poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział Dziewiąty: „Wspomnienia, palące umysł.”

            Po dwóch godzinach, kiedy woda wystygła, postanowiłam skończyć się myć. Wyszłam, wytarłam się w przyjemny w dotyku ręcznik, a na włosach zawiązałam drugi. Na sam koniec, gdy byłam już ubrana, zmyłam resztki rozmazanego makijażu. Z powrotem weszłam do mojego królestwa, skąd zabrałam książkę pod tytułem „Święte grzechy” i zeszłam do salonu. Rozłożyłam się na kanapie, nakrywając kocem, który wyjęłam z jednej z puf. Ustawiłam przyciemniane światło, po czym zabrałam się za zgłębianie swojej ulubionej lektury, do której wracałam zawsze, kiedy nie miałam na oku nic innego, co mogłoby się wydawać warte przeczytania.

„ […] – Czy miał pan kiedyś najlepszego przyjaciela? Chodzi mi o kogoś takiego, kto nie jest najlepszy z nazwy, lecz naprawdę. – Jej krótkie rude włosy nie były zadbane. Przeczesała je ręką, rozdzielając na pasemka. – Naprawdę kochałam ją, rozumie to pan? Wciąż nie mogę się z tym pogodzić, że ona … - Z bólu zagryzła dolną 
wargę, po czym napiła się kawy. – Jutro jest jej pogrzeb. […]” *

      Zamknęłam książkę, ówcześnie zaznaczając miejsce, w którym skończyłam swoją ulubioną zakładką. Spuściłam wzrok, obserwując dokładnie każdy kawałek ciemnych paneli. Czy jeżeli ktoś zabiłby Madeleine albo Alexandre ja mogłabym żyć dalej w ten sam sposób? Odpowiedź jest oczywista – nigdy. Kocham je jak siostry, albo nawet i bardziej. Dałabym się wrzucić w ogień, byleby one nie mysiału skakać. Byłyśmy we trzy zawsze; od kiedy tylko pamiętam nie rozstawałyśmy się nawet na krok. Nawet zanim poszłyśmy do szkoły już latałyśmy razem po podwórku doprowadzając sąsiadów do białej gorączki. Pamiętam, jak Hostem rozbiła szybę w samochodzie Starej Jędzy. Wstawiłyśmy się za nią z Lex, mówiąc że to było wyzwanie od nas. Warto było, nawet jeśli nie zyskałyśmy tym w oczach rodziców, to przynajmniej udowodniłyśmy przyjaciółce, że bez względu na wszystko może na nas liczyć, a my jej nie zawiedziemy.

~*~
 
        Trzy małe dziewczynki kopały między sobą piłkę do nogi, śmiejąc się z przechodniów, którzy patrzyli na to z nieukrywanym niedowierzaniem. Nikt nie podejrzewał, że panienki w ich wieku, pochodzące z najbogatszych rodzin w Manchesterze, mogą bawić się w coś tak nieodpowiedniego dla ich płci. Każdy mamrotał pod nosem, że nie wyrośnie z nich nic dobrego i złożeczył, kiedy zabawka niechcący poleciała mu między nogi. A przecież one nie chciały nikomu zrobić nic złego, tylko się bawiły. W pewnym momencie Madeleine, chcąc popisać się swoimi umiejętnościami, kopnęła piłkę z całej siły. Przedmiot uderzył prosto w tylną szybę samochodu Starej Jędzy. Szatynka zakryła z niedowierzania usta, rozszerzając oczy.

- Rodzice mnie zabiją! – pisnęła przerażona, a w jej oczach od razu pojawiły się pierwsze łzy. Bała się, że może dostać karę na spotykanie się z przyjaciółkami, czym już nie raz groziła jej mama. Nie ma nic gorszego i bardziej niesprawiedliwego na świecie!

- Spokojnie, obronimy cię – powiedziała hardo Alexandra, dumnie wypinając pierś. Jednak, kiedy usłyszała głośny krzyk sąsiadki od razu skuliła się w sobie. Pochyliła się lekko do przodu i schowała za Natalie, która z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się raz w samochód, a raz w rozwścieczoną do granic możliwości sąsiadkę. Wszystkie trzy nienawidziły jej z całych swoich dziecięcych serc. Nawet niektórzy dorośli nie tolerowali tego, jak się zachowywała. Dziewczynki wiedziały jednak, że taka argumentacja nie dotrze do rodziców.

       Godzinę później siedziały już w gabinecie mamy Natalie z pokornie spuszczonymi głowami. Rodzice stali nad nimi i co chwilę przegadywali się w coraz to nowych oskarżeniach. Nat nerwowo machała nogami w te i z powrotem. Zawsze chciała, żeby rodziciele uważali ją za swoją dumę. Robiła wszystko, co jej kazali i spełniała sumiennie każdy wyznaczony przez nich obowiązek. Czasami nawet zajmowała się swoim młodszym bratem, kiedy niania wychodziła gdzieś ze znajomymi. Na szczęście bardzo szybko jej przeszło. Nagle blondynka poderwała się z siedzenia i zaciskając dłonie w pięści popatrzyła na dorosłych starając się włożyć w swoją postawę jak najwięcej pewności siebie.

- Nie krzyczcie już na Madi! – zażądała, patrząc prosto w oczy matki szatynki. Leine natychmiast stanęła obok niej i złapała ją za łokieć, szarpiąc mocno. Warknęła cicho do jej ucha, aby przestała, bo nic tym nie zdziała, a jedynie pogorszy ich sytuację. Prośby jednak nie zdawały się przynosić zamierzonego efektu. Davies uniosła błagalne spojrzenie na ojca. Nie chciała, żeby przyjaciółki wpadły przez nią w kłopoty. To ona nabroiła i musiała ponieść tego odpowiednie konsekwencje. – Bo my się z nią założyłyśmy! Musiała z całej siły kopnąć piłkę w samochód Star … To znaczy pani Green! – zaczęła chaotycznie tłumaczyć, jednocześnie wymachując  drobnymi rękami każdą możliwą stronę.

- Natalie? – powiedziała jedna z trzech kobiet, obserwując uważnie poczynania swojej córki. Ruda nie miała zbyt wiele czasu na przemyślenia. Westchnęła ciężko, kiedy wiedziała już co chce zrobić. Po prostu nie mogła postąpić inaczej. Nawet za cenę bury od rodziców.

- Tak – mruknęła pod nosem, ściągając na siebie tym samym niedowierzające spojrzenie dorosłych i szatynki. Madeleine przez chwilę myślała, że wiecznie odpowiedzialna Natalie postanowi po raz kolejny powiedzieć prawdę. Czuła się dumna, że postawiła jednak na ich przyjaźń.

       Prawda była taka, że już wtedy każda z nich była gotowa bez zawahania wskoczyć za drugą w ogień. Kiedy trzeba było wstawić się za jedną z nich żadna nie miała z tym najmniejszego problemu i od razu dobrze wiedziała, co ma zrobić. Nawet, jeśli rodzice byliby źli, to wina za każdy zły uczynek spada na wszystkie trzy, a przez to każda otrzymywała karę łagodniejszą i nie tak straszną do zniesienia niż gdyby cała złość skupiła się tylko na jednej z nich.

~*~

        Wzdrygnęłam się, słysząc dźwięk otwieranych drzwi. Nawet nie wiem, czego się przestraszyłam. W końcu wiedziałam doskonale, kto postanowił zakłócić krótką chwilę mojego spokoju. Podniosłam się niespiesznie z siedzenia i udałam w kierunku przedpokoju, gdzie znalazłam dwie osoby, które przewidziałam tutaj zastać – Madeleine i Alex. Westchnęłam ciężko i pokiwałam głową z niedowierzaniem, widząc do jakiego stanu się doprowadziły. Jednak nie byłam w stanie powstrzymać delikatnego uśmiechu, który samoistnie wpłynął na moją zmęczoną twarz. Usiłowałam usnąć na tej kanapie, ale nic mi to nie dało, ponieważ podświadomość chciała poczekać na te dwie wariatki, które teraz starały się zachowywać jak najciszej, ale i tak średnio im to wychodziło. Jakie to słodkie, że nie chciały mnie obudzić. Żeby pokazać im, że stoję tutaj włączyłam światło. Ich wzrok od razu padł na mnie. Od razu zmrużyły przekrwione oczy. Zalane w trupa nie były, ale alkohol czuć było od nich na kilka metrów.

- Śmierdzicie – stwierdziłam, łapiąc dwoma palcami za nos, a drugą dłonią machając teatralnie dłonią przed twarzą, jakbym odpędzała od siebie niechciane zapachy. Lex pokazała mi język, na co zaśmiałam się kpiąco.

      Odwróciłam się na pięcie, udając  kierunku mojego pokoju. Teraz, kiedy już wiem, że te kretynki są całe i zdrowe, to Morfeusz spokojnie może szykować dla mnie miejsce w swojej krainie. Rzuciłam się z impetem na łóżko, zamknęłam oczy, po czym od razu odpłynęłam, pozwalając sobie w końcu na upragniony sen.

Hostem's POV

       Poczułam na twarzy ciepłe promienie słońca, które wpadały do pokoju przez niedosunięte rolety. Przekręciłam się niechętnie na drugą stronę, po czym nakryłam głowę miękka poduszką, która jeszcze kilka sekund wcześniej spoczywała pod nią. Skrzywiłam się nieznacznie, kiedy poczułam jak przez moją głowę przechodzi fala tępego bólu. Westchnęłam ciężko, podnosząc się niechętnie do pozycji siedzącej. Nie chce mi się wstawać, ale jestem pewna, że to cholerne słońce już nie pozwoli mi usnąć. Do tego kac okazał się naprawdę być mordercą. Mam nadzieję, że seryjnym, bo nie przeżyję, jak Alex będzie w lepszym stanie niż ja, chociaż wypiła znacznie więcej. Wyszłam ślamazarnym krokiem na korytarz, gdzie spotkałam uśmiechającą się szeroko Natalie. Pokiwałam przecząco głową, co miało być uprzejmym ostrzeżeniem z mojej strony i zeszłam ze schodów prosto do kuchni. Tam oczywiście zastałam szczerzącą się do mnie Sorex. Tak bardzo nienawidzę jej w tym momencie, że aż nie da się tego opisać słowami ze słownika ludzi kulturalnych. Zwymyślałam na nią kilka epitetów, nie wszystkie były niewulgarne - chociaż naprawdę bardzo się starałam, po czym usiadłam naprzeciwko niej.

- Coś nie w humorze dzisiaj jesteś skarbie – zaszczebiotała słodko i pomachała niewinnie rzęsami. Czasami zastanawiam się, jak można być w niektórych, bardzo nieodpowiednich momentach aż tak podobnym do Alicii. Westchnęłam ciężko, zabierając przyjaciółce sprzed nosa szklankę ze zbawienną wodą mineral.

- Spadaj na drzewo, Stane – mruknęłam pod nosem. Odstwiłam puste naczynie na blat i wstałam z krzesła, od razu idąc w kierunku łazienki. Jeszcze chwila w towarzystwie którejkolwiek z tych wrednych żmij, a wyląduję w psychiatryku.

Sorex's POV

            O tak, denerwowanie skacowanej Madeleine jest na pewno bardzo niebezpiecznym zajęciem, bo w tym stanie potrafi pobić nawet mnie czy Nat, ale w końcu bez ryzyka nie ma zabawy. Podniosłam się z krzesła i poszłam do salonu. Natalie stwierdziła, że musi pojeździć na motocyklu, ponieważ jej się cholernie nudzi, więc nie zatrzymywałam jej. Można stwierdzić, że jestem teraz sama w domu, bo Madi na sto procent za chwilę uśnie w tej swojej ukochanej wannie. Czasami wydaje mi się, że zastępuje jej chłopaka. Rozsiadłam się na kanapie, biorąc do ręki książkę, która leżała na stoliku do kawy. Przeczytałam w myślach tytuł. Znam ten bestseller i muszę powiedzieć, że całkiem mi się podoba. Nie miałam nic innego do roboty, więc po prostu otworzyłam przedmiot na jakiejkolwiek stronie i zaczęłam czytać słowa, napisane przez autorkę.

            „ […] – Czy miał pan kiedyś najlepszego przyjaciela? Chodzi mi o kogoś takiego, kto nie jest najlepszy z nazwy, lecz naprawdę. – Jej krótkie rude włosy nie były zadbane. Przeczesała je ręką, rozdzielając na pasemka. – Naprawdę kochałam ją, rozumie to pan? Wciąż nie mogę się z tym pogodzić, że ona … - Z bólu zagryzła dolną wargę, po czym napiła się kawy. – Jutro jest jej pogrzeb. […]” *

            Zamknęłam książkę z głuchym trzaskiem. Jeżeli ktokolwiek zrobiłby coś jednej z moich przyjaciółek, to najpierw zabiłabym jego, a potem siebie. Nikt nie ma prawa, żeby traktować je tak, jak ja. Westchnęłam ciężko, przypominając sobie dzień, w którym dowiedziałam się, że wyjeżdżam za parę lat na studia prawnicze do Londynu. Gdyby nie Hostem i Mygale, to mogłabym otrzymać zakaz wykonywania tego zawodu z powodu przebywania w więzieniu.

~*~

            Blondynka wpadła do swojego pokoju jak burza. Rodzice powiedzieli jej właśnie, że może porzucić swoje marzenie o zostaniu piłkarką, gdyż  miejsce w Oxfordzie już na nią czeka. Tak, Alexandra Stanie chciała w przyszłości uganiać się za kawałkiem skóry nie zważając na pogodę i inne przeszkody. Jednak to jest teraz nieaktualne, a co za tym idzie wszystkie jej starania i godziny ciężkich treningów poszły na marne, ponieważ dwójka ludzi, która powinna ją we wszystkim wspierać, właśnie sprawiła jej niewyobrażalne cierpienie. Rzuciła się nic nikomu niewinne biurko i jednym ruchem ręki zrzuciła z niego wszystkie rzeczy. Szklane ramki z trzaskiem uderzyły o podłogę i rozpadły się na kilkaset drobnych kawałków, laptop zaiskrzył, wydając ostatnie tchnienie, a ołówki długopisy i kartki bezwładnie opadły na drewniany parkiet. Oparła się o blat mebla, dysząc ciężko ze zdenerwowania. Zamknęła oczy, zagryzając dolną wargę do tego stopnia, że po kliku sekundach poczuła w ustach metaliczny smak krwi. Dlaczego do jasnej cholery oni zawsze muszą decydować za nią?! Odkąd pamięta nic nie wolno było jej zrobić po swojemu. Zawsze tylko ślepo wypełniała polecenia opiekunów wierząc, że kiedyś odwdzięczą jej się tym, że będzie mogła samodzielnie wybrać swoją życiową ścieżkę. Z ust blondynki wydobył się głośny wrzask, którego nie była już dłużej w stanie powstrzymywać. Wplotła palce we włosy, zaciskając dłonie w pięści z całej siły i upadła na kolana, wciąż nie przestając krzyczeć, chociaż powoli zaczynała już opadać z sił.

- Uspokój się!  – usłyszała warknięcie starszego brata, który nagle pojawił się w drzwiach. Nic to jednak nie dało. Ona cały czas krzyczała, jakby od tego zależało jej życie. Zrezygnowany Dylan wziął do ręki telefon, po czym wykręcił numer do jej przyjaciółki.

            Piętnaście minut później w domu państwa Stane pojawiły się Mygale i Hostem. Ta pierwsza od razu podeszła do Sorex, obejmując ją od tyłu i starając się odciągnąć od półki z książkami, z której po kolei spadały poszczególne egzemplarze. Madeleine natomiast podbiegła do niej od przodu i z całej siły spoliczkowała tak, że blondynkę aż odrzuciło. Zamrugała kilkakrotnie, starając się zrozumieć, co się dookoła niej dzieje.

- Damy radę – powiedziała twardo Madeleine, łapiąc w dłonie oba policzki przyjaciółki i sprawiając, że patrzyły sobie teraz prosto w oczy. Dobrze wiedziała, o co chodzi. Od kilku lat miały cały czas ten sam problem. I razem dzielnie walczyły, aby w końcu się go raz na zawsze pozbyć.

~*~

            Niechętnie podniosłam się z kanapy, kiedy usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Spokojnie ludzie, przecież się nie pali. Zrezygnowana przekręciłam zamek w drzwiach i, jak zawsze z resztą, bez patrzenia przez wizjer otworzyłam je na całą szerokość. Było to ogromnym błędem, ponieważ przede mną stał Tomlinson z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chciałam z powrotem zamknąć drzwi, ale niestety przeszkodziła mi w tym jego głupia stopa. Mruknęłam coś dziwnego pod nosem, otwierając drzwi i chciałam zamachnąć się jeszcze raz, ale ciota mi w tym przeszkodziła.

- Nie radzę – warknął w moim kierunku, wchodząc do środka, jak gdyby nigdy nic. Prychnęłam pod nosem, trzaskając z całej siły drewnianym przedmiotem. Louis podskoczył, po czym obdarzył mnie wściekłym spojrzeniem. Pamiętaj, że jesteś Alex Stane. No pamiętam, pamiętam! Przewróciłam mimowolnie oczami, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Madeleine śpi, a ja nie mam zamiaru jej budzić powiedziałam twardo, przyglądając mu się uważnie. Niech nie myśli, że zawsze może robić wszystko, co mu się żywnie spodoba. Już ja mu na to nie pozwolę.

- Ja do ciebie.– stwierdził, przemieszczając się do salonu i zajmując miejsce na kanapie. Zdziwił mnie tym, przyznaję, a jednocześnie zainteresował. Jednak nie na tyle, żebym zaczęła chociażby tolerować jego towarzystwo w naszym mieszkaniu. Niechętnie poszłam w jego ślady, tylko że stanęłam oparta pod ścianą. Niech on sobie już pójdzie.

- Słucham – ponagliłam go, machając ręką, żeby się pośpieszył. Nie chciałam przecież zmarnować na niego całego wieczoru. Cenię swój czas, a co za tym idzie lubię przeznaczać go na zajęcia, które chociażby w najmniejszym stopniu mnie interesują. Rozmowa z Tomlinsonem na pewno do nich nie należy.

- Dobrze wiem, że ty też wiesz coś o tym, co dzieje się z moją siostrą. Minęło zbyt dużo czasu, żebyście nie rozmawiały na ten temat pomiędzy sobą – stwierdził, bez jakichkolwiek wstępów. Mogłam się domyślić, że nie odpuści tak łatwo sprawy z Lottie. Szkoda, że w ogóle do niej dopóścił. Przecież uważa się za takiego idealnego brata. Niech tę teorię poprze teraz odpowiednimi faktami i wtedy się do mnie ewentualnie zgłosi.

- Nawet, jeśli bym chciała cokolwiek ci powiedzieć, a tak oczywiście nie jest, to nie mogę. Obiecałam to Charlotte – mruknęłam, odwracając głowę. Modliłam się w duchu, żeby Davies obudziła się o przyszła tutaj. Tommo na pewno skupiłby wtedy całą swoją uwagę na niej, a ja miałabym mój święty spokój. W tym momencie zaczęłam bardzo doceniać pomysł Mygale z jazdą na motocyklu.

- Dlaczego robicie z tego wszystkie taką wielką, kurwa, tajemnicę? – warknął, podnosząc się z fotelu i łapiąc moje ramiona przygwoździł mnie do ściany, syknęłam cicho. Zaczyna się robić ciekawie. Uniosłam głowę i popatrzyłam mu z wyzwaniem prosto w oczy. Jak odchodzić z tego świata, to z przytupem.

Hostem's POV

            Obudziłam się, słysząc dość głośne rozmowy z salonu. Miałam z automatu opieprzyć dziewczyny, ale w ostatnim momencie powstrzymałam się i postanowiłam zejść na dół. Stanęłam w miejscu, zakrywając usta dłonią, kiedy zauważyłam, co Tommo robi z moją przyjaciółką. Zamrugałam kilkakrotnie, podchodząc do nich i kładąc mu dłoń ma ramieniu. Odkręcił się, a ja w ostatnim momencie uniknęłam mocnego policzka. Znowu chciał mnie zabić za niewinność, kiedyś w końcu się za to na nim zemszczę. I za ten wgnieciony samochód również. Muszę w końcu poprosić Allana, żeby go naprawił.

- Jeżeli zaraz się nie uspokoisz, to będę zmuszona cię stąd wyprosić – ostrzegłam uczciwie, cofając się krok do tyłu. Mimo wszystko bezpieczeństwo powinno stawiać się na pierwszym miejscu. Szkoda, że Alex o tym zapomniała i teraz znajduje się w dość niefortunnym położeniu, z którego oczywiście to ja muszę ją uratować. Ciekawa jestem, jak ona sobie poradzi na tym strasznym świecie, kiedy mnie już zabraknie. A przy moim stylu bycia jestem pewna, że nie zabawię długo na tym ziemskim padole.

- Ubieraj się, idziemy porozmawiać – odwarknął i złapał z całej siły mój nadgarstek, prowadząc mnie do mojego pokoju. Przyspieszyłam, żeby go wyprzedzić i w ostatnim momencie zastawiłam drzwi swoim ciałem, żeby nie mógł wejść do środka. Zbyt wiele tam jest.

- Poczekaj chwilę. Przebiorę się i będziemy mogli iść gdzieś tam – mruknęłam, wchodząc do pokoju. Nie miałam już ani siły, ani chęci, ani odpowiedniego samozaparcia, żeby wdawać się z nim w kolejną bezsensowną kłónię, dlatego postanowiłam wyjątkowo skapitulować. Dla świętego spokoju.
           Podeszłam do szafy i wygrzebałam z niej czarne chinosy z szelkami, tego samego koloru bokserkę oraz jasną marynarkę. Założyłam to wszystko na siebie. Zrezygnowana wyjęłam wysokie, beżowe szpilki i nasunęłam je na stopy. Chciałabym teraz założyć trampki, albo coś takiego, ale czuję się pewniej, kiedy stoję przy nim na obcasach. Przynajmniej nie ma pomiędzy nami aż tak dużej różnicy zrostu. Założyłam jeszcze tylko okulary, wzięłam torebkę i wyszłam z pokoju. Louis stał naprzeciwko drzwi, oparty o ścianę, ze skrzyżowanymi rękoma i zgiętą w kolanie nogą. Nie powiem, wyglądał sobie przystojnie i cholernie atrakcyjnie w tej pozycji z wciąż naburmuszonym jak u pięciolatka wyrazem twarzy, ale nie na tyle, żeby mnie to ruszyło. Machnęłam na niego ręką i ruszyłam w kierunku schodów. On bez słowa ruszył za mną. Machnęłam do Lex, która usiłowała rozmasować sobie ramiona. Już widzę te pretensje jak wrócę. Głównie o paskudne siniaki, szpecące jej idealne ciało.

            Około minutę później wsiadałam do jego Mercedesa. Marzenie, nie samochód, ale jak na razie muszę pozostać przy moim Volkswagenie. Nie, żeby coś. Bardzo go lubię i ogólnie przyjemnie mi się nim jeździ, ale fajnie byłoby mieć coś lepszego. Świadomość tego, co robię wróciła, kiedy tylko szatyn odpalił silnik i ruszył. Przecież on na pewno wywiezie mnie na jakieś odludzie, zgwałci, zabije i zakopie moje martwe ciało pod jakimś mostem, kilkaset kilometrów za Londynem. Moje oczy automatycznie poszerzyły się, a całe ciało mimowolnie wbiło w siedzenie. Mamo … Ekchem. Chciałam powiedzieć, babciu ratuj! Nie, naoglądałam się za dużo filmów.

- Powiecie mi w końcu, co stało się mojej siostrze, że wróciła do domu w takim stanie i to przed końcem lekcji? – zapytał nagle, przez co podskoczyłam przestraszona na fotelu. – I nie powtarzaj tej samej gadki o tym, że nie możesz – wyprzedził moją odpowiedź. Wzruszyłam ramionami, patrząc w szybę przed siebie. Skoro sam zna odpowiedź, to dlaczego wciąż wałkuje ten sam temat? Drgnęłam lekko, kiedy poczułam chłód na całym ciele. Zaczynam żałować, że nie wzięłam czegoś cieplejszego, niż marynarka.

- Dlaczego nie zapytasz Charlotte? – mruknęłam, siląc się na jak najbardziej obojętny ton głosu. To był chyba błąd, bo szatyn z całej siły zacisnął dłonie na kierownicy. Automatycznie odsunęłam się, aż do drzwi, wbijając w nie nieprzyjemnie swoje ciało, jakbym chcia przez nie przeniknąć i znaleźć się w jakimś bezpiecznym miejscu, oddalonym o przynajmniej milę od Tommo - tykającej bomby zegarowej. To tak na wszelki wypadek.

- Pytałem, ale powiedziała mi tyle, co wy – warknął, gwałtownie przyspieszając. Nie jest dobrze. Niech wyładowuje swój gniew w inny sposób. Nie zamierzam zgonąć rzem z nim w wypadku.  – Chociaż nakieruj mnie na to, co się stało – wydaje mi się, czy Louis Tomlinson ma błagalną minę. Gdyby nie sytuacja, w jakiej się aktualnie znajdujemy, to na pewno zrobiłabym mu zdjęcie. A potem obkleiła nim cały swój pokój. W końcu nie często ma się okazję, żeby doprowadzić go choćby do głupiej prośby, a co dopiero do błagania.

- Powiedzmy, że jest ktoś, kto bardzo stara się o twoją uwagę, a skoro ty nie zwracasz na tą osobę najmniejszej uwagi, to on … albo ona, mści się na Charlotte – wytłumaczyłam najbardziej ogólnikowo, jak się tylko da. Wzruszyłam lekko ramionami, sama nie wiem po co, ale wydało mi się to odpowiednie.

- Dziewczyna czy chłopak? – westchnęłam cicho, kiwając przecząco głową. Dlaczego on nie docenia tego, że staram się mu coś powiedzieć, ale żeby brzmiało to tak, jakbym nie powiedziała nic? To wcale nie jest tak łatwa sztuka jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać.

- I tak już dużo ci powiedziałam. – mruknęłam pod nosem, odwracając wzrok w kierunku szyby. Nagle Tommo zatrzymał się, a moje oczy zwiększyły kilkakrotnie swoje rozmiary. Ja wiedziałam, że on chce mnie zabić. Jesteśmy w lesie, daleko od miasta, żadnego człowieka w pobliżu – morderstwo idealne.

- Wysiadaj. – powiedział ostro, samemu robiąc to, co mi kazał. Kiedy tylko drzwi się za nim zamknęły ja zablokowałam je za pomocą zamka centralnego. Usłyszałam jego głośny śmiech, a chwilę potem otworzył wszystkie wejścia za pomocą kluczyka. No tak, technologia ponad wszystko. Kurwa.

            Nie czekając na żaden ruch z mojej po prostu wyjął mnie z samochodu i przerzucił sobie przez ramię. Nie bawię się tak. Zaczęłam uderzać go pięściami po plecach. Wzmogło to tylko jego rozbawienie, więc postanowiłam przestać. Poprawiłam okulary na nosie, starając się choć trochę ogarnąć. Nie będę przecież jego prywatnym, przenośnym kabaretem. Chłopak postawił mnie na ziemi, ale równie szybko jak to zrobił musiał ratować mnie przed upadkiem, ponieważ szpilki zapadły mi się w błocie. Boże, dzięki ci! Przynajmniej jednych się pozbędę.

- Nie mogłeś powiedzieć, żebym założyła na siebie coś innego, niż to co mam teraz? – mruknęłam, udając wściekłą i odsuwając się do niego trochę.

- Nie pytałaś – wzruszył ramionami, podchodząc do… motocyklu. O cholera. Czy on coś podejrzewa? Nie, on przecież nie może nic wiedzieć. Tak bardzo pilnowałyśmy naszej tajemnicy, że on nie może się domyślać.

- Po co ci to? – wskazałam palcem na BMW, które tak swoją drogą nie jest w cale takie złe. Gdyby nie fakt, że teraz muszę być Madeleine, to pokazałabym mu, co robi się z takimi maszynami.

- Zauważyłem ostatnio, że masz prawo jazdy na motory, więc postanowiłem, że będę uczył cię jeździć, dopóki nie powiesz mi, dlaczego Charlotte płakała. – uśmiechnął się wrednie, podchodząc do pojazdu na dwóch kółkach. To ma być kara, czy nagroda?

- Żartujesz sobie ze mnie? – spuściłam ręce wzdłuż ciała, zaciskając pięści. Chce móc utrzeć mu tego nosa! Nienawidzę być Madeleine w obecności któregokolwiek z bandy Tomlinsona, z nim samym na czele.

- No nie bądź taka, tylko chodź. Przecież cię nie zabiję – ewidentnie hamował wybuch śmiechu. Widać było, że aż się nim dławił. Już ja mu pokażę, jak się jeździ na motorach… Chociaż. Raz kozie śmierć.

~*~
* Cytat z książki, pt. "Święte grzechy", autorstwa Nory Roberts.

11 komentarzy:

  1. 100 razy ciekawszy nie 1000 000 razy ciekawszy od poprzedniego rozdziału. Te zwroty akcji itp. itd. Cudo!!!
    Najlepszy rozdział z dotychczasowych, ale już nie mogę doczekać się następnego. Pewnie jeszcze lepszy niż ten... Tak na zakończenie:

    CZEKAJĄC NA PONIEDZIAŁEK, BO KOLEJNY ROZDZIAŁ!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. cudo ! I ty mówisz że beznadziejny ? weź bo cię walne ^^ xddd HahaHahahhh a serio se Louis wymyślił karę xdd czekam na next ! Jeju tak chciałbym rozdziały częściej... No nic muszę się uzbroić w cierpliwość bo jeszcze cały tydzień :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziękuję, pięć minut temu pierdolnęłam w drzwi, wystarczy.

      Usuń
  3. Teraz się zastanawiam czy on się domyśla i chce ją sprawdzić, czy może rozpozna ją dopiero po przejażdżce? Rozdział nie jest beznadziejny. Uważam, że powinny powiedzieć Tommo, a on już pozbyły się tej wrednej szmaty.

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział, czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zawsze swietnie :p

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest genialny! :) xx @xxhemmings69

    OdpowiedzUsuń
  7. Louis chce ją uczyć jeździć na motorze? Będzie ciekawie :) Już nie mogę się doczekać nexta :**

    OdpowiedzUsuń
  8. wow . to jest genialne , kiedy next ?

    OdpowiedzUsuń