Charlotte‘s POV
To już dziś mam rozprawę, podczas
której będę bronić mężczyznę, oskarżanego przez Alex. W duchu liczę na wygraną,
ale tak naprawdę nie wiem, czego mogę się spodziewać, ponieważ Stane ma bardzo
cięty język, dzięki czemu udało jej się donieść sukces już w wielu sprawach,
które na pierwszy rzut oka wydawały się cholernie trudne. Chociaż, nie chwaląc
się, Elena Adams również odnosiła nie jedno zwycięstwo, kiedy to prokuratura za
dużo sobie przypisywała.
Założyłam na siebie togę i wyszłam z
gabinetu, trzymając pod pachą masę dokumentów. Uśmiechnęłam się zadziornie do,
teraz już, Dominique i weszłam do windy, stając obok niej. W niewielkim,
przeszklonym pomieszczeniu panowała zupełna cisza, podczas której obie
starałyśmy się zebrać wszystkie myśli i dopracować swoją strategię.
Po około pięciu minutach
siedziałyśmy już na sali rozpraw, ja obok mojego klienta, a Bonnet przy
poszkodowanej. Zmierzyłam kobietę uważnym spojrzeniem, starając się wyczytać z
jej postawy wszystkie niedociągnięcia, świadczące o tym, że jednak kłamie.
Wiem, że nie u niej powinnam doszukiwać się oszustwa, ale już kilka razy w
mojej stosunkowo krótkiej karierze zdarzało się, że poszkodowany kłamała sto razy
lepiej, niż nie jeden oskarżony.
-
Proszę wstać, sąd idzie – jak na zawołanie wszyscy obecni w sali podnieśli się
z krzeseł i zaczęli uważnie obserwować młodego mężczyznę, który miał poprowadzić
dzisiejszą rozprawę. Uderzyłam się w myślach w czoło. Każda moja konfrontacja z
nim nie kończyła się najlepiej. Mam nadzieję, że on tym razem da sobie na
wstrzymanie.
- Rozprawę z dnia dwudziestego sierpnia dwa tysiące czternastego
roku, dotyczącą napaści oskarżonego, Anthony'ego Collinsa na poszkodowaną,
Samanthę McDonald, uważam za otwartą. Sprawę poprowadzi sędzia, Arthur
Fernando. Proszę prokuratora o akt oskarżenia - zakończył mężczyzna, przy
ostatnich słowach zwracając się do Alex. Dziewczyna podniosła się natychmiast z
siedzenia, chwyciła w obie dłonie podkładkę z kartką, na której znajdowała się
treść aktu oskarżenia i zaczęła go głośno czytać.
- Oskarżam Anthony'ego Collinsa o napad z bronią w ręku oraz
świadome spowodowanie zagrożenie życia poszkodowanej, Samanthy McDonald. Napad
miał miejsce dnia piętnastego sierpnia bieżącego roku w godzinach
popołudniowych, w samym centrum miasta - chyba chciała coś jeszcze dodać, ale w
ostatnim momencie zrezygnowała, siadając z powrotem na swoje miejsce, tym samym
oddając głos sędziemu.
- Dziękuję ,czy oskarżony przyznaje się do popełnienia zarzucanego
mu czynu? - tym razem mężczyzna zwrócił się do mojego klienta, który natychmiast
wstał i pokierował się do miejsca dla świadków, cały czas trzymając głowę
spuszczoną.
- Przyznaję - odpowiedział niepewnie. Alex od razu popatrzyła na
mnie zdziwiona. Zazwyczaj wszyscy adwokaci walczą o niewinność i każą
oskarżonym nie przyznawać się do winy, co ja uważam za największą głupotę
świata tego. Przecież zawsze należy mówić prawdę, bo wtedy można starać się o
jak najłagodniejszą karę.
- Czy oskarżony będzie składał zeznania? - padło kolejne pytanie,
a ja zaczęłam przekładać kartki, które miałam przed sobą, żeby znaleźć
odpowiednie pytania.
