wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział Czwarty: "Pomoc mile widziana." (II)

            Charlotte‘s POV

            To już dziś mam rozprawę, podczas której będę bronić mężczyznę, oskarżanego przez Alex. W duchu liczę na wygraną, ale tak naprawdę nie wiem, czego mogę się spodziewać, ponieważ Stane ma bardzo cięty język, dzięki czemu udało jej się donieść sukces już w wielu sprawach, które na pierwszy rzut oka wydawały się cholernie trudne. Chociaż, nie chwaląc się, Elena Adams również odnosiła nie jedno zwycięstwo, kiedy to prokuratura za dużo sobie przypisywała.

            Założyłam na siebie togę i wyszłam z gabinetu, trzymając pod pachą masę dokumentów. Uśmiechnęłam się zadziornie do, teraz już, Dominique i weszłam do windy, stając obok niej. W niewielkim, przeszklonym pomieszczeniu panowała zupełna cisza, podczas której obie starałyśmy się zebrać wszystkie myśli i dopracować swoją strategię.

            Po około pięciu minutach siedziałyśmy już na sali rozpraw, ja obok mojego klienta, a Bonnet przy poszkodowanej. Zmierzyłam kobietę uważnym spojrzeniem, starając się wyczytać z jej postawy wszystkie niedociągnięcia, świadczące o tym, że jednak kłamie. Wiem, że nie u niej powinnam doszukiwać się oszustwa, ale już kilka razy w mojej stosunkowo krótkiej karierze zdarzało się, że poszkodowany kłamała sto razy lepiej, niż nie jeden oskarżony.

- Proszę wstać, sąd idzie – jak na zawołanie wszyscy obecni w sali podnieśli się z krzeseł i zaczęli uważnie obserwować młodego mężczyznę, który miał poprowadzić dzisiejszą rozprawę. Uderzyłam się w myślach w czoło. Każda moja konfrontacja z nim nie kończyła się najlepiej. Mam nadzieję, że on tym razem da sobie na wstrzymanie.

- Rozprawę z dnia dwudziestego sierpnia dwa tysiące czternastego roku, dotyczącą napaści oskarżonego, Anthony'ego Collinsa na poszkodowaną, Samanthę McDonald, uważam za otwartą. Sprawę poprowadzi sędzia, Arthur Fernando. Proszę prokuratora o akt oskarżenia - zakończył mężczyzna, przy ostatnich słowach zwracając się do Alex. Dziewczyna podniosła się natychmiast z siedzenia, chwyciła w obie dłonie podkładkę z kartką, na której znajdowała się treść aktu oskarżenia i zaczęła go głośno czytać.

- Oskarżam Anthony'ego Collinsa o napad z bronią w ręku oraz świadome spowodowanie zagrożenie życia poszkodowanej, Samanthy McDonald. Napad miał miejsce dnia piętnastego sierpnia bieżącego roku w godzinach popołudniowych, w samym centrum miasta - chyba chciała coś jeszcze dodać, ale w ostatnim momencie zrezygnowała, siadając z powrotem na swoje miejsce, tym samym oddając głos sędziemu.

- Dziękuję ,czy oskarżony przyznaje się do popełnienia zarzucanego mu czynu? - tym razem mężczyzna zwrócił się do mojego klienta, który natychmiast wstał i pokierował się do miejsca dla świadków, cały czas trzymając głowę spuszczoną.

- Przyznaję - odpowiedział niepewnie. Alex od razu popatrzyła na mnie zdziwiona. Zazwyczaj wszyscy adwokaci walczą o niewinność i każą oskarżonym nie przyznawać się do winy, co ja uważam za największą głupotę świata tego. Przecież zawsze należy mówić prawdę, bo wtedy można starać się o jak najłagodniejszą karę.

- Czy oskarżony będzie składał zeznania? - padło kolejne pytanie, a ja zaczęłam przekładać kartki, które miałam przed sobą, żeby znaleźć odpowiednie pytania.

- Tak, chcę - szczerze powiedziawszy, to pewność w głosie mężczyzny była dla mnie mocno zadziwiająca. Rzadko kiedy zdarzało się, że oskarżeni mieli jej w sobie aż tyle.

- Proszę powiedzieć, gdzie przebywał pan piętnastego sierpnia w godzinach między trzynastą a czternastą – po sali ponownie rozniósł się głos sędziego. Popatrzyłam na mężczyznę, którego dłonie po woli zaczynały się pocić. Bał się, ale nie o siebie. Pamiętam, jak opowiadał mi o swoim synu, który niedawno skończył sześć lat. Odpędziłam od siebie niechciane myśli, odwracając się w stronę Alex, która podniosła się z krzesła i zaczęła chodzić w te i z powrotem. Dawaj dziewczyno i pokaż na co się stać, bo ja nie zamierzam siedzieć dzisiaj cicho.

- Co kierowało panem podczas napadu? – zapytała głośno, krzyżując ręce za plecami. Zmrużyłam oczy, wędrując wzrokiem po wszystkich ludziach, którzy siedzieli w specjalnie wydzielonym dla „widzów” miejscu. Nie wiem, dlaczego oni wszyscy tutaj przychodzą, jak na jakiś koncert, albo tego typu przedstawienie. Niektórych naprawdę stresuje ich obecność i fakt, że jeśli powiedzą coś nie tak, to będą mieli kłopoty w późniejszym czasie. Moim skromnym zdaniem wszystkie rozprawy powinny mieć charakter poufny.

- Niedawno straciłem pracę, zabrakło nam pieniędzy na utrzymanie mieszkania, więc postanowiliśmy je sprzedać, przez co zaraz po uregulowaniu wszystkich należności wylądowaliśmy z rodziną w slumsach, na krańcu miasta. Mój syn we wrześniu ma iść do szkoły, a nie stać nas było na książki dla niego – głos mężczyzny zaczynał się łamać. Popatrzyłam błagalnie na Lex, żeby nie męczyła go za bardzo, bo zaraz może się rozkleić wtedy nie będzie przyjemnie. Dziewczyna posłała ledwo zauważalny, przepraszający wyraz twarzy.

- Właśnie dlatego postanowił pan napaść na moją klientkę? – kontynuowała, aktualnie, szatynka, nie przestając chodzić w te i z powrotem dookoła oskarżonego. Chociaż tego mogłaby sobie oszczędzić.

- Niech wysoki sąd zrozumie. Dzieci w dzisiejszych czasach odrzucają każdego, kto wygląda inaczej i nie ma nowych książek. Nie chcę, żeby mój syn cierpiał przez to, że nie możemy z żoną znaleźć pracy – Anthony podniósł głowę, patrząc załzawionymi oczami na mężczyznę, siedzącego przed nim. Szykuje nam się długa rozprawa.

            Allan‘s POV

            Wyszedłem z garażu, zostawiając w nim samochód Horan ‘a z otwartą maską i skierowałem się prosto do domu, gdzie czekał już na mnie Liam. Muszę mu powiedzieć, że mogę się nie wyrobić, bo za cztery dni wylatuję z powrotem do Ameryki. Machnąłem na znajomego i poszedłem do kuchni, gdzie umyłem ręce, żeby pozbyć się z nich większości smaru. Payne podszedł do mnie i podał mi dłoń na przywitanie, kiedy tylko wytarłem ręce, pozbywając się z nich nadmiary wody. Uścisnąłem ją, machając nią lekko, po czym gestem dłoni zaprosiłem go z powrotem do salonu.

- Jak bardzo źle jest z samochodem Niall‘a? – zapytał od razu, na co ja westchnąłem ciężko. Chłopak załamał ramiona, domyślając się, jak beznadziejnie może być.

- To cud, że udało mu się dojechać z tak zmasakrowanym silnikiem kilka kilometrów i nie stanął po drodze. Tak na dobrą sprawę wszystko spod maski powinno iść do wymiany – mruknąłem cicho, opadając na fotel, naprzeciwko wyjścia na taras.

- Kiedyś zrobię mu za to dużą krzywdę – warknął Payne, bardziej do siebie. Zignorowałem to, patrząc pustym wzrokiem na widok za przeszklonymi drzwiami.

- Li, bo jest jeszcze jedna sprawa – powiedziałem cicho, nie odwracając wzroku od moje poprzedniego obiektu obserwacji, który w tym momencie wydał się naprawdę interesujący, a ja nie zdołałem zauważyć tego przez ostatnie kilka lat mieszkania w tym domu.

- Tylko proszę, postaraj się mnie nie dobić – jęknął żałośnie, załamując ramiona. Westchnąłem cicho, zbierając w sobie całą odwagę, potrzebną do wypowiedzenia jednej kwestii.

- Na części trzeba poczekać kilka dni – mruknąłem pod nosem, spuszczając wzrok na swoje splecione dłonie.

- To jest raczej normalne, jeśli chodzi o części do sportowych samochodów. Zawsze trzeba było na nie czekać najdłużej – Liam zmarszczył brwi, nie przestając uważnie mi się przyglądać.

- Za cztery wracam do Ameryki i nie będzie miał ci kto pomóc z naprawą – dodałem, nie podnosząc głosu nawet o kilka decybeli. Bałem się reakcji mojego znajomego, ponieważ był bardzo nieprzewidywalny. Mógł wpaść w szał, wyjść z domu, trzaskając za sobą drzwiami, albo po prostu załamać ramiona i stwierdzić, że sobie z niego żartuję.

