśmiała się Charlotte. Dziewczyny popatrzyły na nią zdziwione.

- Długa historia. – mruknęłam pod nosem i ruszyłam z miejsca. Nie chciałam rozwijać tematu, bo wiedziałam że musiałabym się wtedy bardzo zdenerwować, a to nie było wskazane z samego rana i to jeszcze dzień wyścigu.

           Całą drogę śpiewałyśmy piosenki, które akurat leciały w radiu. Chociaż, nasze wycie raczej w najmniejszym calu nie przypominało „śpiewania”. Jednak to się nie liczyło, a fakt, że dobrze się bawimy. Jest coś jeszcze. Chyba darłyśmy się dość głośno, bo ludzie siedzący w samochodach patrzyli na nas, jak na nieogarnięte wariatki. Niech spadają na drzewo. Kiedy jakiś gościu popukał się w czoło Mygale pokazała mu środkowy palec, a zaraz potem odjechałyśmy, bo zaświeciło się zielone światło. Takie właśnie jest nasze nastawianie do życia – przeżyjemy je, jak chcemy, a innym nic do tego.

          Zaparkowałam na placu przed sporych rozmiarów budynkiem. Tym razem wybrałyśmy jednak inną galerię, niż ostatnio. Wysiadłyśmy z samochodu, a ja zamknęłam go za pomocą zamka centralnego, po czym udałyśmy się w kierunku wejścia. Oczywiście większość spojrzeń była wbita prosto w nas. W końcu nie na co dzień można zobaczyć Hostem, Sorex i Mygale w galerii handlowej wraz z siostrą Tommo. My we trzy byłyśmy już przyzwyczajone do tego, że niektórzy traktują nas, jak eksponaty muzealne – patrz, ale nie podchodź – ale z tego, co zauważyłam Charlotte spięła się nieco. Złapałam ją za rękę i weszłyśmy do pierwszego lepszego sklepu z odzieżą sportową. O ile dobrze zauważyłam szyld z nazwą, to Adidasa. Nat natychmiast zniknęła między półkami, a Lex po chwili poszła w jej ślady.

- Nie martw się. Ci ludzie nic nam nie zrobią, tylko popatrzą i pójdą dalej – powiedziałam, uśmiechając się pocieszająco do blondynki, w której oczach cały czas widniał strach.

- Nie o to chodzi. Po prostu przyzwyczaiłam się już do tego, że pomimo bycia siostrą wielkiego Tommo i tak nikt nie zwraca na mnie uwagi, a te wszystkie spojrzenia wręcz wywiercają we mnie dziurę – powiedziała, spuszczając wzrok.

        Ni z tego, ni z owego pojawiła się przy nas druga blondynka w towarzystwie i z całej siły przytuliła do siebie tę pierwszą. Po chwili, oczywiście nic nie mówiąc, pociągnęła ją w tylko sobie znanym kierunku. Najprawdopodobniej ma zamiar pokazać jej, że zakupy są dobre na wszystko i uświadomić ją, że nie wypuści jej z galerii, do póki nie kupi sobie czegoś. Zaśmiałam się pod nosem. Cała Alex – już samym swoim zachowaniem potrafi wywołać uśmiech na twarzy innych ludzi. Szkoda tylko, że nie zawsze ma okazję, żeby pokazywać ten talent.

         Nie chcąc zmarnować całego dnia na przemyśleniach - a niestety byłabym do tego zdolna - ruszyłam w kierunku wieszaków. Zaczęłam między nimi grzebać i przekładać, aż moim oczom w końcu ukazała się spódnica z motywem galaxy.
 Od razu do niej podeszłam i chwyciłam w obie dłonie. Szeroki uśmiech wymalował się na mojej twarzy, kiedy z ciuchem w ręku, zmierzałam do przebieralni. Szukam takiej już od kilku miesięcy. Od razu założyłam ją na siebie i przejrzałam w lustrze, które wisiało na ścianie. Idealna. Ubrałam na siebie z powrotem moje spodnie, po czym wyszłam z przymierzalni, wpadając na Mygale. Ta zmierzyła mnie wzrokiem, który spoczął na ubraniu, który trzymam w lewej ręce. Uśmiechnęła się szeroko Bóg wie do kogo. Wzruszyłam ramionami, ruszając w kierunku kasy. Przywitała mnie szczerząca się ekspedientka, która tak naprawdę mnie nie lubi. To da się wyczuć od razu, a przynajmniej ja się tego nauczyłam. Nie jest to trudną sztuką, kiedy przebywa się wśród ludzi, którzy przeważnie chcą cię zabić, nienawidzą cię, ewentualnie denerwujesz ich tym, że żyjesz. Uśmiechnęłam się pod nosem. Lubię świadomość, że działam komuś na nerwy do tego stopnia, że widok mnie martwej sprawiłby mu największą przyjemność.

