piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział Trzynasty:" Dziwki, frajerzy i wstęp do zemsty."

            Sorex's POV
           
            Niechętnie otworzyłam oczy, od razu je mrużąc, kiedy światło zaczęło mnie razić. Czyżbyśmy dalej stały z Madeleine w kroku? Ludzie, no ile można? Przecież godziny szczytu powinny już dawno się skończyć. Usiadłam prosto, przeciągając się i krzywiąc automatycznie, kiedy moje kości strzeliły nieprzyjemnie. Zamarłam jednak, kiedy zauważyłam, że nie znajduję się w znanym mi, w umiarkowany sposób bezpiecznym samochodzie. Zamrugałam kilkukrotnie, patrząc na bok, a moje oczy powiększyły się kilkukrotnie. Miejsce kierowcy było puste, a drzwi otwarte na oścież. Uszczypnęłam się w przedramię, chcąc się obudzić. No bo przecież ja cały czas śpię i jeszcze nie dociera do mnie prawdziwa rzeczywistość. Załamałam ręce, kiedy dookoła mnie nic się nie zmieniło. Jedynie to, że teraz bolało mnie miejsce uszczypnięcia. Niespiesznie wyszłam z pojazdu - w końcu nie wiem, co czeka mnie na tym odludziu - po raz kolejny rozglądając się dookoła siebie. To niemożliwe, żeby mój „porywacz” zostawił mnie tutaj zupełnie samą. Odetchnęłam głęboko i usiadłam z powrotem na miejscu pasażera, ale nie schowałam nóg do środka i zostawiłam otwarte wejście. Chcę do domu.

            Nagle zauważyłam, że coś porusza się po mojej prawej stronie. Natychmiast odwróciłam głowę w tamtym kierunku, a z moich ust wydobył się głośny jęk zawodu, kiedy tylko dostrzegłam zbliżającego się chłopaka. Czy naprawdę ze wszystkich facetów świata mnie musiał trafić się taki frajer? Dlaczego to na przykład Niall nie mógł mnie porwać. Tak, uważam się za porwaną, ponieważ w cale nie chcę przebywać tutaj, z nim i chcę do domu, teraz. A wybrałam Nialla, bo skoro Natalie nie przeszkadza jego obecność, to znaczy, że naprawdę musi być bardzo w porządku człowiekiem.

- Widzę, że księżniczka w końcu się obudziła – zakpił, stając przede mną i obrzucając mnie rozbawionym spojrzeniem. Podniosłam górną wargę i pokiwałam kilka razy głową, przedrzeźniając go bez słów. Może i wyglądałam dziecinnie, ale nie mogłam się przed tym powstrzymać.

- Gdzie my tak w ogóle jesteśmy? – zapytałam, sięgając po moją torebkę i szukając w niej telefonu. Może któraś z dziewczyn łaskawie zauważyła, że nie ma mnie tam, gdzie powinnam być. Marne szanse, ale cuda się zdarzają. Chociaż, skoro ja jestem w samochodzie Malika, a wcześniej spałam u Madeleine, to musiało się stać coś naprawdę przerażającego i mam nieodparte wrażenie, że sam Tommo mieszał w tym swoje brudne palce.

- Na obrzeżach Londynu. Dajemy chwilę wytchnienia Madeleine i Louisowi. Z tego co wiem, to Niall pojechał do Natalie – otworzyłam szeroko oczy, po czym zaczęłam się głośno śmiać. Mulat podniósł wysoko brew, przyglądając mi się uważnie. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że to się tak skończyło. No bo jak inaczej? Przecież oni nie mogą nam dać pieprzonego spokoju. Dzień bez nich to dzień stracony, pieprzeni idioci.

- Ona nie podniesie się nawet z łóżka, żeby mu otworzyć – wysapałam, zwijając się ze śmiechu. Zastanawiam się, jak bardzo Williams będzie zdziwiona i przestraszona. Spanikowana Mygale, żałuję że nie dane mi będzie zobaczyć tego niecodziennego zjawiska.

- Sam sobie otworzy, a potem będzie musiała go znosić. Pewnie weźmie ją gdzieś, w razie jakby Tommo zmienił zdanie i pojechał do was – wzruszył beztrosko ramionami. Odetchnęłam głęboko, starając się uspokoić. Jak mi bardzo wcale nie przykro, że go rozzłościłam. Będę robić to do końca świata i o jeden dzień dłużej, chyba że on wspaniałomyślnie postanowi się ode mnie odczepić.

- Ty nic nie rozumiesz. Williams nie ruszy się z łóżka. Praktycznie nie ma skóry na kolanach – popukałam się w czoło jednym palcem, wkładając nogi do samochodu i zatrzaskując drzwi. Nie były one jednak zbyt długo zamknięte, ponieważ Mulat otworzył je zamaszyście i wziął mnie na ręce, niosąc w tylko sobie znanym kierunku. Zrezygnowałam z wyrywania się. W końcu nie dałoby mi to zupełnie nic, a jemu śmieszny teatrzyk. Chcę go doprowadzić do kresu wytrzymałości, żeby odtransportował mnie jak najszybciej do domu, a nie rozbawić, co przyniosłoby zapewne zupełnie odwrotny efekt od zamierzonego.

- Co jej się stało? – zapytał jak gdyby nigdy nic i podrzucił mnie nieznacznie do góry, poprawiając sobie na rękach. Za chwilę wydrapię mu oczy. Nie jestem workiem pieprzonych kartofli, żeby mnie tak traktować. Jeszcze się za to na nim okrutnie zemszczę i nie będę miała żadnych skrupułów, żeby zrobić mu krzywdę.

- Nie twój interes – mruknęłam, krzyżując ręce i odwracając głowę. Nienawidzę, jak chłopaki od tak sobie po prostu biorą mnie na ręce i niosą cholera wie gdzie. Szczególnie, jeśli okazuje się, że to Zayn. Szczególnie, jeżeli to on, nie oszukujmy się. Gdyby to był jakiś mój wyimaginowany ideał na pewno bym się nie obraziła, ale sytuacja wygląda jak wygląda, niestety.

- Uwierz mi, że Horanek nawet z tym sobie poradzi – zaśmiał się, stawiając mnie przodem do siebie i opierając o jakąś barierkę. Położyłam dłonie na jego brzuchu, starając odepchnąć od siebie, ale nic to nie dało. Chłopak chwycił je w swoje i przysunął jeszcze bardziej do mnie. Zmrużyłam oczy, obserwując go uważnie spojrzeniem.

- Nie ma szans u rudej istoty, nazwiskiem Williams, uwierz mi – mruknęłam, próbując zabrać moje dłonie. Ugh! Czemu on musi być tak cholernie silny? Nie, żeby w jakimkolwiek stopniu przeszkadzała mi ta cecha u facetów, ale Zayn to Zayn. Powinien nie mieć w ogóle siły, żebym mogła sobie z nim radzić od razu, bez zbędnych starań.

- Oj przestań, przecież ona nie może być aż tak wredna – zakpił. Nie odezwałam się, odwracając do niego plecami i opierając ręce na barierce. Podniosłam po woli wzrok, a to co zobaczyłam dosłownie zaparło mi dech w piersi. Panorama Londynu.

- Pięknie, prawda? – wyszeptał mi do ucha. Zamknęłam na chwilę oczy, uśmiechając się delikatnie. Jednak, kiedy tylko uświadomiłam sobie, co zrobił, natychmiast wyplątałam się z jego uścisku i odskoczyłam na bok.

 - Przestrzeń osobista – warknęłam, wyciągając przed siebie dłonie. Mulat pokręcił mocno rozbawiony głową i w kilku krokach znalazł się przy mnie, przerzucając mnie sobie przez ramię. Zaczęłam piszczeć i z całej siły bić go pięściami po plecach. Jak się można domyśleć – nie zareagował nawet zająknięciem. Uśmiechnęłam się wrednie, wymierzając kolejny cios prosto w nerkę. Już chciałam to powtórzyć, ale przerwał mi jego ostry ton głosu.

- Nie radziłbym ci – warknął, na co ja zatrzymałam rękę w powietrzu. Jak tylko znów stanie na drodze Sorex – zabiję go bez wahania. Słuchając jego rady, przestałam się szarpać. Do momentu, w którym posadził mnie na masce samochodu i zrobił coś, o co nigdy bym go nie podejrzewała. Chociaż, to było do przewidzenia, ale w tamtym momencie była zbyt zaskoczona, żeby odsunąć się więc jedyne co mi pozostało, to po prostu odwzajemnić jego namiętny pocałunek.

           Mygale‘s POV

            Właśnie leżę sobie w swoim łóżeczku z laptopem na udach i jest mi cholernie z tego powodu dobrze. Nie muszę użerać się z nauczycielami, pustakami i całą resztą szkolnego świata. A dziewczyny? No cóż, one na pewno sobie jakoś poradzą, skoro udawało im się to od dziewiętnastego roku życia. Wiem, wredna jestem, ale cóż zrobić – życie nie rozpieszcza. A ja w sumie ciężko zapracowałam sobie na ten swój mini urlopik.

            Westchnęłam cicho, słysząc pukanie do drzwi. Nie spodziewamy się dzisiaj żadnych gości, więc nie widzę problemu w tym, żeby same sobie otworzyły. Tym bardziej, że wiedzą, w jakim aktualnie stanie jestem. Nie skarżę się, ani nic w tym stylu – w końcu to z własnej głupoty nie mogę nawet poruszyć kolanami, ale nie przeszkadza mi to jakoś za bardzo. No, może chciałabym się umyć, ale nic poza tym. Przewróciłam oczami, słysząc szczęk otwieranego zamka. Wiedziałam, że to moje przyjaciółki. Zupełnie ignorując otoczenie wróciłam do przeglądania Internetu. Znalazłam nawet jeden artykuł, który na pewno zainteresuje Hostem. Sięgnęłam po butelkę wody, stojącą obok mojego łóżka i napiłam się łyka. Co było największym błędem mojego życia, ponieważ zaczęłam się krztusić i pluć, kiedy usłyszałam znajomy głos.

- No cześć. Dawno się nie widzieliśmy – momentalnie podniosłam głowę, napotykając spojrzenie blondyna. Usłyszałam jego głośny śmiech. Zamknęłam laptopa, odstawiając go na podłogę i wsuwając pod łóżko. Obrzuciłam go nienawistnym spojrzeniem, po czym odłożyłam butelkę na poprzednie miejsce, nie chcąc mieć z nią już nic więcej z nią do czynienia.

- Czego chcesz? – warknęłam, krzyżując ręce. On w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami i usiadł obok moich nóg, a potem o nie! – Nie na kolana! – pisnęłam, kiedy odchylił się do tyłu i oparł o wcześniej wspomnianą część ciała. Musiałam go przestraszyć, po natychmiast poderwał się do siadu i spojrzał na moją twarz. Przygryzłam mocno dolną wargę, żeby choć trochę zignorować ból. Niestety, niechciane łzy błysnęły w moich oczach.

- Co ci jest? – chłopak zmarszczył brwi i po woli podniósł kołdrę, którą były przykryte moje nogi. Syknęłam cicho, kiedy przyjechał palcami po opatrunku. Jego dotyk nie był w prawdzie mocny, ale nawet to wystarczyło, żeby sprawić mi ból. Horan natychmiast odsunął dłoń i popatrzył na moja twarz.

- Wypadek przy pracy – mruknęłam, dobrze wiedząc o co chce mnie zapytać. Podniósł ręce w obronnym geście, już nic więcej nie mówiąc. Wyszedł z pokoju i udał się w tylko sobie znanym kierunku. A co jeśli wejdzie do pokoju Madi albo, co gorsza, Madeleine? Przecież tam są wszystkie nasze rzeczy.

            Zaklęłam szpetnie pod nosem i powoli podniosłam się z łóżka. Starając się jak najrzadziej zginać kolana i jak najnmiej przeklinać, wyszłam z mojego królestwa i skierowałam się do schodów. Łzy mimowolnie płynęły po moich policzkach. Nie chciałam płakać, ale organizm postanowił pokazać mi na wszystkie możliwe sposoby, że coś jest nie tak, skoro zignorowałam ostre pieczenie. Zatrzymałam się przy łazience, opierając dłońmi o framugi i pochylając do przodu. Odetchnęłam głęboko, przez co Niall odwrócił się w moją stronę.

- Dlaczego wyszłaś z łóżka? – warknął, zostawiając w wannie… coś… i podszedł do mnie, zastanawiając się, z której strony może mnie złapać, żeby nie zrobić mi krzywdy. Zdziwiło mnie to, ale w przyjemny sposób. Dlatego nie zamierzałam protestować. Niech się trochę pomęczy.

- Nie będziesz paradował po moim mieszkaniu bez żadnego nadzoru – mruknęłam, krzywiąc się nieznacznie, kiedy ruszyłam nogą. Szybko jednak przybrałam neutralny wyraz twarzy. Przed świtem jestem silna, popłaczę sobie później.

