piątek, 4 lipca 2014

Rozdział Dwudziesty: "Myślenie włącza się przed działaniem."

- Oni nas tutaj nie znajdą. Pojadą sobie gdzieś tam i umrzemy z głodu. Po dwudziestu latach znajdą nasze kości i pochowają nas z tą cholerną skrzynią – blondynce od jakiegoś czasu włączył się tryb panikowania, który powoli zaczynał się również udzielać i mi. Naprawdę chciałabym w końcu stąd wyjść, ale przydałby się jakiś plan, jak ściągnąć kogokolwiek na strych.

- Wiem! – nie czekając na nic więcej rozłożyłam telefon, wyjęłam z niego baterię i zaczęłam ją szybko pocierać w dłoniach, żeby się rozgrzała. Pewnie i tak to nic nie da, ale zawsze warto spróbować. Gorzej już chyba być aktualnie może. Chociaż po chwili namysłu… Nie, ja lepiej nie będę myśleć.

- Jeżeli to się uda, to przez pierwsze dwa miesiące będę robić nam śniadania – mruknęła Charlotte, krzyżując ręce i przyglądając mi się z poważną miną. Ej no ludzie! Więcej wiary człowieka w człowieka. Po jakimś czasie złożyłam z powrotem komórkę i spróbowałam ją włączyć. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy tym razem wszystko poszło z planem. Przynajmniej raz. Napisałam szybko do Alla gdzie jesteśmy i po tym znów padł. Mam nadzieję, że się przynajmniej wysłało.

            Sorex's POV

            Podskoczyłam na krześle, kiedy dźwięk dzwonka telefonu chłopaka wyrwał mnie z zamyślenia. Popatrzyłam na niego pytająco, a ten kiwnął w odpowiedzi głową. Wzięłam komórkę w dłoń i odtworzyłam wiadomość, jak się okazało, od Madeleine. Westchnęłam ciężko, widząc to, co chciała przekazać. Czasami myślę, że jest głupsza ode mnie, a potem dochodzę do wniosku, że taka niestety bolesna prawda. Podniosłam się niechętnie z obrotowego fotela, odkładając telefon z powrotem na biurko i wyszłam z pokoju. Niespiesznie udałam się na strych, po drodze pukając jeszcze w drzwi, za którymi znajdowali się chłopacy. Zastanawiam się, gdzie wcięło Horana. Cóż, nie mój problem.

            Stanęłam przed sporych rozmiarów skrzynią i kopnęłam w nią z całej siły, co nie do końca było dobrym pomysłem, ponieważ musiałam na niej od razu usiąść, kiedy tylko pulsujący ból przeszedł przez całą moją stopę. Usłyszałam dwa pomruki oburzenia w tym cholerstwie pode mną i już wiedziałam, że Madeleine nie żartowała tak, jak mi się wcześniej wydawało. No cóż…

- Sieroty! – zaczęłam się głośno śmiać, zupełnie ignorując cały czas bolącą stopę. Podniosłam się z powrotem na równe nogi i otworzyłam skrzynię. Lottie natychmiast rzuciła się na moją szyję, przez co nie zdążyłam złapać równowagi i upadłyśmy razem na podłogę z tą różnicą, że nogi blondynki zostały w środku.

- Louis dalej u nas siedzi? – zapytała Madeleine, wychodząc z wnętrza przedmiotu i strzepując z ramion wyimaginowany pyłek. Pokiwałam twierdząco głową i weszłam nie pozwoliłam jej się odezwać.

- Jest zamknięty razem z Malikiem w pokoju – wzruszyłam ramionami, podnosząc się z podłogi. Podałam blondynce dłoń, którą od razu przyjęła.

- Związany?

- Nie.

- Kretynka. Przecież oni tam mają okno i w każdym momencie mogą uciec – popukała się kilkukrotnie w czoło, kiedy chciałam pokazać swoje oburzenie, najnormalniej w świecie się na nią drąc.

- No tego, to ja nie przewidziałam. Lottie, zostajesz tutaj, jakby co jesteś już na innym kontynencie – mruknęłam, mrużąc oczy i udając się w kierunku wyjścia. Ten dzień nie mógł być bardziej udany.

            Hostem's POV

            Wiedziałam, że z naszej czwórki (wliczyłam Allana) tylko ja naprawdę myślę. Zeszłam po schodach do salonu i rozwaliłam się na kanapie obok wściekłej Natalie. Coś mi mówi, że jej podły nastrój ma związek z naszymi szanownymi przyjaciółmi. Tak swoją drogą, to zastanawiam się, dlaczego banda tych kretynów nie może zrozumieć, że chcemy zniknąć z Anglii. To wbrew pozorom nie jest aż takie trudne. No dobra, może Charlotte to jest siostra Tomlinsona, ale bez przesady. Przecież jest dorosła i może robić to, co jej się żywnie podoba. Westchnęłam ciężko, podnosząc się i podchodząc do szafki pod telewizorem. Wyjęłam z niej ładowarkę, pasującą do mojego telefonu i podpięłam go. Chyba będę musiała zmienić numer, żeby Liamowi nie udało się nas w ten sposób namierzyć. On jest z nich wszystkich najmniejszym kretynem i w przeciwieństwie do pozostałych używa tej części mózgu, która odpowiada za myślenie. Niestety…

- Teraz kurwa zabije wszystkie trzy! – podskoczyłam, o mało co nie wypuszczając z dłoni, kiedy drzwi trzasnęły głośno. Zamrugałam kilkukrotnie, zdając sobie w momencie sprawę z tego, kto właśnie wszedł do domu. Natychmiast schowałam się za kanapą, na której cały czas siedziała Nat z tymi swoimi obdartymi kolanami.

- I tak nie da ci żyć, więc na twoim miejscu po prostu stawiłabym mu czoła – mruknęła przyjaciółka, włączając telewizor i pogłaśniając go. Głupia, przecież on przez to tutaj przyjedzie!

- To oczywiste, że nie dam jej żyć. Gdzie ona jest? – warknął, pojawiając się w pomieszczeniu. Zakryłam ustał dłonią, powstrzymując tym samym cichy jęk. Co ja mogę zrobić, żeby się stąd wydostać.

- Nie mam pojęcia, nie jestem jej niańką – mruknęła Williams, zaczynając bezsensownie skakać po kanałach. Przynajmniej mnie nie zdradziła… do końca, ale i tak się z nią później policzę.

- Kici kici, Madeleine – zaczął chodzić po całym pokoju, a ja powoli przemieściłam się za ten brzeg kanapy, który był blisko wyjścia. Proszę, proszę, proszę. Niech mi się chociaż raz uda! – Albo Hostem, jak wolisz – usłyszałam po chwili ciszy, przerywanej jedynie odgłosami, wydobywającymi się z telewizora i krokami chłopaka. Korzystając z okazji, że właśnie wyglądał przez okno wyszłam szybkim krokiem z pokoju.

- Właśnie ci uciekła – usłyszałam dość głośny głos Natalie. Mała, wredna, ruda istota. Pożałuje i ja osobiście o to zadbam.

            Wbiegłam po schodach, zamykając się w pierwszym lepszym pokoju i opierając o drzwi zamknęłam oczy. Kurwa, ale on potrafi doprowadzić ludzi na skraj wytrzymałości. Otworzyłam po woli powieki, starając się ogarnąć, w którym aktualnie pomieszczeniu ogromnego domu Allana właśnie się znajduję. Zmarszczyłam brwi, widząc Mulata, usiłującego wyjść przez okno. Czy te drzwi nie powinny być przypadkiem zamknięte?!

- Mnie tu nie było – zaczęłam wykonywać dziwne ruchy rękami, po czym wróciłam na korytarz, zamykając za sobą wejście z trzaskiem. Otworzyłam szeroko oczy, kiedy natrafiłam na umięśnioną, miarowo unoszącą się i opadającą, klatkę piersiową.

- Dzień dobry, Davies – mruknął Louis, kładąc dłonie po obu stronach mojej głowy. Nie dobrze!

- Nie znam nikogo o takim nazwisku – palnęłam nerwowo, a mój głos był dziwnie wysoki, piskliwy wręcz. Nigdy wcześniej nie słyszałam siebie w takim wydaniu.

- Wkurwiasz mnie, mała. Lepiej od razu powiedz, gdzie jest moja siostra i będzie po sprawie – warknął, przysuwając usta do mojego ucha. Poczułam nieprzyjemne dreszcze na plecach, a żołądek fiknął kilka koziołków.

- Mała, to jest twoja pała, Tomlinson, tak na marginesie – mruknęłam, zwężając oczy i patrząc wyzywająco w jego tęczówki, zadzierając głowę do tyłu. – A jeśli chodzi o Lottie, to nie mam pojęcia, gdzie ona jest – dodałam szybko, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. Im szybciej on sobie pójdzie, tym szybciej będziemy mogły pojechać na lotnisko i powiedzieć wesoło „baj, baj maszkary”!

- Teraz ci uwierzę, ale jeśli znajdę Charlotte w twoim towarzystwie, to możesz być pewna, że więcej nie zobaczysz światła dziennego – przejechał nosem po moim policzku, a kolejna fala dreszczy, tym razem przyjemnych, zalała całe moje ciało. Chłopak uśmiechnął się zwycięsko.

- Grozisz mi? – podniosłam wysoko brew, przyjmując atak jako obronę. Muszę przecież jakoś zatuszować to, jak na mnie przed chwilą zadziałał. Cholera, czas zacząć panować nad swoimi odruchami.

- A żebyś wiedziała – podniosłam głowę, z powrotem patrząc w jego oczy. W takich momentach przydałyby mi się jakieś wysokie szpilki. To nie tak, że nie lubię w nich chodzić – ja po prostu ich nienawidzę, ale czasami stają się przydatne.

- To muszę cię zmartwić, bo nie jeden lepszy od ciebie próbował – musiałam teraz pewnie wyglądać przy nim, jak dziesięciolatka, która nie dostała wymarzonego prezentu pod choinkę, ale gówno mnie to obchodzi.

- Do zobaczenia, Madi – zaśmiał się, całując mnie w nos. Odwrócił się na pięcie i zbiegł po schodach, po drodze zgarniając ze sobą Malika. No po prostu cudownie, przegrałam z kretynem.

            Naburmuszona (a nie mówiłam, że mentalnie jestem dzieciakiem) weszłam do pokoju, gdzie znajdował się Allan i pacnęłam go z całej siły w bark. Na jego reakcję nie musiałam długo czekać. Odwrócił się do mnie przodem i popatrzył piorunującym spojrzeniem.

- Weźcie moje rzeczy. Ja jadę do Manchesteru po moją księżniczkę i zabieram ze sobą jakikolwiek samochód, bo Jetty nie chce mi się rozpakowywać – mruknęłam pod nosem, po czym nie czekając nawet na odpowiedź opuściłam pomieszczenie. Nienawidzę swojego życia i chcę już być w tej pieprzonej Ameryce!

            Weszłam do kolejnego z wielu pokoi w tym wielkim domu i przebrałam się w „grzeczniejsze” ubrania. W takiej wersji łatwiej mi będzie dostać się do środka „terenu wroga”. Tak, właśnie w ten sposób określam swoich rodziców. No, ale sorry bardzo. Jakoś musieli sobie zasłużyć na takie miano, ja tam nie nienawidzę kogoś
bez konkretnego powodu. Przebrałam się szybko w dżinsowe spodnie z wysokim stanem i białą koszule, którą w nie wsadziłam. Dzień dobry, Madeleine Davies. Po raz kolejny. Stopy wsadziłam w wysokie sandałki na szpilce i zapięłam je na kostce. Spakowałam czarną torebkę, założyłam okulary na nos (skąd ja je tu wzięłam?) i wszyłam z pomieszczenia. Mam nadzieję, że się domyślą i ubrania z tego pokoju również spakują. Wątpię, ze w Rio będziemy ujawniać się w dzień, jako „ta” trójka. Jestem pewna, że w dość szybkim tempie staniemy się tam sławne. No proszę was…

            Nie żegnając się z nikim zebrałam swój telefon ze stołu, weszłam do garażu, wsiadłam do Audi R8 i odjechała m z miejsca. Mam nadzieję, że uda mi się dość szybko dojechać na miejsce. Zatrzymałam się już na pierwszych światłach, ale to w sumie dobrze, bo umieściłam telefon na odpowiednio przygotowanym do tego miejscu, na przedniej szybie i od razu wybrałam numer swojej młodszej siostry. Niech się już pakuje. To mądra dziewczynka, na pewno nie da się przyłapać na czymkolwiek „nielegalnym” według naszych kochanych rodziców. Kilka sygnałów i już usłyszałam jej cichy głos.

- Madeleine? – zapytała, a ja usłyszałam w tym nutkę radości. Uśmiechnęłam się do siebie szeroko. Uwielbiam sprawiać jej przyjemność samą sobą.

- Księżniczko, za kilka godzin będę w Manchesterze, więc zaczynaj pakować walizki. Jedziemy do Rio – zaśmiałam się, patrząc na drogę i ruszając ponownie.

            Sorex's POV

            Obserwowałyśmy uważenie z Lottie, jak Malik i jej przygłupi brat opuszczają dom, żeby chwilę później odjechać. Zastanawiam się, czy już byli u nas w domu, ale raczej wątpię w taką teorię. Zeszyłyśmy obie ze strychu i poszłyśmy do Alla, żeby zapytać, na którą godzinę mamy samolot. Pamiętam, że rozmawiałam z nim wcześniej na ten temat, zanim Madeleine przerwała mi dość śmiesznym smsem.

- Macie trzy godziny do odlotu, a teraz cicho, bo muszę dogadać się z Davies, żeby 
wiedziała na którą ma odlot z Manchesteru – mruknął pod nosem, a po tonie jego głosu można było od razu zauważyć, że nie jest zadowolony z tego, co zrobiła szatynka. Zmarszczyłam czoło, przyglądając mu się przez chwilę.

- Po jaką cholerę ona tam pojechała? – mruknęłam, ale nic nie odpowiedział, bo Hostem chyba odebrała telefon. Westchnęłam cicho, łapiąc nic nierozumiejącą blondynkę za rękę i weszłam do pokoju, gdzie znajdują się nasze „grzeczne” ubrania. Wyjęłam dwie walizki, jedną podsuwając pod Charlotte. – Pakuj wszystko jak leci – poinstruowałam i sama zaczęłam robić dokładnie to samo. Trzeba się pospieszyć, żeby Louis nie wrócił tutaj, upewnić się, czy aby na pewno go nie wykiwałyśmy, kiedy po przeszukaniu całego Londynu nie znajdzie swojej siostry. Ciekawa jestem, tak swoją drogą, jak długo mu to zajmie.

~*~

            Dwie godziny później, zapakowane w dwa samochody, pojechałyśmy na lotnisko. Jeden prowadziłam ja, a drugi Charlotte. Tak, ona też została wyszkolona przez Hostem, jeśli chodzi o samochody. Dopiero teraz zaczynam rozumieć, co u szatynki znaczyło „w nagłych przypadkach”. Nie wiem, czemu, ale właśnie zebrało mi się na sentymenty i nie chcę opuszczać ani Londynu, ani Wielkiej Brytanii. Pieprzone myślenie. Jak jest mi potrzebne, to nigdy nie chce się włączyć, a w takich momentach wydaje mi się, że mój rozsądek ma co najmniej ADHD.

            Zaparkowałam na lotnisku, obok podejrzanie wyglądającego mężczyzny, który opiera się o czarne BMW. Dokładnie tak go sobie wyobraziłam, kiedy został opisany przez Spencera. Nie wiem, w czym on może nam pomóc, bo nie wygląda na takiego, który może wejść bez niczego na lotnisko. Gdyby ono należało do mnie, to nie mógłby zbliżyć się do niego na co najmniej dwadzieścia metrów. Uchyliłam szybę, obrzucając go przelotnym spojrzeniem.

- W Londynie zza chmur rzadko widać słońce – zastanawiam się, co za kretyn wymyślał to hasło. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, cały czas nie podnosząc głowy.  Gościu, mnie się tu śpieszy do Rio, gdzie słońce cały czas prześwituje zza cholernych chmur.

- Dlatego deszcz jest ukojeniem dla Londyńczyka – serio, ktoś powinien iść się leczyć. Koleś machnął na mnie ręką, więc wysiadłam z samochodu i obeszłam go dookoła. – Allan powiedział, że mam was przetransportować do Brazylii, więc zapraszam na pokład samolotu, a samochodami zajmą się moi chłopcy – zdjął kaptur i zaczął wyglądać tylko trochę mniej podejrzanie.

- Jeżeli jedna rzecz zginie, to przysięgam, że osobiście cię znajdę i odbiorę swoją własność, przy okazji nie szczędząc sobie świetnej zabawy – ostrzegłam, wbijając mu palec wskazujący prosto w klatkę piersiową. Otworzyłam szeroko oczy, kiedy położył dłoń na moim policzku i zaczął delikatnie gładzić go kciukiem.

- Nie martw się, słoneczko. Al to także mój przyjaciel, a przyjaciół się nie okrada, co nie? – odtrąciłam jego rękę i obrzuciłam nienawistnym spojrzeniem, po czym oddałam kluczyk do samochodu i z torbą podręczną na ramieniu udałam się w kierunku odprawy. Szykuje się długi lot.

            Charlotte‘s POV

            Już od dobrych piętnastu minut znajdujemy się kilka tysięcy kilometrów nad ziemią. Chociaż mogę trochę przesadzać, ale po prostu nie znam się na lataniu samolotem. Tak naprawdę nigdy wcześniej tego nie robiłam, dlatego na początku byłam dość spanikowana. Wysokości raczej nie są moją mocną stroną. Natalie i Alex usnęły niedługo po starcie, a mnie nie pozostało nic innego, jak słuchanie muzyki, bezsensowne wpatrywanie się za okno i rozmyślanie nad tym, czy aby na pewno postępuje w stu procentach prawidłowo. Cały czas mam przed oczami obraz mojego brata i tylko jego nastrój się zmienia. Od wściekłości, przez obojętność, radość z tego, że w końcu mógł się mnie pozbyć, a kończąc na rozpaczy. Chociaż to ostatnie raczej odpada. Louis nie jest pierwszym lepszym chłopaczkiem, którego łatwo doprowadzić do płaczu.

            Pamiętam, że to zawsze on zbierał za wszystko, nawet jeśli wina leżała po mojej stronie i on nie miał nic wspólnego z wykroczeniem, do którego bezinteresownie się przyznawał. Rodzice dobrze wiedzieli, że on tego nie robił, ale i tak to jemu wymierzali najsurowszą karę, a ja jedynie upomnienie. Dobrze wiem, dlaczego to robił. On po prostu chciał pokazać, że jest moim rycerzem, a ja księżniczką, której zawsze będzie bronił bezwzględnie na okoliczności, jakie panują dookoła. Westchnęłam ciężko, zdając sobie sprawę, że jego nadopiekuńczość również wynikała właśnie z tego powodu. Nie winię go o to, ale po prostu chciałabym mieć odrobinę więcej swobód. Zero wychodzenia bez jego zgody, zero spotykania się ze znajomymi, których wcześniej nie sprawdził Liam, zero czegokolwiek, co moi rówieśnicy mogą robić bez jakichkolwiek uprzedzeń. Czułam się, jakbym była zamknięta w klatce i pomimo tego, jak bardzo kocham swojego starszego braciszka, to i tak uważam, że słusznie postąpiłam. No, a Lex przecież powiedziała, że będę mogła do niego dzwonić, kiedy tylko ogarniemy wszystkie sprawy, związane z zadomowieniem się, ich pracą cie dzienną i tego typu.

            Podparłam głowę na dłoni, zamykając oczy i uśmiechając się do siebie. Mam nadzieję, że Lou będzie chciał ze mną rozmawiać. Przecież mimo wszystko jesteśmy rodzeństwem i on przynajmniej powinien postarać się mnie zrozumieć. Nawet nie wiem, kiedy udało mi się zasnąć…

            Louis‘s POV

            Po raz kolejny, kurwa, przyjechałem do Allana. Nie mam pojęcia, jak mogłem być na tyle głupi, żeby pomyśleć, że Lottie jednak zrezygnuje i wróci do domu jak to robiła zawsze po naszej kłótni. Przecież przesadziłem i przyznałem się do tego nawet przed chłopakami. Raz jedyny zdałem sobie sprawę ze swojego błędu i nie poszedłem przeprosić własnej siostry.

            Otworzyłem drzwi, nie bawiąc się w żadne pieprzone uprzejmości i po prostu wszedłem do środka. Za mną potoczył się Niall, który w razie czego miał ratować sytuację, gdybym był bliski zabicia kogoś na przykład. Swoją drogą blondas od jakiegoś czasu nie jest sobą. Nie mam bladego pojęcia, co się z nim stało. Zupełnie tak, jakby naturalna dla niego radość gdzieś zniknęła. Czasami wydawało mi się, że nie pasuje do naszego teamu, ale chwilę później przychodził wyścig i wszystkie wątpliwości uciekały potrafi stać się cholernie niebezpieczny.

            Wracając do tematu. Wszedłem szybkim krokiem do salonu i stanąłem przed szatynem. Westchnął cicho, najprawdopodobniej wiedząc, o co chcę zapytać. Machnąłem na niego ręką, po czym skrzyżowałem obie, dając mu tym samym do zrozumienia, że czekam na jakiekolwiek wyjaśnienia.

- Dziewczyny są w samolocie. Oprócz Hostem, która powinna teraz dojeżdżać do Manchesteru, żeby zabrać swoją siostrę. Przepraszam Tommo, ale nie mogłem ci wcześniej pomóc. Chciałem się do ciebie dodzwonić, kiedy tylko pojechały, ale nie chciałeś odebrać – mruknął, patrząc prosto na mnie. Zmarszczyłem czoło. Faktycznie do mnie dzwonił, ale nie myślałem, że chce mi pomóc. Kurwa.

            Opadłem na kanapę, chowając twarz w dłonie. Jestem debilem. Tak 
szczerze powiedziawszy, to nie dziwię się Lottie, że chciała uciec od kogoś takiego, jak ja. Przejechałem palcami po włosach, zaciskając po chwili dłonie w pięści i ciągnąc za nie mocno. Straciłem je obie…

            Hostem's POV

            Zaparkowałam na podjeździe ogromnego domu, wysiadłam z samochodu i przewieszając sobie torebkę na ramieniu ruszyłam w kierunku wejścia. Mam nadzieję, że Sandra spakowała już wszystko to, co chce zabrać, bo ja nie mam zamiaru przebywać w tym cholernym miejscu dłużej, niż jest to konieczne. Zapukałam, a drzwi otworzyła mi ta sama gosposia, którą spotkałam ostatnio. Wymusiłam uśmiech i weszłam do środka, kiedy tylko zaprosiła mnie gestem dłoni. Zastanawiam się, czy tak jak poprzednie ma pokój w tym domu i mieszka w nim razem z moim rodzicami.

- Sandra jest… - popatrzyłam na nią z wyższością. Skoro księżniczka jej nie lubi, to coś musi być na rzeczy, bo ona zawsze na początku stara się ze wszystkimi dogadać.

- U siebie w pokoju, ale nie chce tam nikogo dzisiaj wpuszczać – wymamrotała pod nosem, po czym zniknęła z mojego pola widzenia. Weszłam na górę i skierowałam się prosto do wcześniej wyznaczonego przez dziewczynę miejsca. Zapukałam trzy razy i czekałam na reakcję blondynki.

            Usłyszałam głośny hałas, spowodowany najprawdopodobniej upadkiem i w ostatnim momencie udało mi się cofnąć krok do tyłu, żeby nie oberwać drewnianymi drzwiami. Zaśmiałam się głośno, rozkładając ręce i kucając, kiedy tylko San rzuciła się w moim kierunku. Objęłam ją mocno, przysuwając bliżej siebie. Na reszcie będę mogła robić to teraz częściej.

- Jedziemy, czy chcesz coś jeszcze zapakować? – zapytałam cicho, odsuwając ją od siebie na długość ramion i przejechałam powolnym wzrokiem po całej twarzy mojej kruszynki.

- Mam wszystko, zaraz wracam! – pisnęła, znikając na kilka sekund w pomieszczeniu, po czym wytaszczyła za sobą ogromną walizkę i pluszowego misia, którego dostała ode mnie. Zaśmiałam się cicho, zabierając od niej bagaż, po czym zeszłyśmy szybko po schodach.

- Rodzice są w domu? – zapytałam cicho, nie chcąc zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Nie chciałam utrudniać sobie zadania.

- Nie, dlatego ta zdzira tutaj zostaje na noc – mruknęła dziewczynka, a ja od razu stanęłam w miejscu. – Przepraszam – blondynka spuściła głowę, chowając twarz w swoim misiu. Dobrze wiedziała, co nie podobało mi się w jej wypowiedzi.

- Nie przeklinaj więcej, jesteś na to zdecydowanie za mała – mruknęłam, przyciągając ją do siebie. Trwałyśmy tak przez chwilę, po czym znów ruszyłyśmy na pole.

            Wpakowałam walizkę dziewczynki do bagażnika, a jej kazałam położyć się na tylnych siedzeniach. Poszłam na chwilę do skrzynki, żeby zostawić list rodzicom, a kiedy wróciłam Sandra słodko spała, wtulona w pluszową zabawkę. Wyglądała przeuroczo. Z resztą… Ona zawsze tak wygląda.

            Wsiadłam za kierownicę i rozejrzałam się uważnie po jezdni, czy nic nie jedzie i ruszyłam na lotnisko. Starałam się nie jechać za szybko, żeby przypadkiem nie obudzić księżniczki, ale i tak złamałam sporo przepisów ruchu drogowego.  Szczerze powiedziawszy, to u mnie nic nowego. Uśmiechnęłam się do siebie, widząc miejsce, do którego właśnie zmierzałam. Jeszcze kilka godzin i będzie prawie po wszystkim.

20 komentarzy:

  1. Boże! Nie strasz mnie tak! :P Myślałam, że to już będzie koniec, a tu proszę! Druga część! :)
    Gratuluje, dostania się do liceum. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha. Zapomniałam! :P Rozdział jest świetny i bardzo mi się podoba. :D
      Chciałam jeszcze dodać, że jestem PIERWSZA! :)

      Usuń
  2. Cudowny jak zawsze :)
    nie masz pojęcia jak cieszę się że będzie 2 część
    PS. Gratuluję dostania się do liceum :)

    OdpowiedzUsuń
  3. fchgcucgchbcfcjud kocham:)
    jeju nie moge się już doczekać drugiej części jeeeeeeeeej ^^
    'STRACIŁEM JE OBIE' aww *-*
    K.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham kocham kocham :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietny rozdzial ;) czekam na epilog i na drugą część ; D

    OdpowiedzUsuń
  6. cudowny rozdział. super że będzie część druga. czekam na next z niecierpliwością;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wierz ja miałam łzy w oczach kiedy przeczytałam pierwszą część twojej wypowiedzi...
    A później taki zaciesz...Nie strasz mnie.
    Rozdział cudowny...
    Weny i gratulacje za dostanie się do liceum...
    Mia
    <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny rozdzial
    Zreszta jak zawsze
    Weny
    Mel <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowne zajebiste ii jest druga czescc. Weeeeeeeeee :))))))))
    @luvmyniallers

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowny rozdział. Czekamy na next. Gratuluje dostania się do wybranego liceum. Weny.

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny
    Czekam na epilog
    Życze weny

    OdpowiedzUsuń
  12. Aaaaaaaaaasaaaa! Będzie 2 część! Jak ja się cieszę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jej będzie 2 część jaram się bardziej niż ty

    OdpowiedzUsuń
  14. Uwielbiam Sandreeee

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak zawsze Genialny i juhu będzie 2 część

    OdpowiedzUsuń
  16. Koffam to ;D

    OdpowiedzUsuń
  17. NIGDY NIE przestawaj pisać, bo Twoje opowiadania są niesamowite :3

    OdpowiedzUsuń
  18. Zgadzam się z komentarzem powyżej

    OdpowiedzUsuń