            Charlotte‘s POV

            Kolejny świadek zajął miejsce na ławce, a ja po woli zaczynałam tracić do nich wszystkich cierpliwość. Większość z nich nawet nie wiedziała, po co tutaj przyszła. Przecież to, że ktoś przebywał na miejscu wypadku jeszcze nic nie znaczy. Najpierw trzeba jeszcze cokolwiek zobaczyć z tego, co dzieje się w centrum akcji. Na pięciu jedynie jeden miał najmniejsze pojęcie o tym, co właśnie mówi i to tylko dlatego, że pomagał w zatrzymaniu mojego klienta.

- Proszę wezwać na salę kolejnego świadka, Davida Browna – spuściłam głowę na kilka sekund, przecierając twarz dłońmi. Jeżeli jego zeznania również skończą się na „tak byłem na miejscu wypadku, nie nic nie widziałem, bo dookoła mnie było za dużo ludzi, nie rozpoznaję oskarżonego, bo go na oczy nie widziałem, ale skoro go złapali, to musi być on”, to ja chyba sobie strzelę kulkę w łeb. Podniosłam głowę, przyglądając się Alex, którą szlag również zaczął po woli trafiać.

- Nazywa się pan David Brown, ma pan dwadzieścia osiem lat i pochodzi pan z Nowego Yorku – sędzia wypowiedział wypracowaną formułkę, a ja zaczynam zastanawiać się po cholerę to wszystko. Podskoczyłam nagle, czując wibracje w kieszeni.

- Kim jest pan z zawodu? – niezauważalnie dla nikogo wyjęłam telefon, żeby sprawdzić wiadomość i myślałam, że mnie coś rozniesie od środka, kiedy zauważyłam że jest od Stane. Podniosłam głowę, mierząc ją wściekłym spojrzeniem, ale ona tylko wzruszyła ramionami, wracając do obserwowania świadka, któremu nie zdążyłam jeszcze się przyjrzeć.

Od: Alex Do: Natalie
Ładny ten gostek. Pasowalibyście do siebie.

- Czy rozpoznaje pan oskarżonego? – zapytała Lex, a ja powstrzymałam w gardle ciche prychnięcie, nie chcąc przez przypadek zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi. Nie raz zdarzało nam się pisać podczas rozpraw, ale nigdy, jeśli występowałyśmy przeciwko sobie.

- Tak, jestem jego znajomym i dokładnie znam sytuację, jaka panuje u niego w domu, więc… - dobra, to już mi nie jest potrzebne do szczęścia.

Od: Natalie Do: Alex
Jak go w końcu zobaczę, to ci powiem, ale nie myśl sobie za dużo. Przecież to tylko świadek.

- Czyli może pan potwierdzić, że z powodu ciężkiej sytuacji rodzinnej oskarżony byłby w stanie aż tak bardzo poświęcić się dla swojego syna? – zapytała  szatynka, łapiąc się automatycznie za kieszeń, gdzie przez togę najprawdopodobniej właśnie zaczęła wibrować jej komórka.

- Owszem. Uważam jednak, że w takiej sytuacji każdy rodzic postąpiłby dokładnie w taki sam sposób – bingo gościu. Już cię lubię, możesz mówić dalej. W końcu trafił mi się jakiś normalny świadek, a nie gościu, który chce pokazać, jak bardzo działa zgodnie z prawem. Chwała ci panie.

- Czy oskarżony próbował dostać jakąkolwiek pomoc od państwa? – zadała kolejne pytanie, a ja powstrzymała m się od jakiejś kąśliwej uwagi na ten temat. Ona mnie najnormalniej w świecie podpuszcza. Przed sekundą popatrzyła mi wyzywająco w oczy! O nie, nie daruję jej tego.

- Oczywiście. Starali się razem z Samanthą, jego żoną, o jakiekolwiek pomoce finansowe, ale przemiła pani stwierdziła, że ja na razie nie mają pieniędzy dla kogoś takiego, jak rodzina mojego przyjaciela – czyli, że on też zauważył wyzwanie w głosie Stane. Bardzo dobrze człowieku, pociśnij jej! Zmierzyłam go uważnym spojrzeniem i muszę przyznać Alex rację. Jest przystojny, ale pojawia się jeszcze jeden problem. To znajomy Louisa. Cholera, wreszcie zaczyna się coś dziać!

- Może wystarczyło poczekać – zakpiła przyjaciółka, krzyżując ręce przy klatce piersiowej. Jak na zawołanie poderwałam się z siedzenia i odwróciłam w kierunku sądu. Ten natychmiast uniósł dłoń.

- Spokojnie, panno Adams. Panno Bonnet, mam nadzieję, że to było po raz pierwszy i ostatni – mruknął pod nosem, patrząc ostrzegawczo na szatynkę.

- Oczywiście, wysoki sądzie. Przepraszam – powiedziała cicho, hamując wredny uśmiech. – Nie mam więcej pytań do świadka – oznajmiła i zajęła swoje miejsce. Tym razem kolej na mnie. Mam dużo pytań, niekonieczni dotyczących rozprawy. Szkoda, że nie mogę ich mu zadać. Od razu zadzwoniłby do Lou i powiedział, gdzie jesteśmy.

            Allan‘s POV

- A nie mógłbyś przebudować bilet o kilka tygodni i wrócić do Ameryki dopiero, kiedy skończymy naprawiać wóz? Przecież wiesz, jakie to ważne – powiedział niepewnie, po długiej chwili, spędzonej w zupełnej ciszy.

- Dziewczyny zabiją mnie, jeśli powiem im, że wracam dopiero za kilka tygodni – westchnąłem ciężko, spuszczając głowę i wplatając palce we włosy, by po chwili zacząć za nie mocno ciągnąć.

- To może zrobimy tak. Polecisz teraz do dziewczyn, poczekamy aż przyjdą zamówione części i dopiero wtedy wrócisz do Londynu, żeby skończyć naprawę – Payne podniósł się z kanapy i podszedł do fotela, na którym siedzę, po czym usiadł obok mnie. Poczułem przyjemne dreszcze na plecach, automatycznie starając się je ukryć. Czy mógłbym zrobić coś takiego?

- No dobra, ale jak mnie zabiją, to wykładasz forsę na mój pogrzeb – burknąłem pod nosem, a Liam uśmiechnął się szeroko. Cholerna słaba wola.

            Charlotte‘s POV

- Powiedział pan, że jest przyjacielem mojego klienta, co oznacza, że zna go pan bardzo dobrze. Proszę w takim razie mi powiedzieć, czy kiedykolwiek wcześniej miał tendencję do tego, aby napadać na ludzi? – zadałam swoje pierwsze, konkretne pytanie dzisiejszego dnia. Brawa dla mnie.

- Oczywiście, że nie. Kiedy Anthony miał pracę i stać go było na podstawowe produkty, takie jak ubrania czy nawet zabawki dla syna, to starał się również pomagać innym finansowo. Nawet mnie – powiedział natychmiast, co mnie bardzo ucieszyło, ponieważ bez zastanawiania się wiarygodność światka wzrasta o sto procent. Szczególnie u Arthura.

- W takim razie dlaczego teraz pan nie odwdzięczył się przyjacielowi i nie chciał pomóc mu finansowo? – mówiłam już jak bardzo nienawidzę Arthura Fernando. Przebiegła, wredna kanalia zawsze znajdzie jakiś gwóźdź do mojej trumny, żeby udupić mnie jak tylko najbardziej się da.

- Nie byłem w stanie, ponieważ sam wylądowałem w slumsach – brawo dla ciebie, panie sędzi. Przecież ludzi, którzy stracili tak na dobrą sprawę wszystko da się rozpoznać z daleka. To znaczy ten, który stoi przede mną ma bardzo ładny garnitur i jest czysty, ale worki pod oczami i zmęczenie, idealnie wymalowane na twarzy mówią same za siebie.

- Ale pan nie starał się napaść na nikogo – mruknęła automatycznie Alex. Natychmiast odwróciłam się w kierunku Arthura i otworzyłam buzię, żeby cokolwiek powiedzieć, ale po raz kolejny on był tym szybszym.

- Panno Dominique Bonnet. Po raz kolejny apeluję o pani spokój, bo będę zmuszony ukarać panią grzywną pieniężną – westchnął zrezygnowany, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Dobrze wiem, że gdyby nie moje interwencje, to nie odezwałby się nawet słowem. Wszyscy wiedzą, że jest zakochany w Stane, no ale bez przesady.

- Przepraszam – burknęła szatynka, opuszczając głowę. Pewnie za chwilę mój telefon zacznie wibrować.

- Nie starałem się, ponieważ nie mam syna, ani żony. Zapewniam jednak, że gdyby zaszła taka potrzeba, to zrobiłbym dokładnie to samo, co mój przyjaciel – słowa mojego uznania. Już dawno nie widziałam świadka, który byłby w stanie postawić się sławnej Bonnet. Coraz bardziej zaczynam lubić tego gościa, ale i tak pamiętam o tym, jak kiedyś z Louisem nabijali się ze mnie i moich lalek. Minus zmalał, ale nie na tyle, żeby zupełnie o nim zapomnieć.

