Sorex's POV
Zmarszczyłam
czoło i mocniej naciągnęłam na siebie kołdrę, kiedy tylko poczułam
nieprzyjemnie chłodne powietrze, rozchodzące się po całym pokoju. Głupi Malik
musiał otworzyć okno. Mruknęłam coś pod nosem, sama nie wiem co, kiedy moje
poczynana nie przyniosły zamierzonych efektów i nie zrobiło mi się nawet
odrobinę cieplej. Otworzyłam powoli oczy, doskonale wiedząc, że już teraz nie
mam szans zasnąć. Jest mi po prostu za zimno. Usłyszałam cichy śmiech Zayna,
ale zupełnie go zignorowałam. Nie mam ochoty pokazywać mu, że dał radę zrobić
mi na złość.
- Strasznie się wiercisz, księżniczko
– rzucił rozbawionym głosem. Moja odpowiedź była niemalże natychmiastowa.
Wyprostowałam rękę, podnosząc wysoko dłoń i pokazałam mu środkowy palec. Jednocześnie
moja podświadomość ukazywała obrazy, kiedy wypycham go i ląduje martwy na
trawniku.
- Malik zamknij w końcu to okno –
burknęłam, z powrotem zamykając oczy. Naprawdę chciałam się wyspać, ale
oczywiście on musiał pokrzyżować te plany. – I zapomnij o tym, że wpuszczę cię
pod kołdrę. Jesteś na pewno za zimny – dodałam, kiedy w końcu zrobił to, co mu
kazałam i zaczął zbliżać się do łóżka.
Oczywiście
totalnie mnie olał i już w następnej chwili wyrywałam się w każdą możliwą
stronę, bo on przyciskał mnie z całej siły do swojego przemarzniętego ciała.
Głośne piski wydobywały się z mojego gardła, przez co zaczęłam się zastanawiać,
czy przypadkiem nie obudziłam Louisa. Nie chciałam mu tego robić, bo i tak jest
cholernie przybity, a mnie go po prostu szkoda. Mimo wszystko wiem, jak się
czuje i nie chcę go jeszcze bardziej ranić. Mogłabym wtedy źle skończyć
zważając na Madeleine.
- Jesteś strasznie cieplutka,
księżniczko – zaśmiał się, obejmując mnie jeszcze mocniej, kiedy tylko
przestałam się szamotać. Stwierdziłam, że to nie ma sensu, a poza tym i tak już
się zagrzał. Zrobię mu za to krzywdę i niech nawet nie myśli, że będzie
inaczej.
- Dusisz – warknęłam. Na szczęście
poluzował uścisk. Odsunęłam się od niego i poprawiłam na sobie jego koszulkę.
Teraz żałuję, że nie założyłam nic pod spód. Przynajmniej czułabym się trochę
pewniej.
- Nie wiem, czy wypuszczę cię
kiedykolwiek z tego pokoju – oznajmił luźno chłopak, czym zupełnie zbił mnie z
tropu. Przez chwilę siedziałam w ciszy, analizując jego słowa i sprawdzając tym
samym, czy aby na pewno się nie przesłyszałam.
- Dlaczego? – zmarszczyłam mocno brwi,
kiedy doszłam do wniosku, że mój słuch nie zawiódł mnie tym razem.
- Bo nie pozwolę na to, żebyś po raz
kolejny zostawiła mnie samego w Londynie i poleciała do cholernej Ameryki –
zanim zdążyłam się zorientować, Mulat siedział na mnie okrakiem. Popatrzyłam
zdezorientowana prosto w jego oczy. Nie wiem, jak on to zrobił, ale zupełnie
nic nie mogłam z nich odczytać.
- Skąd pomysł, że będę cię chciała po
raz kolejny zostawić? – przygryzłam dolną wargę, patrząc co chwila na jego
usta. Nie chciałam zbaczać teraz na ten temat, żeby przypadkiem nie popsuć
sobie całego dnia poranną kłótnią i doskonale wiedziałam, jak odciągnąć od tego
myśli chłopaka.
- Bo nie wiem, jakie masz życie w tej
cholernej Ameryce i nie wiem, czy nie chcesz do niego wrócić – doskonale
wiedziałam, że mój plan idealnie na niego działa. Potwierdziłam to, kiedy
poczułam jak zaczyna powoli sunąć dłońmi coraz wyżej pod jego koszulką, po moim
brzuchu. Chciałam coś odpowiedzieć, ale nie pozwolił mi, mocno mnie całując. Na
początku faktycznie chciałam tylko pomóc Louisowi, a później wrócić do
dziewczyn, ale dla tego co się teraz dzieje jestem w stanie zrezygnować ze
wszystkiego.