- Tak, chcę - szczerze powiedziawszy, to pewność w głosie
mężczyzny była dla mnie mocno zadziwiająca. Rzadko kiedy zdarzało się, że oskarżeni
mieli jej w sobie aż tyle.
- Proszę powiedzieć, gdzie przebywał pan piętnastego sierpnia w
godzinach między trzynastą a czternastą – po sali ponownie rozniósł się głos
sędziego. Popatrzyłam na mężczyznę, którego dłonie po woli zaczynały się pocić.
Bał się, ale nie o siebie. Pamiętam, jak opowiadał mi o swoim synu, który
niedawno skończył sześć lat. Odpędziłam od siebie niechciane myśli, odwracając
się w stronę Alex, która podniosła się z krzesła i zaczęła chodzić w te i z
powrotem. Dawaj dziewczyno i pokaż na co się stać, bo ja nie zamierzam siedzieć
dzisiaj cicho.
- Co kierowało panem podczas napadu? – zapytała głośno, krzyżując
ręce za plecami. Zmrużyłam oczy, wędrując wzrokiem po wszystkich ludziach,
którzy siedzieli w specjalnie wydzielonym dla „widzów” miejscu. Nie wiem,
dlaczego oni wszyscy tutaj przychodzą, jak na jakiś koncert, albo tego typu
przedstawienie. Niektórych naprawdę stresuje ich obecność i fakt, że jeśli
powiedzą coś nie tak, to będą mieli kłopoty w późniejszym czasie. Moim skromnym
zdaniem wszystkie rozprawy powinny mieć charakter poufny.
- Niedawno straciłem pracę, zabrakło nam pieniędzy na utrzymanie
mieszkania, więc postanowiliśmy je sprzedać, przez co zaraz po uregulowaniu
wszystkich należności wylądowaliśmy z rodziną w slumsach, na krańcu miasta. Mój
syn we wrześniu ma iść do szkoły, a nie stać nas było na książki dla niego –
głos mężczyzny zaczynał się łamać. Popatrzyłam błagalnie na Lex, żeby nie
męczyła go za bardzo, bo zaraz może się rozkleić wtedy nie będzie przyjemnie. Dziewczyna
posłała ledwo zauważalny, przepraszający wyraz twarzy.
- Właśnie dlatego postanowił pan napaść na moją klientkę? –
kontynuowała, aktualnie, szatynka, nie przestając chodzić w te i z powrotem
dookoła oskarżonego. Chociaż tego mogłaby sobie oszczędzić.
- Niech wysoki sąd zrozumie. Dzieci w dzisiejszych czasach
odrzucają każdego, kto wygląda inaczej i nie ma nowych książek. Nie chcę, żeby
mój syn cierpiał przez to, że nie możemy z żoną znaleźć pracy – Anthony podniósł
głowę, patrząc załzawionymi oczami na mężczyznę, siedzącego przed nim. Szykuje
nam się długa rozprawa.
Allan‘s POV
Wyszedłem z
garażu, zostawiając w nim samochód Horan ‘a z otwartą maską i skierowałem się
prosto do domu, gdzie czekał już na mnie Liam. Muszę mu powiedzieć, że mogę się
nie wyrobić, bo za cztery dni wylatuję z powrotem do Ameryki. Machnąłem na
znajomego i poszedłem do kuchni, gdzie umyłem ręce, żeby pozbyć się z nich
większości smaru. Payne podszedł do mnie i podał mi dłoń na przywitanie, kiedy
tylko wytarłem ręce, pozbywając się z nich nadmiary wody. Uścisnąłem ją,
machając nią lekko, po czym gestem dłoni zaprosiłem go z powrotem do salonu.
- Jak bardzo źle jest z samochodem Niall‘a? – zapytał od razu, na
co ja westchnąłem ciężko. Chłopak załamał ramiona, domyślając się, jak
beznadziejnie może być.
- To cud, że udało mu się dojechać z tak zmasakrowanym silnikiem kilka
kilometrów i nie stanął po drodze. Tak na dobrą sprawę wszystko spod maski
powinno iść do wymiany – mruknąłem cicho, opadając na fotel, naprzeciwko wyjścia
na taras.
- Kiedyś zrobię mu za to dużą krzywdę – warknął Payne, bardziej do
siebie. Zignorowałem to, patrząc pustym wzrokiem na widok za przeszklonymi
drzwiami.
- Li, bo jest jeszcze jedna sprawa – powiedziałem cicho, nie
odwracając wzroku od moje poprzedniego obiektu obserwacji, który w tym momencie
wydał się naprawdę interesujący, a ja nie zdołałem zauważyć tego przez ostatnie
kilka lat mieszkania w tym domu.
- Tylko proszę, postaraj się mnie nie dobić – jęknął żałośnie,
załamując ramiona. Westchnąłem cicho, zbierając w sobie całą odwagę, potrzebną
do wypowiedzenia jednej kwestii.
- Na części trzeba poczekać kilka dni – mruknąłem pod nosem,
spuszczając wzrok na swoje splecione dłonie.
- To jest raczej normalne, jeśli chodzi o części do sportowych
samochodów. Zawsze trzeba było na nie czekać najdłużej – Liam zmarszczył brwi,
nie przestając uważnie mi się przyglądać.
- Za cztery wracam do Ameryki i nie będzie miał ci kto pomóc z
naprawą – dodałem, nie podnosząc głosu nawet o kilka decybeli. Bałem się
reakcji mojego znajomego, ponieważ był bardzo nieprzewidywalny. Mógł wpaść w
szał, wyjść z domu, trzaskając za sobą drzwiami, albo po prostu załamać ramiona
i stwierdzić, że sobie z niego żartuję.
Charlotte‘s POV
Kolejny świadek
zajął miejsce na ławce, a ja po woli zaczynałam tracić do nich wszystkich
cierpliwość. Większość z nich nawet nie wiedziała, po co tutaj przyszła.
Przecież to, że ktoś przebywał na miejscu wypadku jeszcze nic nie znaczy. Najpierw
trzeba jeszcze cokolwiek zobaczyć z tego, co dzieje się w centrum akcji. Na
pięciu jedynie jeden miał najmniejsze pojęcie o tym, co właśnie mówi i to tylko
dlatego, że pomagał w zatrzymaniu mojego klienta.
- Proszę wezwać na salę kolejnego świadka, Davida Browna –
spuściłam głowę na kilka sekund, przecierając twarz dłońmi. Jeżeli jego
zeznania również skończą się na „tak byłem na miejscu wypadku, nie nic nie
widziałem, bo dookoła mnie było za dużo ludzi, nie rozpoznaję oskarżonego, bo
go na oczy nie widziałem, ale skoro go złapali, to musi być on”, to ja chyba
sobie strzelę kulkę w łeb. Podniosłam głowę, przyglądając się Alex, którą szlag
również zaczął po woli trafiać.
- Nazywa się pan David Brown, ma pan dwadzieścia osiem lat i
pochodzi pan z Nowego Yorku – sędzia wypowiedział wypracowaną formułkę, a ja
zaczynam zastanawiać się po cholerę to wszystko. Podskoczyłam nagle, czując
wibracje w kieszeni.
- Kim jest pan z zawodu? – niezauważalnie dla nikogo wyjęłam
telefon, żeby sprawdzić wiadomość i myślałam, że mnie coś rozniesie od środka,
kiedy zauważyłam że jest od Stane. Podniosłam głowę, mierząc ją wściekłym
spojrzeniem, ale ona tylko wzruszyła ramionami, wracając do obserwowania
świadka, któremu nie zdążyłam jeszcze się przyjrzeć.
Od: Alex Do: Natalie
Ładny ten gostek. Pasowalibyście do siebie.
- Czy rozpoznaje pan oskarżonego? – zapytała Lex, a ja
powstrzymałam w gardle ciche prychnięcie, nie chcąc przez przypadek zwrócić na
siebie niepotrzebnej uwagi. Nie raz zdarzało nam się pisać podczas rozpraw, ale
nigdy, jeśli występowałyśmy przeciwko sobie.
