wtorek, 14 października 2014

Rozdział Dziesiąty: „Komplikacje, niedomówienia i nic poza tym.” (II)

            Louis‘s POV

            Leżałem sobie na pryczy w swojej celi, kiedy nagle pojawił się w niej ochroniarz więzienny i kazał mi z niej wyjść. Zrozumiałem od razu, o co mu chodzi. Alex udało mnie się stąd wyciągnąć i będę jej za to wdzięczny do końca życia. Nienawidzę więzienia, odkąd przebywałem w nim po raz ostatni kilka lat temu i robiłem wszystko, żeby nie musieć do niego wracać. To nie były moje dragi i mam nadzieję, że blondyna… teraz ruda, pomoże mi to udowodnić przed wszystkimi.

            Przebrałem się szybko w swoje ubrania i cały czas prowadzony przez jakiegoś gostka, wyszedłem na zewnątrz. Kiedy tylko znalazłem się poza murami tego cholernego budynku, musiałem na chwilę stanąć w miejscu, żeby przyzwyczaić oczy do światła słonecznego. Po kilku sekundach znów mogłem normalnie funkcjonować. Wsiadłem do radiowozu, który miał mnie odwieźć prosto do domu. Nie mogę się doczekać momentu, w którym znajdę się na swoim łóżku i w końcu porządnie wyśpię.

            Alex wytłumaczyła mi, że chłopaki nie wiedzą, że ona tutaj jest i nie wiedzą również, kim tak naprawdę jest. Prosiła, żebym na razie jeszcze im nie mówił, bo im mniej osób o niej wie, tym lepiej dla nas i wyciągnięcia mnie z tego całego bagna. Postanowiłem jej zaufać. Najwyższa pora odzyskać dziewczyny i zamierzam wprowadzić ten plan w życie już dzisiaj, kiedy tylko pojawi się w naszym domu, żeby ustalić ze mną kilka, jak to ona ujęła, bardzo ważnych spraw organizacyjnych. Muszę jedynie wymyślić, jak ją podejść, żeby dowiedzieć się jak najwięcej. Nie będzie to łatwe, aczkolwiek kto nie lubi wyzwań?

            Wszedłem wolnym krokiem do domu, od razu kierując się do salonu. Po ciszy, jaka panowała w całym budynku, domyśliłem się, że chłopaki są w pracy. Mnie na razie nie wolno opuszczać domu, więc mogę zapomnieć o naprawianiu samochodu na najbliższy czas, a jeśli Lex nie uda się wyciągnąć mnie z więzienia – na kilka lat. Dalej nie mogę znieść myśli, że ktoś chce mnie wrobić w dragi. I jeżeli tylko znajdę tą osobę, to osobiście wykąpię ją w kwasie.

            Sorex's POV

            Od rana siedzę w swoim pokoju i staram się przygotować wszystko do pierwszego procesu Louisa, który będzie miał miejsce za sześć dni. Nie mam za dużo czasu, ale postaram się, żeby rozprawa została odroczona. Jest mi cholernie trudno przerzucić się z oskarżania na bronienie ludzi, ale pocieszam się tym, że to jedna z ostatnich spraw i wreszcie będziemy żyły po swojemu. Mam taką nadzieję i zrobię wszystko w tym kierunku.

            Warknęłam pod nosem, wplątując palce we włosy i zaczęłam ciągnąc za nie mocno, opierając przy okazji łokcie o biurko. Utknęłam w miejscu i nie mam pojęcia, co powinnam zrobić. Przecież mam już wystarczająco dużo materiałów na jedną rozprawę, ale co będzie, jeśli sędzia jej nie odroczy? Do kurwy. Nie mogę tego przegrać. Muszę uratować dupę Tomlinsona dla Madeleine. Ona nie przeżyje, jeśli wsadzą go do paki, a znając podejście do niego, zrobią to na bardzo długo.

            Teraz żałuję, że nie zabrałam ze sobą przynajmniej Natalie. Jednak Lottie nie mogła zostać sama w Rio, bo dostałaby bzika i najprawdopodobniej przyleciała do nas w tempie natychmiastowym. To wszystko jest takie pojebane. W tym momencie chciałabym zamknąć się w swoim pokoju, wtulić w poduszkę i już nigdy nie wychodzić ze swojej izolatki. Nie mogę się poddać, bo to nie w moim stylu. Muszę zapalić. Natychmiast.

            Zaczęłam przeszukiwać wszystkie swoje bagaże, ale to nic nie dało. Nie zabrałam ze sobą nawet jednego papierosa. Westchnęłam zirytowana swoją bezmyślnością. Dało się przewidzieć, że będę potrzebować nikotyny, żeby zapanować nad swoimi myślami, których mam teraz wręcz w nadmiarze. Związałam szybko włosy w niechlujnego kona, ubrałam się w pierwsze lepsze ubrania i narzuciłam na ramiona skórzaną kurtkę, od razu ją zasuwając. Zawiązałam mocno czarne trampki, po czym wsadziłam sznurówki do butów. Szybkim krokiem zbiegłam po schodach. Allana nie było w domu, więc zamknęłam wejście na klucz, który mi dziś rano zostawił i weszłam do garażu, szukając jakiegoś motoru. Może pogoda nie zapowiada się dzisiaj najlepiej i wygląda na to, że będzie padać, ale nie jestem w stanie odmówić sobie tej przyjemności.

            Brama zamknęła się za mną automatycznie, a ja wyjechałam na tak dobrze znane mi, londyńskie ulice. Szczerze powiedziawszy niewiele zmieniło się tutaj przez ostatni czas. Jedynie przybyło sklepów i ludzi – a przynajmniej tak mi się wydaje. Stanęłam na czerwonym świetle i z przyzwyczajenia rozejrzałam się po osobach, stojących dookoła mnie. Otworzyłam szeroko oczy, kiedy zauważyłam niebieskookiego blondyna za kółkiem Porsche. Niall podpierał jedną dłonią głowę i czekał na zmianę świateł. Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że się niecierpliwi. Stukał znudzony palcami w kierownicę i przygryzał nerwowo wargę. Śmiać mi się z niego chciało, ale jednocześnie byłam trochę zdenerwowana tym, że mnie rozpozna. Co prawda powiedziałam Louisowi, żeby nie mówił, że przyjechałam do Wielkiej Brytanii, ale muszę zobaczyć się z Zaynem, więc jeśli Horan mnie pozna, to chyba nic się nie stanie. Chyba.

            Chłopak, jakby wyczuwając, że ktoś mu się przygląda, odwrócił się, patrząc prosto na mnie. Pomachałam mu automatycznie i nie czekając na jego reakcję, ruszyłam przed siebie, zaraz po tym, jak zmienił się kolor sygnalizacji świetlnej. Jedynie w tylnym lusterku mogłam zobaczyć jego mocno zdziwiony wyraz twarzy. Uwielbiam dezorientować ludzi.

            Hostem's  POV

            Wolnym krokiem przemieszczałam się po ulicach Nowego Yorku i szukałam ciekawego miejsca, w którym mogłabym poszukać jakichś ubrań. W końcu mnie też się coś od życia należy i nic się nie stanie, jak wydam trochę moich, bądź co bądź, uczciwie zarobionych pieniędzy.

            Odwróciłam się od tyłu, czując na sobie czyjeś intensywne spojrzenie. Zaczęłam przeszukiwać wzrokiem tłum ludzi, chowając głębiej ręce do kieszeni spodni. Nie przebierałam się dzisiaj za  Anabelle. Ludzie w Ameryce i tak nie wiedzą praktycznie nic na temat naszego życia na innym kontynencie, więc możemy podchodzić do tego bardziej pobłażliwie. Oczywiście nie przesadzając.

            Gdy nie zauważyłam u żadnego z przechodniów dziwnego zachowania, po prostu weszłam do pierwszego lepszego sklepu. Chyba jestem za bardzo przewrażliwiona i zestresowana, bo zaczynam mieć obawy przed wszystkim, co mnie otacza.  Dziś wieczorem jest wyścig, na który mam zamiar się wybrać. Odmiennością będzie to, że usiądę za kółkiem samochodu, a nie kierownicą motocykla. Zawsze to będzie jakieś odstępstwo od codzienności. Mam nadzieję, że nie spotkam tam nikogo znajomego, kto mógłby nieźle namieszać.

            Sorex's POV

            Zatrzymałam się na parkingu przed supermarketem i od razu do niego weszłam. Zdjęłam kask, a idąc trzymałam go w jednej dłoni. Weszłam do sklepu z papierosami i wreszcie kupiłam sobie to, po co tutaj przyjechałam. Jeszcze chwila i kogoś rozstrzelam. Szybkim krokiem wyszłam z powrotem na zewnątrz. Usiadłam na ławce. Wyjęłam jedną fajkę, po czym wsadziłam ją między wargi, odpaliłam i mocno zaciągnęłam się nikotyną. Zaczęłam przyglądać się twarzom przechodniów. Nie kojarzyłam żadnej z nich. Trochę szkoda, że nie pojawiła się tutaj żadna nasza stara znajoma, tudzież znajomy. Mogłabym sprawdzić, czy chcą nas znać, czy może raczej nie mają zamiaru mieć z nami nic wspólnego. W sumie, to mocno bym się zdziwiła. W końcu nie raz słyszałam, że powinnyśmy trochę wyluzować i wybrać się z nimi na jakąś imprezę. Dowiedzieli się, że bywałyśmy na nich częściej, niż mogłoby im się wydawać.

            Nagle przed oczami przemknęły mi czarne włosy, których akurat nie chciałam widzieć. Mam pomóc Louisowi i porozmawiać z Malikiem, owszem – właśnie po to przyleciałam z powrotem do Londynu, ale nie jestem gotowa jeszcze na to drugie. Nie mam pojęcia, co mogłabym powiedzieć, jak zacząć rozmowę i od czego przepraszać. Poza tym on równie dobrze może mnie wyśmiać i zostawić bez niczego. Nie chcę tego i zapobiegnę temu.

            Zgniotłam resztę fajki, po czym wyrzuciłam ją przed siebie, nie zważając na to, że zaśmiecam okolicę. No bez przesady, przecież nigdy tego nie robiłam. Podeszłam do motocyklu, założyłam kask na głowę i usiadłam na mojej maszynie. Chłopak odwrócił się w moją stronę, a ja teraz już miałam pewność, że to on. Pomachałam mu, wiedząc, że mnie nie rozpozna. Jak ja uwielbiam doprowadzać ludzi do nadwyrężania umysłów. Zmrużył oczy, by po chwili otworzyć je szeroko i wpatrywać się we mnie z niemym pytaniem na twarzy. Chyba jednak znów nie doceniłam jego mózgu. Pokiwałam głową, po czym odjechałam. Zrobiło się tam zdecydowanie za tłoczno.

            Zayn‘s POV

            Stałem w miejscu i z niedowierzaniem wpatrywałem się w miejsce, gdzie przed chwilą zauważyłem tak dobrze znany mi motocykl. Czy to możliwe, żeby Lex pojawiła się w Wielkiej Brytanii i ja miałbym nic o tym nie wiedzieć? Może wszystkie dziewczyny wróciły na stare śmieci. Dlaczego nie przyszła od razu do mnie. No, bo skoro już jeździ, to musi być tutaj przynajmniej od kilku godzin. Może nie chcą nas widzieć. Albo po prostu mi się przywidziało. Chociaż pokiwała twierdząco głową. Zdecydowanie powinienem wybrać się do jakiegoś psychiatry. Ewidentnie mam złudzenia i nie podoba mi się to.

            Potrząsnąłem głową, chcąc wybudzić się z transu. Nie mam zamiaru zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi. Obiło mi się o uszy, że warunkowo wypuścili Louisa z więzienia, więc pewnie siedzi teraz w domu. Allan dzwonił do Nialla, a ten opowiedział mi o wszystkim, co Tommo wolno, a czego nie. Mam nadzieję, że ta cała prawniczka, którą ze sobą przywiózł, sprawdzi się pod każdym względem, jakim ją chwalił. Jej nazwisko obiło mi się o uszy, ale po sprawdzeniu jej dowiedziałem się, że na co dzień oskarża ludzi. Nie spodobało mi się to, ale cóż mogę zrobić. Skoro chłopaki ufają jakiejś lasce w stu procentach, to znaczy, że jest tego warta, a ja tak na dobrą sprawę nie mam nic do gadania. Deprymujące, aczkolwiek prawdziwe do bólu kości.

            Hostem's POV

            Rozejrzałam się uważnie po miejscu, w którym się znalazłam. Jedna z najbardziej zapuszczonych dzielnic w Nowym Yorku nawet w najmniejszym stopniu nie przypominała rozświetlonych kolorowymi neonami Manhattanu. Budynki, skąpane w ciemnościach wyglądały wręcz odstraszająco. Wzdrygnęłam się, widząc szczura, biegnącego samym środkiem ulicy. Efekt pewnie nie byłby tak dobry, gdyby nie lampy, które w większości były przepalone. Niektóre migały, jak w prawdziwych horrorach. Ruszyłam przed siebie, chcąc dotrzeć na główne miejsce wyścigu. Trasę już dawno mam zapisaną w pamięci nawigacji, więc nie będę musiała wysiadać z samochodu. Tym lepiej dla mnie, bo nie mam zamiaru na potyczki słowne z innymi uczestnikami. Przyjechałam tutaj tylko po to, żeby wygrać, zebrać kasę i spierdolić z powrotem do Rio de Janeiro. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw w Brazylii i wtedy wylecimy do Stanów Zjednoczonych. Coś pięknego, a nie drogo.

            Ustawiłam się na starcie. Zmrużyłam oczy, chcąc uniknąć ich bliższego spotkania z przenośnymi kulami dyskotekowymi. Muzyka dudniła mi w uszach, a ja poczułam się, jakbym była w zupełnie innym świecie, niż kilometr wcześniej. To właśnie tutaj wszystko się zacznie i skończy. Moim zwycięstwem – jestem tego pewna. To nie pycha, tylko pewność siebie, która jest potrzebna w „wymiarze” nielegalnych wyścigów. Jeżeli ktokolwiek, chce tutaj cokolwiek osiągnąć, to musi ją bezsprzecznie posiadać.

            Rozejrzałam się po widzach. Nikogo nie znam i jak na razie nie zamierzam poznawać. Po co mi to? Wolę mieć wrogów niż przyjaciół. Przynajmniej życie staję się wtedy ciekawsze, ponieważ musisz bronić się przed większą ilością osób. Moje podejście do tego wszystkiego jest pojebane, zdaję sobie z tego sprawę, ale nie zmienię tego. Po prostu nie potrafię.

            Rozejrzałam się po moich przeciwnikach i… O kurwa. Czy oni będą prześladować mnie już do końca życia?! Szczerze powiedziawszy wolałabym, żeby za tym kółkiem siedział jebany Tomlinson. Przed nim łatwiej byłoby mi się wymigać od zbędnych odpowiedzi, ale z Liamem nie mam szans. Podejrzewam, że właśnie o jego obecności chciała mnie poinformować Lex, kiedy usiłowała się do mnie dodzwonić w każdy możliwy sposób. Tak to jest, jak się olewa telefon i chce uwolnić od wszystkiego na jeden dzień. Porażka. Nigdy więcej tego nie zrobię, bo wszystko kończy się właśnie w taki sposób.

22 komentarze:

  1. Świetny rozdział...Kocham to opowiadanie i takie inne bzdury na powitanie...
    A tak naprawdę rozdział świetny...<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohh ohh pierwsza biczys hah ;>
    A wracając do tematu. Super rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Suuuper jestem ciekawa jak to wszystko potoczy sie dalej :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak w ogóle to śwuetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebisty! *>* dawaj następny :*

    OdpowiedzUsuń