- Oj sieroto. Przecież nie jestem Louisem albo Zaynem, żeby robić coś wbrew twojej woli – westchnął i w końcu wziął mnie na ręce, jak pannę młodą. Starałam się nie zginać nóg, co było szczególnie trudne, kiedy przechodził przez drzwi.

            Położył mnie delikatnie na łóżku i po chwili znów zniknął z mojego pola widzenia. Westchnęłam ciężko, ale nie podnosiłam się już. Wiedziałam dobrze, że to i tak bez sensu. Jedyne, co mogłabym mu zrobić w takim stanie, to mocno rozbawić. Odgarnęłam włosy do tyłu i zaczęłam wystukiwać przypadkowy rytm na moim udzie. Zaczynało mi się po woli nudzić. Nie musiałam jednak długo czekać, ponieważ blondyn wszedł z miską w dłoniach i usiadł przy moich kolanach. Popatrzył na mnie niepewnie, a ja dobrze wiedziała, co to znaczy. Kiwnęłam głową, zgadzając się, żeby zrobił to co chce. Położyłam dłonie na prześcieradle i zacisnęłam je mocno, kiedy zaczął zdzierać plastry. Krew zdążyła się na nich zaschnąć, przez co przyschły do ran. Jęknęłam głośno, kiedy skończył.

- Będzie piekło, ale za chwilę przejdzie – powiedział cicho chłopak i zaczął przemywać mi czymś rany. Jestem w stu procentach pewna, że to nie jest sama woda, bo nie bolało aż tak bardzo, kiedy robiła to Lex. – Nie zakleję ci tych kolan – dodał po chwili. Jestem pewna, że chciał tym odwrócić moją uwagę, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna.

- Dlaczego? – zapytałam cicho, żeby ukryć drżenie głosu. Mimo wszystko nie chcę mu pokazać, jaka słaba jestem. Może i nie miał do czynienia z Mygale, ale wychodzenie na wieczną płaczkę mimo wszystko nie jest w moim stylu.

- Bo to by było bez sensu. Za każdym razem, kiedy trzeba by było przeczyszczać rany, to strup schodziłby razem z opatrunkiem, rozumiesz? – podniósł na chwilę głowę i popatrzył mi w oczy. Kiwnęłam niepewnie głową, odwracając wzrok. – Jak ty sobie to w ogóle zrobiłaś? – no wiedziałam, po prostu byłam pewna, że to pytanie musi paść. Westchnęłam cicho, krzyżując ręce i spuszczając wzrok.

- Nawet nie pytaj, bo pewnie i tak nie uwierzysz – mruknęłam, nie podnosząc głowy. Blondyn odetchnął cicho i już wiedziałam, że spełni moją prośbę. Będę mu za to długo wdzięczna.

           Hostem's POV

            Louis zatrzymał się na podjeździe swojego domu. Całą drogę spędziliśmy w ciszy. On wpatrzony przed siebie, a ja w swój telefon. Nie miałam zamiaru odzywać się, jako pierwsza. Po pierwsze to on chciał ze mną rozmawiać, a po drugie boję się go. Tak, dobrze przeczytaliście, ale ja tego nie powtórzę. Wyszła z samochodu, zostawiając w nim swoją torebkę i ruszyłam w kierunku wejścia. Ucieczka i tak nie ma sensu, bo nie mam do tego odpowiednich butów, a poza tym nie chcę zostawić mojego samochodu na pastwę tego frajera. Moje kroki były powolne i niechętne. Najprawdopodobniej, gdybym nie miała na stopach szpilek, to z wielką chęcią szurałabym nimi. Weszłam do domu i poczekałam na Tomlinson ‘a, żeby mi pokazała, gdzie mam teraz iść. Skierował się bez słowa schodami w górę, a zaraz potem prosto do pokoju swojej siostry. Podniosłam wysoko brew, ale dalej podążałam za nim w zupełnym milczeniu, zaczynającym mnie po woli denerwować. Przeszłam przez drzwi do pokoju Charlotte, a to co zobaczyłam od razu wbiło mnie w podłogę.

            Blondynka leżała na swoim łóżku, cała zapłakana. Niemalże czułam, jak moje serce łamie się na drobne części. Popatrzyła na nas beznamiętnym wzrokiem, a zaraz potem wróciła do obserwowania widoków za oknem. Znalazłam się przy niej w kilku krokach i usiadła na łóżku. Dotknęłam niepewnie jej ramienia, a ona nie czekając na nic więcej ufnie się we mnie wtuliła. Bez namysłu objęłam ją ramionami i przysunęłam bliżej siebie. Podniosłam wzrok na Louisa. Chłopak stał w drzwiach, opierając się o ich framugę. Dłonie miał wsadzone do kieszeni, a spojrzenie utkwione w nas.

- Proszę, zostaw nas same  - westchnęłam cicho, patrząc na niego błagalnie. Ona nic mi nie powie, jeśli on dalej będzie nad nami wisiał. – Powiem ci o wszystkim, tylko zostaw nas na chwilę same – powiedziałam, kiedy chciał zaprotestować. Kiwnął lekko głową i już po chwili go nie było. – Co powiedziała ci Parker? – zapytałam cicho, gładząc plecy dziewczyny.

- Prawdę – powiedziała cicho, mocniej zaciskając dłonie i powieki. Zaśmiłam się gorzko, czym prawdopodobnie chciałam ją chociaż trochę rozweselić. Z marnym skutkiem, co wcale mnie nie zdziwiło.

- To Parker, ona nawet samej sobie nie mówi prawdy – zakpiłam, przybierając litościwy wyraz twarzy. Pokręciłam przecząco głową, przez co włosy spadły mi na oczy. Zdmuchnęłam je, nie zwracając na nie większej uwagi.

- Powiedziała, że nic nie znaczę. Louis trzyma mnie z litości, bo jestem jego siostrą. Powiedziała, że jak tylko owinie sobie mojego brata wokół palca i już się do nas wprowadzi, to będę mogła pakować walizki – wyłkała w moje ramię. Siedziałam kilka minut, uważnie analizując słowa blondynki i nie mogąc zapanować nad narastającym we mnie gniewem. Coraz bardziej wściekła patrzyłam w nieodgadniony punkt przed sobą.

- Zarżnę – warknęłam, odsuwając od siebie dziewczynę i podrywając się z łóżka, po czym pewnym siebie krokiem ruszyłam w kierunku wyjścia z domu. O ile dobrze pamiętam, to Parker mieszka gdzieś na tej ulicy.

            Poczułam na sobie zdziwiony wzrok Tomlinson ‘a, kiedy tylko przemierzałam salon. Nawet nie wiem, kiedy zdążyłam zacisnąć pięści z całej siły. Zatrzymałam Louisa gestem dłoni, kiedy chciał podnieść się z kanapy, na której właśnie oglądał jakiś bzdurny program rozrywkowy w telewizji. Zupełnie zignorowałam ciepłą ciecz, która zaczęła po woli płynąć po moim lewym nadgarstku i dłoni.

- Madeleine! – usłyszałam głośny krzyk Charlotte, nawołujący moje imię, ale na niego również nie zwracałam najmniejszej uwagi. Miałam teraz tylko jeden cel, a mianowicie zabicie pewnej jednostki, która już dawno powinna przestać chodzić po tym świecie. – Leine proszę, twoja tajemnica. Nie wybaczę sobie, jeśli to przeze mnie się zdradzisz – Charlotte stanęła przede mną i przytuliła do siebie z całej siły, przez co musiałam się zatrzymać. Zamknęłam oczy i starając się uspokoić zaczęłam odliczać od dziesięciu w dół. Starałam się choć w małym stopniu unormować mój oddech, kiedy poczułam, że ktoś nas obserwuje. Byliśmy w całym budynku tylko we troje, więc długo nie musiałam się zastanawiać, kto przerwał nasz spokój. Rozluźniłam pięści, po czym położyłam dłonie na plecach blondynki, lekko ją do siebie przytulając.

- Obiecuję, że ta suka tego pożałuje – powiedziałam cicho, gładząc Char niezakrwawioną ręką. Nie chcę jej pobrudzić.

- Czego pożałuje? – zapytał Tommo, a we mnie złość po raz kolejny zabuzowała. Teraz mu pokażę, co sobie o nim myślę. Niech się szykuje, bo może nie wyjść z tego w jednym kawałku.

- Wiesz co Tomlinson? Jesteś po prostu ślepym kretynem. Nie potrafisz zauważyć nawet tego, że z twoją siostrą dzieje się coś nie tak – wysyczałam, odsuwając od siebie po raz kolejny dzisiejszego dnia, blondynkę i podeszłam do niego, mierząc palcem wskazującym prosto w jego klatkę piersiową. Podniósł wysoko brew, obserwując uważnie wszystkie moje ruchy. – Jesteś tylko wtedy, kiedy jest już naprawdę tragicznie i warczysz na wszystkich dookoła, że chcesz wiedzieć, co jest. Nie przerywaj mi – warknęłam, kiedy zauważyłam jak otwiera usta, żeby się odezwać. Otóż powiem ci teraz całą prawdę, więc słuchaj uważnie. Laska, którą najprawdopodobniej chcesz przeruchać, znęca się nad Charlotte w każdy możliwy sposób. Ostatnio stwierdziła, że zamieszkacie razem i wyrzuci ją z tego domu. Zdziwiony? No proszę! – zironizowałam, podrzucając rękami w powietrzu. – Wiesz, to nie wszystko. Uświadomiła twoją siostrę, że jest nic niewartym śmieciem i mówiła to z szerokim uśmiechem. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Charlotte zaczyna wierzyć w te wszystkie kłamstwa. Właśnie dlatego mógłbyś czasami spędzić z nią trochę czasu, nie tylko na prawieniu jej bezsensownych kazań na temat tego, co ma robić, a czego nie – odetchnęłam głęboko na sam koniec. Nawet nie wiecie, jak bardzo ulżyło mi, kiedy w końcu powiedziałam to, co mi leży na duszy.

- Skończyłaś już, bo strasznie przynudzasz – zakpił, ziewając teatralnie, a ja czułam, że moja złość ponownie się we mnie wzbiera i to ze zdwojoną siłą. Chciałam przez chwilę nad sob zapanować, ale nie byłam w stanie. Usłyszałam drobne kroki, co znaczyło że Char postanowiła opuścić to miejsce. Nie dziwię jej się. Nikt nie chciałby skończyć w piekle, nawet takim na ziemi.

- Zrobiłam dla niej więcej przez dwa miesiące naszej znajomości, niż ty przez całe życie – syknęłam, uśmiechając się złośliwie w jego kierunku. Nie wiedziałam, że w jednej mojej wypowiedzi może być aż tyle jadu. Zdecydowanie za dużo Hosem w nieodpowiednim momencie, ale nie zamierzałam się powstrzymywać. Madeleine nigdy nie powiedziałaby mu prawdy prosto w oczy, a tego właśnie było mu w tamtym momencie trzeba.

            Na reakcję Louisa nie musiałam długo czekać. Podszedł do mnie w kilku dużych krokach i mocno uderzył w policzek. Cofnęłam się o krok do tyłu, z cichym syknięciem łapiąc za bolące miejsce. Zachwiałam się, ale nie pozwoliłam swojemu ciału upaść. Wyprostowałam się szybko, unosząc dumnie głowę. Sukinsyn. Popatrzyłam na wściekłego chłopaka ze szczerą nienawiścią w oczach. Jednak prawda boli. Chociaż jego akurat rozwścieczyła. Furia, jaką można było dostrzec w jego oczach była niewyobrażalna, a ja osobiście nigdy wcześniej takiej nie widziałam.

- Myślę, że już powinnaś wyjść – warknął, rzucając we mnie kluczykami od mojego samochodu. Złapałam je w locie. Prychnęłam głośno, upewniając się, że to usłyszał.

- Z wielką przyjemnością – syknęłam, odwracając się na pięcie i szybkim krokiem wychodząc z tego domu wariatów. Już nigdy więcej tutaj nie wrócę. Chociażby mnie mieli zaciągnąć wołami.

            Louis‘s POV
           
            Drzwi za dziewczyną zamknęły się z głośnym trzaskiem, a ja dopiero wtedy pozwoliłem sobie na prawdziwy wybuch złości. Podeszłam do szafki, stojącej przy drzwiach i jednym zamachem zrzuciłem z niej wszystkie pierdoły, które z łoskotem upadły na ziemię, roztrzaskując się w drobny mak. Jak ona w ogóle śmiała powiedzieć, że nie zauważam problemów własnej siostry? Przecież do kurwej nędzy robię wszystko, żeby Charlotte miała wszystko to, czego zapragnie! Krzyknąłem na całe gardło, uderzając kilkukrotnie z otwartej dłoni w szafkę. Poczułem ostre pieczenie, a skóra zaczerwieniła się. Nie zwracając jednak na to uwagi szybko wszedłem po schodach do góry, kierując się do pokoju mojej siostry. Musimy sobie teraz coś wytłumaczyć, żeby zakończyć tę sprawę raz na zawsze. Otworzyłem zamaszyście drzwi, wchodząc do pomieszczenia. Blondynka zmierzyła mnie zdziwionym spojrzeniem, ale nie odezwała się słowem.

- Ile prawdy jest w tym, co ona powiedziała? – warknąłem, stając przy łóżku i zaciskając dłonie na jego ramie, pochylając się do przodu. Nie uderzę własnej siostry, bo po tym nie zostaje mi nic innego jak skok z mostu prosto do Tamizy.

- Sama – wzruszyła obojętnie ramionami, jakby jej to zupełnie nie obchodziło. Przeanalizowałem to wszystko, zamykając na chwilę oczy.

- Dlaczego do mnie nie przyszłaś? – zapytałem już znacznie spokojniej. Podniosłem wysoko brew, otwierając oczy i przyglądając się siostrze, kiedy usłyszałem kpiący śmiech. Uderzyło prosto w serce, przez co cofnąłem się o krok. Jednak nie pozwoliłem, żeby mięśnie na mojej twarzy chociażby drgnęły.

- Myślisz, że nie próbowałam? Kilkanaście razy jednego dnia przychodziłam do ciebie, żeby powiedzieć co się dzieje, ale ty za każdym razem zbywałeś mnie jakąś banalną wymówką, więc w końcu zrezygnowałam, bo to było bez sensu – powiedziała z wyrzutem, a ja poczułem się jak prawdziwy kretyn. Usiadłem obok niej, opierając łokcie na kolanach i pochylając się do przodu, wplotłem palce we włosy, ciągnąc za nie mocno.

- Przepraszam – mruknąłem w końcu, nie podnosząc wzroku. Tylko ona słyszy ode mnie te słowa, nikt inny. Chociaż pewnie w tym momencie znaczą niewiele więcej niż nic.

- To nieważne. Jakoś sobie z nią poradzę. Powiedz tylko, co zrobiłeś Madeleine, że nawet do mnie nie przyszła, kiedy wychodziła – nagle zrobiłem się wściekły, ale tylko na siebie. Mocniej zacisnąłem pięści na włosach.

- Uderzyłem ją – powiedziałem po chwili milczenia. Podniosłem głowę, uważnie obserwując reakcję dziewczyny. Popatrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami. Zaczynało robić mi się coraz bardziej głupio.

- Dziękuję, że przez ciebie straciłam jedną z niewielu przyjaciółek – syknęła w moim kierunku i wyszła ze swojego pokoju. Zakląłem pod nosem, kładąc się na plecach. Ja pierdolę, czemu to wszystko musi być takie pojebane?

            Hostem's POV

            Zaparkowałam pod naszym blokiem i chwytając torebkę szybko weszłam do windy. Jak ja go nienawidzę! Jadąc do domu wymyśliłam, co możemy zrobić Parker, żeby nie domyśliła się, że to my. Weszłam do mieszkania, trzaskając za sobą mocno drzwiami, zdjęłam szpilki i odrzuciłam torebkę na bok, po czym weszłam po schodach na górę. Jestem pewna, że Mygale nie siedzi tutaj sama. Kiedy tylko weszłam do jej pokoju wiedziałam, że po raz kolejny mam rację.

- Tomlinson chce cię natychmiast widzieć u siebie – skłamałam gładko, opierając się o wejście. Blondyn odwrócił wzrok od komputera, na którym moja przyjaciółka coś mu pokazywała. Oboje popatrzyli na mnie.

- To na razie – powiedział chłopak, wychodząc z pomieszczenia, a po chwili w całym mieszkaniu dało się słyszeć trzask zamykanych drzwi. Natalie przyglądała mi się uważnie przez cały czas.

- Co ci się stało w policzek? – wskazała palcem na wcześniej wspomnianą część ciała. Westchnęłam cicho, przejeżdżając po nim delikatnie palcami.

- Wypadek przy pracy – rzuciłam krótko, kończąc temat. – Ściągnij mi tutaj w tempie natychmiastowym Lex. Powiedz, że szykujemy akcję – mruknęłam jeszcze na odchodne i poszłam prosto do łazienki.

            Stanęłam przed lustrem, zdjęłam znienawidzone okulary i soczewki, po czym podniosłam głowę, przyglądając się uważnie swojemu odbiciu. No Hostem, zabawę czas zacząć. Nie oszczędzaj się.

21 komentarzy:

  1. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! *__*
    Uwielbiam to opowiadanie ^^
    Louis to straszna cipa ;__;
    Ja na jego miejscu domyśliłabym się, ze to Hostem, no ludzie to tylko okulary! xd
    Parker będzie miała przejebane, już jej nie współczuje, suka zasłużyła -.-
    Czekam na kolejny rozdział i
    Pozdrawiam ; 33

    OdpowiedzUsuń
  2. Niemoge doczekac kolejnego rozdzialu uwielbiam twoj styl pisania *_*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeżeli będzie rozdział 10 to nie wstawisz w poniedziałek rozdziału? Tak mam zrozumieć ten szantaż?
    Rozdział cudooooo.
    Zabić Parker! Zabić Parker!
    Wydać dziewczyny! Wydać dziewczyny!
    Koniec mojego tresciwego kazania.
    Mia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rozdziały powinny pojawiać się co cztery dni, a jak nie będzie komentarzy, to co tydzień xd

      Usuń
  4. Omg genialny xx idk co powiedziac ajdnshxnd

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezuuuu. Jak ja kocham te opowiadanie!!!!!!!! Omg. Lou przylal jej z liscia. Omggggs. Mysle ze Lou przyjdzie.ja.przeprosic. Zobaczycie?! :) omg omg omg. Laseczki szykuja "zemste" :D hsusjskd ;)) juz nke moge sie doczekac!!! <3
    @luvmyniallers

    OdpowiedzUsuń
  6. Po prostu kocham cię za ten cudowny rozdział ♥♥♥ . Już nie mogę doczekać się następnego ♥ ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny! :) xx @xxhemmings69

    OdpowiedzUsuń
  8. jeju :o zajebiste tooo ! :) Louis uderzył ją :o co za... Hahahahhh już się nie mogę doczekać tej ich zemsty :) :) czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślałam że to Madi uderzy Tomlinsona, a nie na odwrót, ale trudno. Rozdział jest mega cudowny i nie wiem czemu Ci się nie podoba. Już nie mogę się doczekać nexta :**

    OdpowiedzUsuń
  10. O Jezusie... Uwielbiam Cię, kocham, podziwiam i wgl wszystko czekam na kolejny z niecierpliwością c;

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział jest mega długi! Nie wiem jak Ci się to udało, ale bije pokłony. Nie spodziewałam się takiego rozwoju akcji między Madi, a Tommo. Dobrze, że mu wygarnęła, ale nie powinien był jej bić. Ciekawa jestem jaką zemstę przygotuje Hostem dla Parker.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wowww... tylko tyle mozna powiedziec o tym rozdziale. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. woow , ile akcji , czekam na nexta :))

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudo *.* świetnie piszesz, kochanie. Bardzo Cu zazdroszczę talentu ♥ rozdział JAK ZAWSZE zajebisty. Czekam na następny ;**

    // Werczi ♡

    OdpowiedzUsuń
  15. OMG!!!Kocham to ! Zabawe czas zaczac ! Lou nie wie z kim zadarl ha !! :DD

    OdpowiedzUsuń
  16. Wspaniały!!
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!!
    Lou popamięta ją na długo!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Odcinek jest świetny! :D
    Zabije... Musiałaś przerwać w takim momencie? Teraz wiem, co czują wszyscy moi czytelnicy, kiedy tak się znęcam nad nimi ( robisz dokładnie to samo! :P )
    Mam nadzieję, że Parker pożałuje tego co zrobiła... I dostani nie tylko od Hostem, ale też od Lou... Przyda jej się :D
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  18. świetny ;) i jak ja wytrzymam do 10 ;) czekam

    OdpowiedzUsuń
  19. Dopiero niedawno znalazłam twojego cudnego bloga z jakże wspaniałym opowiadaniem. I wiesz co? Zakochałam się w tym co piszesz. Rozdział niesamowity (jak zresztą każde, więc nie ma co się dziwić), nienawidze jak kończy się w takich momentach, ale z drugiej strony to dobrze bo sie zacheca czytelnika żeby powracał, powracał, powracał...
    Piszesz w miarę długie rozdziały co jest mega wielkim plusem. Twoi bohaterowie sa tak strasznie realni...
    No to na tyle, buziaczki.

    OdpowiedzUsuń