Hostem's POV
Samolot
wylądował na płycie lotniska w Londynie, a moje zdenerwowanie znacznie wzrosło.
W dalszym ciągu nie mam pojęcia, jak powinnam się zachowywać podczas rozmowy z
Tomlinsonem. Kilkugodzinny lot okazał się zdecydowanie za krótki. Rozejrzałam
się dookoła. Ludzie wychodzili jak najszybciej z pokładu, żeby w końcu móc
zobaczyć się z rodziną, albo po prostu zająć się swoimi sprawami. Tylko ja i
Allan poruszaliśmy się ślamazarnie. Przeze mnie, oczywiście. Szatyn co chwila
pospieszał mnie, ale postanowiłam zupełnie na to nie zważać. Potrzebowałam
jeszcze kilku minut namysłu i zamierzałam je sobie dać. W duchu modliłam się do
wszystkich świętości, żeby zesłały na nas gigantyczny korek. Może tym razem
dane mi było spełnić prośbę.
Gdy
tylko znaleźliśmy się w budynku, Al zakazał mi z niego wychodzić, a sam udał
się po nasze bagaże. Zielona lampka zaświeciła mi się w głowie, kiedy tylko
Spencer zniknął w tłumie. Jeszcze mogę spieprzyć i pokazać mu oraz sobie, że
nie wyszłam z wprawy. Kiedyś uciekanie było moją codziennością. Po wyjeździe do
Ameryki moja forma znacznie spadła, a umiejętności… Sama nie wiem, czy wszystko
z nimi w porządku. W sumie udało mi się wtedy zeskoczyć z balkonu, ale kiedyś
skakałam po dachach, a teraz nie wiem, czy odważyłabym się spojrzeć chociażby
na dół. Patrząc na to z perspektywy czasu – wyjazd z Londynu był najgorszym
pomysłem, na jaki mogłyśmy wpaść.
Postanowiłam
przypomnieć sobie co nieco z poprzedniego życia i po naciągnięciu na głowę
kaptura, ruszyłam w kierunku wyjścia z budynku. Czuję, jak adrenalina zaczyna
płynąć w moich żyłach, mieszając się z krwią. Uśmiech mimowolnie wkrada mi się
na warz. Uwielbiam ten stan i nie wiem, jak mogłam tak długo bez niego
wytrzymać. Wyścigi w Rio de Janeiro to zdecydowanie nie to samo. Chyba namówię
Allana, żeby dał mi motor i powiedział, kiedy są najbliższe wyścigi.
Wyszłam
na zewnątrz, od razu spuszczając głowę i chowając dłonie kieszeni. W Ameryce
jest zdecydowanie cieplej niż w Anglii. Jednak brakowało mi tego deszczu. Bez
niego Londyn nie byłby tym samym miastem. Odwróciłam się w prawą stronę i
szybkim krokiem ruszyłam w tamtym kierunku. Mam zamiar znaleźć jakiś kantor, a
zaraz potem iść do Starbucks ‘a. To nie tak, że nie chcę porozmawiać z Louis
‘em. Szczerze powiedziawszy stęskniłam się za nim i za denerwowaniem go, ale
naprawdę potrzebuję jeszcze tylko trochę czasu i większość rzeczy będę miała
poukładane. Co prawda nie wiem, jakie pytanie będzie zadawał szatyn, ale
teoretycznie mogę niektóre przewidzieć. Dzięki temu Tomlinson będzie miał mniej
okazji do zaskoczenia mnie.
Kiedy
byłam już w dość sporej odległości od lotniska, odwróciłam się na chwilę, żeby
zobaczyć czy Allan zorientował się, że mnie nie ma. Nie mam pojęcia, na co
liczył, kiedy zostawiał mnie samą, ale mógł przewidzieć, że tak łatwo nie
odpuszczę. Jakby tego wszystkiego było mało, przez cały lot wkurwiał mnie tak
bardzo, jak to tylko możliwe. Kiedy chciałam z nim porozmawiać on zbywał mnie
półsłówkami, a co jakiś czas rzucał w moim kierunku kąśliwymi uwagami. Wiele
razy miałam ochotę go za to zabić, ale powstrzymywałam się ze względu na dużą
publikę, jaka się dookoła nas znajdowała. Już i tak mieli widowisko, kiedy
zaczęliśmy regularną wojnę na wyzwiska. Żadna babcia nie odważyła się nam
przerwać, a było ich tam całkiem sporo i ewidentnie można było zauważyć, że
mają wiele do powiedzenia odnośnie naszego zachowania.
Mój
uśmiech powiększył się kilkukrotnie, kiedy zauważyłam przyjaciela,
rozmawiającego przez telefon i rozglądającego się w każdą możliwą stronę. Na
szczęście byłam za daleko, żeby mógł mnie zauważyć. Pokręciłam głową nad jego
głupotą, odwróciłam się i ponownie ruszyłam przed siebie. Po drodze do celu
starałam się nie przyciągać niepotrzebnej uwagi ludzi. Tutaj wszyscy doskonale
wiedzą, kim jestem i nie będą wahać się przed powiadomieniem policji o moim
miejscu przebywania. A ja nie zamierzam odsiadywać w więzieniu.
Sorex's POV
Leżałam
pod Malikiem, nie miałam już na sobie niczego i byliśmy coraz bliżej powtórki z
dzisiejszego wieczoru, kiedy rozdzwonił się telefon chłopaka. Zamknęłam oczy,
żeby zapanować nad nagłym wybuchem złości, kiedy natychmiast ze mnie zszedł i
odebrał połączenie. Usiadłam, zawijając się w kołdrę i jednocześnie starając
uspokoić przyspieszone bicie serca. Teraz będzie musiał długo przekonywać mnie
do tego, żeby cokolwiek z nim zrobić. Zemsta jest rozkoszą bogów.
- Ale jak to Madeleine ci spierdoliła?
– usłyszałam kawałek rozmowy i poczułam się, jakby ktoś da mi z całej siły w
policzek. Skąd do jasnej cholery Davies się tutaj wzięła? Podniosłam się
powoli, starając się nie zwrócić na siebie jego uwagi, kiedy odpalił kolejnego
papierosa.
Zebrałam
wszystkie swoje ubrania i weszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic.
Ubrałam się i po cichu opuściłam pomieszczenie. Jak się okazało niepotrzebnie,
ponieważ Zayn już przed nimi czekał. Nieco się go przestraszyłam, bo uśmiechał
się do mnie jak pedofil. No kto by się nie przeraził?
- Gdzie ci się tak spieszy,
księżniczko? – rzucił, zamykając za mną drzwi. Przycisnął mnie do nich i zaczął
składać delikatne pocałunki na szyi. Zamknęłam od razu oczy. – Usłyszałaś
nazwisko przyjaciółki i od razu lecisz jej na pomoc? Nie tym razem – już
położył mi dłonie na biodrach i chciał podnieść do góry, ale z pokoju Louisa
dobiegł głośny trzask szkła. Uśmiechnęłam się tryumfująco, kiedy zauważyłam jak
chłopak przekręca głowę w tamtą stronę. Jeden zero dla mnie.
- Tak samo jak ty zaraz polecisz na
pomoc swojemu przyjacielowi – widziałam złość w jego oczach, ale bez słowa
puścił mnie i ruszył do szatyna.
Natychmiast
korzystając z okazji, zbiegłam po schodach na dół i weszłam do garażu, z
którego wyjechałam białym Porsche. Nie będą źli, że sobie pożyczyłam, bo
przecież oddam w całości i bardzo możliwe, że nie będzie nawet porysowane.
Doskonale wiem, gdzie znajdę Madeleine.
Hostem's POV
Siedziałam
w swojej ulubionej kawiarni i przyglądałam się ludziom, którzy w deszczu
wędrowali po ulicach Londynu. Na szczęście jeszcze nikt mnie nie rozpoznał i
mam nadzieję, że taki stan rzeczy utrzyma się jeszcze przynajmniej przez jakiś
czas. Bo potem będzie nudno.
Od
jakichś piętnastu minut mam ze sobą spory problem. Nie wiem, czy dam radę po
raz kolejny opuścić stolicę Zjednoczonego Królestwa. Nawet nie zdawałam sobie
sprawy z tego, jak bardzo tęskniłam za tym miastem. Dopiero, kiedy zdążyłam
przypatrzeć się miejscom, które mijałam i dać wspomnieniom zapanować nad moim
umysłem uświadomiłam sobie prawdę. Ameryka nawet w połowie nie dała rady
wywrzeć na mnie takich emocji, jak Anglia. Podświadomie przez całe życie to
właśnie z tym miejscem wiązałam swoją przyszłość. Teraz już wiem, że wszystko
inne planowane było na chwilę; pod wpływem emocji. Uśmiechnęłam się do siebie
szeroko, kiedy przypomniałam sobie, jak „porwałam” Lottie sprzed szkoły, żeby
potem zabrać ją do centrum handlowego.
- Wsiadaj. Ogłaszam
koniec terroru w twoim życiu, które właśnie zaczyna stawać się piękne. –
zaśmiałam się, wskazując głową na Mulata, który właśnie opuszczał samochód,
zabijając mnie spojrzeniem.
Blondynka zagryzła dolną wargę. Widziałam że się waha, ale zrobiła to, co jej
powiedziałam i już po chwili wymijałam zdziwionego chłopaka, który
zdezorientowany podążał za mną wzrokiem. Madeleine jeden, Tommo zero. Chociaż
wliczając wczorajszą akcję, to na moim koncie jest już dwa. Usłyszałyśmy dźwięk
telefonu Charlotte. Dziewczyna popatrzyła niepewnie na wyświetlacz, później na
mnie z miną „Już jestem martwa, ale warto” i nacisnęła zieloną słuchawkę, od razu
włączając głośnomówiący.
~ Czy ciebie do
kurwej nędzy całkowicie pojebało dziewczynko?! – widać było, że chłopak jest
wściekły. Jednak jego wybuch przyniósł zupełnie odwrotny skutek od
oczekiwanego, a mianowicie wzmocnił nasze rozbawienie.
~ Oh, Zayn! Jest
równouprawnienie, a to oznacza, że mogę robić co mi się żywnie podoba! –
powiedziała moja towarzyszka, ledwo hamując śmiech.
~ Jadę za wami.
Macie zatrzymać się na pierwszym lepszym zjeździe, a później ty wracasz ze mną
do domu. – rozkazał, zupełnie ignorując wcześniejsze słowa blondynki. Popatrzyłyśmy
na siebie znacząco.
~ Nie! –
krzyknęłyśmy w tym samym momencie, po czym zawtórował nam nasz gromki śmiech.
Ten cały Zayn warknął coś niezrozumiałego pod nosem, a mnie nagle oświeciło.
Popatrzyłam we wsteczne lusterko i od razu obrałam inny kierunek, niż
wcześniej.
~ Czy ty za nami
jedziesz? – spytałam, chociaż odpowiedź była oczywista. Char natychmiast
odwróciła się, patrząc przez tylną szybę.
~ Oczywiście, że
tak! – odpowiedział, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. – Mam
odtransportować siostrę mojego przyjaciela prosto do domu w jednym kawałku i
bez wścibskich córek prawników. – zakończył, a ja prychnęłam zdegustowana na
ostatnią uwagę. Frajer.
~ Takiego wała! –
krzyknęła dziewczyna, wracając do poprzedniej pozycji i z powrotem zapinając
pas. Popatrzyłam na nią zdziwiona, na co ona tylko wzruszyła ramionami w
lekceważącym geście.
~ Czy ty właśnie
zrobiłaś to, co mi się wydaje? – oł … Chyba go zdenerwowałyśmy. Tak mi przykro,
że aż wcale. Tak samo powiedziałaby Hostem. Podpowiadała mi podświadomość. A olać
to! Chce w końcu żyć, jak normalna dziewczyna na studiach!
~ Oczywiście, że
tak! – powiedziała to takim samym tonem, jak on wcześniej, czym wywołała moje
ciche parsknięcie śmiechem. Jednak ma temperament i to mi się podoba!
~ Jak zadzwonię do
Louis ‘a, to już nie będziesz tak pyskata. – warknął. Nie rozumiem, dlaczego na
to ostrzeżenie po moich plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Może
dlatego, że Madeleine Davies boi się wszystkiego, co złe? Ugh! Nienawidzę, kiedy moja chora
podświadomość ma rację.
~ A dzwoń! –
usłyszałam po mojej lewej stronie (dla sprostowania przypominam, że w Anglii
jeździ się po drugiej stronie ulicy).
Zagryzłam niepewnie dolną wargę, poprawiając okulary na nosie. Zawsze tak
robiłam, kiedy nie wiedziałam, jak mam się zachować, żeby nie wydać Hostem.
Spojrzałam w kierunku Charlotte, która przyglądała mi się z zaciekawieniem i
podniesioną brwią. Westchnęłam ciężko. Zaczęłam gorączkowo myśleć nad tematem
rozmowy, jaki mogłybyśmy nawiązać, ale nic konkretnego nie przychodziło mi do
głowy. Zatrzymałyśmy się na czerwonym świetle i akurat w tym momencie mój
telefon rozdzwonił się po całym samochodzie. Podałam torebkę mojej towarzyszce,
tym samym dając jej pozwolenie, żeby zaczęła w niej grzebać w poszukiwaniu Nokii. Usłyszałam jęk zawodu, kiedy tylko popatrzyła na wyświetlacz.
~ Czy wyście obie,
kurwa, ocipiały?! Macie w tym momencie zatrzymać samochód, albo pomogę Zaynowi was zatrzymać. – auć. Ten człowiek naprawdę powinien zacząć jakieś
ćwiczenia, dzięki którym nauczy się panować nad swoimi emocjami. A tak w ogóle,
to skąd on ma mój numer telefonu?! Popatrzyłam na zrezygnowaną minę Char.
~ Mi również miło
cię słyszeć braciszku. – kiedy tylko wypowiedziała te słowa, ja zaparkowałam
pod jedną z większych galerii handlowych w Londynie. Nie miałam innego pomysłu,
gdzie mogłybyśmy pójść we dwie, oprócz mojego mieszkania, a tam z ogonem na
pewno nie pojadę.
~ Co ci
powiedziałem na temat twojej znajomości z tą dziwką. – westchnęłam ciężko i
popatrzyłam na wyświetlacz telefony ze zrezygnowaniem.
~ Słyszałam. –
mruknęłam pod nosem, ale na tyle głośno, żeby ten furiat mnie usłyszał.
Weszłyśmy do budynku i od razu swoje kroki skierowałyśmy do damskiej toalety,
gdzie mogłybyśmy dokończyć naszą rozmowę bez tych wszystkich wścibskich,
zdziwionych i morderczych spojrzeń innych, mijających nas ludzi.
~ I bardzo dobrze!
Mam nadzieję, że zabolało! – już wiem, że się nie polubimy. Powstrzymałam
gestem ręki blondynkę, która już chciała coś powiedzieć.
~ Muszę cię
zmartwić, ale obelgi niezrównoważonych psychicznie, nie panujących nad emocjami
buców już dawno nie robią na mnie wrażenia – powiedziałam obojętnym tonem.
Panna Tomlinson wybuchła perlistym śmiechem, a po drugiej stronie słuchawki
było słychać tylko ciężki oddech Tommo.
~ Zaraz tam kurwa
przyjadę i nie będzie ci już tak do śmiechu – potem po pomieszczeniu rozniósł
się już tylko odgłos zerwanego połączenia. Popatrzyłam niepewnie na Charlotte.
- Przesadziłam,
prawda? – zapytałam, na co ona tylko pokiwała głową z pocieszającym uśmiechem.
Spuściłam głowę, hamując histeryczny
śmiech. Patrząc na to z perspektywy czasu… To była najgorsza rzecz, jaką mogłyśmy
kiedykolwiek wymyślić. Przecież każdy pamięta, jak potem chowałyśmy się jakiś
czas w kiblu i obmyśliłyśmy nieudaną ucieczkę. No i prawie nie zniszczył mi
samochodu.
- Nie będziemy tak
tu cały czas siedzieć! – podskoczyłam nieznacznie, kiedy blondynka w dość
brutalny sposób wyrwała mnie z zamyślenia. – Może uda nam się jako wmieszać w
tłum i uciec niespostrzeżenia Zaynowi – zmarszczyłam czoło. To nie jest taki
zły pomysł.
Złapałam dziewczynę za rękę i podeszłam do umywalek. Kiedy grupka jakichś
rozchichotanych panienek postanowiła wyjść z toalety my szłyśmy zaraz za nimi
ze spuszczonymi w dół głowami. Ja udawałam, że grzebię w torebce, a Char
grzebała coś w moim telefonie, którego jeszcze mi nie oddała po ostatniej
rozmowie z jej bratem. Kiedy byłyśmy już dosyć daleko od niczego
niespodziewającego się Mulata przyspieszyłyśmy kroku i skierowałyśmy się do
wyjścia z tej pieprzonej galerii. Gdy tylko wyszłyśmy na zewnątrz na naszych
twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy. Poprawiłam okulary, które musiały mi
zjechać kiedy, trzymałam nos w dół i odwróciłam się, żeby skierować się do
mojego samochodu. Niestety, zaraz po skończeniu obrotu, twarz spotkała mi się z
czyjąś klatką piersiową. Pisnęłam przerażona, uświadamiając sobie, kto przede
mną stoi. Zastanawiam się, ile przepisów złamał, docierając tutaj w tak krótkim
czasie. Nie jest to jednak czas na takie przemyślenia, bo za chwilę może być
krucho z moim tyłkiem, a nie powiem, całkiem go lubię. Jest zgrabny i w ogóle
fajny. Uśmiechnęłam się szeroko, podnosząc głowę do góry, ale w następnej
chwili zrobiłam krok do tyłu i wykonałam „w tył zwrot”. Zignorowałam roześmianą
twarz blondynki i, dość szybkim krokiem, postanowiłam opuścić to miejsce, żeby
moje życie było zagrożone w mniejszym stopniu. Jęknęłam zrezygnowana, kiedy w
drzwiach galerii stanął nie kto inny, jak Zayn, którego udało nam się przed
chwilą wykiwać. Musiał się biedaczek zorientować, że coś jest nie tak.
Nie dane mi było jednak długo się zastanawiać, ponieważ poczułam na nadgarstku
delikatny uścisk. Podskoczyłam przestraszona, ale szybko uspokoiłam się, kiedy
zauważyłam, że to Charlotte ciągnie mnie przed siebie. Postanowiłam jej w pełni
zaufać i dałam poprowadzić się … z powrotem do środka budynku. Na całe
szczęście mają podwójne drzwi. Nie robiłam nic, tylko poddałam się mojej
towarzyszce, która zaczęła zmierzać do głównego wyjścia, gdzie stał mój
samochód. Tak, przed chwilą stałyśmy z drugiej strony galerii. Odwróciłam się
na chwilę i, gdy zobaczyłam dwie znajome twarze, to ja wyszłam na prowadzenie.
Czułam, jak moje ręka się trzęsie pod wpływem śmiechu blondynki. Nie minęło
dwie minuty, a już byłyśmy na miejscu. Z daleka otworzyłam centralny zamek,
dzięki czemu od razu mogłyśmy wsiąść do środka. Już odpaliłam silnik i miałam
startować, ale naprzeciwko mojej maski stanął Tommo. Pisnęłam przerażona, kiedy
ktoś chciał otworzyć drzwi z mojej strony, ale w ostatnim momencie je
zablokowałam.
- Jeszcze nikt
nieznajomy nigdy nie chciał mnie zabić – powiedziałam, odwracając twarz w kierunku
rozbawionej dziewczyny. Na jej ustach widniał szeroki uśmiech, a w oczach
świeciły się niebezpieczne iskierki.
- Zawsze musi być
ten pierwszy raz – odpowiedziała, ledwo hamując śmiech.
- Czy ciebie to
bawi?! – krzyknęłam, wybałuszając na nią oczy. Nic ni powiedziała, tylko
pokiwała twierdząco głową i, nie mogąc już zapanować nad śmiechem, zaczęła
zwijać się z jego powodu na fotelu. Postukałam się wskazującym palcem w czoło. Hostem
nigdy nie bałaby się jakiegoś furiata z toną żelu na głowie. Ale do jasnej cholery aktualnie
jestem Madeleine, a nie Hostem! Pieprzona podświadomość.
- Otwórz te drzwi
po dobroci, albo wybije ci szybę – warknął szatyn. Popatrzyłam na niego, jak
na wariata, ale kiedy zamachnął się, żeby to zrobić od razu spełniłam jego „prośbę”.
Pomimo wszystko nie
zamieniłabym tych wspomnień na żadne inne. Gdyby nie Tommo i jego banda nasze
życie straciłoby wiele kolorów. Podejrzewam, że dalej siedziałybyśmy w Londynie
i studiowały. Nie żałuję, że zgodziłam się wtedy ścigać z Malikiem. Odetchnęłam
głęboko. Doskonale wiem, co chcę teraz zrobić. Podniosłam się z krzesła,
zostawiłam zapłatę za kawę na stoliku i wyszłam na zewnątrz. Możecie spróbować
wyobrazić sobie, jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam Lex, siedzącą w
białym Porsche.