- Nie odzywaj się – wskazałam palcem na przyjaciółkę, kiedy chciała rzucić kolejną, kąśliwą uwagą. Tym razem to ona komuś przerwała, a tym kimś był szanowny pan sędzia, który najprawdopodobniej chciał mnie pouczyć. Niech spierdala.

- Ty też w końcu powinnaś się zamknąć. Ten facet najnormalniej w świecie napadł na bezbronną kobietę, która nie miała możliwości bronienia się i usilnie próbuje wmieszać w to swojego sześcioletniego syna, który pewnie nawet nie jest świadomy tego, co się dookoła niego dzieje! – Alex podniosła się z krzesła i podeszła do mnie, stając naprzeciwko mnie. O nie, tak nie będziemy ze sobą rozmawiać.

- Bo nie miał innego wyjścia! A ty co byś zrobiła, gdybyś miała malutkie dziecko, straciła pracę i wylądowała na ulicy, tak naprawdę bez dachu nad głową? – atak jako najlepsza forma obrony. Sprawdzało się już nie raz, więc dlaczego tym razem mogłoby być inaczej.

- Starała się zdobyć pieniądze w każdy inny, możliwy sposób, ale na pewno nie napadała na ludzi z bronią w ręku w środku miasta! – przewróciła oczami, wyrzucając ręce w powietrze. Ludzie na sali muszą mieć zajebisty pokaz naszych umiejętności.

- Ten facet nie miał kogo poprosić o pomoc! Państwo go olało, jedyny przyjaciel sam nie miał pieniędzy na nic konkretnego, po czym sam wylądował w slumsie! – kątem oka zauważyłam, jak David spuszcza głowę, najprawdopodobniej zawstydzony tym, co przed chwilą powiedziałam. Trochę mi się głupio zrobiło, nie powiem, ale nie mogę tego po sobie pokazać, bo walka dalej trwa.

- Wiesz, że istnieje coś takiego, jak rodzina? – zakpiła, krzyżując ręce. O nie, to był cios poniżej pasa. Dobrze wiedziała, jak jest u mnie, u Madeleine, Natalie, czy nawet u siebie samej. Zmrużyłam oczy, odwracając się na pięcie i szybko podeszłam do oskarżonego.

- Czy miał pan w rodzinie kogokolwiek, kto mógłby panu pomóc finansowo? – zapytałam ostro, opierając się dłońmi o biurko, na którym leżały wszystkie moje papiery z materiałami, potrzebnymi do dzisiejszej rozprawy. Olać je!

- Jestem jedynakiem, tak samo jak moja żona. Moi rodzice zmarli w wypadku samochodowym – odpowiedział natychmiast, podnosząc ręce w obronnym geście. Wiem, że jestem przerażająca, ale chyba nie aż tak.

- Czy ja mogę w końcu coś powiedzieć?! – warkną wkurwiony do granic możliwości Arthur.

- Nie! – krzyknęłyśmy na niego równocześnie z Alex tak, że aż spiął się w sobie. Biedny kretyn. Na reszcie ktoś mu pokazał, gdzie może sobie wsadzić swoje zdanie.

- A rodzina żony? – szatynka nie dawała za wygraną. Spiorunowałam ją spojrzeniem po raz kolejny dzisiejszego dnia.

- Matka Camile choruje na raka tarczycy i im również nie najlepiej się powodzi – powiedział niepewnie, odszukując wzrokiem swojej żony na widowni.

- Koniec tego! Obie na swoje miejsca, ogłaszam koniec rozprawy! Już wystarczająco się dziś was nasłuchałem, proszę o mowę końcową prokuratury! – wrzasnął nagle Fernando, na co my obie podskoczyłyśmy i udałyśmy się na swoje miejsca.

- Po raz kolejny widzimy się w sądzie podczas sprawy, której tak naprawdę można było uniknąć. Zawiodło państwo, zawiódł system, ale zawiodła również jednostka. Pieniądze można było załatwić w wiele innych sposobów, ale oskarżony postanowił zdobyć je na własną rękę, zagrażając przy okazji życiu innego człowieka. Proszę wysoki sąd o uznanie winy i wymierzenie kary pięciu lat pozbawienia wolności – zakończyła dziewczyna, a ja nie czekając nawet na udzielenie głosu podniosłam się z siedzenia i zaczęłam mówić to, co mi ślina na język przyniesie. W końcu spontaniczność zawsze jest najlepsza.

- Muszę niestety zanegować słowa pani prokurator. Owszem, zawiodło państwo, system i jednostka, ale ten ostatni czynnik został popchnięty do swoich czynów przez dwa poprzednie. Dzisiejsze czasy nie sprzyjają ludziom dookoła nawet w najmniejszym stopniu. Jesteśmy zmuszeni walczyć o wszystko, co nasze. Owszem, sprawa która jest dzisiaj rozstrzygana mogłaby w ogóle nie mieć miejsca, ale tylko, jeśli państwo dba o swoich obywateli i zapewnia im odpowiednie środki do życia, funkcjonowania. Dalej podtrzymuję moje stanowisko, w którym to oskarżony nie miał innego wyjścia, a został zmuszony do tego przez państwo, w którym się urodził, którego jest obywatelem. Apeluję o łagodny wymiar kary dla oskarżonego, w wysokości dwóch lat i zawieszenia wyroku na okres próbny. Dziękuję bardzo – nie siadałam już, ponieważ woźny ogłosił, żeby wszyscy się podnieśli, ponieważ dupa szanownego wysokiego sądu opuszcza nasze zacne zgromadzenie. Ale jestem wściekła. Na siebie, Lex i w ogóle wszystkich dookoła.

            Allan‘s POV

            Zapakowaliśmy się do samochodu z Liamem i pojechaliśmy do domu chłopaków. Na miejscu okazało się, że wszyscy, oprócz Nialla, którego w ogóle nie było, spali. Wiem, że byli wczoraj na jakiejś imprezie, ale bez przesady. Przecież jest czternasta, mogli sobie oszczędzić trochę alkoholu.

            Postanowiliśmy, że obudzimy obojga, bo przecież nie będziemy siedzieć sami, skoro można ich trochę pomęczyć. Wszedłem do pokoju Louisa i skrzywiłem się automatycznie, kiedy tylko zobaczyłem dziewczynę, mocno wtulającą się w jego bok. Jestem pewny, że Madeleine nie byłaby zadowolono z takiego obrotu akcji. Payne wspominał, że Tommo próbuje w ten sposób zapomnieć o Hostem i Lottie, ale wspominał również, że nie wychodzi mu to najlepiej. W cale się nie dziwię – przecież Madi jest niezastąpiona i jedyna w swoim rodzaju.

- Buuuuuudzimy się! – ryknąłem na całe gardło, podchodząc od razu do okna i otworzyłem je na oścież, pozwalając światłu wpadać do pokoju.

- Idź pomęczyć Zayna , błagam – jęknął cicho i nie zwracając uwagi na dziewczynę, przewrócił się na brzuch, zakrywając głowę poduszką. Szatynka podniosła się do siadu, starając się zasłonić kołdrą, przez co całe okrycie zjechało z chłopaka, odsłaniając jego gołą dupę.

- Fajne masz pośladki, Tommo – mruknąłem cicho, odwracając głowę w kierunku okna. Lou natychmiast wyszarpnął dziewczynie kołdrę.

- Nie rozumiem, co ty tu jeszcze robisz. Myślę, że nie byłaś na tyle pijana, żeby nie zapamiętać, gdzie są drzwi – warknął na szatynkę, zadziwiająco podobną do jednej z moich znajomych. Dziewczyna spuściła głowę, szybko ubrała się i w tempie natychmiastowym opuściła dom. Zauważyłem ją na drodze, jak wyciera policzki, najprawdopodobniej żałując tego, jak skończyła wczorajszej nocy.

- W taki sposób nie zapomnisz, a tylko jeszcze bardziej się katujesz – westchnąłem cicho, odwracając się przodem do Louisa. Szatyn mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, siadając na łóżku i zginając nogi w kolanach, oparł o nie łokcie, ukrywając twarz w dłoniach i pocierając ją kilkukrotnie.

- Wiem, ale inaczej nie daje sobie rady – jęknął żałośnie i odchrząknął kilkukrotnie, chcąc zamaskować to, że jego głos się załamał.

- Tommo, ona też tęskni. Jestem pewny, że wcześniej czy później zadzwoni. Musisz po prostu dać jej jeszcze trochę czasu. Madeleine… - zawahałem się przez chwilę. – Ta dziewczyna po prostu jest bardzo trudna do rozpracowania, ale jeśli raz jej na kimś zaczęło zależeć, to tak łatwo o nim nie zapomni.

- Dzwoniła, ale jak kretyn nie rozpoznałem głosu własnej siostry i zjechałem ją od początku do końca, przez co zerwała połączenie.

- Zadzwoni jeszcze raz. Zobaczysz.

            Charlotte‘s POV

            Siedzę sobie właśnie na korytarzu i staram się pocieszyć kobietę, która nie przestaje płakać. Cholerny Arthur wymierzył temu biednemu człowiekowi trzy lata pozbawienia wolności, bez możliwości wcześniejszego zwolnienia za dobre sprawowanie i na sam koniec powiedział, że powinien się cieszyć, że dostał tak łagodny wymiar kary. Jestem pewna, że największą rolę odegrał fakt, jak bardzo zadurzony jest w Alex. Popatrzyłam kątem oka na mężczyznę, wyprowadzanego przez dwóch policjantów. W ostatnim momencie złapałam sześciolatka, który chciał pobiec do swojego taty, żeby go przytulić. Zaczął głośno płakać i starał się wyrwać, ale na szczęście byłam od niego silniejsza i oszczędziłam mu jeszcze większego zawodu, kiedy dwóch, umundurowanych facetów nie pozwoliłoby mu nawet podejść do ojca. Wypowiedziałam w jego stronę ciche „przepraszam”. Uśmiechnął się do mnie blado, kiwając przecząco głową. Gdybym się wtedy powstrzymała i przestała przekrzykiwać ze Stane, to może wyszłoby to trochę inaczej. Podniosłam dzieciaka, sadzając go obok matki, żeby mógł się w nią wtulić.

- Przepraszam, że nie byłam wystarczająco dobra, żeby obronić pani męża. Postaram się to jakoś zrekompensować. Nie musi pani martwić się o to, co stanie się teraz z pani synem. Będzie miał najlepsze książki i ubrania ze wszystkich znajomych – zapewniłam, pocierając płaczącą kobietę po plecach. Po kilku sekundach podniosła się, przetarła twarz dłońmi, uśmiechnęła delikatnie i popatrzyła na mnie. Powstrzymałam się od odwrócenia głowy, kiedy zauważyłam niewyobrażalny ból jej oczach.

- Przecież to nie pani wina. Chciałam podziękować za to, jak starała się pani uratować mojego męża od więzienia. Prosiłam go wiele razy, żeby tego nie robił, ale on i tak mnie nie posłuchał – westchnęła ciężko, a jej głos po raz kolejny się załamał. Spuściła głowę, całując swojego syna w czoło i mocno do siebie przytulając.

            Odwróciłam głowę w kierunku Alex, która stała ze swoją klientką, a obie patrzyły się prosto w naszym kierunku. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, widząc jak Fernando podchodzi do nich z szerokim uśmiechem. Od razu odwróciłam wzrok, przenosząc go z powrotem na płaczącą kobietę. Chciałabym jeszcze coś zrobić, ale nie mam pojęcia, co.

- Kupię pani mieszkanie i będę płacić za rachunki, ale musi mi pani obiecać, że postara się znaleźć pani pracę, żeby było panią stać na jedzenie i ubrania – powiedziałam po chwili namysłu, sprawiając że Camile (z tego, co pamiętam, właśnie tak nazwał ją oskarżony) popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.

- Ja, ja… Ja nie mogę się na to zgodzić. To za dużo. Tak wiele już pani zrobiła – zaczęła się jąkać, machając rękami. Zaśmiałam się cicho.

- Niech się pani nie martwi. Stać mnie na to, a mały nie zasługuje na to, co go spotyka. Niech znajdzie sobie pani jakieś dwupokojowe mieszkanie i skontaktuje ze mną. Ma pani moją wizytówkę. A teraz przepraszam, ale naprawdę nie mogę już dłużej zostać, bo za chwilę mam spotkanie – uśmiechnęłam się lekko, kładąc dłoń na ramieniu kobiety i pocierając nim kilkukrotnie. Otworzyłam szeroko oczy, kiedy przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła z całej siły. W końcu mogłam komuś pomóc.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział Trzeci: "Głupia, głupszy i totalna kretynka." (II)

            Mygale's POV

            Siedzę właśnie w swoim pokoju i wpatruję się beznamiętnie w sufit. Już dawno powinnam spać, żeby móc jutro podnieść się do pracy, ale moje oczy jak na złość otwierają się zaraz po tym, jak je zamknę. Przekręciłam się na bok, układając dłoń pod policzkiem i zaczęłam obserwować wszystko, co dzieje się za otwartym oknem. Uwielbiam noc. Szkoda tylko, że przez ostatni czas nie mam szans na to, żeby usiąść spokojnie i pooglądać gwiazdy czy po prostu poleżeć na trawie właśnie o tej porze dnia. Zdecydowanie tracę ostatnie dni. Nawet w weekendy pracuję i nie mam czasu na to, co naprawdę kocham. Nie chcę takiego życia.

            Niall‘s POV

            Zmrużyłem oczy, odwracając na chwile głowę w kierunku Zayna, który siedział w samochodzie obok. Będziemy ścigać się we dwóch na pięciokilometrowej drodze przez Londyn. Wyścig nie potrwa dłużej, niż minutę, ale tyle nam wystarczy. Uważnie zacząłem przyglądać się dziewczynie, która stanęła pomiędzy nami. Kiedy tylko z impetem opuściła dłonie w dół, ja wbiłem mocno pierwszy bieg i od razu wystartowałem. Zacząłem omijać każdy samochód, który jechał przed nami, co nie było w cale takie łatwe, jakby się mogło wydawać. Bezpieczna jazda skończyła się w momencie, kiedy licznik wybił prawie dwieście kilometrów na godzinę.

            Uśmiechnąłem się do siebie tryumfująco, widząc metę naszego wyścigu, a ja cały czas byłem na prowadzeniu. Przed chwilą ktoś na CB zaczął narzekać na nas, cytuję, „gówniarzy, którzy dostali zbyt dobry sprzęt od rodziców na osiemnaste urodziny” i że jak nie przestaniemy, to wezwie policję. Jego problem, niech gliniarze 
sobie przyjeżdżają. I tak nie uda im się nas złapać. Uciekniemy im, jak za każdym poprzednim razem.

            Otworzyłem szeroko oczy, a zwycięski wyraz twarzy niemalże natychmiast zmienił się w dezorientację. Jakiś debil wyjechał mi z podporządkowanej, przez co musiałem mocno hamować, tym samym tracąc przewagę. Zayn przejechał linię mety, a ja uderzyłem z impetem w tył obcego samochodu. Wszystkie krzyki ucichły, a po tłumie, który nam kibicował przeszła fala przerażenia, pomieszanego z dezorientacją. Uderzyłem z całej siły w kierownicę, co nie było dobrym posunięciem, ponieważ trafiłem w poduszkę powietrzną, która natychmiast się otworzyła, przygniatając mnie do fotela. Zacząłem głośno przeklinać, kiedy zaczęło schodzić z niej powietrze.

- Żyjesz stary? – drzwi obok mnie otworzyły się, a w nich pojawił się Liam. Pokiwałem twierdząco głową i spróbowałem odpalić silnik.

- Musimy wywieźć ten samochód do jakiegoś obcego garażu i zacząć jak najszybciej naprawiać – warknąłem, czując ulgę w środku, kiedy pojazd bez najmniejszego problemu wznowił swoją pracę.

- Jedź do Allana – przyjaciel poklepał mnie po ramieniu, a ja tylko kiwnąłem głową i zacząłem kierować się we wskazane przez niego miejsce.

            Mygale's POV

            Popatrzyłam na zegarek, który wskazywał czwartą nad ranem. Już równe cztery godziny przewracam się po tym cholernym łóżku i za nic nie mogę usnąć. Westchnęłam zrezygnowana, podnosząc się z posłania i weszłam do garderoby, żeby przebrać się w dżinsowe spodnie, zwykły T-shirt, bluzę i kurtkę skórzaną. Chwyciłam kask, zbiegłam po schodach na dół i zbierając po drodze kluczyki od motoru weszłam do garażu. Nawet nie zapalając światła odnalazłam wybraną wcześniej maszynę. Założyłam kas, usiadłam na BMW HP4, którym Alex już dawno nie jeździła i wyjechałam na szosę, ówcześnie zamykając za sobą wjazd.

            Po jakimś czasie wjechał w las, kierując się prosto na naszą polanę, którą wcześnie sama przez przypadek znalazłam. Rozejrzałam się uważnie dookoła, żeby sprawdzić, czy aby na pewno nikt mnie nie obserwuje i czy żadne dzikie zwierzęta nie zechciały akurat teraz wyjść na spacer. Chyba bym się posikała ze strachu. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer, po czym przyłożyłam aparat do ucha. Tak naprawdę nie wiem, co mną kieruje. Po prostu w końcu znalazłam w sobie na tyle odwagi, żeby do niego zadzwonić.

            Niall‘s POV

            Allan zdziwił się, widząc nas w progu, ale od razu zaprosił całą naszą czwórkę do środka. Chyba przerwaliśmy mu sen, bo otworzył nam ubrany w piżamę i całkowicie zaspany. Obiecał, że zajmie się moim samochodem, który skończy naprawiać jeszcze przed powrotem do Ameryki. Widziałem po Louisie i Zayn ‘ie, że tak jak ja chcą zapytać, gdzie teraz są dziewczyny, ale żadne z nad tego nie zrobił. To było bardziej, jak pewne, że chłopak odmówi nam udzielenia jakichkolwiek informacji. Przecież i tak dużo zrobił, mówiąc nam, że uciekły do Ameryki.

            Nagle poczułem wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon, sprawdzając na wyświetlaczu, kto postanowił skontaktować się ze mną o wpół do pierwszej w nocy. Zamrugałem kilkukrotnie, myśląc że mi się przywidziało, kiedy zobaczyłem napis „Mygale”. Natychmiast podniosłem się z kanapy i wyszedłem na pole, odbierając telefon i przykładając go do ucha.

~ Natalie? – zapytałem cicho, siadając na schodach. Chyba zaraz przewrócę się z wrażenia, więc lepiej temu zapobiec.

~ We własnej osobie – usłyszałem szept dziewczyny po drugiej stronie. Poczułem dziwną ulgę na sercu.

~ Po co dzwonisz? – zapytałem szorstko, przypominając sobie, jak bardzo zawiedziony byłem, kiedy okazało się, że ona naprawdę jest sławną w całej Anglii Mygale. Cały czas uważam, że potraktowała mnie źle, nie chcąc mi o tym powiedzieć. Przecież nikomu bym nie wygadał.

~ Chciałam porozmawiać, ale widzę, że to nie był najlepszy pomysł – ton jej głosu cały czas się nie zmieniał i mogłem wyczuć w wypowiedzi dziewczyny zawiedzenie.

~ No popatrz, dziwne – zakpiłem, nie zważając na to, że teraz najprawdopodobniej mogę słyszeć ją po raz ostatni, bo więcej nie będzie ze mną chciała rozmawiać. Stary uraz postanowił dać o sobie znać.

~ Nie, w cale. Obiecuję, że już więcej nie zadzwonię. Chciałam tylko… - zawahała się przez chwilę, kiedy głos jej się załamał. – Z resztą nie ważne – w słuchawce zabrzmiał dźwięk zrywanego połączenia, który wybudził mnie jakby z transu.

- Natalie, kurwa nie rozłączaj się! – krzyknąłem do telefonu, ale nikt się nie odezwał. Spróbowałem zadzwonić do niej kilkukrotnie, ale wyłączyła komórkę. No po prostu zajebiście. Nie powinienem zrobić teraz nic innego, jak strzelić sobie kulkę w łeb, za moją głupotę.

- Czemu się tak drzesz? – obok mnie z nikąd pojawili się wszyscy, a ja tylko prychnąłem, podnosząc się ze schodów i zacząłem chodzić w te i z powrotem, wplatając palce we włosy i zaczynając ciągnąc za nie z całej siły.

- Bo kurwa lubię! – warknąłem, patrząc na niego z chęcią mordu. Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale w ostatnim momencie zrezygnowałem. Machnąłem na nich ręką, podszedłem do samochodu Tommo, wsiadłem do niego i czekałem, aż w końcu pojedziemy do domu, żeby móc iść na siłownię i się wyładować. Chce być już w pracy.

            Mygale's POV

            Poniedziałek. Jak ja uwielbiam wstawać w ten dzień rano, szczególnie po tak udanej niedzieli, jaką miałam wczoraj i przespanej półtorej godziny. Zwlekłam się niechętnie z łóżka, od razu udając się do łazienki, w której pierwsze co zrobiłam, to przemyłam twarz zimną wodą. Nie mam zamiaru przeglądać się w lusterku, dopóki nie wezmę zimnego prysznica i będę już w pełni umyta. Po co jeszcze bardziej niszczyć sobie ten cholerny poniedziałek?

            Po piętnastu minutach stałam w garderobie i wybierałam dzisiejszy strój. Na szczęście mam tylko dwie rozprawy, a potem cały dzień wolny. Właśnie dlatego chciałam zostać sędzią. Co prawda czasami mam tak cholernie trudne sprawy, że muszę posiedzieć nad nimi do wieczora, żeby dobrze zdecydować, ale i tak mam 
zdecydowanie więcej czasu wolnego tylko dla siebie, niż dziewczyny.

            Założyłam na siebie białą koszulę, czarną spódnicę i tego samego koloru marynarkę oraz szpilki. Przewiesiłam sobie torebkę przez ramię i szybkim krokiem ruszyłam do garażu po Mercedesa R8 Sportsback, który był moim ulubionym samochodem ze wszystkich, jakie miałyśmy. Wyjechałam na ulicę, nie zamykając za sobą wjazdu, bo dziewczyny też zaraz będą wybywać do pracy.

            Zatrzymałam się przed budynkiem sądu i szybkim krokiem weszłam do środka, od razu kierując się do windy, która zawiezie mnie wprost na piętro, gdzie mam swój gabinet. Uśmiechnęłam się lekko, witając tym samym swoją znajomą, która nie wyglądała dzisiaj najlepiej. Biedna Nadia pewnie znów musiała siedzieć do późna nad papierami. No cóż, przecież sama wiem, jakie to przyjemne zajęcie. Kiedy tylko winda zatrzymała się, wysiadłam z niej i skierowałam na sam koniec korytarza. Wybrałam właśnie ten pokój, ponieważ jest w nim najwięcej okien, dzięki czemu mogę je otwierać i nie jest aż tak gorąco, jak w pomieszczeniach, znajdujących się w środku korytarza. Sprawdziłam godzinę i chwytając swoją togę z powrotem skierowałam się do windy, żeby zdążyć na pierwszą rozprawę. Cholernie chce mi się jeść, ale wytrzymam tych kilka godzin. Przynajmniej mam taką nadzieję.

            Niall‘s POV

            Wszedłem spokojnym krokiem do warsztatu, odszukując wzrokiem samochód, którego naprawiam już od kilku dni. Zostało mi jeszcze wymienić w nim wszystkie płyny i podejrzewam, że dokładnym przeglądzie będzie można wyjechać na jazdę próbną. Tak swoją drogą, to dość śmieszna historia jest z tym pojazdem. Podobno dziewczyna, do której on należy, specjalnie spowodowała wypadek, żebym tylko to ja naprawił jej ten samochód. Zaśmiałem się na samo wspomnienie. Wiem, że dziewczyny szaleją za takimi chłopakami, jak my, ale bez przesady. Jakieś granice zdrowego rozsądku powinno się zachowywać, bo zawsze mogło skończyć się to dla niej kilkukrotnie gorzej. Na przykład samochód, z którym się zderzyła (Louis się nim zajmuje i jest on dwa razy gorzej uszkodzony, niż ten ode mnie) mógł nie zdążyć wyhamować na tyle, żeby nie doszło do tragedii. A podobno myślenie nie boli.

            Podświadomość od razu podsunęła mi obrazy z wczorajszej nocy, kiedy to przejechałem się po Natalie tylko dlatego, żeby wyładować na niej swoją złość. Cholernie tego żałuję i próbowałem dodzwonić się do niej jeszcze dzisiaj rano, ale automatyczna sekretarka za każdym razem informuje mnie, że telefon jest wyłączony lub jest poza zasięgiem. Zdecydowanie obstawiam to pierwsze. Gdybym tylko mógł cofnąć czas, to na pewno postąpiłbym zupełnie inaczej i oszczędziłbym sobie kilku słów, które niepotrzebnie wczoraj wypowiedziałem.

            No, ale nie mogę i właśnie dlatego jestem dzisiaj na warsztacie, chociaż mogłem mieć wolny dzień. Właśnie tak postanowiliśmy z chłopakami – skoro pracujemy w sobotę, to w poniedziałek można sobie odpocząć. No, przynajmniej jeden i to tylko dlatego, że pierwszy raz od dawna się ścigaliśmy. Ale wracając do tematu. Zdecydowałem się dzisiaj pracować, żeby nie myśleć o Mygale, bo w dość szybkim tempie wykończyłbym tym sam siebie.

            Westchnąłem cicho, kiedy zorientowałem się, że od kilku minut stoję bezczynnie w wejściu do garażu i nie robię nic konkretnego, tylko zastanawiam się nad głupotą swoją i ludzi dookoła mnie. Wolnym krokiem podszedłem do samochodu, od razu otwierając jego maskę i zabrałem się za wymieniania płynu hamulcowego. Zapowiada mi się zajebisty dzień…
           
            Mygale's POV

            Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy tylko wyszłam na zewnątrz. Co prawda została mi na dzisiaj jeszcze jedna rozprawa, którą ostatnio odroczyłam, ale mam wystarczająco dużo czasu, żeby zjeść jakieś szybkie śniadanie. Całe ostatnie trzy godziny starałam się zapanować nad głośnym burczeniem. Kilka razy musiałam zignorować zdziwione spojrzenia, rzucane w moją stronę, co nie było w cale takie łatwe, kiedy musiałam jednocześnie ignorować głód i słuchać zeznań świadków. No cóż, ale przynajmniej nie miała nudno.

            Kiedy tylko zaświeciło mi się zielone światło, przeszłam na drugą stronę ulicy od razu kierując się do kawiarni po moje ulubione cappuccino. Od kilku miesięcy nie mogę bez niego żyć i kiedy tylko mam okazję wysyłam po nie mojego stażystę. Niech się chłopak trochę nagimnastykuje, bo potem już nie będzie miał już tak wielu okazji, kiedy tylko zostanie sędzią. Wredna jestem, wiem, ale takie jest życie.

            Kiedy tylko mój napój bogów był gotowy poszłam do zupełnie innej restauracji, zamawiając sobie sałatkę na wynos i razem z nią wróciłam do swojego gabinetu.

            Zamknęłam za sobą drzwi, witając się uśmiechem z Davidem, który siedział przed komputerem i wypełniał jedne z wielu papierów, które ostatnio mu przekazałam. Chłopak odpowiedział tym samym, zaraz potem wracając do przerwanej na chwilę pracy. Ja natomiast w końcu mogłam wziąć się za zjedzenie swojego śniadania, ale i tak co chwilę zerkałam do sterty papierów, dotyczących kolejnej na dzisiaj rozprawy. I ostatniej, z czego się niesamowicie cieszę. Już mam ułożoną listę planów na to, co będę robić po powrocie do domu. Opalać się na leżaku przy naszym basenie, koniec.

            Niall‘s POV

- Dzień dobry – usłyszałem radosny, dziewczęcy głos. Westchnąłem ciężko pod nosem, uświadamiając sobie, że tylko ja jestem na warsztacie. Zaczynam żałować, że otworzyłem go dzisiaj. Przecież mogłem spokojnie tylko naprawiać sobie samochody i wtedy nikt by mi w tym nie przeszkadzał.

- Dzień dobry – mruknąłem mniej chętnie i podszedłem do tlenionej blondynki, nie przestając wycierać dłoni w szmatę.

- Chciałam zapytać na kiedy mniej więcej będzie gotowy mój samochód – uśmiechnęła się do mnie szeroko, zaczynając bawić się puklem swoich włosów. No bez przesady, czy otwierając warsztat napisaliśmy na drzwiach „chętni na wszystkie propozycje matrymonialne”? No właśnie ja też sobie nie przypominam.

- To zależy który. Wie pani, mamy ich tutaj kilka – wymusiłem lekki uśmiech na swoje usta i odrzuciłem ścierkę na blat biurka. Dziewczyna wydęła wargi, załamując ramiona. Jak można nie znać marki swojego prywatnego samochodu? Machnąłem na nią ręką, kierując się prosto do pomieszczenia, gdzie stoją wszystkie naprawiane przez nas samochody. Kątem oka widziałem, jak rozgląda się uważnie dookoła.

- To ten – wskazała palcem na samochód, który jest naprawiany przez Zayn‘a. Ułożyłem usta w dzióbek i podszedłem do niego, zaglądając mu pod maskę, gdzie wszystko było rozmontowane.

- Tak naprawdę to nie jestem w stanie tego pani powiedzieć osobiście, ale niech da mi pani chwilę, to zadzwonię to znajomego  - mruknąłem cicho, starając się, żeby mój głos brzmiał jak najmniej niechętnie.

 - Ależ oczywiście, nie mam nic przeciwko – poszerzyła uśmiech, pozwalając białym, prostym zębom ujrzeć światło dzienne. Dziewczyna była naprawdę ładna, ale i tak dużo brakuje jej do Natalie. Nie! Nie będę o niej teraz myślał. To nieodpowiedzialne, przecież jestem w pracy.

            Wyjąłem telefon wybierając numer Mulata. Kiedy nie odebrał połączenia w cale nie zdziwiłem się, że zrobił tak, a nie inaczej. Przecież wczoraj chłopaki zastrzegali się, że będą spać do oporu. Ponowiłem próbę jeszcze kilkukrotnie, aż w końcu mi się udało.

~ Jeżeli kurwa nie masz dobrego powodu, dla którego właśnie mnie obudziłeś, to możesz pakować swoje rzeczy, jeśli nie chcesz zginąć, zabity przez własnego przyjaciela – usłyszałem warknięcie po drugiej stronie, na które tylko głośno się zaśmiałem.

~ Możesz mi powiedzieć, ile czasu potrzebujesz jeszcze, żeby skończyć naprawę Audi A4, które niedawno przyjechało na warsztat? – zapytałem na tyle głośno, żeby dziewczyna usłyszała, o czym rozmawiam.

~ Skąd ja mam wiedzieć! Przecież przyszło do mnie wczoraj z zupełnie zjebaną elektryką, a ja nie jestem wróżką, żeby przewidzieć, ile czasu mi to zajmie! – jęknął żałośnie, a po drugiej stronie dało się usłyszeć, jak wstaje i otwiera drzwi balkonowe, znajdujące się w jego pokoju.

~ Tak, pani przyszła do warsztatu osobiście, żeby się tego dowiedzieć i jak najbardziej, zależy jej na czasie – mruknąłem, udając że odpowiadam na niezadane pytania Mulata. Blondynka przechyliła głowę, przyglądając mi się uważnie.

~ Powiedz jej, że może przyjść i zapytać o brykę za tydzień, ale nic nie obiecuję. A teraz żegnam się z panem uprzejmie, ale chce mi się zapalić – w słuchawce rozniósł się dźwięk zrywanego połączenia, na co tylko westchnąłem ciężko, chowając telefon z powrotem do kieszeni.

            Nienawidzę zajmować się brudną robotą, a tym właśnie jest spławianie pustych lasek, które myślą, że jak zepsują sobie samochód, to zwrócimy na nie uwagę. Nie przewidziały jednak, że możemy wziąć je za skończone kretynki, ale cóż. Każdy kij ma dwa końce. Zawsze można spróbować szczęścia.

- Znajomy powiedział mi, żeby przyszła pani do nas za tydzień bo usterka jest dość poważna, a on chce zająć się pani samochodem jak najlepiej, żeby w przyszłości nie miała pani z nim żadnych problemów – i nie musiała więcej przychodzić do naszego warsztatu, zawracać nam niepotrzebnie dupy. Szkoda, że tej drugiej części kwestii nie mogłem wypowiedzieć na głos.

- Tak, oczywiście – powiedziała lekko zawiedziona i ruszyła w kierunku wyjścia. Całe szczęście, że nie była jedną z tych, które stoją tutaj do momentu, aż nie każe im się wyjść.

            Mygale's POV

            Jestem z siebie bardzo zadowolona, ponieważ udało mi się doprowadzić tą cholerną sprawę do końca i teraz leżę sobie przed basenem w samym stroju kąpielowym, opalając się. Nie ma lepszej rozrywki, jak to. Szczególnie, że obok mnie, na stoliku stoi mój ulubiony drink. Nie wiem, czy pamiętacie, ale to ja z naszej trójki, teraz już czwórki, najlepiej znam się na alkoholach. No, ale nie ważne.

            Jeżeli chodzi o zupełnie nieudaną rozmowę z Niallem – mój telefon w dalszym ciągu jest wyłączony i jak na razie nie mam jeszcze odwagi, żeby go włączyć. Mam w sobie jakąś blokadę, cały czas powtarzającą mi, że on nie chce ze mną rozmawiać, więc mogę spodziewać się jakiegoś mało przyjemnego SMS ‘a. Jak na razie nie chcę psuć sobie humoru jeszcze bardziej i postanowiłam, że poczekam przynajmniej tydzień na zrobienie czegokolwiek. Jeżeli znajdę na komórce dużo nieodebranych połączeń, to kto wie… Może nawet oddzwonię do Horan ‘a i spróbuję z nim jeszcze raz porozmawiać…

piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział Drugi: "Nieudane próby." (II)

            Hostem's POV

            Przejechałam niezauważona na metę dzisiejszego wyścigu, żeby móc zobaczyć, jak moja przyjaciółka jako pierwsza przekracza linię mety. Uwielbiałam mieć świadomość, że w jakim miejscu na świecie się nie pojawimy, to i tak po jakimś czasie jesteśmy najlepsze ze wszystkich. Jednak to właśnie tutaj, w Ameryce, każdy tryumf przynosi najwięcej przyjemności, ponieważ w Rio de Janeiro ludzie przypomnieli nam, jak smakuje gorzka porażka. Wyścigi są zdecydowanie bardziej emocjonujące, kiedy tak naprawdę nie wiesz, czy uda ci się pokonać rywali i musisz dawać z siebie dwieście procent. Tutaj talent nie wystarczy. Trzeba mieć ogromne umiejętności, które powinno się cały czas rozwijać, bo w innym przypadku po jakimś czasie mogą się one okazać za małe. Dobrze wiem, co robiła Alex i w tajemnicy przyznam się, że ja w cale nie byłam lepsza. Z resztą Natalie również lubiła wyżywać się na nic nikomu winnych policjantach.

            Zatrzymałam motocykl, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy blondynka przejechała przez białą kreskę, która jutro będzie jedynym dowodem na to, że cokolwiek miało tutaj miejsce dzisiejszego wieczoru. To kolejna zaleta wyścigów w Ameryce – doskonała organizacja. Służbom rzadko kiedy udaje się złapać kogokolwiek, kto brał w nich udział. Ludzie znają mnóstwo sposobów na to, jak uciec niezauważonym i wmieszać się natychmiast w dość niewielki, co normalne o tak późnej godzinie, tłum. Nie, żebym lekceważyła Anglików, ale niestety prawda wygląda tak, jak wygląda.

            Wyciągnęłam dłoń w kierunku Sorex, którą ona natychmiast uścisnęła. Zdjęłam z pleców niewielki plecak, do którego wsadziłam wygraną blondynki, przyniesioną przez uśmiechniętego chłopaka, który wcześniej zajmował się oprawą muzyczną. Z tego, co wiem, teraz będzie jakaś impreza, ale ja nie mam siły, żeby na niej zostać. Widzę, że Lex również, bo ona jako pierwsza ruszyła w kierunku wyjazdu z tego miejsca. Kiwnęłam głową do grupki naszych znajomych i pojechałam za nią.

            Droga minęła nam bardzo szybko. Widziałyśmy kilka radiowozów, szukających miejsca naszego wyścigu, którzy krążyli w te i z powrotem po głównych ulicach. Ich niedoczekanie. Usiłowałyśmy stwarzać pozory, dzięki którym nie byliby w stanie domyśleć się, że my właśnie stamtąd wracamy. Na szczęście tym razem nam się udało.

            Zaparkowałyśmy nasze motory w garażu i ściągając po drodze kaski, weszłyśmy do wnętrza domu. Natalie siedziała, a właściwie spała, na kanapie w salonie. Telewizor był włączony na jakiejś komedii romantycznej, którą kojarzyłam z jednego, z naszych babskich wieczorów. Tak swoją drogą musimy w końcu jakiś zorganizować, bo już nie pamiętam, kiedy miałyśmy ostatni.

- Zostaw ją, niech sobie jeszcze chwilę pośpi, a potem spróbujemy ją jakoś dotransportować w jednym kawałku do łóżka – mruknęła Stane, kiedy kucnęłam przy blondynce i chciałam ją obudzić. Wzruszyłam ramionami, podnosząc się z podłogi, po czym szybkim krokiem poszłam do swojego pokoju po jakąś piżamę. Nie chce mi się spać, ponieważ emocje dalej mnie trzymają, ale chce w końcu pozbyć się kilku ubrań.

            Louis‘s POV

            Odprowadziłem wzrokiem Malika na piętro, po czym sam udałem się do kuchni. Widzę, że od dwóch lat męczy się z tym wszystkim, co dookoła niego się dzieje i w sumie nie dziwię mu się, bo ja czuję się dokładnie tak samo. Tylko, że ja mam trochę inny sposób na odreagowanie, niż praca. Wszystkie dziwki, które przez ostatnie kilkanaście miesięcy zawitały do mojego pokoju, zostały porównane do Madeleine pod każdym możliwym względem. Nie mogę o niej zapomnieć w żaden możliwy sposób. Nawet, jeśli jestem najebany w trzy dupy, to i tak staram się dostrzec w nich namiastkę szatynki.

            Lottie brakuje mi tak samo bardzo. Wiem, że jestem sam sobie winny tego, że moja siostra uciekła i nawet nie chciała ze mną porozmawiać. Nie dziwię się jej decyzji nawet w najmniejszym stopniu, chociaż na początku trudno było mi zrozumieć, dlaczego postąpiła tak, a nie inaczej. Chciałem sobie wmówić, że mogła przyjść i ze mną porozmawiać, ale bardzo szybko uświadomiłem sobie, że wiele razy próbowała, a ja za każdym wywijałem się od wszystkiego jakąś tanią podróbką wymówki. Czy żałuję? Cholernie, ale nie jestem w stanie cofnąć czasu i zmienić swoich błędów. Cały czas jednak mam nadzieję, że Lottie przynajmniej do mnie zadzwoni. Nie oczekuję od niej niczego więcej, tylko tego jednego, głupiego telefonu.

            Westchnąłem cicho, wyglądając przez okno. Jak to w Londynie bywa – właśnie zanosiło się na mocny deszcz. Szczerze powiedziawszy bardzo go lubiłem. Czasami siadałem przed szybą i bezsensownie wpatrywałem się w strugi deszczu, spływające kaskadami po szklanej powłoce, oddzielającej mniej od podwórza. Zdarzało mi się również spacerować podczas ulewy. Nie obchodził mnie fakt, że moje ubrania prawie natychmiast przemakały i ciążyły mi na ciele. Chciałem po prostu pobyć sam i przemyśleć wszystkie męczące mnie sprawy bez jakichkolwiek ludzi dookoła. A przecież nikt normalny nie wychodzi z domu podczas deszczu.

            Wspiąłem się po schodach i wszedłem do wolnej już łazienki, gdzie wziąłem szybki, gorący prysznic. Nie mam siły na myślenie, więc muszę jakoś się uśpić, a nie znam skuteczniejszego sposobu, niż ten. Z ręcznikiem, zawiniętym dookoła bioder, przeszedłem do swojego pokoju, od razu zamykając za sobą wejście. Ubrałem na siebie bokserki i odrzucając ręcznik na podłogę, położyłem się do łóżka, niemalże natychmiast zasypiając.

            Hostem's POV

            Podniosłam się z łóżka, od razu uśmiechając się szeroko. Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia, co tak dobrze wpłynęło na mój dzisiejszy nastrój. Może fakt, że ktoś z naszego teamu po raz kolejny nie dał się zwyciężyć podczas wyścigu. A może po prostu słońce sprawiało, że od samego rana chciało mi się śmiać. Przeciągnęłam się w drodze do drzwi, po czym po woli zeszłam na dół, od razu kierując się do kuchni. Pomimo dobrego humoru czułam niesamowitą suchość w ustach. Otworzyłam lodówkę, wyjmując z niej wodę mineralną, po czym pociągnęłam z butelki kilka sporych łyków.

            Kiedy tylko odłożyłam plastik z powrotem na miejsce, podeszłam do czajnika i włączyłam go, żeby zagotować wodę na czerwoną herbatę. Od jakiegoś czasu piję ją wręcz litrami, żeby ratować sobie resztki żołądka, który ostatnio nie miał styczności z normalnym jedzeniem. Na początku nie mogłam przestawić się na żarcie z sieciówek, ale na szczęście bardzo szybko mi się to udało. I chociaż staram się ograniczać fast foody, to i tak nie mam czasu na gotowanie.

            Zaparzyłam sobie napój i z kubkiem przeszłam do salonu, gdzie Natalie oglądała jakiś poranny program. Zmierzyłam ją uważnym spojrzeniem, żeby sprawdzić, czy jest w takim samym nastroju, jak ja, czy może u niej trochę gorzej. Po kilku sekundach musiałam niestety obstawić drugą wersję. W sumie, to nawet jej się nie dziwię. Żadna z naszej czwórki nienawidzi siedzieć nad jakimiś durnymi papierzyskami po nocach, ale ostatnio zdarza nam się to coraz wcześniej. Musze powiedzieć swojemu asystentowi, żeby załatwił mi kilka dni wolnego i pojedziemy gdzieś w tak zwaną cholerę. W końcu nam też należy się chociaż odrobina odpoczynku od tej całej charówki, jaką funduje nam nasz zawód. Szczerze powiedziawszy zaczynam zastanawiać się, dlaczego nie wybrałyśmy czegoś innego. Zdecydowanie poradziłybyśmy sobie, jako mechanicy, a Allan na pewno nie odmówiłby nam, gdybyśmy chciały pracować u niego w warsztacie. I równie szybko uświadamiam sobie, że niestety na początku postawiłyśmy na nieukrywanie się i taki zawód byłby zbyt oczywisty, przez co mogliby nas szybciej dopaść.

            Nie wspominałam również o tym, co dzieje się z Sandrą. Otóż mieszka z nami i jeszcze nie słyszałam, żeby narzekała na cokolwiek, co jest związane z życiem w Rio de Janeiro. Ma mnóstwo koleżanek i potrafi całymi dniami przesiedzieć na podwórku, bawiąc się z nimi w każdą możliwą zabawę, co mnie bardzo cieszy. A jeszcze bardziej jestem zadowolona z faktu, że moja księżniczka jest szczęśliwa, jak nigdy wcześniej. Uwielbiam patrzeć, kiedy chodzi uśmiechnięta.

            Aktualnie Sandra jest na jakiejś szkolnej wycieczce i wraca równo za tydzień. Może właśnie wtedy powinnam sprawić sobie urlop i zabrać się z nią gdzieś za miasto. Ogólnie wiadomo, że San jest moją córeczką. Właśnie dlatego nie przefarbowałyśmy jej włosów, ani nic takiego, a ja dostałam blond perukę. Powiedziałyśmy, że Sandra po prostu wdała się bardziej w tatę. Na szczęście wszyscy zdołali nam uwierzyć w kolejne kłamstwo.

- Madeleine, pojedziesz ze mną gdzieś na kraniec miasta? – zapytała cicho Lottie, stając w wejściu do salonu. Była już w pełni ubrana i przyglądała mi się niepewnie. Popatrzyłam na nią, marszcząc czoło, ale w końcu kiwnęłam twierdząco głową i podniosłam się z siedzenia.

- Daj mi dziesięć minut, muszę się ogarnąć – uśmiechnęłam się do niej, po czym szybko poszłam do swojego pokoju, a z niego prosto do garderoby, gdzie wygrzebałam pierwsze lepsze ubrania i naciągnęłam je na siebie szybko.

            Nie starałam się wystylizować dzisiaj na Anabelle, ponieważ nie mam zamiaru zmarnować całej niedzieli na udawanie kogoś, kim tak naprawdę nie jestem nawet w najmniejszym procencie. Mam nadzieję, że w lesie za miastem, nikt nie będzie chciał spędzać wolnego dnia i nie rozpozna mnie, ani Charlotte.

            Zeszłam szybko ze schodów i posłałam delikatny uśmiech Lottie, po czym machnęłam głową w kierunku drzwi, żeby dać jej do zrozumienia, że może już wyjść na podjazd. Sama natomiast poszłam do garażu, gdzie wsiadłam do Mercedesa klasy GL i wyjechałam. Blondynka bez słowa zajęła miejsce pasażera, a ja ruszyłam w miejsce, gdzie już kilka razy Alex i Nat rozmawiały ze swoimi braćmi. Tak swoją drogą, to ja jeszcze nie dzwoniłam do ani jednej osoby z Anglii, bo tak naprawdę, to nie mam do kogo. Kiedy tylko poszła fama, że córki znanych prawników są „tą” trójką i na dodatek uciekły, porywając wcześniej dziecko (oczywiście wątku Sandry nie można było ominąć, żeby dać, wtedy jeszcze siedmiolatce, spokój) większość się od nas odwróciła. A przecież i tak nie było ich dużo. Prawie nikt z nich nie chciał odebrać od nas telefonu. Reasumując – nie każdy kto podaje się za naszego przyjaciela faktycznie nim jest. Ich strata, mój zysk, bo nie muszę myśleć o kimś, kto nawet nie przejąłby się tym, że miałam jakikolwiek wypadek.

            Zjechałam z głównej ulicy na leśną ścieżkę i zaczęłam się uważnie rozglądać dookoła, żeby nie przegapić kolejnego zjazdu. Natalie opowiadała, że znalazła to miejsce całkowicie przypadkowo, kiedy uciekała przed bandą jakichś kolesi, którzy chcieli ukraść jej samochód. Sytuacja w Brazylii faktycznie wygląda tak samo beznadziejnie, jak kreują ją media i na początku nie mogłyśmy przyzwyczaić się do tego, że przypadkowa osoba z ulicy może dopaść cię w korku i zacząć w ciebie mierzyć karabinem, albo inną – równie niebezpieczną – bronią palną. Kiedy Alex pozbyła się w ten sposób jednego z samochodów, Allan wymienił nam wszystkie szyby na kuloodporne. Może i zajęło mu to prawie miesiąc, ale chłopak uparł się, że nie da nam zginąć przez jakiegoś popaprańca, któremu znudziła się strzelnica.

            Ja w cale nie patrzę tak na tych ludzi. Po prostu większość z nich nie ma już innego wyboru i żeby móc dać dzieciom cokolwiek do jedzenia, nie mówiąc już o ubraniu ich, musi kraść, aby zdobyć na to pieniądze. Jestem pewna, że próbowali znaleźć pracę, bo przecież nikt dobrowolnie nie wybrałby życia w slumsach. Oczywiście pomijając jakichś szaleńców, którzy za wszelką cenę chcą zdobyć dobry materiał na film, albo reportaż.

            Zatrzymałam samochód. Dookoła nas nie było nic innego, jak tylko drzewa, ale i tak wyglądało to niesamowicie, kiedy z góry padało światło, podświetlając zielone liście. W lesie nie było również gorąco, ponieważ gdzieś niedaleko znajdowała się rzeka, od której wiał chłodny wiatr. Jednym słowem uwielbiałam tu przebywać.

            Wysiadłyśmy obie z samochodu i usiadłyśmy na masce pojazdu, a Lottie od razu wyjęła telefon, odszukując w nim numer swojego brata. Już miała do niego zadzwonić, ale w ostatnim momencie zawahała się i zablokowała komórkę, którą zaczęła się bawić, cały czas patrząc na nią i zastanawiając się. Nie mam zamiaru jej pospieszać. Dobrze wiem, co przeżywa i szczerze jej tego współczuję. W końcu jednak zrobiła to, z czego przed chwilą zrezygnowała. Powodzenia, Lottie.

            Louis‘s POV

            Siedziałem właśnie z chłopakami w salonie i bezsensownie wgapiałem się w telewizor, który włączyliśmy na jakiejś bezsensownej komedii, którą chciał oglądać Niall, a my pozwoliliśmy mu na to tylko dlatego, że tak naprawdę nic innego nie było. Masakra, jakich mało. Nagle poczułem wibracje w kieszeni. Zmarszczyłem brwi, analizując wszystkie imprezy, które mogły być zorganizowane, albo ludzi, którzy chcieliby ze mną rozmawiać i kiedy nic sobie nie przypomnieć postanowiłem odebrać, nawet nie patrząc na wyświetlać, żeby sprawdzić kto dzwoni.

~ Słucham – mruknąłem od niechcenia, przyciszając telewizor, żeby nie przeszkadzał mi w rozmowie. Wszystkie spojrzenia jak na zawołanie skierowały się prosto na mnie i zaczęły przyglądać mi się z zaciekawieniem. Serio ludzie, nie widzieliście, jak ktoś przez telefon rozmawia? – Słucham – powtórzyłem trochę ostrzej, kiedy po drugiej stronie panowała zupełna cisza.

~ Louis? – zapytał cichy, piskliwy głosik. Po raz kolejny dzisiejszego dnia zmarszczyłem brwi, starając się cokolwiek sobie przypomnieć. Skądś kojarzyłem ten głos, ale za cholerę nie wiem, skąd.

~ Przy telefonie. Z kim rozmawiam? – zapytałem, żeby się upewnić, kto jest moim rozmówcą. Widziałem, jak Liam podnosi się i siada obok mnie, żeby coś usłyszeć. Niech sobie słucha, ta osoba mówi tak cicho, że i tak pewnie nie da rady niczego się dowiedzieć.

~ Louis… - nie no ludzie. Ja rozumiem, dosyć znany jestem i bardzo przystojny,               ale laska mogłaby się przynajmniej przedstawić.

~ Słuchaj wiem, jak mam na imię. Jeśli nie masz mi nic więcej do powiedzenia, to ja spadam. Nara – warknąłem mało uprzejmie i już miałem się rozłączyć, ale w ostatnim momencie przerwał mi jeszcze jeden głos, który kojarzyłem bardzo dobrze.

~ Ja wiem, że ty jesteś kretynem, Tomlinson, ale żeby własnej siostry nie rozpoznać, to naprawdę trzeba się wysilić.

~ Madeleine! – krzyknąłem, podrywając się z kanapy, a wszyscy popatrzyli na mnie szeroko otwartymi oczami. Nareszcie mogę z nimi porozmawiać. Chwila… - To przed chwilą. To była Lottie? – zapytałem cicho, otwierając sobie oczy, a moja podświadomość wymierzyła mi mocnego kopniaka w twarz, a chwilę później w krocze. Ciekwe dlaczego ta podświadomiość miała śliczny uśmiech i brązowe włosy.

~ Dobrze wiem, jak mam na imię, a skoro nie masz mi nic więcej do powiedzenia, to ja spadam. Nara – warknęła dziewczyna i zerwała połączenie.

- Madeleine, kurwa no przepraszam! – krzyknąłem, ale one już tego nie słyszały. Rzuciłem komórką o ścianę, przez co rozpadła się i z hukiem uderzyła o ziemię, a ja sam, wściekły na siebie do granic możliwości, wyszedłem z domu do ogrodu i zacząłem kopać piłką do bramki, rozstawionej przy płocie.

            Ona miała cholerną rację. Jak można być takim frajerem, żeby nie rozpoznać głosu własnej siostry?! Czekałem na ten telefon pierdolone dwa lata, teraz wszystko zjebałem i najprawdopodobniej już więcej do mnie nie zadzwonią. Ja to potrafię sobie wszystko pięknie utrudnić! Kurwa jego mać!

            Hostem's POV

            Przyglądałam się uważnie Charlotte, która cały czas siedziała na masce samochodu z tą różnicą, że teraz schowała twarz w dłoniach. Tommo popisał się po całości i teraz może sobie tylko pogratulować inteligencji. Schowałam telefon blondynki do kieszeni i podeszłam do niej, przytulając ją do siebie. Nie odrzuciła mnie, ale i nie zareagowała w żaden sposób. Biedna.

- Nie poznał mnie – powiedziała cicho, a jej głos się załamał. Nie, proszę. Tylko nie płacz, bo i ja nie wytrzymam.

- To debil Lottie. Za tydzień spróbujemy zadzwonić do niego jeszcze raz, albo namówimy Sorex, żeby zadzwoniła do Zayn‘a. On się wydaje być odrobinę bardziej inteligentny – powiedziałam tym samym tonem głosu, mocniej ją obejmując. Poczułam, jak delikatnie kiwał głową, zgadzając się tym samym ze mną.

- Jedźmy do domu. Potrzebuję położyć się do łóżka – usłyszałam po chwili ciszy.

            Bez słowa odsunęłam się od blondynki, dzięki czemu mogła ze schodzić z maski samochodu i od razu do niego wsiąść. Zrobiłam to samo, od razu zaczynając wycofywać się z polany, na której przez cały czas stałyśmy.

            Drogę do domu pokonałyśmy w kompletnej ciszy. Blondynka siedziała cały czas ze wzrokiem skierowanym za szybę. Nie miałam zamiaru wyrywać jej z zamyślenia, bo mogłaby zacząć płakać, a ja wtedy nie potrafiłabym sobie poradzić. Szykuje się niesamowita niedziela.