           Oczywiście na tym jednym sklepie się nie skończyło, bo dziewczyny stwierdziły jednogłośnie, że musimy odwiedzić wszystkie. Ja rozumiem, również lubię zakupy, nawet bardzo, ale ten spacer po około stu sklepach, to mogłyby sobie podarować. Większość toreb weszła do bagażnika, ale i tak część znalazła się w samochodzie. Zaparkowałam na podjeździe do domu Allana i wyszłam z samochodu, udając się do garażu, gdzie pewnie już na nas czeka. Dziewczyny szły za mną i zawzięcie o czymś dyskutowały.

            W środku stał Allan z jakimś gościem, którego pierwszy raz widz na oczy. Podniosłam wysoko jedną brew, nie spodziewałam się tutaj nikogo, a już zwłaszcza przed wyścigiem. Podeszłam do nich pewnym krokiem i wskoczyłam na plecy mojego kumpla. Tak, All jest kimś więcej, niż znajomym, ale jeszcze nie przyjacielem. Zmierzyłam nieprzyjaznym wzrokiem nieznajomego. Nie ufam mu tak samo, jak każdej osobie, której nigdy wcześniej nie miałam okazji widzieć. Ten w odpowiedzi posłał mi szeroki uśmiech, ale ja go i tak nie odwzajemniłam. Niech wie, z kim ma do czynienia.

- Liam? – dobiegł mnie przestraszony głos Charlotte. Jeżeli ona go zna, to znaczy, że na pewno został przysłany przez Tomlinson ‘a. Jego nie doczekanie! Allan zacisnął mocno dłonie na moich udach, chcąc w ten sposób powstrzymać mnie przed zeskoczeniem z jego pleców i rzuceniem się na chłopaka, stojącego na przeciwko. Skubana bestia, za dobrze wiedział co mi się w głowie ubździło. 

- Char? – no to teraz już nic nie rozumiem. Albo naprawdę był zdziwiony, albo naprawdę bardzo dobrze wychodzi mu gra aktorska. Obstawiałam zdecydowanie to drugie.

- To wy się znacie? – zapytał zdziwiony Allan. Popatrzyłam kątem oka na Mygale i Sorex. Nic z tego nie rozumiały, zupełnie tak samo, jak i ja. Masakra większa niż każda inna dotychczas.

- Bardzo dobrze – mruknęła blondynka, chowając się za Natalie. – To jeden z przyjaciół mojego brata – dodała ściszonym głosem, co było skutkiem wgniatania twarzy w plecy rudej. Obrzuciłam gościa jeszcze bardziej morderczym spojrzeniem.

- Ty się znasz z Tomlinsonem? – zadał kolejne pytanie mój mechanik. Wiecie co? Robi się coraz bardziej ciekawie. Nawet w małym stopniu przestałam żałować, że znalazłam się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie.

- To mój przyjaciel – odpowiedział, podnosząc ręce w obronnym geście. – Widzę, że twoje relacje z Hostem również nie są najgorsze – zaśmiał się, kiedy dalej nie puszczałam Alla z objęć. W tym momencie zaczęłam się po woli od niego dosuwać. Na szczęście mnie puścił.

- No jakbyś zgadł – odpowiedział Spencer i poczochrał mi włosy. Złapałam jego nadgarstek, sygnalizując tym samym, że jeszcze chwila i może go stracić. Nienawidzę, kiedy ktoś dotyka moich kłaków, a on bardzo dobrze o tym wie.

- Dobra skończmy ten motocykl, bo jeszcze chwila i możemy się nie wyrobić – powiedział ten cały Liam, kucając przy jakimś zupełnie nieznanym mi motocyklu i zaczynając coś dokręcać. Zaraz, zaraz. Coś mi tutaj nie gra.

- To nie jest mój skarb – mruknęłam, mierząc Allana badawczym spojrzeniem. On tylko uśmiechnął się szeroko i nic nie powiedział. Obrażona podeszłam do dziewczyn, odpłacając się pięknym za nadobne – zignorowałam go po całości.

- No oj, już się nie bocz! – powiedział rozbawiony. – Po prostu zaufaj mi tak, jak robisz to za każdym razem – dodał. Wzruszyłam ramionami, siadając na jednym z krzeseł, znajdujących się w pomieszczeniu.

        Dwie godziny później siadałam już na moim nowym dobytku, o którym do niedawna nie miałam zielonego pojęcia. Okazało się, że jest to BMW S 1000 RR. Nie powiem, miałam ostatnio na oku tę maszynę, ale nie spodziewałam się, że tak szybko znajdzie się w moim posiadaniu. Założyłam kask i odpaliłam silnik, niepewnie wyjeżdżając z garażu – mimo wszystko jeszcze nigdy nie siedziałam na tym motocyklu i, co za tym idzie, nie próbowałam z nią żadnych trików. Jednak Spencer twierdzi, że na pewno sobie poradzę. Oczywiście później dodał, żeby lepiej tak było, bo postawił na mnie dość sporą ilość pieniędzy, ale ja udałam, że tego nie usłyszałam. Kątem oka zauważyłam, jak Charlotte będzie jechała wraz z Alex.

         Jeżeli chodzi o tego całego Liama, to nie ufam mu w dalszym ciągu. Nie ukrywam, że małe przerażenie jest spowodowane nie tylko prowadzeniem całkiem nowego motoru, ale również i tym, że on przy nim grzebał. Char również patrzyła na niego bez większego przekonania. W końcu to przyjaciel jej przygłupawego brata, którego nienawidzę. Wciąż, kiedy o nim myślę, mam przed oczami to, jak wgniata drzwi w moim kochanym samochodzie. Nie zatrzymałam się na czerwonym świetle. Dziewczyny również tego nie zrobiły. Jestem pewna, że wszyscy w Londynie wiedzą o dzisiejszych wyścigach, więc pewnie znajdzie się tam i policja. Chociaż, może dziś zrobią sobie wolne i odpuszczą. Wyjdzie to tylko na ich i naszą korzyść – oni będą mieli wolny wieczór, a my pełną swobodę. W końcu nie planowaliśmy żadnego morderstwa. Chcieliśmy się po prostu pościgać.

            Piętnaście minut później byłyśmy już na miejscu. Nic nie musiałyśmy robić, a całkiem spory tłum rozstąpił się, żebyśmy mogły swobodnie dojechać na sam środek. Tomlinson i cała reszta jego bandy już tam stali. Szatyn zmierzył nas beznamiętnym spojrzeniem. Jednak w końcu jego wzrok padł na Charlottę, a wtedy w oczach pojawiły mu się iskierki złości. Ruszył w jej kierunku, ale Mygale niemalże natychmiast zajechała mu drogę. Zacisnął zdenerwowany pięści. Biedny, nie pozwolili mu zrobić tego, na co miał ochotę. Chyba najwyższa pora wkroczyć do akcji. Zdjęłam kask i zmierzyłam Tommo badawczym spojrzeniem. 
- Nie wiem, czego chcesz, ale masz ją zostawić w spokoju – powiedziałam chłodno, zwracając na siebie jego uwagę. Zmierzyłam go lodowatym spojrzeniem, a później przeniosłam je, chociaż już trochę cieplejsze, na jego młodszą siostrę. Zauważyłam, jak blondynka cała drży. Ona się go najnormalniej w świecie bała.

- Tobie kurwa gówno do tego, co chce zrobić mojej siostrze – warknął, podchodząc bliżej mnie. Podniosłam głowę, ponieważ był ode mnie sporo wyższy i zmrużyłam oczy. Moje spojrzenie rzucało w niego sztyletami.

- Będę, bo jest moją przyjaciółką i nikt nie ma prawa jej skrzywdzić – powiedziałam pewnie, nie odwracając spojrzenia. Na sto procent dalej zabijalibyśmy się nawzajem, ale Sorex przerwała nam, stając pomiędzy nami. Nie potrzebnie. Jeszcze chwila i jestem pewna, że Tomlinson leżałby martwy. Już widziałam oczami wyobraźni, jak mój kask miażdży jego kość na skroni i chłopak pada przede mną trupem. Uśmiechnęłam się złośliwie pod nosem, zupełnie zapominając o tym, że przecież nikt nie planował morderstwa i policja była zupełnie zbędna.
- Dobra, koniec. Hostem, masz wyścig do wygrania.– powiedziała, miażdżąc wzrokiem Mulata, z którym mam się ścigać. Popatrzyłam w tamtym kierunku. Chłopak uśmiechał się kpiącą, jakby chcąc powiedzieć: „Jestem najlepszy, a ty będziesz moja.” Tak, ten samobójca właśnie to chciał mentalnie przekazać Lex. Wiedziałam, że cała ich banda jest popierdolona, ale on przekracza wszelkie granice. Może by tak jeszcze jakoś podpuścić blondynę? Widok flaków wcale nie jest tak zły, jak się wszystkim wydaje. Ale to później.

        Nie zastanawiając się więcej, znów założyłam kask i pojechałam na prowizoryczną linię startu. W moim żołądku obudziło się stado motyli, które pojawia się zawsze na początku wyścigu. Przełknęłam ślinę i przez sekundę popatrzyłam na motocykl mojego przeciwnika. Myślałam, że padnę na miejscu na zawał. Moje Kawasaki. Ugh! Już wiem, dlaczego Allan nie chciał, żebym na nim jechała. Ten cały Zayn, skoro ma identyczny sprzęt, zna wszystkie jego słabe punkty i dzięki temu mógłby mnie wykosić. W sumie mogłabym zrobić to samo, ale zmieniając pojazd mam większe szanse na wykorzystanie jego słabych punktów. No coś niesamowitego, Spencer jednak potrafi myśleć.
       Pochyliłam się do przodu, dodając nieznacznie gazu, kiedy przed nami stanęłam Natalie. Podniosła prawą rękę, na której zaczęła odliczać czas do startu. Zmrużyłam oczy, mocniej zaciskając dłonie na rączkach kierownicy. Właśnie uświadomiłam sobie, że nie wiem, o co się założyliśmy. Jestem pewna, że gdyby ten frajer wygrał (tsa … akurat.), to będę musiała coś dla nich zrobić. Oczywiście działa tutaj zasada vice versa. Kiedy w powietrzu został tylko jeden palec mojej przyjaciółki w ułamku sekundy przypomniałam sobie wszystkie zakręty na trasie i zakodowałam, na których mój poprzedni motor nie radził sobie najlepiej. Uniosłam lekko kącik ust. Ciekawe jak poczuł się Malik, kiedy zobaczył, że mam inny motocykl niż zwykle. Wygrana jest już w mojej kieszeni.

      Gdy zza kasku i wrzasków usłyszałam „START” od razu puściłam wszystkie hamulce i pojechałam, wymijając Mygale. Nie dodawałam jednak gazu do końca, jak to zrobił mój przeciwnik, ponieważ za kilka metrów będzie zakręt. Może i pierwsze piętnaście sekund jechał jako pierwszy, ale nie był przygotowany na wcześniej wspomnianą przeze mnie przeszkodę. Musiał gwałtownie hamować, a ja gładko ją pokonałam i przy wychodzeniu z zakrętu już nie oszczędzałam maszyny. Nie mogę się odwrócić, bo to po pierwsze zbyt ryzykowne, a po drugie straciłabym czas, ale jestem przekonana, że ten cały Speedy jest kilka dobrych metrów za mną. Jednak specjalnie wjechałam w dość sporą kałużę, która została po nocnych opadach. Krople wody spadające na kask to nic przyjemnego. Powinni o tym pomyśleć czasami ludzie, którzy postanawiają umyć sobie przednie szyby samochodowe, kiedy akurat stoi za nimi motocyklista. A potem dziwią się, że mamy poważne wypadki.

         Pięć minut później wjeżdżaliśmy w odcinek na trasie, którego najbardziej nie lubię – las. W każdej chwili może mi wyskoczyć pod koła jakieś zabłąkane zwierzę. Jednemu zawodnikowi już się tak zdarzyło i pamiętam, że później nie było kogo zbierać, jak rozbił się na drzewie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że gdyby nie mój refleks, to najprawdopodobniej skończyłabym w identyczny sposób. Na całe szczęście skończyło się na złamanej ręce i rozciętym łuku brwiowym. Długo później musiałam wszystkim tłumaczyć, że byłam u rodziców i siostra zepchnęła mnie ze schodów, kiedy bawiłyśmy się w berka. O dziwo – uwierzyli. Jednak to nic przyjemnego widzieć, jak ginie człowiek. Trauma pozostała mi do dnia dzisiejszego i lęk przed ponownym zobaczeniem kogoś rozbijającego się w drobny mak siedzi w mojej głowie.

          I właśnie w tym momencie zobaczyłam, jak krzaki oddalone o jakieś kilkadziesiąt metrów się poruszają. Mój oddech znacznie przyspieszył, a palce mocniej zacisnęły na kierownicy. Muszę przyznać, że zaczęłam panikować, kiedy z zarośli wyłoniła się głowa zwierzęcia, która nieubłaganie zbliżała się do szosy. Na nieszczęście – jest po mojej stronie. Adrenalina stawała się coraz większa, a i tak miałam jej już sporo z powodu samego wyścigu. Dłonie już dawno trzęsły się niemiłosiernie, a serce chciało wyskoczyć z piersi. Zostało mi tylko kilka sekund, żeby podjąć jakąś konkretną decyzję. Chciałam zjechać w prawo, żeby po prostu ominąć zwierzę, ale nie było mi to dane, ponieważ Speedy jechał właśnie z tamtej strony. Albo nie zauważył zwierzęcia, albo Tomlinson kazał mu mnie zabić. Zaklęłam pod nosem i zjechałam na pobocze, przez co musiałam znacznie zwolnić.

         Niemalże od razu, kiedy tylko udało mi się z powrotem zapanować nad motorem, wjechałam ponownie na ciemny asfalt i zaczęłam walczyć o odzyskanie pozycji lidera w tym dwuosobowym wyścigu. Jestem pewna, że ten frajer uśmiecha się do siebie szeroko, myśląc że zwycięstwo jest już w jego rękach. Jednakże nasza rywalizacja się nie skończyła, a ja nadal mam szansę obronić swój tytuł. Dodałam gazu, znacznie zmniejszając odległość między naszymi motorami. Już na początku zauważyłam, że nie jeździ zbyt uważnie i bardzo chaotycznie – jakby zupełnie nie znał trasy. Znalazłam się właśnie tuż za nim. Wcześniej wspomniany szczegół oraz to, że mam minimalnie szybszy motocykl dadzą mi dziś zwycięstwo. Weszłam w ostatni zakręt i właśnie wtedy zwinnie wyminęłam Zayna. Ostatnia prosta, na której nie oszczędzałam mojej maszyny. Po kilku sekundach jako pierwsza przecięłam linię mety. Po raz kolejny udowodniłam, że to ja jestem najlepsza i mimo wszystko zawsze dam radę wygrać. A ktoś, kto raz na ruski rok wsiada na motocykl nie ma prawa chociażby się do mnie porównywać.
       Zatrzymałam się przy skaczących dziewczynach, ale nie podzielałam ich entuzjazmu. Chwilę nie ruszałam się w ogóle, a zaraz potem oparłam głowę na dłoniach, nawet nie zdejmując z niej kasku. Miałam otwarte szeroko oczy, ale i tak nikt tego nie zauważył. Moja klatka piersiowa podnosiła się i opadała z zawrotną prędkością. Niemalże czułam, jak pot spływał mi po plecach. Zacisnęłam powieki, starając się choć trochę opanować nerwy. Ktoś dotknął delikatnie mojego ramienia, ale ja nie zareagowałam nawet najmniejszym ruchem. Obrazy sprzed kilku lat i kilku sekund zaczęły mi się mieszać. Znów usłyszałam niesamowicie głośny krzyk bólu tego mężczyzny w momencie, kiedy uderzył z impetem w drzewo. To było, kiedy miałam siedemnaście lat i dopiero zaczynałam zabawę z wyścigami. Nie wiedziałam, co mam zrobić, ale wrodzony refleks sprawił, że w ostatnim momencie skręciłam, żeby nie wpaść na jego motor, który zatrzymał się po uderzeniu ze zwierzęciem. Do dziś nie mam pojęcia, co to było. Przez kilka miesięcy śnił mi się ten widok i jestem pewna, że dziś również będę miała koszmar.

- Wszystko w porządku? – usłyszałam cichy głos Mygale, który dodatkowo zagłuszały głośne krzyki wiwatującego tłumu. Pokiwałam przecząco głową czując, że zaraz się poryczę. Nie mogłam, nie przy tych wszystkich ludziach, nieustannie skandujących mój pseudonim. Poczułam nieprzyjemny, tępy ból rozchodzący się po wnętrzu mojej czaszki.
- Jeżeli ten kretyn cokolwiek ci zrobił, to zaraz będzie martwy – warknęła Alexandra. W ostatnim momencie podniosłam się do pozycji siedzącej i złapałam jej nadgarstek, bo już zaczęła iść w kierunku Tommo i jego bandy. Przyciągnęłam ją do siebie i pokręciłam przecząco głową.
       Rozejrzałam się dookoła, odnajdując wzrokiem Allana, który już zbierał moją wygraną. Pokazałam mu ręką w kierunku wyjścia z imprezy, co miało oznaczać, że już się stąd zmywamy. Przytknął nieznacznie. Zauważyłam uśmiechającą się do mnie pocieszająco Charlotte, która aktualnie jest pod ostrzałem Louisa, ale najwyraźniej ją to bawi. Szalona dziewoja. No nic. Zaczęłam jechać w kierunku centrum Londynu. Sorex i Mygale zrobiły to samo. Już wiem, że będę im musiała tłumaczyć moje dziwne zachowanie.

~*~
 
         Kiedy tylko drzwi wejściowe się za nami zamknęły od razu pognałam do swojego pokoju. Jestem wycieńczona. Nigdy więcej nie pójdę z dziewczynami na zakupy przed wyścigiem, na którym jakiś dziki pies będzie wyskakiwał mi przed koła. Zbyt dużo wrażeń, nawet jak na mnie. Zrezygnowałam z mycia i od razu po tym, jak przebrałam się w piżamę, opadłam na łóżko. Upragniony sen przyszedł niemalże natychmiast.

        Niedziela minęła mi na uczeniu się. Naprawdę, lepiej nie mogłabym sobie jej wyobrazić. Ślęczałam nad książkami od dwunastej do dziewiątej. Oczywiście spałam do jedenastej i nawet nie wyobrażacie sobie, jaka byłam szczęśliwa, kiedy pieprzony budzik nie zadzwonił o wpół do szóstej. Później wzięłam prysznic, a potem to już wspominałam.

4 komentarze:

  1. Cudo. Wreszcie była mowa o wyścigu z Zayn'em. Miod malina po prostu.
    Pisz dalej, wszystkiego dobrego.
    Czytelniczka...

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo super długi rozdział ! Bardzo fajny i treściwy.
    Wyścig Zayna - genialne! <3
    Nauka w niedziele - pamiętam to ;/ nie wspominam tych niedziel dobrze... xD
    No i kobiety górą !!!! <3 Udowodniłaś to ! i bardzo mi się podobało, że nie tylko faceci są dobrymi zawodnikami ;D
    Pięknie ! Wenyyy ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! To było mocne...
    Podoba mi się :) Co do terminów to się nie przejmuj, ja też nie mam w ogóle czasu i kompletnie nie wyrabiam :) Pomyśl, że już za tydzień jest przerwa świąteczna, jeśli Cię to pocieszy :)
    Duuużo weny <3 Czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  4. kocham to opowiadanie <3 szkoda że masz tak mało czytelników =/ czekam na next

    OdpowiedzUsuń