czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział Osiemnasty: „Nie bawisz się, nie żyjesz!”

            Hostem's POV
 
            Z Allanem udało nam się znaleźć dom na obrzeżach Rio de Janeiro. Na początek nam wystarczy. To znaczy jest duży i ma zajebisty garaż, w którym zmieszczą się nasze wszystkie samochody i motocykle, ale sami wiecie. Za długo, to my z nim w jednym miejscu nie wytrzymamy, starając się utrzymać w tajemnicy wszystko to, co dotychczas pozostawało sekretem. Tak, nie zamierzamy się do końca ujawniać. Zdecydowałyśmy, że w ten sposób łatwiej nam będzie uniknąć policji. Za przykład można wziąć takiego Tomlinsona, który co chwilę ma gliniarzy na karku i ostatecznie nie może nic zrobić. No, a my właśnie od tego chcemy uciec – od ślepego podporządkowania komuś innemu. Najwyższy czas zacząć decydować o sobie pod każdym względem, a nie tylko o tym, w co się ubiorę (również nie do końca), czy co chcę zjeść na śniadanie. Takie uzależnienie od kogoś może w końcu doprowadzić do załamania psychicznego. Szczerze powiedziawszy, w niektórych momentach samoocena również zaczyna drastycznie spadać i z „zadowalająco” robi się niemalże natychmiast „chcę umrzeć”.

            Sprawę z Mygale bardzo szybko udało nam się załatwić. Wróciłyśmy do domu dosyć późno, bo około godziny trzeciej nad ranem. Ruda cały czas na nas czekała, siedząc przed swoim laptopem, który przez ostatnich kilka dni stał się dla niej jedyną łącznością ze światem. Muszę szczerze przyznać, ze zrobiło mi się cholernie głupio, kiedy zobaczyłam najlepszą przyjaciółkę, zupełnie ignorującą to, co do niej mówię i zajmującą się zupełnie czymś innym. Od razu zrozumiałam z Alex, jak bardzo beznadziejnie wobec niej postąpiłyśmy. Przecież to nie jej wina (no może tylko troszeczkę), że jak na razie nie jest w stanie nam pomóc. Ale, jak już wcześniej wspominałam, na szczęście udało nam się ją dość szybko udobruchać. Wystarczyło powiedzieć, dlaczego tak bardzo się spieszyłyśmy, żeby załatwić coś ważniejszego od niej. Oczywiście oberwało się rudej za to stwierdzenie, ale wyglądała na mocno rozbawioną. Wracając. Williams również ucieszyła się, że wylatujemy z Londynu i zostawiamy wszystko w chuja.

            Od tamtego czasu minęło trzy dni. Wiem, szmat czasu i w ogóle powinnyśmy zapominać po woli, co się działo, ale jednak mamy dobrą pamięć. Wczoraj Charlotte oznajmiła, że jej brat organizuje imprezę. Blondynka bardzo chciała, żebyśmy na nią przyszły, bo ten kretyn nie pozwoli dziewczynie wyjść. Jak się pewnie domyślacie my, jako dobre przyjaciółki i zbawczynie niewieścich głów, zgodziłyśmy się bez szemrania. Właśnie dlatego stoję teraz przed szafą, w której nie ma już połowy rzeczy i staram się wygrzebać cokolwiek z tego, co mi jeszcze w niej zostało. Razem z Natalie i Lex stwierdziłyśmy, że ta pierwsza nie pójdzie z nami, chociaż może już mniej więcej normalnie się przemieszczać. Nat powiedziała nam o tym, że Niall był u niej dwa razy i widział, w jakim stanie są jej kolana. Mała zołza niby taka poszkodowana, ale jak trzeba się poświęcić, to zawsze potrafi się wykręcić od wszystkiego.

            W końcu jednak zdecydowałam się na czarny top, odsłaniający całkowicie brzuch i skórzaną spódniczkę w tym samym kolorze. Mówiłam już, jak bardzo nienawidzę chodzić w czymś, co nie jest spodniami? Jeśli nie, to właśnie o tym wspominam. Odszukałam jeszcze tylko koturny, które w ostateczności i tak
odstawiłam na razie na bok. Nie będę się przecież męczyć z chodzeniem w tym dziadostwie dłużej, niż to potrzebne. Zrezygnowana zdjęłam z siebie ręcznik i odrzuciłam go na bok, po czym ubrałam się we wcześniej przygotowane ciuchy, oczywiście pomijając te cholerne buty.

            Usiadłam przy biurku i wyjęłam swoją kosmetyczkę, razem z lusterkiem, które ustawiłam przed sobą. To impreza, nie wypada się nie pomalować. Całe przygotowywanie, razem z suszeniem i układaniem włosów, zajęło mi około piętnastu minut. Gotowa wyszłam z pokoju, żeby zobaczyć, jak idzie Lex. Okazało się, że właśnie wychodzi z łazienki, również w pełni przygotowana do wyjścia. Zrezygnowana wróciłam na chwilę do swojego pokoju, żeby założyć te cholerne koturny i zacząć męczyć swój biedne stopy. Blondynka zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem, po czym zeszła na dół. Ej no, mogła przynajmniej powiedzieć, czy nie wyglądam całkowicie, jak skończona kretynka, ewentualnie czy nie przesadziłam i nie zaczęłam przypominać dziwki. A z resztą… Przywróciłam się do rzeczywistości, po czym również spełzłam na dół, od razu udając się do wyjścia. Dzisiaj Stane będzie męczyć się z torebką, więc to ona bierze kasę i telefon.

            Okazało się, że moja (czasami) mądra przyjaciółka, zdążyła zamówić już taksówkę i czekała już ona na nas dwie pod klatką. Bez słowa wpakowałyśmy się do środka, po czym podałam podstarzałemu facetowi adres, pod który miał nas zawieść. Chyba rozpoznał, że mieszka tak Louis ze swoją bandą, bo podrzucił znacząco brwiami, ale nie odezwał się nawet słowem. Tym lepiej dla niego. Jak pewnie dało się zauważyć – nie mam humoru.

- Postaraj się tam nikogo nie zabić – wypaliła nagle Sorex, przez co popatrzyłam na nią, mocno marszcząc brwi. Nie moja wina, że zupełnie się zamyśliłam i przestałam zwracać uwagę na to, co się dookoła mnie dzieje.

- Dlaczego miałabym kogokolwiek zabijać? – zapytałam, mierząc ją uważnie spojrzeniem. Lex wzruszyła ramionami, zakładając jedną nogę na drugą i złapała kolano dłońmi, splątując razem palce w koszyczek.

- Może dlatego, że jedziemy na imprezę do Tomlinsona, więc na sto procent pojawią się typki, z którymi nie chciałybyśmy normalnie rozmawiać, bo należą do tej mrocznej strony – przy ostatnich dwóch słowach zrobiła cudzysłów palcami, po czym wróciła do poprzedniej pozycji.

- Niczego nie mogę ci w tej kwestii obiecać. Jeżeli będą się za bardzo narzucać, to ja nie zamierzam siedzieć cicho – podrzuciłam brwiami, odwracając głowę w kierunku szyby, po czym oparłam ją na dłoni, a łokieć o drzwi. Uwielbiam noce, a szczególnie w tak dużych miastach, jakim jest Londyn. Ludzie wydają się nigdy nie iść spać, a kolorowe neony i bilbordy nadają szczególny nastrój. Uśmiechnęłam się do swoich myśli.

            Radość nie trwała jednak długo, ponieważ już po kilku sekundach wjechaliśmy na osiedle Louisa. Westchnęłam ciężko, kiedy taksówka zatrzymała się przed bramą. Lex zapłaciła, po czym wysiadłyśmy z żółtego samochodu i szybkim krokiem poszłyśmy do wnętrza domu, wypełnionego pijanymi już ludźmi. A wydawało mi się, że przyszłyśmy przed czasem. Weszłyśmy do salonu, cały czas się do siebie nie odzywając. Z resztą… Wszelkie próby podjęcia jakiejkolwiek konwersacji w tym towarzystwie i tak pewnie nie będą miały większego sensu, bo tutaj jest po prostu za głośno. Już miałam zamawiać sobie coś u barmana, ale w ostatnim momencie poczułam uścisk na ramieniu, który odciągnął mnie w jakiś kąt, gdzie nikogo nie było.

- Chłopaki chcą porozmawiać z Alex na temat Zayna – przed nami pojawiła się Charlotte. Obrzuciłam przyjaciółkę uważnym spojrzeniem, na co ona tylko wzruszyła ramionami.

- Możesz mi powiedzieć, co ty im nagadałaś przez ten teflon? – zmrużyłam oczy, uświadamiając sobie, dlaczego oni domyślają się, że blondynka ma coś z tym wspólnego.

- Oj nie martw się, poradzę sobie. Nawet nie wiesz, jak łatwo było ich wkręcić – machnęła ręką, odwracając się na pięcie, a już za chwilę wspinała się po schodach.

- Macie coś wspólnego z tajemniczym zaginięciem Malika? – Lottie skrzyżowała ręce, mrużąc oczy i nie spuszczając ze mnie wzroku. Przyłożyłam wskazujący palce do ust, żeby pokazać jej, że to nie najodpowiedniejsze miejsce na takie rozmowy.

- Wytłumaczę ci wszystko u nas. Samochody są w fazie przewożenia,  dom kupiony, Allan załatwia tylko jakieś formalności, a połowa rzeczy zapakowana. Mam nadzieję, że uda nam się jakoś przemycić cię dzisiejszej nocy do naszego domu, albo do Spencera, żeby nie udało im się ciebie znaleźć – mruknęłam na tyle cicho, żeby tylko blondynka mnie usłyszała. Ona w odpowiedzi kiwnęła głową i zostawiła mnie zupełnie samą, również wchodząc na piętro.

            No wiedziałam, że zostanę sama, bo one zajmą się zupełnie czymś innym. Przejechałam dłońmi po spódnicy i zrezygnowana udałam się z powrotem do barmana, żeby móc w końcu zamówić jakiś alkohol. Warknęłam pod nosem, kiedy po raz kolejny ktoś odciągnął mnie od upragnionego celu i tym razem to ja zostałam wciągnięta po schodach do góry. Już nawet nie chciałam wiedzieć, kto mnie za sobą wlecze. Szczerze powiedziawszy, to zwisało mi to. No, przynajmniej do momentu znalezienia się w znanym mi już pokoju.

- Czego ode mnie chcesz? – wyrwałam rękę z uścisku Louisa i skrzyżowałam obie na wysokości klatki piersiowej. Ten wieczór nie może być już chyba bardziej interesujący.

- Wydaje mi się, że dobrze wiesz czego – wymruczał, odwracając się do mnie przodem i nachylił się nade mną, opierając dłonie po obu stronach mojej głowy. Spuściłam ręce wzdłuż ciała, wbijając się plecami w drewniane drzwi. Niech on się odsunie. Najlepiej natychmiast.

- To chyba pomyliłeś adresy, bo ja nie jestem tanią dziwką, z którymi sypiasz – warknęłam, a po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nie wiem dlaczego, ale przed oczami stanął mi moment, kiedy szatyn uderzył mnie mocno w policzek. Automatycznie poczułam w tamtym miejscu pieczenie. Nie, nie boję się. Czuję odrazę – to wszystko.

- Nigdy nie powiedziałem, że jesteś dziwką – chłopak złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie, po czym podszedł do łóżka i położył nas na nim tak, że to ja byłam na dole, a ona na górze.

            Poczułam, jak zaczyna wędrować dłonią od mojego kolana coraz wyżej. Drugą dłoń natomiast oparł przy moim ramieniu. Cały czas patrzył mi głęboko w oczy, jakby chciał się doszukać jakiegokolwiek potwierdzenia na niezadane przez niego pytanie. Nienawidzę, kiedy ktoś robi coś takiego, ponieważ czuję się, jakby grzebał mi w duszy, dosłownie.

- Nigdy nie miałaś ochoty, żeby zobaczyć jak wygląda seks z wrogiem? – wymruczał mi do ucha, zagryzając jego płatek, a później całując miejsce za nim. Podniecenie rośnie, właśnie osiąga poziom „nie jest dobrze, wiej!”.

- Ani raz w życiu – mruknęłam, kładąc dłonie na jego ramionach i spróbowałam go od siebie odepchnąć. Co prawda odsunął się na kilka milimetrów, ale chwilę potem wolna dłoń złapała mnie za nadgarstki i umieściła je nad moją głową. Kurwa mać.

- A ja bardzo dużo. Szczególnie, że mój wróg jest cholernie seksowną dziewczyną, która nie ma pojęcia, jak na mnie działa – zjechał z pocałunkami na moją szyję, przygryzając ją na zmianę delikatnie. „Coraz bardziej tego chcesz” – tak, to następny poziom.

- Każdej to mówisz, za nim zaciągniesz ją do łóżka? – mruknęłam, starając się zabrać moje dłonie z jego uścisku. Jak się można łatwo domyśleć – bezskutecznie.

            Nagle drzwi do pokoju otworzyły się, a w nich stanął Liam. Odetchnęłam głęboko, korzystając z chwili dezorientacji Tomlinsona i zepchnęłam go z siebie, po czym usiadłam prosto i wyprostowałam spódnicę, która mi się mocno podwinęła. Payne machnął na przyjaciela ręką i wyszedł z pomieszczenia. Louis niechętnie powlókł się za nim. Było jednak coś, co ewidentnie mówiło mi, że powinnam spierdalać, a mianowicie – spojrzenie Li. Niestety moja ciekawość była większa i kiedy tylko drzwi za chłopakami się zamknęły ja przylgnęłam do niech, uważnie nasłuchując tego, co do siebie mówią. Na szczęście muzyka z dołu nie dochodził do tego miejsca i nie miałam większych problemów z podsłuchiwaniem.

- Wiesz, kogo właśnie prawie przeleciałeś? – warknął jeden z nich, na co ja przewróciłam oczami. Jak ja kocham przedmiotowe traktowanie dziewczyn. Przecież sama nią jestem!

- Hostem, panią nielegalnych wyścigów motocyklowych, z którą Malik od jakiegoś czasu nie potrafi sobie poradzić – mogę sobie dać rękę uciąć, że szatyn przewrócił w tym momencie oczami. Zawsze tak robi, kiedy coś go irytuje, a ton jego głosu wskazywał tylko na to.

- Wystarczy Madeleine Davies, córka ludzi, którzy wsadzili się do paki i dziewczyna, za którą od jakiegoś czasu się uganiasz – doba, jestem w stu procentach pewna, że cała krew odpłynęła z twarzy Tomlinsona. Przecież nie codziennie ma się do czynienia ze swoim wrogiem i nawet się o tym nie wie. Ale skoro jest się kretynem, to trzeba ponosić za to konsekwencje.

            Zaraz, zaraz. O kurwa, Payne dowiedział się, kim naprawdę jesteśmy! Oderwałam się natychmiast od drzwi i w drodze do balkonu zdjęłam koturny z nóg. Jeszcze nigdy nie spierdalałam w pierwszego piętra w spódnicy. No cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz, który może być również ostatnim, jeżeli zaraz się nie pospieszę. Wyrzuciłam buty, po czym sama przeskoczyłam przez barierkę, a później po woli spuściłam się na rękach, żeby być jak najbliżej ziemi i nie ryzykować połamanymi nogami. Usłyszałam trzask drzwi, a następnie kilka(dziesiąt) przekleństw.

- Davies, masz w tym momencie stanąć i poczekać na mnie, żebym mógł cię zabić! – krzyknął szatyn, wychodząc na balkon i patrząc na mnie z chęcią mordu. Zaśmiałam się głośno, chwytając w dłonie swoje koturny i szybko biegnąc do wyjścia. A jeszcze przed chwilą chciał mnie przelecieć.

- Nie skorzystam z propozycji – odkrzyknęłam jeszcze zanim zniknęłam po drugiej stronie domu. Nie bawisz się, nie żyjesz. Szkoda tylko, że moja zabawa trwa kurwa kilka lat.

            Nie będę się wracać po Charlotte i Alex. Krzyk tego furiata na pewno było słychać pomimo głośnej muzyki. Wybiegłam za ogrodzenie, zamykając za sobą furtkę tak, jak Lottie zrobiła to za ostatnim razem. Muszę dobiec do końca osiedla, bo potem to już tylko dostać się jak najszybciej do mieszkania. Jednak głównie chodzi mi o to, że pomiędzy blokami łatwiej będzie mi zgubić Louisa, który właśnie zdołał uporać się z bramką. Automatycznie przyspieszyłam, modląc się w duchu, żeby kondycja mnie nie zawiodła.

            Sorex's POV

            Już od dłuższego czasu siedzę w pokoju Malika. Nie mam pojęcia, dlaczego to właśnie tutaj mnie wsadzili. Jak się okazało reszta również zdołała się domyśleć, kim naprawdę jesteśmy. Cóż, szczerze powiedziawszy nawet trochę się nie dziwię. Przecież nie zwracałyśmy jakoś szczególnej uwagi do ukrywania się i tylko Madeleine, jako najbardziej rozpoznawalna z nas, starała się przebierać.

            Zrezygnowana  po kolejnym przejściu dookoła całego pokoju, z powrotem opadłam na łóżko. Rozłożyłam ręce, zaczynając bez sensu wpatrywać się w śnieżnobiały sufit. Muszę przyznać, że Zayn ma cholerny porządek w swoim królestwie. Rzadko spotyka się chłopaków z tak zadbaną przestrzenią osobistą. No cóż, plus dla niego. Poderwałam się, słysząc z zewnątrz głośny krzyk Tomlinsona, zwracającego się do mojej przyjaciółki po imieniu i nazwisku. Warknęłam pod nosem coś niezrozumiałego nawet dla mnie i poderwałam się z posłania, podchodząc do drzwi. W dalszym ciągu nie mogę zrozumieć, dlaczego Niall z Liamem mnie tutaj zamknęli. No dobra, mogę. Nie przewidzieli tylko jednego – nie jestem zwykłą, nierozgarniętą blondynką. Wyjęłam z moich włosów jedną wsuwkę i rozłożyłam ją, wkładając w zamek od drzwi. Kilka sekund i już jestem wolna. Dlaczego nie byłam na tyle domyślna, żeby zrobić to wcześniej?!

            Po woli wyszłam z pokoju, uważnie rozglądając się dookoła, czy aby na pewno nikt nie zechciał teraz wejść na „zakazane” piętro. Lottie wytłumaczyła mi, że można nieźle oberwać od chłopaków, jeśli podczas imprezy ktokolwiek nieproszony pojawi się przy ich pokojach. W stu procentach się z nimi zgadzam. Również nie chciałabym, żeby ktoś grzebał w moich papierach. Już miałam zbiegać po schodach, żeby wydostać się z tego wariatkowa, ale w ostatnim momencie zawróciłam do pokoju blondynki. Nie mam zamiaru zostawiać jej tu samej zważając na fakt, że obiecałyśmy zabrać ją z Londynu. Jej też Allan załatwił lewe papiery. Postanowiłyśmy we cztery, że nauczymy ją jeździć samochodem. Nie tak normalnie, po drogach, ale na wyścigi. Ona nie będzie odstawać, a my w końcu zyskamy kogoś od samochodów. Myślę, że Madeleine również zgodzi się czasami przesiąść za kierownicę czterech kółek. Parę razy jej się zdarzało, więc nie widzę w tym większych problemów.

- Poczekaj, już kończę zbieranie najważniejszych rzeczy. Musisz dać mi dwie minuty – mruknęła Tomlinson, kiedy tylko weszłam do środka. Wzruszyłam ramionami i oparłam się jednym o ścianę, krzyżując ręce pod piersiami.

- Skąd wiedziałaś, że to ja?

- Bo chłopaki poszli uganiać się za Madeleine, która nieświadomie odwraca ich uwagę od nas, co oczywiście nam pomaga – Char popatrzyła na mnie przez chwilę, uśmiechając się delikatnie, po czym wróciła do pakowania. Gdzie podział się entuzjazm sprzed kilku dni?

- Jeśli nie chcesz, to nie musisz z nami lecieć.

- Chcę, naprawdę. Tylko Louis to jednak mój brat i nie chcę go stracić na zawsze – powiedziała cicho, zasuwając sportową torbę, wypchaną jej rzeczami.

- Za jakiś czas będziesz mogła się z nim zobaczyć. Będziemy musiały tylko poczekać, aż minie to całe zamieszanie, związane z nami – powiedziałam cicho, cały czas uważnie obserwując reakcję dziewczyny. – Telefonu też ci nikt nie zabierze – dodałam po chwili namysłu. Blondynka natychmiast odwróciła się do mnie przodem, a na jej twarzy zobaczyłam ogromne zdziwienie. Powiedziałam coś nie tak?

- Naprawdę będę mogła dzwonić do Louisa? – podniosła wysoko brew, przerzucając sobie ramiączko torby przez głowę i podała mi drugą, z którą zrobiłam dokładnie to samo.

- Znajdziemy jakieś miejsce w Rio, gdzie będziemy jeździć, żeby skontaktować się z ludźmi w Londynie. Chciałam zauważyć, że my również zostawiamy tutaj kilku znajomych – zaśmiałam się, biorąc torbę z komputerem blondynki i ruszyłam szybkim krokiem na dół.

            Musiałyśmy się pośpieszyć, żeby zdążyć przed powrotem chłopaków. Taka ucieczka będzie zdecydowanie przyjemniejsza i bezpieczniejsza dla nas. Po drodze zdążyłam się dowiedzieć, że Charlotte zamówiła już taksówkę, która za kilka minut powinna dojechać na miejsce. Wyszłyśmy z terenu posesji Tomlinson ‘a i jego bandy, od razu kierując się na przystanek autobusowy, pod który również tamtym razem podjechała nasza „karoca”. Tak, dokładnie pamiętam tamten wieczór. Tak swoją drogą byłyśmy już na dwóch imprezach u szatyna i z obu uciekałyśmy. Czyżby wywiązała nam się jakaś nowa, niepisana tradycja?

- Myślisz, że będzie mnie szukał? – usłyszałam cichy głos Lottie, kiedy wpakowałyśmy się już do samochodu i po podaniu adresu Spencera ruszyliśmy w drogę.

- Tommo jest zapatrzonym w swoją młodszą siostrzyczkę kretynem, gotowym zrobić dla niej wszystko. Zdecydowanie będzie nasz szukał – zaśmiałam się, chcąc choć trochę rozładować coraz bardziej napinająca się pomiędzy nami atmosferę.

- Jak mnie dorwie, to zabije na miejscu – jęknęła, zsuwając się na siedzeniu i zakrywając twarz dłońmi.

- I właśnie dlatego cię nie znajdzie – uderzyłam ją pięścią w ramię, po czym zaczęłam się głośno śmiać. Szczerze powiedziawszy, to nie mam zielonego pojęcia, co mnie tak mocno rozbawiło.

            Mygale's POV

            Już od jakiegoś czasu nie robię nic, tylko pakują swoje ubrania. Jak tak patrzę na szafę, to mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że zapakowałam wszystko. Należy mi się więc kilka minut odpoczynku. Zostały jeszcze tylko pierdoły typu albumy i inne pamiątki. Usiadłam po woli na kanapie, krzyżując nogi w kostkach i kładąc je na stoliku do kawy. Kupiec na nasze mieszkanie znalazł się bardzo szybko. Nie dziwię mu się. W końcu znajduje się ono w samym centrum miasta, ma dwa poziomy i mieszkałyśmy w nim my we trzy. Nie chodzi mi tutaj o żadne samouwielbienie. Po prostu niektórzy ludzie traktują nas jak córki celebrytów, którymi na pewno są nasi rodzice. Gwiazdorstwo i fakt, że ich nazwiska są znane w całej Wielkiej Brytanii jeszcze bardziej namieszał im w głowach. Dzięki temu dziennikarze również nami się interesują. Co o nich myślę, ujmę w najprostszym słowie. Kurwy. Wpierdalają się we wszystko, co ich nie dotyczy i jest naszymi prywatnymi sprawami. Gdyby mogli, to urządziliby sobie wycieczki po naszym mieszkaniu i porobili milion zdjęć, żeby ludzi kupowali właśnie ich czasopismo, a nie znienawidzonej konkurencji.

            Poderwałam się na równe nogi i szybkim korkiem poszłam do przedpokoju, gdzie zastałam zdyszaną Madeleine. Skoro ona biegała, to znaczy, że stało się coś naprawdę złego. Szatynka odrzuciła na bok koturny, które dotąd trzymała w dłoniach i pochyliła się do przodu, starając się złapać normalny oddech. Chciałam się odezwać, ale wystarczyło, żebym otworzyła usta, a przyjaciółka znów uciszyła mnie gestem dłoni. Wzruszyłam tylko ramionami i wróciłam na swoje poprzednie miejsce. Skoro nie chce mi powiedzieć, to ja nie będę się denerwować z nieznanego mi powodu.

- Tomlinson, Payne i Horan domyślili się prawdy o nas – wydyszała w końcu, opadając zmachana na jeden z foteli. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na nią uważnie, żeby doszukać się choć cienia rozbawienia, które wskazałoby na to, że właśnie udało jej się mnie nabrać na niezbyt wysokich lotów żart. Nie.

            Chciałam powiedzieć Niall ‘owi, zanim dowiedziałby się o tym z mediów. Wiem, że nie powinno, ale od jakiegoś czasu zaczęło mi na nim zależeć. W cale nie wydawał się nadawać do świata, w którym właśnie żyje i był przy tym taki niewinny. Tak, oczarował mnie. Kretynka ze mnie. Wydawało mi się, że zdążę, ale jak widać grubo się przeliczyłam. Westchnęłam ciężko, podnosząc się z łóżka i poszłam do swojego pokoju, żeby skończyć pakowanie. Może to odwróci moją uwagę od tego, jak mi jest teraz cholernie głupio. Pewnie pomyślał, że go wykorzystałam i świetnie się przy tym bawiłam. Druga część jest prawdą, ale pierwsza to kłamstwo. Wzięłam niepewnie dzwoniący telefon w dłonie i popatrzyłam na wyświetlacz, żeby odebrać sms ‘a. Niestety numer był nieznany.

Od: Nieznany Do: Natalie
To prawda, że jesteś TĄ Mygale?

Od: Natalie Do: Nieznany
Najprawdziwsza. Chciałam ci powiedzieć sama, ale nie zdążyłam.

Od: Nieznany Do: Natalie
Powiedzieć mnie czy mediom, żeby mi przekazały?

Od: Natalie Do: Nieznany
Niall, nie mów tak! To nieprawda!

Od: Nieznany Do: Natalie
Akurat.

Od: Natalie Do: Nieznany
Porozmawiasz ze mną normalnie?

            Poczekałam jeszcze chwilę, ale już nie dostałam odpowiedzi. Niestety, chyba wszystko po raz kolejny poszło się jebać. Wkurzona rzuciłam telefonem na łóżko i zajęłam się pakowaniem wszystkiego tego, co mi jeszcze zostało do spakowania. Kurwa jego mać!

            Hostem's POV

            Wpatrywałam się ogłupiałym wzrokiem w miejsce, gdzie zniknęła Williams. Wzruszyłam ramionami, włączając telewizor. Nigdy nie zrozumiem blondynek i rudych. To zdecydowanie najbardziej skomplikowane istoty, jakie chodzą po tym świecie. Przeskakiwałam sobie z kanału na kanał, aż do momentu, w którym nie uświadomiłam sobie, jak dużo zostało mi jeszcze do zapakowania. Zrezygnowana, pogłaśniając jakąś stację muzyczną tak, żeby było ją słychać w całym domu, ruszyłam niemrawym krokiem do swojego pokoju.

            Alexandra ‘s Stane POV

            Piętnaście minut później dojechałyśmy na miejsce. Wszystkie światła w całym domu były pogaszone, czemu w cale się nie dziwię. Jest trzecia w nocy, więc to normalne, że większość osób o takiej porze śpi. Zapłaciłam za podwózkę, po czym wyszłyśmy z samochodu i z bagażami na ramionach ruszyłyśmy do wejścia. Wyciągnęłam z torebki klucze, otworzyłam drzwi i wpuściłam blondynkę jako pierwszą, wchodząc zaraz za nią. Mam nadzieję, że Al. nie wyrzuci nas stąd na zbity pysk za porę przybycia. 

21 komentarzy:

  1. Cudoooooooooooooooooooooo......
    Boże ten rozdział to Cudooooooooooo...
    Ten moment między Davis, a Tommo...
    Wszystko było cudowne.
    Chcę w poniedziałek rozdział.
    KOCHAJĄCA
    MIA

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. :D Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i tej niespodzianki, o której pisałaś w poprzednim rozdziale. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :) Już nie mogę się doczekać nexta :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietny ;) czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  5. Taaak taaak taaak. Omggg. Ciekawe czy zdazal uciec, albo nwm oni beda chcieli ich jakos zatrzymac. Omggg. Aaaaahh. Zwariujee! Potrzebuje rozdzialu !!!!! <3
    @luvmyniallers

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu:-) Czekam na next.
    ps.
    rozdział boski!

    OdpowiedzUsuń
  7. omg! jeej w końcu się dowiedzieli haha. tak, zgadza się czekałam na ten moment</3 hah.
    czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny rozdzial ;) czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  9. nie chce mi się powtarzać, panie wyżej na pewno opisały zgodnie z prawdą - rozdział po protu zajebisty jak zwykle :D
    tylko.. ;/ tak trochę szkoda tych gości, bo już wiedzą jak jest z dziewczynami i zostają sami tak teraz, a przy nich przecież zabawa była najlepsza (kumamy o co grane :D). w sumie to najbardziej Naila... tak to jest jak się coś odkłada na później ;/
    btw. to ta scena z Hostem i Tomilsonem... eh te napięcie :D
    a i no właśnie!! po przeczytaniu wcześniej jednej z notek pod którymś z twoich rozdziałów, stwierdziłam, że należy ci się PORZĄDNY WPIERDOL. czekajczekaj, co ty tam pierdoliłaś? że załamka twórcza? no jakoś tak. serio masz coś na bani. pomieszało ci się w główce, bo piszesz zajbiście i nie wasz mi się więcej tak mówić! a i sory za nie dodawanie komentarzy. w sumie to za to tez można mi było lekko przywalić. EJ ALE LEKKO, twoja wina większa xD
    teraz tak bez jaj... serio wszystkie twoje rozdziały, są naprawdę dobre i można tylko pozazdrościć, bo widać, że masz talent i idziesz dobrze z tym tematem. nie przestawaj, bo co ja będę wtedy robić na bloggerze, co? :( w sumie to zostanie mi tylko max 2 osoby z tych na twoim poziomie i jestem w dupie. ej zlituj sie xD
    + co jak co, ale ten rozdział to jedna wielka zagadka, i nie mam pojęcia co dalej. mam nadzieje, że dobije do 20 kom, bo ciekawość mnie zżera od środka :D

    udanych wakacji ;)
    /Smite

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie moge doczekac sie poniedzialku i nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudny rodzial <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Czudooooooo
    Nie moge sie doczekac nexta

    OdpowiedzUsuń
  13. Hskdbdibeidneidnkdpldbekchoe
    Uwielbiam to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń