wtorek, 2 grudnia 2014

Rozdział Szesnasty: "Do odważnych świat należy." (II)

          Sorex's POV

         Zmarszczyłam czoło i mocniej naciągnęłam na siebie kołdrę, kiedy tylko poczułam nieprzyjemnie chłodne powietrze, rozchodzące się po całym pokoju. Głupi Malik musiał otworzyć okno. Mruknęłam coś pod nosem, sama nie wiem co, kiedy moje poczynana nie przyniosły zamierzonych efektów i nie zrobiło mi się nawet odrobinę cieplej. Otworzyłam powoli oczy, doskonale wiedząc, że już teraz nie mam szans zasnąć. Jest mi po prostu za zimno. Usłyszałam cichy śmiech Zayna, ale zupełnie go zignorowałam. Nie mam ochoty pokazywać mu, że dał radę zrobić mi na złość.

- Strasznie się wiercisz, księżniczko – rzucił rozbawionym głosem. Moja odpowiedź była niemalże natychmiastowa. Wyprostowałam rękę, podnosząc wysoko dłoń i pokazałam mu środkowy palec. Jednocześnie moja podświadomość ukazywała obrazy, kiedy wypycham go i ląduje martwy na trawniku.

- Malik zamknij w końcu to okno – burknęłam, z powrotem zamykając oczy. Naprawdę chciałam się wyspać, ale oczywiście on musiał pokrzyżować te plany. – I zapomnij o tym, że wpuszczę cię pod kołdrę. Jesteś na pewno za zimny – dodałam, kiedy w końcu zrobił to, co mu kazałam i zaczął zbliżać się do łóżka.

         Oczywiście totalnie mnie olał i już w następnej chwili wyrywałam się w każdą możliwą stronę, bo on przyciskał mnie z całej siły do swojego przemarzniętego ciała. Głośne piski wydobywały się z mojego gardła, przez co zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie obudziłam Louisa. Nie chciałam mu tego robić, bo i tak jest cholernie przybity, a mnie go po prostu szkoda. Mimo wszystko wiem, jak się czuje i nie chcę go jeszcze bardziej ranić. Mogłabym wtedy źle skończyć zważając na Madeleine.

- Jesteś strasznie cieplutka, księżniczko – zaśmiał się, obejmując mnie jeszcze mocniej, kiedy tylko przestałam się szamotać. Stwierdziłam, że to nie ma sensu, a poza tym i tak już się zagrzał. Zrobię mu za to krzywdę i niech nawet nie myśli, że będzie inaczej.

- Dusisz – warknęłam. Na szczęście poluzował uścisk. Odsunęłam się od niego i poprawiłam na sobie jego koszulkę. Teraz żałuję, że nie założyłam nic pod spód. Przynajmniej czułabym się trochę pewniej.

- Nie wiem, czy wypuszczę cię kiedykolwiek z tego pokoju – oznajmił luźno chłopak, czym zupełnie zbił mnie z tropu. Przez chwilę siedziałam w ciszy, analizując jego słowa i sprawdzając tym samym, czy aby na pewno się nie przesłyszałam.

- Dlaczego? – zmarszczyłam mocno brwi, kiedy doszłam do wniosku, że mój słuch nie zawiódł mnie tym razem.

- Bo nie pozwolę na to, żebyś po raz kolejny zostawiła mnie samego w Londynie i poleciała do cholernej Ameryki – zanim zdążyłam się zorientować, Mulat siedział na mnie okrakiem. Popatrzyłam zdezorientowana prosto w jego oczy. Nie wiem, jak on to zrobił, ale zupełnie nic nie mogłam z nich odczytać.

- Skąd pomysł, że będę cię chciała po raz kolejny zostawić? – przygryzłam dolną wargę, patrząc co chwila na jego usta. Nie chciałam zbaczać teraz na ten temat, żeby przypadkiem nie popsuć sobie całego dnia poranną kłótnią i doskonale wiedziałam, jak odciągnąć od tego myśli chłopaka.

- Bo nie wiem, jakie masz życie w tej cholernej Ameryce i nie wiem, czy nie chcesz do niego wrócić – doskonale wiedziałam, że mój plan idealnie na niego działa. Potwierdziłam to, kiedy poczułam jak zaczyna powoli sunąć dłońmi coraz wyżej pod jego koszulką, po moim brzuchu. Chciałam coś odpowiedzieć, ale nie pozwolił mi, mocno mnie całując. Na początku faktycznie chciałam tylko pomóc Louisowi, a później wrócić do dziewczyn, ale dla tego co się teraz dzieje jestem w stanie zrezygnować ze wszystkiego.

          Hostem's POV

         Samolot wylądował na płycie lotniska w Londynie, a moje zdenerwowanie znacznie wzrosło. W dalszym ciągu nie mam pojęcia, jak powinnam się zachowywać podczas rozmowy z Tomlinsonem. Kilkugodzinny lot okazał się zdecydowanie za krótki. Rozejrzałam się dookoła. Ludzie wychodzili jak najszybciej z pokładu, żeby w końcu móc zobaczyć się z rodziną, albo po prostu zająć się swoimi sprawami. Tylko ja i Allan poruszaliśmy się ślamazarnie. Przeze mnie, oczywiście. Szatyn co chwila pospieszał mnie, ale postanowiłam zupełnie na to nie zważać. Potrzebowałam jeszcze kilku minut namysłu i zamierzałam je sobie dać. W duchu modliłam się do wszystkich świętości, żeby zesłały na nas gigantyczny korek. Może tym razem dane mi było spełnić prośbę.

         Gdy tylko znaleźliśmy się w budynku, Al zakazał mi z niego wychodzić, a sam udał się po nasze bagaże. Zielona lampka zaświeciła mi się w głowie, kiedy tylko Spencer zniknął w tłumie. Jeszcze mogę spieprzyć i pokazać mu oraz sobie, że nie wyszłam z wprawy. Kiedyś uciekanie było moją codziennością. Po wyjeździe do Ameryki moja forma znacznie spadła, a umiejętności… Sama nie wiem, czy wszystko z nimi w porządku. W sumie udało mi się wtedy zeskoczyć z balkonu, ale kiedyś skakałam po dachach, a teraz nie wiem, czy odważyłabym się spojrzeć chociażby na dół. Patrząc na to z perspektywy czasu – wyjazd z Londynu był najgorszym pomysłem, na jaki mogłyśmy wpaść.

         Postanowiłam przypomnieć sobie co nieco z poprzedniego życia i po naciągnięciu na głowę kaptura, ruszyłam w kierunku wyjścia z budynku. Czuję, jak adrenalina zaczyna płynąć w moich żyłach, mieszając się z krwią. Uśmiech mimowolnie wkrada mi się na warz. Uwielbiam ten stan i nie wiem, jak mogłam tak długo bez niego wytrzymać. Wyścigi w Rio de Janeiro to zdecydowanie nie to samo. Chyba namówię Allana, żeby dał mi motor i powiedział, kiedy są najbliższe wyścigi.

         Wyszłam na zewnątrz, od razu spuszczając głowę i chowając dłonie kieszeni. W Ameryce jest zdecydowanie cieplej niż w Anglii. Jednak brakowało mi tego deszczu. Bez niego Londyn nie byłby tym samym miastem. Odwróciłam się w prawą stronę i szybkim krokiem ruszyłam w tamtym kierunku. Mam zamiar znaleźć jakiś kantor, a zaraz potem iść do Starbucks ‘a. To nie tak, że nie chcę porozmawiać z Louis ‘em. Szczerze powiedziawszy stęskniłam się za nim i za denerwowaniem go, ale naprawdę potrzebuję jeszcze tylko trochę czasu i większość rzeczy będę miała poukładane. Co prawda nie wiem, jakie pytanie będzie zadawał szatyn, ale teoretycznie mogę niektóre przewidzieć. Dzięki temu Tomlinson będzie miał mniej okazji do zaskoczenia mnie.