- Tak, jestem jego znajomym i dokładnie znam sytuację, jaka panuje
u niego w domu, więc… - dobra, to już mi nie jest potrzebne do szczęścia.
Od: Natalie Do: Alex
Jak go w końcu zobaczę, to ci powiem, ale nie myśl sobie za dużo.
Przecież to tylko świadek.
- Czyli może pan potwierdzić, że z powodu ciężkiej sytuacji
rodzinnej oskarżony byłby w stanie aż tak bardzo poświęcić się dla swojego
syna? – zapytała szatynka, łapiąc się
automatycznie za kieszeń, gdzie przez togę najprawdopodobniej właśnie zaczęła
wibrować jej komórka.
- Owszem. Uważam jednak, że w takiej sytuacji każdy rodzic
postąpiłby dokładnie w taki sam sposób – bingo gościu. Już cię lubię, możesz
mówić dalej. W końcu trafił mi się jakiś normalny świadek, a nie gościu, który
chce pokazać, jak bardzo działa zgodnie z prawem. Chwała ci panie.
- Czy oskarżony próbował dostać jakąkolwiek pomoc od państwa? –
zadała kolejne pytanie, a ja powstrzymała m się od jakiejś kąśliwej uwagi na
ten temat. Ona mnie najnormalniej w świecie podpuszcza. Przed sekundą
popatrzyła mi wyzywająco w oczy! O nie, nie daruję jej tego.
- Oczywiście. Starali się razem z Samanthą, jego żoną, o
jakiekolwiek pomoce finansowe, ale przemiła pani stwierdziła, że ja na razie
nie mają pieniędzy dla kogoś takiego, jak rodzina mojego przyjaciela – czyli,
że on też zauważył wyzwanie w głosie Stane. Bardzo dobrze człowieku, pociśnij
jej! Zmierzyłam go uważnym spojrzeniem i muszę przyznać Alex rację. Jest
przystojny, ale pojawia się jeszcze jeden problem. To znajomy Louisa. Cholera,
wreszcie zaczyna się coś dziać!
- Może wystarczyło poczekać – zakpiła przyjaciółka, krzyżując ręce
przy klatce piersiowej. Jak na zawołanie poderwałam się z siedzenia i
odwróciłam w kierunku sądu. Ten natychmiast uniósł dłoń.
- Spokojnie, panno Adams. Panno Bonnet, mam nadzieję, że to było
po raz pierwszy i ostatni – mruknął pod nosem, patrząc ostrzegawczo na
szatynkę.
- Oczywiście, wysoki sądzie. Przepraszam – powiedziała cicho,
hamując wredny uśmiech. – Nie mam więcej pytań do świadka – oznajmiła i zajęła
swoje miejsce. Tym razem kolej na mnie. Mam dużo pytań, niekonieczni
dotyczących rozprawy. Szkoda, że nie mogę ich mu zadać. Od razu zadzwoniłby do
Lou i powiedział, gdzie jesteśmy.
Allan‘s POV
- A nie mógłbyś przebudować bilet o kilka tygodni i wrócić do
Ameryki dopiero, kiedy skończymy naprawiać wóz? Przecież wiesz, jakie to ważne –
powiedział niepewnie, po długiej chwili, spędzonej w zupełnej ciszy.
- Dziewczyny zabiją mnie, jeśli powiem im, że wracam dopiero za
kilka tygodni – westchnąłem ciężko, spuszczając głowę i wplatając palce we włosy,
by po chwili zacząć za nie mocno ciągnąć.
- To może zrobimy tak. Polecisz teraz do dziewczyn, poczekamy aż
przyjdą zamówione części i dopiero wtedy wrócisz do Londynu, żeby skończyć
naprawę – Payne podniósł się z kanapy i podszedł do fotela, na którym siedzę,
po czym usiadł obok mnie. Poczułem przyjemne dreszcze na plecach, automatycznie
starając się je ukryć. Czy mógłbym zrobić coś takiego?
- No dobra, ale jak mnie zabiją, to wykładasz forsę na mój pogrzeb
– burknąłem pod nosem, a Liam uśmiechnął się szeroko. Cholerna słaba wola.
Charlotte‘s POV
- Powiedział pan, że jest przyjacielem mojego klienta, co oznacza,
że zna go pan bardzo dobrze. Proszę w takim razie mi powiedzieć, czy kiedykolwiek
wcześniej miał tendencję do tego, aby napadać na ludzi? – zadałam swoje
pierwsze, konkretne pytanie dzisiejszego dnia. Brawa dla mnie.
- Oczywiście, że nie. Kiedy Anthony miał pracę i stać go było na
podstawowe produkty, takie jak ubrania czy nawet zabawki dla syna, to starał
się również pomagać innym finansowo. Nawet mnie – powiedział natychmiast, co
mnie bardzo ucieszyło, ponieważ bez zastanawiania się wiarygodność światka
wzrasta o sto procent. Szczególnie u Arthura.
- W takim razie dlaczego teraz pan nie odwdzięczył się
przyjacielowi i nie chciał pomóc mu finansowo? – mówiłam już jak bardzo
nienawidzę Arthura Fernando. Przebiegła, wredna kanalia zawsze znajdzie jakiś
gwóźdź do mojej trumny, żeby udupić mnie jak tylko najbardziej się da.
- Nie byłem w stanie, ponieważ sam wylądowałem w slumsach – brawo dla
ciebie, panie sędzi. Przecież ludzi, którzy stracili tak na dobrą sprawę wszystko
da się rozpoznać z daleka. To znaczy ten, który stoi przede mną ma bardzo ładny
garnitur i jest czysty, ale worki pod oczami i zmęczenie, idealnie wymalowane
na twarzy mówią same za siebie.
- Ale pan nie starał się napaść na nikogo – mruknęła automatycznie
Alex. Natychmiast odwróciłam się w kierunku Arthura i otworzyłam buzię, żeby
cokolwiek powiedzieć, ale po raz kolejny on był tym szybszym.
- Panno Dominique Bonnet. Po raz kolejny apeluję o pani spokój, bo
będę zmuszony ukarać panią grzywną pieniężną – westchnął zrezygnowany, a ja spiorunowałam
go wzrokiem. Dobrze wiem, że gdyby nie moje interwencje, to nie odezwałby się
nawet słowem. Wszyscy wiedzą, że jest zakochany w Stane, no ale bez przesady.
- Przepraszam – burknęła szatynka, opuszczając głowę. Pewnie za
chwilę mój telefon zacznie wibrować.
- Nie starałem się, ponieważ nie mam syna, ani żony. Zapewniam
jednak, że gdyby zaszła taka potrzeba, to zrobiłbym dokładnie to samo, co mój
przyjaciel – słowa mojego uznania. Już dawno nie widziałam świadka, który byłby
w stanie postawić się sławnej Bonnet. Coraz bardziej zaczynam lubić tego
gościa, ale i tak pamiętam o tym, jak kiedyś z Louisem nabijali się ze mnie i
moich lalek. Minus zmalał, ale nie na tyle, żeby zupełnie o nim zapomnieć.
- Nie odzywaj się – wskazałam palcem na przyjaciółkę, kiedy
chciała rzucić kolejną, kąśliwą uwagą. Tym razem to ona komuś przerwała, a tym
kimś był szanowny pan sędzia, który najprawdopodobniej chciał mnie pouczyć.
Niech spierdala.
- Ty też w końcu powinnaś się zamknąć. Ten facet najnormalniej w
świecie napadł na bezbronną kobietę, która nie miała możliwości bronienia się i
usilnie próbuje wmieszać w to swojego sześcioletniego syna, który pewnie nawet
nie jest świadomy tego, co się dookoła niego dzieje! – Alex podniosła się z
krzesła i podeszła do mnie, stając naprzeciwko mnie. O nie, tak nie będziemy ze
sobą rozmawiać.
- Bo nie miał innego wyjścia! A ty co byś zrobiła, gdybyś miała
malutkie dziecko, straciła pracę i wylądowała na ulicy, tak naprawdę bez dachu
nad głową? – atak jako najlepsza forma obrony. Sprawdzało się już nie raz, więc
dlaczego tym razem mogłoby być inaczej.
- Starała się zdobyć pieniądze w każdy inny, możliwy sposób, ale
na pewno nie napadała na ludzi z bronią w ręku w środku miasta! – przewróciła oczami,
wyrzucając ręce w powietrze. Ludzie na sali muszą mieć zajebisty pokaz naszych
umiejętności.
- Ten facet nie miał kogo poprosić o pomoc! Państwo go olało,
jedyny przyjaciel sam nie miał pieniędzy na nic konkretnego, po czym sam
wylądował w slumsie! – kątem oka zauważyłam, jak David spuszcza głowę,
najprawdopodobniej zawstydzony tym, co przed chwilą powiedziałam. Trochę mi się
głupio zrobiło, nie powiem, ale nie mogę tego po sobie pokazać, bo walka dalej
trwa.
- Wiesz, że istnieje coś takiego, jak rodzina? – zakpiła,
krzyżując ręce. O nie, to był cios poniżej pasa. Dobrze wiedziała, jak jest u
mnie, u Madeleine, Natalie, czy nawet u siebie samej. Zmrużyłam oczy,
odwracając się na pięcie i szybko podeszłam do oskarżonego.
- Czy miał pan w rodzinie kogokolwiek, kto mógłby panu pomóc
finansowo? – zapytałam ostro, opierając się dłońmi o biurko, na którym leżały wszystkie
moje papiery z materiałami, potrzebnymi do dzisiejszej rozprawy. Olać je!
- Jestem jedynakiem, tak samo jak moja żona. Moi rodzice zmarli w
wypadku samochodowym – odpowiedział natychmiast, podnosząc ręce w obronnym
geście. Wiem, że jestem przerażająca, ale chyba nie aż tak.
- Czy ja mogę w końcu coś powiedzieć?! – warkną wkurwiony do
granic możliwości Arthur.
- Nie! – krzyknęłyśmy na niego równocześnie z Alex tak, że aż
spiął się w sobie. Biedny kretyn. Na reszcie ktoś mu pokazał, gdzie może sobie
wsadzić swoje zdanie.
- A rodzina żony? – szatynka nie dawała za wygraną. Spiorunowałam
ją spojrzeniem po raz kolejny dzisiejszego dnia.
- Matka Camile choruje na raka tarczycy i im również nie najlepiej
się powodzi – powiedział niepewnie, odszukując wzrokiem swojej żony na widowni.
- Koniec tego! Obie na swoje miejsca, ogłaszam koniec rozprawy! Już
wystarczająco się dziś was nasłuchałem, proszę o mowę końcową prokuratury! –
wrzasnął nagle Fernando, na co my obie podskoczyłyśmy i udałyśmy się na swoje
miejsca.
- Po raz kolejny widzimy się w sądzie podczas sprawy, której tak
naprawdę można było uniknąć. Zawiodło państwo, zawiódł system, ale zawiodła również
jednostka. Pieniądze można było załatwić w wiele innych sposobów, ale oskarżony
postanowił zdobyć je na własną rękę, zagrażając przy okazji życiu innego
człowieka. Proszę wysoki sąd o uznanie winy i wymierzenie kary pięciu lat
pozbawienia wolności – zakończyła dziewczyna, a ja nie czekając nawet na
udzielenie głosu podniosłam się z siedzenia i zaczęłam mówić to, co mi ślina na
język przyniesie. W końcu spontaniczność zawsze jest najlepsza.
- Muszę niestety zanegować słowa pani prokurator. Owszem, zawiodło
państwo, system i jednostka, ale ten ostatni czynnik został popchnięty do swoich
czynów przez dwa poprzednie. Dzisiejsze czasy nie sprzyjają ludziom dookoła
nawet w najmniejszym stopniu. Jesteśmy zmuszeni walczyć o wszystko, co nasze. Owszem,
sprawa która jest dzisiaj rozstrzygana mogłaby w ogóle nie mieć miejsca, ale
tylko, jeśli państwo dba o swoich obywateli i zapewnia im odpowiednie środki do
życia, funkcjonowania. Dalej podtrzymuję moje stanowisko, w którym to oskarżony
nie miał innego wyjścia, a został zmuszony do tego przez państwo, w którym się
urodził, którego jest obywatelem. Apeluję o łagodny wymiar kary dla
oskarżonego, w wysokości dwóch lat i zawieszenia wyroku na okres próbny.
Dziękuję bardzo – nie siadałam już, ponieważ woźny ogłosił, żeby wszyscy się
podnieśli, ponieważ dupa szanownego wysokiego sądu opuszcza nasze zacne
zgromadzenie. Ale jestem wściekła. Na siebie, Lex i w ogóle wszystkich dookoła.
Allan‘s POV
Zapakowaliśmy się
do samochodu z Liamem i pojechaliśmy do domu chłopaków. Na miejscu okazało
się, że wszyscy, oprócz Nialla, którego w ogóle nie było, spali. Wiem, że
byli wczoraj na jakiejś imprezie, ale bez przesady. Przecież jest czternasta,
mogli sobie oszczędzić trochę alkoholu.
Postanowiliśmy,
że obudzimy obojga, bo przecież nie będziemy siedzieć sami, skoro można ich
trochę pomęczyć. Wszedłem do pokoju Louisa i skrzywiłem się automatycznie,
kiedy tylko zobaczyłem dziewczynę, mocno wtulającą się w jego bok. Jestem
pewny, że Madeleine nie byłaby zadowolono z takiego obrotu akcji. Payne
wspominał, że Tommo próbuje w ten sposób zapomnieć o Hostem i Lottie, ale
wspominał również, że nie wychodzi mu to najlepiej. W cale się nie dziwię –
przecież Madi jest niezastąpiona i jedyna w swoim rodzaju.
- Buuuuuudzimy się! – ryknąłem na całe gardło, podchodząc od razu
do okna i otworzyłem je na oścież, pozwalając światłu wpadać do pokoju.
- Idź pomęczyć Zayna , błagam – jęknął cicho i nie zwracając
uwagi na dziewczynę, przewrócił się na brzuch, zakrywając głowę poduszką.
Szatynka podniosła się do siadu, starając się zasłonić kołdrą, przez co całe
okrycie zjechało z chłopaka, odsłaniając jego gołą dupę.
- Fajne masz pośladki, Tommo – mruknąłem cicho, odwracając głowę w
kierunku okna. Lou natychmiast wyszarpnął dziewczynie kołdrę.
- Nie rozumiem, co ty tu jeszcze robisz. Myślę, że nie byłaś na
tyle pijana, żeby nie zapamiętać, gdzie są drzwi – warknął na szatynkę,
zadziwiająco podobną do jednej z moich znajomych. Dziewczyna spuściła głowę,
szybko ubrała się i w tempie natychmiastowym opuściła dom. Zauważyłem ją na
drodze, jak wyciera policzki, najprawdopodobniej żałując tego, jak skończyła
wczorajszej nocy.
- W taki sposób nie zapomnisz, a tylko jeszcze bardziej się
katujesz – westchnąłem cicho, odwracając się przodem do Louisa. Szatyn mruknął
coś niezrozumiałego pod nosem, siadając na łóżku i zginając nogi w kolanach,
oparł o nie łokcie, ukrywając twarz w dłoniach i pocierając ją kilkukrotnie.
- Wiem, ale inaczej nie daje sobie rady – jęknął żałośnie i
odchrząknął kilkukrotnie, chcąc zamaskować to, że jego głos się załamał.
- Tommo, ona też tęskni. Jestem pewny, że wcześniej czy później
zadzwoni. Musisz po prostu dać jej jeszcze trochę czasu. Madeleine… - zawahałem
się przez chwilę. – Ta dziewczyna po prostu jest bardzo trudna do
rozpracowania, ale jeśli raz jej na kimś zaczęło zależeć, to tak łatwo o nim
nie zapomni.
- Dzwoniła, ale jak kretyn nie rozpoznałem głosu własnej siostry i
zjechałem ją od początku do końca, przez co zerwała połączenie.
- Zadzwoni jeszcze raz. Zobaczysz.
Charlotte‘s POV
Siedzę sobie
właśnie na korytarzu i staram się pocieszyć kobietę, która nie przestaje
płakać. Cholerny Arthur wymierzył temu biednemu człowiekowi trzy lata
pozbawienia wolności, bez możliwości wcześniejszego zwolnienia za dobre
sprawowanie i na sam koniec powiedział, że powinien się cieszyć, że dostał tak
łagodny wymiar kary. Jestem pewna, że największą rolę odegrał fakt, jak bardzo
zadurzony jest w Alex. Popatrzyłam kątem oka na mężczyznę, wyprowadzanego przez
dwóch policjantów. W ostatnim momencie złapałam sześciolatka, który chciał
pobiec do swojego taty, żeby go przytulić. Zaczął głośno płakać i starał się
wyrwać, ale na szczęście byłam od niego silniejsza i oszczędziłam mu jeszcze
większego zawodu, kiedy dwóch, umundurowanych facetów nie pozwoliłoby mu nawet
podejść do ojca. Wypowiedziałam w jego stronę ciche „przepraszam”. Uśmiechnął się
do mnie blado, kiwając przecząco głową. Gdybym się wtedy powstrzymała i
przestała przekrzykiwać ze Stane, to może wyszłoby to trochę inaczej.
Podniosłam dzieciaka, sadzając go obok matki, żeby mógł się w nią wtulić.
- Przepraszam, że nie byłam wystarczająco dobra, żeby obronić pani
męża. Postaram się to jakoś zrekompensować. Nie musi pani martwić się o to, co
stanie się teraz z pani synem. Będzie miał najlepsze książki i ubrania ze
wszystkich znajomych – zapewniłam, pocierając płaczącą kobietę po plecach. Po
kilku sekundach podniosła się, przetarła twarz dłońmi, uśmiechnęła delikatnie i
popatrzyła na mnie. Powstrzymałam się od odwrócenia głowy, kiedy zauważyłam
niewyobrażalny ból jej oczach.
- Przecież to nie pani wina. Chciałam podziękować za to, jak
starała się pani uratować mojego męża od więzienia. Prosiłam go wiele razy,
żeby tego nie robił, ale on i tak mnie nie posłuchał – westchnęła ciężko, a jej
głos po raz kolejny się załamał. Spuściła głowę, całując swojego syna w czoło i
mocno do siebie przytulając.
Odwróciłam głowę
w kierunku Alex, która stała ze swoją klientką, a obie patrzyły się prosto w
naszym kierunku. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, widząc jak Fernando podchodzi
do nich z szerokim uśmiechem. Od razu odwróciłam wzrok, przenosząc go z
powrotem na płaczącą kobietę. Chciałabym jeszcze coś zrobić, ale nie mam
pojęcia, co.
- Kupię pani mieszkanie i będę płacić za rachunki, ale musi mi
pani obiecać, że postara się znaleźć pani pracę, żeby było panią stać na
jedzenie i ubrania – powiedziałam po chwili namysłu, sprawiając że Camile (z
tego, co pamiętam, właśnie tak nazwał ją oskarżony) popatrzyła na mnie szeroko
otwartymi oczami.
- Ja, ja… Ja nie mogę się na to zgodzić. To za dużo. Tak wiele już
pani zrobiła – zaczęła się jąkać, machając rękami. Zaśmiałam się cicho.
- Niech się pani nie martwi. Stać mnie na to, a mały nie zasługuje
na to, co go spotyka. Niech znajdzie sobie pani jakieś dwupokojowe mieszkanie i
skontaktuje ze mną. Ma pani moją wizytówkę. A teraz przepraszam, ale naprawdę
nie mogę już dłużej zostać, bo za chwilę mam spotkanie – uśmiechnęłam się
lekko, kładąc dłoń na ramieniu kobiety i pocierając nim kilkukrotnie. Otworzyłam
szeroko oczy, kiedy przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła z całej siły. W
końcu mogłam komuś pomóc.