         Kiedy byłam już w dość sporej odległości od lotniska, odwróciłam się na chwilę, żeby zobaczyć czy Allan zorientował się, że mnie nie ma. Nie mam pojęcia, na co liczył, kiedy zostawiał mnie samą, ale mógł przewidzieć, że tak łatwo nie odpuszczę. Jakby tego wszystkiego było mało, przez cały lot wkurwiał mnie tak bardzo, jak to tylko możliwe. Kiedy chciałam z nim porozmawiać on zbywał mnie półsłówkami, a co jakiś czas rzucał w moim kierunku kąśliwymi uwagami. Wiele razy miałam ochotę go za to zabić, ale powstrzymywałam się ze względu na dużą publikę, jaka się dookoła nas znajdowała. Już i tak mieli widowisko, kiedy zaczęliśmy regularną wojnę na wyzwiska. Żadna babcia nie odważyła się nam przerwać, a było ich tam całkiem sporo i ewidentnie można było zauważyć, że mają wiele do powiedzenia odnośnie naszego zachowania.

         Mój uśmiech powiększył się kilkukrotnie, kiedy zauważyłam przyjaciela, rozmawiającego przez telefon i rozglądającego się w każdą możliwą stronę. Na szczęście byłam za daleko, żeby mógł mnie zauważyć. Pokręciłam głową nad jego głupotą, odwróciłam się i ponownie ruszyłam przed siebie. Po drodze do celu starałam się nie przyciągać niepotrzebnej uwagi ludzi. Tutaj wszyscy doskonale wiedzą, kim jestem i nie będą wahać się przed powiadomieniem policji o moim miejscu przebywania. A ja nie zamierzam odsiadywać w więzieniu.

          Sorex's POV

         Leżałam pod Malikiem, nie miałam już na sobie niczego i byliśmy coraz bliżej powtórki z dzisiejszego wieczoru, kiedy rozdzwonił się telefon chłopaka. Zamknęłam oczy, żeby zapanować nad nagłym wybuchem złości, kiedy natychmiast ze mnie zszedł i odebrał połączenie. Usiadłam, zawijając się w kołdrę i jednocześnie starając uspokoić przyspieszone bicie serca. Teraz będzie musiał długo przekonywać mnie do tego, żeby cokolwiek z nim zrobić. Zemsta jest rozkoszą bogów.

- Ale jak to Madeleine ci spierdoliła? – usłyszałam kawałek rozmowy i poczułam się, jakby ktoś da mi z całej siły w policzek. Skąd do jasnej cholery Davies się tutaj wzięła? Podniosłam się powoli, starając się nie zwrócić na siebie jego uwagi, kiedy odpalił kolejnego papierosa.

         Zebrałam wszystkie swoje ubrania i weszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się i po cichu opuściłam pomieszczenie. Jak się okazało niepotrzebnie, ponieważ Zayn już przed nimi czekał. Nieco się go przestraszyłam, bo uśmiechał się do mnie jak pedofil. No kto by się nie przeraził?

- Gdzie ci się tak spieszy, księżniczko? – rzucił, zamykając za mną drzwi. Przycisnął mnie do nich i zaczął składać delikatne pocałunki na szyi. Zamknęłam od razu oczy. – Usłyszałaś nazwisko przyjaciółki i od razu lecisz jej na pomoc? Nie tym razem – już położył mi dłonie na biodrach i chciał podnieść do góry, ale z pokoju Louisa dobiegł głośny trzask szkła. Uśmiechnęłam się tryumfująco, kiedy zauważyłam jak chłopak przekręca głowę w tamtą stronę. Jeden zero dla mnie.

- Tak samo jak ty zaraz polecisz na pomoc swojemu przyjacielowi – widziałam złość w jego oczach, ale bez słowa puścił mnie i ruszył do szatyna.

         Natychmiast korzystając z okazji, zbiegłam po schodach na dół i weszłam do garażu, z którego wyjechałam białym Porsche. Nie będą źli, że sobie pożyczyłam, bo przecież oddam w całości i bardzo możliwe, że nie będzie nawet porysowane. Doskonale wiem, gdzie znajdę Madeleine.

          Hostem's POV

         Siedziałam w swojej ulubionej kawiarni i przyglądałam się ludziom, którzy w deszczu wędrowali po ulicach Londynu. Na szczęście jeszcze nikt mnie nie rozpoznał i mam nadzieję, że taki stan rzeczy utrzyma się jeszcze przynajmniej przez jakiś czas. Bo potem będzie nudno.

         Od jakichś piętnastu minut mam ze sobą spory problem. Nie wiem, czy dam radę po raz kolejny opuścić stolicę Zjednoczonego Królestwa. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo tęskniłam za tym miastem. Dopiero, kiedy zdążyłam przypatrzeć się miejscom, które mijałam i dać wspomnieniom zapanować nad moim umysłem uświadomiłam sobie prawdę. Ameryka nawet w połowie nie dała rady wywrzeć na mnie takich emocji, jak Anglia. Podświadomie przez całe życie to właśnie z tym miejscem wiązałam swoją przyszłość. Teraz już wiem, że wszystko inne planowane było na chwilę; pod wpływem emocji. Uśmiechnęłam się do siebie szeroko, kiedy przypomniałam sobie, jak „porwałam” Lottie sprzed szkoły, żeby potem zabrać ją do centrum handlowego.

- Wsiadaj. Ogłaszam koniec terroru w twoim życiu, które właśnie zaczyna stawać się piękne. – zaśmiałam się, wskazując głową na Mulata, który właśnie opuszczał samochód, zabijając mnie spojrzeniem.

     Blondynka zagryzła dolną wargę. Widziałam że się waha, ale zrobiła to, co jej powiedziałam i już po chwili wymijałam zdziwionego chłopaka, który zdezorientowany podążał za mną wzrokiem. Madeleine jeden, Tommo zero. Chociaż wliczając wczorajszą akcję, to na moim koncie jest już dwa. Usłyszałyśmy dźwięk telefonu Charlotte. Dziewczyna popatrzyła niepewnie na wyświetlacz, później na mnie z miną „Już jestem martwa, ale warto” i nacisnęła zieloną słuchawkę, od razu włączając głośnomówiący.

~ Czy ciebie do kurwej nędzy całkowicie pojebało dziewczynko?! – widać było, że chłopak jest wściekły. Jednak jego wybuch przyniósł zupełnie odwrotny skutek od oczekiwanego, a mianowicie wzmocnił nasze rozbawienie.

~ Oh, Zayn! Jest równouprawnienie, a to oznacza, że mogę robić co mi się żywnie podoba! – powiedziała moja towarzyszka, ledwo hamując śmiech.

~ Jadę za wami. Macie zatrzymać się na pierwszym lepszym zjeździe, a później ty wracasz ze mną do domu. – rozkazał, zupełnie ignorując wcześniejsze słowa blondynki. Popatrzyłyśmy na siebie znacząco.

~ Nie! – krzyknęłyśmy w tym samym momencie, po czym zawtórował nam nasz gromki śmiech. Ten cały Zayn warknął coś niezrozumiałego pod nosem, a mnie nagle oświeciło. Popatrzyłam we wsteczne lusterko i od razu obrałam inny kierunek, niż wcześniej.

~ Czy ty za nami jedziesz? – spytałam, chociaż odpowiedź była oczywista. Char natychmiast odwróciła się, patrząc przez tylną szybę.

~ Oczywiście, że tak! – odpowiedział, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. – Mam odtransportować siostrę mojego przyjaciela prosto do domu w jednym kawałku i bez wścibskich córek prawników. – zakończył, a ja prychnęłam zdegustowana na ostatnią uwagę. Frajer.

~ Takiego wała! – krzyknęła dziewczyna, wracając do poprzedniej pozycji i z powrotem zapinając pas. Popatrzyłam na nią zdziwiona, na co ona tylko wzruszyła ramionami w lekceważącym geście.

~ Czy ty właśnie zrobiłaś to, co mi się wydaje? – oł … Chyba go zdenerwowałyśmy. Tak mi przykro, że aż wcale. Tak samo powiedziałaby Hostem. Podpowiadała mi podświadomość. A olać to! Chce w końcu żyć, jak normalna dziewczyna na studiach!

~ Oczywiście, że tak! – powiedziała to takim samym tonem, jak on wcześniej, czym wywołała moje ciche parsknięcie śmiechem. Jednak ma temperament i to mi się podoba!

~ Jak zadzwonię do Louis ‘a, to już nie będziesz tak pyskata. – warknął. Nie rozumiem, dlaczego na to ostrzeżenie po moich plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Może dlatego, że Madeleine Davies boi się wszystkiego, co złe? Ugh! Nienawidzę, kiedy moja chora podświadomość ma rację.

~ A dzwoń! – usłyszałam po mojej lewej stronie (dla sprostowania przypominam, że w Anglii jeździ się po drugiej stronie ulicy).

       Zagryzłam niepewnie dolną wargę, poprawiając okulary na nosie. Zawsze tak robiłam, kiedy nie wiedziałam, jak mam się zachować, żeby nie wydać Hostem. Spojrzałam w kierunku Charlotte, która przyglądała mi się z zaciekawieniem i podniesioną brwią. Westchnęłam ciężko. Zaczęłam gorączkowo myśleć nad tematem rozmowy, jaki mogłybyśmy nawiązać, ale nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy. Zatrzymałyśmy się na czerwonym świetle i akurat w tym momencie mój telefon rozdzwonił się po całym samochodzie. Podałam torebkę mojej towarzyszce, tym samym dając jej pozwolenie, żeby zaczęła w niej grzebać w poszukiwaniu Nokii. Usłyszałam jęk zawodu, kiedy tylko popatrzyła na wyświetlacz.

~ Czy wyście obie, kurwa, ocipiały?! Macie w tym momencie zatrzymać samochód, albo pomogę Zaynowi was zatrzymać. – auć. Ten człowiek naprawdę powinien zacząć jakieś ćwiczenia, dzięki którym nauczy się panować nad swoimi emocjami. A tak w ogóle, to skąd on ma mój numer telefonu?! Popatrzyłam na zrezygnowaną minę Char.

~ Mi również miło cię słyszeć braciszku. – kiedy tylko wypowiedziała te słowa, ja zaparkowałam pod jedną z większych galerii handlowych w Londynie. Nie miałam innego pomysłu, gdzie mogłybyśmy pójść we dwie, oprócz mojego mieszkania, a tam z ogonem na pewno nie pojadę.

~ Co ci powiedziałem na temat twojej znajomości z tą dziwką. – westchnęłam ciężko i popatrzyłam na wyświetlacz telefony ze zrezygnowaniem.

~ Słyszałam. – mruknęłam pod nosem, ale na tyle głośno, żeby ten furiat mnie usłyszał. Weszłyśmy do budynku i od razu swoje kroki skierowałyśmy do damskiej toalety, gdzie mogłybyśmy dokończyć naszą rozmowę bez tych wszystkich wścibskich, zdziwionych i morderczych spojrzeń innych, mijających nas ludzi.

~ I bardzo dobrze! Mam nadzieję, że zabolało! – już wiem, że się nie polubimy. Powstrzymałam gestem ręki blondynkę, która już chciała coś powiedzieć.

~ Muszę cię zmartwić, ale obelgi niezrównoważonych psychicznie, nie panujących nad emocjami buców już dawno nie robią na mnie wrażenia – powiedziałam obojętnym tonem. Panna Tomlinson wybuchła perlistym śmiechem, a po drugiej stronie słuchawki było słychać tylko ciężki oddech Tommo.

~ Zaraz tam kurwa przyjadę i nie będzie ci już tak do śmiechu – potem po pomieszczeniu rozniósł się już tylko odgłos zerwanego połączenia. Popatrzyłam niepewnie na Charlotte.

- Przesadziłam, prawda? – zapytałam, na co ona tylko pokiwała głową z pocieszającym uśmiechem.

         Spuściłam głowę, hamując histeryczny śmiech. Patrząc na to z perspektywy czasu… To była najgorsza rzecz, jaką mogłyśmy kiedykolwiek wymyślić. Przecież każdy pamięta, jak potem chowałyśmy się jakiś czas w kiblu i obmyśliłyśmy nieudaną ucieczkę. No i prawie nie zniszczył mi samochodu.
- Nie będziemy tak tu cały czas siedzieć! – podskoczyłam nieznacznie, kiedy blondynka w dość brutalny sposób wyrwała mnie z zamyślenia. – Może uda nam się jako wmieszać w tłum i uciec niespostrzeżenia Zaynowi – zmarszczyłam czoło. To nie jest taki zły pomysł.

     Złapałam dziewczynę za rękę i podeszłam do umywalek. Kiedy grupka jakichś rozchichotanych panienek postanowiła wyjść z toalety my szłyśmy zaraz za nimi ze spuszczonymi w dół głowami. Ja udawałam, że grzebię w torebce, a Char grzebała coś w moim telefonie, którego jeszcze mi nie oddała po ostatniej rozmowie z jej bratem. Kiedy byłyśmy już dosyć daleko od niczego niespodziewającego się Mulata przyspieszyłyśmy kroku i skierowałyśmy się do wyjścia z tej pieprzonej galerii. Gdy tylko wyszłyśmy na zewnątrz na naszych twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy. Poprawiłam okulary, które musiały mi zjechać kiedy, trzymałam nos w dół i odwróciłam się, żeby skierować się do mojego samochodu. Niestety, zaraz po skończeniu obrotu, twarz spotkała mi się z czyjąś klatką piersiową. Pisnęłam przerażona, uświadamiając sobie, kto przede mną stoi. Zastanawiam się, ile przepisów złamał, docierając tutaj w tak krótkim czasie. Nie jest to jednak czas na takie przemyślenia, bo za chwilę może być krucho z moim tyłkiem, a nie powiem, całkiem go lubię. Jest zgrabny i w ogóle fajny. Uśmiechnęłam się szeroko, podnosząc głowę do góry, ale w następnej chwili zrobiłam krok do tyłu i wykonałam „w tył zwrot”. Zignorowałam roześmianą twarz blondynki i, dość szybkim krokiem, postanowiłam opuścić to miejsce, żeby moje życie było zagrożone w mniejszym stopniu. Jęknęłam zrezygnowana, kiedy w drzwiach galerii stanął nie kto inny, jak Zayn, którego udało nam się przed chwilą wykiwać. Musiał się biedaczek zorientować, że coś jest nie tak.

       Nie dane mi było jednak długo się zastanawiać, ponieważ poczułam na nadgarstku delikatny uścisk. Podskoczyłam przestraszona, ale szybko uspokoiłam się, kiedy zauważyłam, że to Charlotte ciągnie mnie przed siebie. Postanowiłam jej w pełni zaufać i dałam poprowadzić się … z powrotem do środka budynku. Na całe szczęście mają podwójne drzwi. Nie robiłam nic, tylko poddałam się mojej towarzyszce, która zaczęła zmierzać do głównego wyjścia, gdzie stał mój samochód. Tak, przed chwilą stałyśmy z drugiej strony galerii. Odwróciłam się na chwilę i, gdy zobaczyłam dwie znajome twarze, to ja wyszłam na prowadzenie. Czułam, jak moje ręka się trzęsie pod wpływem śmiechu blondynki. Nie minęło dwie minuty, a już byłyśmy na miejscu. Z daleka otworzyłam centralny zamek, dzięki czemu od razu mogłyśmy wsiąść do środka. Już odpaliłam silnik i miałam startować, ale naprzeciwko mojej maski stanął Tommo. Pisnęłam przerażona, kiedy ktoś chciał otworzyć drzwi z mojej strony, ale w ostatnim momencie je zablokowałam.

- Jeszcze nikt nieznajomy nigdy nie chciał mnie zabić – powiedziałam, odwracając twarz w kierunku rozbawionej dziewczyny. Na jej ustach widniał szeroki uśmiech, a w oczach świeciły się niebezpieczne iskierki.

- Zawsze musi być ten pierwszy raz – odpowiedziała, ledwo hamując śmiech.

- Czy ciebie to bawi?! – krzyknęłam, wybałuszając na nią oczy. Nic ni powiedziała, tylko pokiwała twierdząco głową i, nie mogąc już zapanować nad śmiechem, zaczęła zwijać się z jego powodu na fotelu. Postukałam się wskazującym palcem w czoło. Hostem nigdy nie bałaby się jakiegoś furiata z toną żelu na głowie. Ale do jasnej cholery aktualnie jestem Madeleine, a nie Hostem! Pieprzona podświadomość. 

- Otwórz te drzwi po dobroci, albo wybije ci szybę – warknął szatyn. Popatrzyłam na niego, jak na wariata, ale kiedy zamachnął się, żeby to zrobić od razu spełniłam jego „prośbę”.

         Pomimo wszystko nie zamieniłabym tych wspomnień na żadne inne. Gdyby nie Tommo i jego banda nasze życie straciłoby wiele kolorów. Podejrzewam, że dalej siedziałybyśmy w Londynie i studiowały. Nie żałuję, że zgodziłam się wtedy ścigać z Malikiem. Odetchnęłam głęboko. Doskonale wiem, co chcę teraz zrobić. Podniosłam się z krzesła, zostawiłam zapłatę za kawę na stoliku i wyszłam na zewnątrz. Możecie spróbować wyobrazić sobie, jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam Lex, siedzącą w białym Porsche.

10 komentarzy:

  1. Och kocham twojego bloga :)
    Dopiero dziś się skapłam że dodałaś w zeszłym tygodniu nowy rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietny ... teraz mam tylko nadzieje na szczęśliwe zakończenie ; D

    OdpowiedzUsuń
  3. UWIELBIAM !!!!! <3

    Czekam na nx :)

    @luvmyniallers

    OdpowiedzUsuń
  4. No śliczny rozdział, a tak się wygrażałaś, że wszystkich udupisz i wspomnienia fajne wyszły...
    Czekam na kolejny :P
    Pozdro :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudny rozdział xd
    Piszesz na prawde cudownie...przepraszam że prawie nigdy nie komentuje ale wiedz że czytam ;*

    Pozdrawiam xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebisty!! Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :) Czytam od dwóch dni i aaaaaa! Chyba posunę się do przeczytania reszty Twoich opowiadań:))
    PS: Czekam na kolejny rozdział tutaj i na "Księżniczka i kryminalista" ♥
    PS2: Chciałam wejść na twoją podstronę, ponieważ stwierdziłam, że na pewno jest ciekawa, ale wyświetliło mi się, że muszę być zaproszona do czytania, jej. Także chciałabym się zapytać, czy mogłabyś mnie zaprosić. Oczywiście zrozumiem jeśli odmówisz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Księżniczka i Kryminalista to już koniec :c
      Zablokowałam podstronę, ponieważ coś się na niej zepsuło, a na razie nie mam czasu, żeby to naprawić. Może uda mi się na weekendzie :)

      Usuń
    2. Rozumiem :) Bede sprawdzała podstronę :)
      Przepraszam ale dopiero 10min temu ogarnelam ze na "Księżniczka i kryminalista" pojawił sie epilog xd Bylo super i pokochalam tamto opowiadanie tak jak to, wiec nie pozostaje mi nic innego jak przeczytac reszte twoich blogow :) ♡

      Usuń
    3. Dziękuję za miłe słowa xox

      Usuń
  7. "Księżniczka i kryminalista" świetne opowiadanie, aż serce mnie ściska, że jedna istota potrafi doświadczyć tyle bólu. :( Ból można doświadczyć na różny sposób... "może mam podobnie" ostatnimi tygodniami, ale nie aż tak tragicznie i w innym etapie życiowym... Już kiedyś wspominałam Tobie pod pewnym rozdziałem, że dla mnie brak rozdziału udziela się, jak amnezja... ;)
    A może to dobra odskocznia od życia codziennego, wczuwanie się w czyjeś życie...
    Te również jest cudne. Czekam na kolejny rozdział, rewelacyjnie piszesz. :)
    Tylko pozzzaaazdrościć!!! ;)
    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń