środa, 18 czerwca 2014

Rozdział Szesnasty: "Odkryte tajemnice."

            Cały czas siedzę pod drzwiami łazienki i staram się przekonać blondynkę do tego, żeby jednak z niej wyszła i porozmawiała ze mną w normalny, cywilizowany sposób, a nie przez drzwi. Nie powiem – trochę zdenerwowana jestem, ale to tylko dlatego, że co chwilę przechodzi obok mnie ktoś z bandy Tomlinsona i pogania, co w cale mi nie pomaga. Wydaje mi się również, że tylko pogarsza sprawę, związaną z Charlotte, ponieważ ona nie chce patrzeć na Louisa, przynajmniej tak zrozumiałam z tego, co zdążyła wykrzyczeć, kiedy Tommo stanął obok mnie i zaczął jej w pewnym sensie grozić. Oczywiście jego niepowodzenie skrupiło się na mnie i zebrałam kilka długich i krótkich za to, że miałam czelność się z niego śmiać. Biedny. Westchnęłam ciężko, mierząc szatyna zdenerwowanym spojrzeniem. Już nawet się nie odzywał, tylko wzruszył ramionami i wszedł do swojego pokoju.

- A może przynajmniej wpuścisz mnie do siebie, do łazienki? – powiedziałam cicho, kiedy wpadłam na kolejny już pomysł. Po woli zaczynałam tracić jakąkolwiek nadzieję, że którykolwiek z nich wypali.

            Kiedy tylko usłyszałam szczęk zamka, natychmiast odsunęłam się od drzwi i uklękłam przed nimi, dokładnie obserwując co się zaraz stanie. Zza drewnianego przedmiotu wyłania się głowa z jasnymi włosami i zapłakanymi oczami. Czuję mocne ukłucie w środku. Naprawdę traktuję Tomlinson jak przyjaciółkę i martwię się o nią. Machnęła na mnie ręką, więc szybko weszłam do środka, od razu siadając na podłodze przy wannie i opierając się o nią. Wiem, że nie powinnam, ale muszę. Wyjęłam telefon i szybko napisałam do szatyna, że jak chce dowiedzieć się, co zrobił, to niech usiądzie tam, gdzie ja wcześniej i w kompletnej ciszy słucha, co ma do powiedzenia jego siostra. Blondynka podeszła do mnie, od razu się we mnie wtulając.

- Nienawidzę go. Tak bardzo go nienawidzę – zaszlochała, a ja poczułam, jak moja koszulka staje się mokra. – Chciałam się do niego przytulić i porozmawiać, jak brat z siostrą, ale on wolał iść sobie do znajomego i napić się piwa, żeby o mnie zapomnieć – mam nadzieję, że blondynka nie usłyszała głośnego uderzenia w ścianę po drugiej stronie. Objęłam ją ramionami, przysuwając bliżej siebie. Tak, chciałam utrudnić Louisowi podsłuchiwanie, a moje ciało najlepiej stłumi w tym momencie głos dziewczyny.

- Charlotte, on na pewno miał jakiś powód, żeby pójść do Allana. Nie zostawiłby się samej w takim stanie – chyba mi na mózg padło i wyżarło resztki, które zostały się uratować po kilku latach studiowania prawa. Nigdy nie pomyślałam, że będę bronić takiego kutasa, jakim jest sam Louis Tomlinson, któremu pozwalam podsłuchiwać moją prywatną rozmowę. O kurwa. Naprawdę coś mi się dzieje od nadmiaru obowiązków.

- Madeleine nie wstawiaj się za nim, bo to i tak nic nie da. Nienawidzę go za to wszystko. Chcę się stąd wyprowadzić jak najszybciej – westchnęła, zaciskając mocno powieki. Przygryzłam mocno dolną wargę. Co zrobić, żeby jej pomóc i nie wydać samej siebie? A z resztą. Olać to, Lottie mnie potrzebuje!

- Zostaw to mnie, a obiecuję, że nie pożałujesz – pocałowałam ją we włosy, starając się żeby Louis mnie nie usłyszał. Potrzebuję teraz jego sympatii, a nie nienawiści. – Na pewno coś wymyślę z dziewczynami.

            Sorex's POV

            Obudziłam się rano na kanapie w salonie z niesamowitym bólem kręgosłupa. Nie było najlepszym pomysłem, żeby usnąć właśnie w tym miejscu. Sama nie do końca wiem, jak na niej skończyłam, ale wciąż włączony telewizor oznaczał tylko tyle, że uśpiło mnie jakieś płaczliwe, bezsensowne romansidło. Podniosłam się powoli, rozciągając wszystkie mięśnie i poszłam do swojego pokoju po świeże ubrania. Nie wiem dlaczego, ale mam dziwne przeczucie, że dziś stanie się coś nieprzyjemnego, tudzież tragicznego i ma to związek z naszą tajemnicą. Nienawidzę takich momentów, kiedy niepewność zżera mnie od środka. Westchnęłam cicho,
wyglądając przez okno. Pogoda w cale nie poprawiła mojego wisielczego humorku. Wyjęłam czystą bieliznę, od razu ją na siebie zakładając. Wygrzebałam podarte dżinsy, białą koszulkę z długim rękawem i czarne koturny, po czym to wszystko również po chwili znalazło się na mnie. Stanęłam przed lusterkiem, związując włosy w ciasnego koka i chwytając torebkę oraz skórzaną kurtkę wyszłam z domu, informując o tym uprzednio Natalie, której kolana zaczynają się po woli zrastać. Po drodze na przystanek zawiązałam szalik na szyi. Nie chciałam być chora, a było to bardzo możliwe ze względu na moją odporność, która nigdy nie była w najlepszej kondycji. Odkąd pamiętam wszystkie grypy i epidemie trzymały się mnie jak przysłowiowy rzep psiego ogona.

 ~*~

            Przemieszczanie się komunikacją miejską to ta czynność z całego dnia, którą uwielbiam najbardziej na świecie. Jest mi cholernie zimno i dziękuję wszystkim świętością za to, że wzięłam szalik, który aktualnie jest dość ciasno zawiązany na mojej szyi. Nie wiem, czy wytrzymałabym bez niego. Widząc, że dojechałam na przystanek przy szkole, przewiesiłam sobie torebkę na łokciu i w szybkim tempie weszłam do budynku. To znaczy bardziej chciałam wejść, ponieważ zatrzymał mnie widok sporej grupki ludzi, która zgromadziła się dookoła jakiegoś pojazdu. Uśmiechnęłam się szeroko, co zakrył mój ukochany szaliczek. Szybko jednak przybrałam obojętny wyraz twarzy i cały czas przyglądałam się Mazdzie, którą razem z Madeleine (i Malikiem, ale o nim można zapomnieć) przyozdobiłyśmy w tak gustowny sposób.

            Uśmiech na mojej twarzy poszerzył się niekontrolowanie jeszcze bardziej, kiedy tylko sama Parker zobaczyła nasze dzieło. Jej oczy rozszerzyły się kilkukrotnie, a na bladych policzkach pojawiły się czerwone rumieńce. Wyjęłam z kieszeni telefon i dyskretnie zrobiłam tej pokrace kilka zdjęć, żeby dziewczyny nie przegapiły tego widoku. Oczywiście pojazd również doczekał się uwiecznienia, ale jednak mina Alicii była sto razy lepsza. Pierwszy raz nie żałuję, że przyszłam na uczelnię zupełnie sama.

- Tylko nie moje cudeńko! – krzyknęła, rzucając się na samochód i głośno płacząc. Nie mogąc dłużej wytrzymać weszłam w końcu do szkoły i zaczęłam śmiać się jak nienormalna. Może jakiś inteligentniejszy uczeń wpadnie na genialny pomysł nagrania tej suki i umieszczenia tego filmiku w Internecie. Na pewno zdążę go gdzieś zapisać, zanim rodzice Parker zagrożą temu komuś grzywną i filmik na zawsze przepadnie. Oczywiście w ich mniemaniu. Byłam zdziwiona, kiedy dotarło do mnie, że ci ludzie naprawdę myślą, że są w stanie kontrolować sieć oraz to co się w niej dzieje.

~*~

            Dzisiejsze lekcje dłużyły mi się cholernie. Powód tego nieszczęścia jest bardzo prosty. Z naszej paczki tylko ja dziś byłam na uczelni i nie miałam nawet z kim się pozbijać z tego, co zrobiłyśmy. Westchnęłam cicho, wychodząc na chłodne powietrze. Niestety pora roku robi swoje i dni stają się coraz krótsze. Mamy koniec października, czyli jeden z najgorszych okresów w Anglii. Zmarszczyłam oczy, widząc samochód Malika. Nie mam pojęcia, co on tutaj robi, skoro Charlotte nie potrzebuje obstawy, najprawdopodobniej siedząc w towarzystwie Hostem, ewentualnie swojego przygłupiego brata. Wzruszyłam ramionami, znów ruszając przed siebie i kierując się prosto na przystanek autobusowy. Muszę coś wymyślić, żeby ktoś zaufany podrobił mi prawo jazdy na samochody, bo jeszcze kilka przejazdów komunikacją miejską i szlak mnie trafi. Nie dość, że ciasno, śmierdzi, to jeszcze trzeba płacić za katowanie się. A ja masochistką nie jestem, nie byłam i nie mam ambicji, żeby kiedykolwiek nią zostać.

- Dasz się zaprosić na kawę – podskoczyłam, kiedy zza szyby wyłoniła się wyszczerzona twarz Malika. Kretyn mnie przestraszył!

- Jest mi zimno i szczytem moich aktualnych marzeń jest jak najszybsze znalezienie się nigdzie indziej, jak w przytulnym, cieplutkim mieszkaniu – mruknęłam nie zatrzymując się i nie patrząc na niego nawet przez sekundę. Wszystkie obawy z rana, dotyczące tajemnicy wróciły w momencie zobaczenia tego przygłupa, który mnie pocałował.

- To gorąca czekolada. Jestem pewny, że cię rozgrzeje, a ja znam bardzo przytulne miejsce na taki wypad – wyszczerzył się jeszcze bardziej, o ile to było możliwe. Westchnęłam cicho, opierając wolną dłoń na biodrze i stając do niego przodem.

- Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym, żeby mnie gdzieś wyciągnąć? – zmierzyłam go uważnym spojrzeniem. Nie podobało mi się to, że ewidentnie interesował się mną zarówno jako Stane i Sorex.

- Bo chcę się ciebie o coś ważnego zapytać i nie jest odpowiednim do tego miejscem ulica – powiedział poważnie, a jego uśmiech na chwilę zmalał. Zmarszczyłam brwi, nawet na sekundę nie spuszczając z niego wzroku. Chcę do domu, schować się pod kołdrą.

- Nie wiem, z jakiej planety się urwałeś, ale żeby mieć cię z głowy, zgadzam się – burknęłam pod nosem, bardziej chowając twarz w szaliku tak, że wystawały mi tylko czy i obeszłam samochód, siadając na miejscu pasażera.

- Mówi ci coś może przezwisko Sorex? – otworzyłam szeroko oczy, słysząc jak zamyka wszystkie drzwi w pojeździe i kieruje się na obrzeża miasta, zamiast prosto do centrum, gdzie znajdują się wszystkie kawiarnie. Szybko zaczął, nie ma co. Złapałam za klamknę i szarpnęłam nią najdyskretniej jak to było możliwe. Drzwi nawet nie drgnęły. Cholera, dałam się złapać jak pięciolatka.

- Oczywiście. Przecież to jedna z trzech najbardziej poszukiwanych dziewczyn w całej Anglii – wzruszyłam ramionami, starając się zachować spokój. Wdech i wydech. Muszę pamiętać jak się oddycha, żeby panować nad nerwami. Nie dam mu żadnej satysfakcji, spowodowanej moimi niekontrolowanymi odruchami.

- A wiesz może, jakie przezwiska mają jej przyjaciółki? – zadał kolejne pytanie, skręcając w prawo, dzięki czemu zaczęłam rozpoznawać okolicę, w której się znajduję. Zbyt daleko od centrum miasta i ewentualnej pomocy.

- Przecież wszyscy Londyńczycy je znają. Hostem i Mygale – mruknęła, patrząc w przednią szybę. Coraz mniej zaczynają mi się podobać te jego pieprzone podchody.

- Jest ich trzy. Nie kojarzy ci się to z czymś, albo kimś? – uśmiechnął się zwycięsko, zatrzymując samochód. To tutaj zabrał mnie ostatnim razem. Błagam, niech coś albo ktoś mnie teraz uratuje. Nie mogę zadzwonić, zabierze mi telefon i to na pewno będzie mój definitywny koniec. Spanikuję.

- Zayn, nie mam czasu na te twoje gierki, więc po prostu mów jasno, o co ci do jasnej cholery chodzi – warknęłam, starając się otworzyć drzwi. Niestety, nawet nie drgnęły. Mogłam się tego domyślić. Gdzie jest jakiś przycisk, otwierający drzwi. Kurwa, on chyba się nie domyśla. To byłby nasz koniec. Pamiętaj o oddychaniu, Sorex!

- Jesteś mądrą dziewczynką, Lex. Pomyśl przez chwilę – odwrócił mnie do siebie przodem i założył mi niesforny kosmyk włosów za ucho. Popatrzyłam niepewnie na jego dłoń, a moje ciało zadrżało wbrew mojej woli.

- To nie jest śmieszne. Masz mnie natychmiast wypuścić, bo wybiję ci szybę – warknęłam, odtrącając jego dłoń. Panuj nad sobą Alex, bo zaraz wpadniesz i nic cię nie uratuje.

- Dobrze Sorex, nie denerwuj się na mnie – zakpił, a ja otworzyłam szeroko oczy, po czym zaczęłam się głośno śmiać. Kurwa, kurwa, kurwa!

- Czy ty insynuujesz, że ja, Madeleine i Natalie jesteśmy trójką niezrównoważonych psychicznie lasek, popierdzielających na motorkach tylko po to, żeby pokazać jak bardzo niegrzeczne są? – wytarłam wierzchem dłoni łzę, która na szczęście spłynęła po moim zaróżowionym policzku.

- To ty to powiedziałaś, nie ja – uniósł dłonie w obronnym geście, a ja mocno popukałam się w czoło. Boże, zaraz umrę ze zdenerwowania.

- Oj dobrze wiesz, że sam mnie do tego sprowokowałeś – przewróciłam oczami, wbijając się w fotel i krzyżując ręce, które zaczęły mocno drżeć.

- Oj proszę cię. Masz przyjaciółkę, która nazywa się Madeleine i jest szatynką. Ty sama masz blond włosy, a trzecia z was jest ruda. Naprawdę wierzyłyście w to, że nikt was nie rozpracuje? – warknął, odwracając moją głowę w swoim kierunku tak, żebym mogła popatrzeć mu prosto w oczy. Westchnęłam ciężko, po raz kolejny przewracając oczami i strącając jego dłoń. To bez sensu.

- Oczywiście, że nie. Myślałyśmy tylko, że zrobi to ktoś bardziej inteligentny – mruknęłam, rozpuszczając włosy. Skoro on wie, to i tak nie ma sensu, żebym męczyła się z nimi spiętymi. To na serio boli, jak się coś za nie ciągnie. – Swoją drogą to i tak nam się długo udało – pokręciłam głową, zaciskając dłoń w pięść. Nigdy wcześniej nie robiłam tego, co zrobię zaraz, ale przecież zawsze musi być ten pierwszy raz.

- To teraz pojedziemy do chłopaków i opowiesz nam o wszystkim – uśmiechnął się szeroko, odpalając silnik. Był wyraźnie z siebie zadowolony. Ja natomiast z całej siły uderzyłam go w miejsce pomiędzy szyją i ramieniem, przy obojczyku. Warknął tylko coś głośno pod nosem, a zaraz potem opadł głową na kierownicę.

            Otworzyłam drzwi głównym zamkiem, dzięki czemu mogłam swobodnie wyjść na zewnątrz i zacząć grzebać w bagażniku Malika za czymś, co mogłoby mi się przydać. Oczywiście nie miał w nim sznura, ale linka holownicza w zupełności mi wystarczy. Wróciłam do niego i cudem przełożyłam go na tylne siedzenia, po czym związałam razem ręce i nogi, po czym opróżniłam jego kieszenie, żeby nie mógł w żaden sposób się rozwiązać. Zdjęłam jeszcze tylko z szyi mój szalik i zapchałam mu nim usta, żeby nie mógł się odezwać. Usiadłam za kierownicą, zamykając na chwilę oczy i odchylając się mocno do tyłu. No cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak żegnaj Londynie. W końcu.

            Hostem's POV

            Nie poszłyśmy dzisiaj do szkoły z Charlotte, tylko cały dzień przesiedziałyśmy w jej pokoju. Blondynka zdążyła już się jako tako uspokoić, dzięki czemu mogłyśmy porozmawiać, a naprawdę miałyśmy o czym. Zaczynając od tego, że postara się wytrzymać czas, jaki pozostał nam czterem do końca studiów, a kończąc na tym, gdzie uciekniemy. Okazało się, że Louis zupełnie ignorując prośby Lottie poszedł do Parker i chciał się zemścić. Nie zważał na to, że jego siostra potrzebowała wtedy innego wsparcia, niż on chciał jej dać. No cóż, każdy mierzy świat własną miarą i mnie nic do tego, ale w pewnym momencie miałam ochotę co nieco mu obciąć.

            Jako, że obie wczoraj w nocy nie spałyśmy, to po dość krótkim czasie odpłynęłyśmy. Oczywiście, kiedy tylko Louis usłyszał całą prawdę o sobie, to gdzieś poszedł. Liam powiedział, że Niall powlókł się za nim, żeby nic mu się nie stało. No, ale nie ważne. Wracając do nas. Właśnie zaczynam się wybudzać, bo jakiś kretyn za wszelką cenę postanowił się do mnie dodzwonić. Nie żeby coś, ale oni wszyscy zawsze wybierają najmniej odpowiednie momenty. Niechętnie odebrałam połączenie, przykładając telefon do ucha.

~ Madeleine, musisz jak najszybciej pojechać do domu, bo mamy duże kłopoty – nie zdążyłam nawet powiedzieć głupiego „halo”, kiedy Alex zaczęła nawijać, jakby właśnie się czegoś naćpała.

~ Powiedz mi najpierw, o co chodzi, bo z byle powodu nie zostawię Char samej w tym domu wariatów – niechętnie usiadłam na łóżku, starając się nie obudzić blondynki, po czym przetarłam oczy. Tak mi dobrze było.

~ Malik. Nie wiem, jakim cudem, ale udało mu się nas rozpracować. Ogłuszyłam go i właśnie jadę do naszego mieszkania jego samochodem, a on sam leży związany na tylnych siedzeniach i cały czas nie kontaktuje. Madi my musimy stąd jak najszybciej uciekać, bo nie możemy go przetrzymywać w nieskończoność, a jestem pewna, że Speedy nie zmarnuje okazji do ośmieszenia Hostem i z wielką chęcią pójdzie na policję, pierwszy raz dobrowolnie – o kurwa, no to się porobiło.

~ Poradzimy sobie – powiedziałam cicho. Chyba bardziej chciałam zapewnić o tym siebie, niż kogokolwiek innego…

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział Piętnasty: "Zemsta została dokonana"

            Hostem's POV

            Zaparkowałam Mazdę zaraz za motocyklem Alex. Wysiadłyśmy z niej i udałyśmy się prosto do drzwi wejściowych. Szczerze powiedziawszy to nie wiem, po jaką cholerę my tam wchodzimy, ale okej. Nic nie mówiąc szłam za przyjaciółką i cały czas nerwowo spoglądałam na swoją dłoń, czy aby na pewno nie wystaje mi spod rękawiczki jakakolwiek część bandażu. Już raz prawie wpadłam tego dnia i nie zamierzam dopuścić do podobnej sytuacji po raz kolejny. Weszłyśmy do środka, kierując się prosto do salonu, gdzie zastałyśmy całą bandę, oprócz Tomlinsona. Chyba na nas czekali, ale ręki sobie uciąć nie dam.

- I jak, co udało wam się tym razem spierdolić w prostym zadaniu? – zakpił Malik, a Lex od razu zacisnęła dłonie w pięści. Ten człowiek powinien w końcu zdać sobie sprawę z tego, jak na nią działa i że może być to bardzo niebezpieczne nie tylko dla jego zdrowia, ale przede wszystkim życia.

- Chciałam tylko zobaczyć Charlotte, to wszystko – warknęła, nie poruszając się nawet o milimetr. Podeszłam do niej i złapałam jej nadgarstek, lekko go ściskając. Zawsze pomagało, może i tym razem nie zawiedzie.

- Char śpi, nie chcemy jej już dzisiaj budzić – powiedział spokojnie Niall. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że Liam cały czas mnie obserwuje. Chciałabym wiedzieć, co chodzi teraz po jego głowie. Był najmądrzejszy z nich wszystkich i fakt, że jego zwoje mózgowe pracują bardzo mocno, co oznaczała zmarszczka między oczami, mnie zaniepokoił.

            Stane tylko kiwnęła głową i łapiąc mnie za prawą dłoń, ruszyła w kierunku wyjścia. Syknęłam cicho, kiedy przypadkowo dotknęła moich ran. Mimo wszystko bolą. Nie odezwałam się jednak słowem, tylko szybkim krokiem wyszłam na zewnątrz, od razu udając się do samochodu i odjeżdżając z domu Tomlinsona. Zauważyłam go, idącego bokiem ulicy, ale nie zwróciłam na niego najmniejszej uwagi. Sam fakt, że wie jak mam na imię sprawia, że coraz bardziej mam ochotę go unikać. Westchnęłam cicho, sprawdzając we wstecznym lusterku, czy Alexandra jedzie za mną Kiedy ją zobaczyłam znacznie przyspieszyłam, jadąc prosto do Spencera. Musimy trochę upiększyć samochodzik. Przecież my w cale nie mamy zamiaru go na stałe u nas zostawiać. Po prostu przydałoby mu się lekkie prostowanie… ewentualnie wgniatanie. I zdecydowanie powinien zmienić kolor na jakiś żywszy.

            Zaparkowałam na podjeździe za moim Volkswagenem, który stał sobie tak, jak go wcześniej zostawiłam. Wyszłam z Mazdy, nawet nie zamykając za sobą drzwi. Nawet nie informując Allana o tym, że już jesteśmy – pewnie i tak zobaczył samochodowe reflektory. Weszłyśmy do warsztatu, biorąc z niego spray. Teraz się pobawimy w artystki, którymi tak naprawdę nigdy nie byłyśmy. Otworzyłam przedmiot i popatrzyłam na Lex, która kiwnęła głową w kierunku białego pojazdu.

- Ale co? –mruknęłam, wzruszając ramionami. Alex ułożyła usta w dziubek, po czym przesunęła go na prawą stronę twarzy. Zmrużyła oczy, podeszła do mnie i zabrała mi farbę. Odsunęłam się kilka kroków do tyłu, przyglądając się uważnie temu, jak maluje na samochodzie duży napis „dziwka”. Pokręciłam głową, śmiejąc się pod nosem.

- Oj Stane, jestem pewna, że stać cię na coś bardziej kreatywnego – parsknęłam, odwracając się w kierunku okna, kiedy usłyszałam jak ktoś go otwiera. Allan patrzył na nas rozbawionym i zaspanym wzrokiem. Wzruszyłam tylko ramionami i odwróciłam się z powrotem do przyjaciółki, która właśnie tworzyła jakiś obrazek na masce samochodu.

            Podeszłam do niego od tyłu i podciągnęłam się na rękach o stanęłam na bagażniku. Przeszłam na dach i zaczęłam przyglądać się temu, co robi blondynka. Albo mi się wydaje, albo ona naprawdę tworzy podobiznę Parker. Oczywiście jest ona odpowiednio przyozdobiona. Kucnęłam, opierając łokcie na kolanach i cały czas obserwując dziewczynę. Nagle zauważyłam dwie postacie, zbliżające się do nas. Przyglądałam im się uważnie, marszcząc brwi. Przewróciłam oczami, kiedy rozpoznałam Nialla i Zayna.

- Czyżby Louis w końcu zainteresował się siostrą? – zakpiłam, z powrotem spuszczając wzrok, na maskę, kiedy miałam pewność, że oboje mnie usłyszą. Lex dopiero teraz zauważyła, że ktoś z nami jest. Westchnęła cicho, patrząc na nich, po czym wróciła do swojej „pracy”. Miałam wrażenie, że zatrzymała wzrok chwilę dłużej na Mulacie, jednak zignorowałam to natychmiast. Jestem pewna, że nie chcę wiedzieć jeżeli doszło między nimi do czegokolwiek. Owszem, jestem ciekawa, ale i tak już mnie ścigają, a za udział w morderstwie nie zamierzam odpowiadać.

- Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek zapomniał o tym fakcie – odciął Mulat, na co ja zaczęłam się głośno śmiać. Żart mu się ewidentnie ostatnio wyostrzył.

- Nie wiem, po co przyszliście, ale możecie już sobie iść. Nie potrzebujemy waszego zbędnego towarzystwa – warknęłam, patrząc na nich przez kilka sekund nienawistnym spojrzeniem. Niestety, musieli nie zrozumieć przekazu, ponieważ wciąż stali na cholernym trawniku Spencera.

- Daj mi to – Speedy, zupełnie mnie ignorując, podszedł do blondynki, wyrwał jej spray z ręki i teraz to on tworzył Alicię. Podniosłam wysoko brew, stając prosto na dachu. To jest to, o czym przed chwilą mówiłam. Za kilka minut dojdzie do morderstwa i to wyjątkowo brutalnego.

- To miała być nasza zemsta, wymyślcie sobie własną – warknęła blondynka, zaciskając dłonie w pięści. Nie powiem, zaczyna się robić dosyć ciekawie. Może nawet nie ucieknę i zostanę wyjątkowo naocznym świadkiem? A potem dla pewności dostanę ataku, zupełnie nieoczekiwanego, aczkolwiek dość groźnego, amnezji. Tak łatwo jest się teraz uderzyć w głowę.

- Gdyby nie Tommo, to ona by sobie nie poradziła – warknął Horan, wskazując palcem prosto na mnie. Hola, hola, blondyneczko. Kłamać to my, ale nie nas.

- Ej, nie pozwalaj sobie blondasku. Poradziłabym sobie jeszcze lepiej niż z jego pomocą – położyłam dłonie na biodrach, mierząc go nienawistnym spojrzeniem. Allan chyba zorientował się, że coś jest nie tak, ponieważ światło w pokoju zgasło, a po chwili po podwórku rozniósł się odgłos trzaśnięcia drzwiami. Znalazł się, kurcze, adwokat diabła.

- Niby jak? Przecież ona weszła ci do pokoju – prychnął Malik, wracając do malowania. Jednak nie na długo, bo Sorex postanowiła po raz kolejny mu przerwać. Zabrała mu butelkę i schowała za plecami. Brawo, Lex, właśnie wyszłaś n pięciolatkę. Przewróciłam oczami, patrząc prosto na przyjaciółkę.

- Przypominam, że weszła razem z nim – cały czas obstawałam przy swoim. – W ogóle, to po jakiego chuja tutaj przyszliście. Nie pamiętam, żeby ktoś was zapraszał – dodałam, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. Podobno najlepszą obrona jest atak.

- Bo musimy porozmawiać – zaraz moment, gdzie jest Alex? Rozejrzałam się dookoła. Przecież nie odpuściłaby tak łatwo Malikowi, który teraz z szerokim uśmiechem maluje sobie po samochodzie. Usłyszałam, jak coś tłucze się w środku. Uklękłam na dachu i zajrzałam przez szybę do wnętrza pojazdu. Wściekła Alex usiłowała otworzyć drzwi, które nawet nie drgnęły. Tę to spuścić na chwilę z oczu i już jest zamknięta.

- Wiesz, że jak ją teraz wypuszczę, to możesz stracić juniora? – popatrzyłam na niego rozbawionym wzrokiem, sięgając do klamki. W momencie znalazł się przy mnie i ciągnąc mnie za nadgarstek zdjął z dachu, przerzucając sobie przez ramię. Zaczęłam się wyrywać, ale była dokładnie tak samo silny, jak Tommo, więc nie miałam najmniejszych szans. Po chwili siedziałam obok zdezorientowanej blondynki. Szybko się otrząsnęłam i chciałam przeszkodzić Mulatowi w zamykaniu drzwi, ale był pierwszy. Pozostawię to bez komentarza.

- Jak mój motor kocham, zginiesz Malik! Przysięgam, że skończysz na cmentarzu, kiedy tylko się stąd wydostanę! - Alex wpadła w szał, dosłownie. Zaczęła szarpać się i rzucać na wszystkie strony, wydając przy tym nieludzkie dźwięki, przypominające nawoływanie wilków, przygotowujących się do jakiegoś większego ataku na zwierzynę niżej ustawioną w łańcuchu pokarmowym.

- Sorex, bo zaraz wyrwiesz klamkę i to nam nie pomoże! – złapałam przyjaciółkę za ramię i przyciągnęłam do siebie, przerywając tym samym napastowanie przez nią drzwi. – Odsuń się – mruknęłam, a sama usiadłam na miejscu kierowcy. Blondynka popatrzyła na mnie z wysoko podniesioną brwią, a ja pokazałam jej gestem dłoni, żeby odczekała dwie sekundy. – Otwierasz po dobroci? – zapytałam na tyle głośno, żeby Speedy mnie usłyszał, a ten tylko wzruszył ramionami i wrócił do malowania. Sam tego chciałeś łysy pedale. Nie czekając na nic więcej z całej siły kopnęłam w szybę, która z głośnym trzaskiem rozpadła się na kilka tysięcy drobnych kawałeczków i opadła na ziemię oraz do wnętrza samochodu. Cała czwórka (Liam pojawił się tutaj nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak) patrzyła na nas oniemiała, kiedy my bez problemu wyszłyśmy na zewnątrz.

- Chodź tutaj frajerze! – blondynka nie czekając na nic specjalnego, wzięła drugą puszkę z farbą i podeszła do Zayna, po czym powaliła go na ziemię i usiadła na nim, przytrzymując mu ręce nogami przy jego ciele. – Ciekawe, jak będzie ci w zieleni – uśmiechnęła się zwycięsko, po czym otworzyła spray i zaczęła nim psikać po włosach Mulata. Zaczęłam się głośno śmiać, opadając na kolana i przyglądając się dziewczynie. Nie wiem, czemu tak zareagowałam – od taka zwykła głupawka. Niestety reszcie chłopaków udało się w końcu zdjąć blondynkę ze Speedyego, dzięki czemu tan mógł się poderwać i szybko podbiec do krany z wodą, żeby przepłukać twarz.

- Sorex, opanuj się w końcu! – warknął Allan, na co ja od razu spoważniałam. Podniosłam się z kolan i podeszłam do nich. Koniec głupawki, trzeba rozliczyć się odpowiednio z byłymi już przyjaciółmi. I to jak najszybciej, żeby nie zległo się na żołądku i nie spowodowało niepotrzebnej zgagi.

- Chodź Rex, idziemy. Nic tutaj po nas, już i tak zrobiłyśmy to, co chciałyśmy – mruknęłam, łapiąc Stane za nadgarstek i ciągnąc ją w kierunku zniszczonej Mazdy. Już miałam do niej wsiadać, ale w ostatnim momencie ktoś strzelił mi drzwiami przed nosem.

- Macie z nami porozmawiać i nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu – oznajmił Niall. No proszę, to on potrafi się odzywać. Myślałam, że już zrezygnował z podpadania nam, a tu taka niespodzianka. Muszę poprosić Mygale, żeby ustawiła swojego chłoptasia do porządku, bo ta jego mądrość zaczyna mi działać na nerwy.

- Nikt cię o zdanie nie pytał – otworzyłam szeroko oczy, wykonując dziwne ruchy dłońmi. – Spadamy stąd – mruknęłam pod nosem, ponawiając wcześniejszą próbę, ale i tym razem nic z tego nie wyszło. Westchnęłam cicho, zrezygnowana odwracając się w kierunku Payne‘a, co było błędem, ponieważ on bez jakichkolwiek problemów przerzucił mnie sobie przez ramię, po czym skierował się do wejścia do domu. Kurwa. Czemu oni wszyscy muszą być tak cholernie napakowani? Po kilku sekundach usadził mnie na kanapie i siadł po prawej stronie, żeby w każdej chwili móc powstrzymać od ucieczki. Nie musiałam długo czekać, a po mojej lewej w ten sam sposób skończyła Alexandra.

- Dlaczego tak bardzo nie chcecie, żeby Al był mechanikiem i naszym i waszym? – zapytał Malik, na co ja tylko prychnęłam, krzyżując ręce. Nie będę się odzywać, niech spierdalają. W cale nie chcę tutaj przebywać, więc siema nara, idę spać.

            Sorex's POV
           
            Jak już zdążyłam zauważyć – Hostem nie ma zamiaru się odzywać. No i bardzo dobrze, bo ja też. W ogóle Malik mnie wkurwia coraz bardziej. Zaczynam żałować, że wtedy dałam mu się pocałować. Doszłam do wniosku, że miałam po prostu dzień dobroci dla zwierząt, czego żałuję, bo jak nabawię się próchnicy po tych wszystkich laskach, które zasysał wcześniej, to jak swój motocykl kocham, wyślę mu cholerny rachunek za leczenie. Swoją drogą, to bez sensu, skoro i tak oni w końcu dowiedzą się, kim jesteśmy i nie będą chcieli nawet na nas popatrzeć. Tak, właśnie takie jest moje zdanie na ten temat. Przecież zamierzamy ukrywać się tylko do momentu skończenia studiów, a potem bum! Świat dowie się, kto to Hostem, Mygale i Sorex. Ale im wszystkim gacie opadną. Mam nadzieję, że zrobimy to w jakiś bardzo spektakularny sposób, czyli dokładnie tak, jak na nas przystało.

- Ponawiam pytanie. Co wam przeszkadza w takim układzie? – kontynuując. Pewnie wylecimy do Ameryki, albo coś takiego, żeby łatwo nam było się ukryć. Świat zza oceanu i Europa to dwie różne, zupełnie niewspółgrające ze sobą bajki i pewnie szybko się to nie zmieni.

            Wydaje mi się, że sprawy związane z domem i całą resztą przeprowadzki załatwimy jeszcze zanim się ujawnimy. Tak będzie zdecydowanie łatwiej. No i najważniejsze jest to, że zaistnieje mniejsze prawdopodobieństwo tego, że jakiś kretyn nas wyda, przez co mogłybyśmy mieć bardzo duże kłopoty. Mówiąc kretyn mam na myśli mechanika-przyjaciela, który lubi wbijać ludziom noże w plecy i bratać się z największymi wrogami. A mówiąc to, mam na myśli po prostu Allana i bandę pseudo-niebezpiecznych idiotów.

          Trzeba będzie jeszcze coś wymyślić, żeby całkiem zmienić nasz wygląd. Teraz tak naprawdę nie jesteśmy znane tak, jakbyśmy tego chciały. Owszem, wiedzą o nas w Wielkiej Brytanii, ale mamy za mało rozgłosu na świecie. Kiedy w końcu zobaczą nas w takim, dajmy na to Los Angeles, to makijaż, szpilki, soczewki i okularki Madeleine mogą nie wystarczyć. Niestety nie wszyscy ludzie są tak głupi, jak na to wyglądają i jakby nam na tym zależało. Nie wiadomo skąd i nie wiadomo kiedy możesz obudzić się rano, a tu nad tobą stoi trzy oddziały miejscowej policji i jeszcze jeden anty terrorystów, po czym dowiadujesz się, że za chwilę wylądujesz w więzieniu na kilkadziesiąt lat, a jak wyjdziesz, to nie będziesz miał siły i chęci do życia, bo najlepsze lata spędziłeś za kratami.

- Ja pierdolę, nagle zapomniałyście, jak się mówi?! – popatrzyłam na Mulata, podnosząc wysoko brew, po czym znów zaczęłam wpatrywać się przed siebie pustym wzrokiem i zajęłam swoimi przemyśleniami. Nie moja wina, że nie potrafi zapanować nad swoją nadpobudliwością. Niech leczy się na nogi, bo na głowę to już za późno.

            Być może zainwestujemy w jakieś lewe dowody i kilka peruk. Tak w sumie, to bycie prokuratorami w cale nie musi być taką złą perspektywą na życie. Przecież oni dużo zarabiają. I można sobie znacznie ułatwić życie, udupiając kilku swoich największych wrogów. My, w naszym środowisku wiemy o sobie zdecydowanie więcej, niż gliniarzom i całej reszcie tych kretynów mogłoby się wydawać. To musi być całkiem spoko w dzień chodzić w czarnych, albo ciemnobrązowych włosach, a w zajebiste noce machnąć się na platynowy blond. A Ameryka jest najlepszym pomysłem, bo tam w wielu miejscach tak naprawdę przez cały rok jest ciepło i nie trzeba martwić się o zakończenie sezonu, które w Anglii następuje szybko z powodu na klimat. Pewnie dlatego u nas nielegalne wyścigi nie są aż tak powszechne, jak tam. W Los Angeles, albo Nowym Yorku byłybyśmy boginiami wśród ludzi. Chociaż przez jakiś czas na pewno będziemy musiały poćwiczyć i nie wyskakiwać przed orkiestrę, żeby przestawić się na ich styl jazdy. Zdecydowanie lepszy od europejskiego, co wnioskuje po wielu obejrzanych przeze mnie filmikach n internecie. Tak, właśnie w taki sposób doskonalę swój bliski perfekcji styl.

- Kurwa koniec. Albo odpowiesz, albo zabiorę cię do naszego domu i nie wyjdziesz stamtąd, dopóki nie opowiedz wszystkiego, co wiesz – warknął Malik, opierając dłonie po obu stronach mojej głowy, przez co musiałam wbić się w siedzenie, żeby go przypadkiem nie pocałować. To by było za wiele jak na jeden dzień.

- Kurwa, a co jak powiem, że nie chce mi się na ciebie patrzeć? – skrzyżowałam ręce, by zwiększyć między nami przestrzeń na odległość moich ramion, patrząc mu przy tym wyzywająco w oczy. Tak swoją drogą, to mają całkiem ładny kolor. Nie Lex, zapomnij o tym, co przed chwilą pomyślałaś! To zdecydowanie najpaskudniejsze oczy na świecie!

- To kurwa masz problem, bo ja nie zamierzam stąd wychodzić, dopóki nie odpowiesz – zacisnął pięści. Ćwiczymy nad nerwami. Tobie też by się przydało. Zamknij dupę. Gadasz ze sobą. Ugh!

- To kurwa ty masz problem, bo mi się nie chce na ciebie patrzeć – przewróciłam oczami, przechodząc pod jego ręką i ruszając w kierunku wyjścia. Tak swoją drogą… Gdzie jest Hostem?!

- Nie, to kurwa ty masz problem, bo mnie to gówno obchodzi – złapał z całej siły mój nadgarstek i przyciągnął do siebie, przez co wpadłam prosto na jego tors. Umiejscowił mi rękę za moimi plecami, skutecznie ją unieruchamiając i cały czas trzymając za nadgarstek. Drugą dłonią natomiast złapał mój podbródek i podniósł delikatnie do góry, żebym mogła popatrzeć mu w oczy.

- Gdzie jest Madeleine? – palnęłam nagle, odwracając wzrok. Nie wiem czemu, ale czuję się, jakby grzebał mi w umyśle i doszukiwał się tych wszystkich informacji, których potrzebuje do rozstrzygnięcia nas. Nienawidzę tego. W takich sytuacjach mam wrażenie, że nawet doskonale kryjące mój prawdziwi kolor oczu soczewki są niewystarczające.

- Byłaś tak zamyślona, że nawet nie zauważyłaś, jak Liam zabrał ją do Louisa – parsknął, odsuwając się ode mnie. Pokazałam mu język i ruszyłam w kierunku wyjścia z domu. Tym razem mnie nie zatrzymał, tylko poszedł za mną. Stanęłam dopiero przed zniszczonym samochodem. – Spadam, żeby zawieść go pod jej szkołę – mruknęłam, otwierając drzwi od strony kierowcy i wystawiając dłoń w kierunku Mulata, żeby oddał mi kluczyki. Od razu mówię, że to, że nie mam prawa jazdy jeszcze nie oznacza, że nie potrafię prowadzić samochodów. Robię to sto rzy lepiej niż Madeleine.

- Jadę z tobą – mruknął, zajmując miejsce za kierownicą. Westchnęłam cicho i nie chcąc się więcej z nim kłócić podeszłam na drugą stronę i już miałam siadać jako pasażer, ale w ostatnim momencie coś mnie tchnęło.

- Malik, ja jadę do domu. Wiesz, gdzie uczy się Parker, więc do zobaczenia następnym razem – mrugnęłam do niego i nie czekając na nic więcej wsiadłam do Volkswagena Madi, po czym odpaliłam silnik kluczykami, które znajdowały się cały czas w stacyjce. Mam teraz niepowtarzalną okazję, żeby uciec przed chłopakiem i w spokoju znaleźć się w domu. On nie może się dowiedzieć, gdzie mieszkamy, bo byłoby po zabawie. Westchnęłam cicho. Mam nadzieję, że Davies sobie jakoś poradzi.

            Hostem's POV
           
            Jadę z tym całym Liamem do domu Tomlinsona tylko dlatego, że on sam do nas zadzwonił i powiedział, że Charlotte zamknęła się w łazience. Podobno nie chce nikogo do siebie wpuścić. Tak swoją drogą, to w cale jej się nie dziwię. Louis zachowywał się w stosunku do niej jak skończony kretyn. Sama również podziękowałabym za takiego kochanego braciszka. Prawda w domyśle.
 
          Kiedy tylko chłopak zaparkował, nie czekając na nic więcej wysiadłam z samochodu i weszłam do domu, pomijając wszystkie grzeczności. Wyminęłam salon, gdzie siedział Tommo i szybko wbiegłam na piętro. Słyszałam, że chłopaki idą za mną, ale w cale na to nie zważałam.

- Charlotte, jesteś tam? – zapytałam cicho, pukając niepewnie w drzwi. W odpowiedzi otrzymałam kilka pociągnięć nosem i ciche „tak”. Westchnęłam, opierając się o drzwi i zsuwając po nich na podłogę. No to muszę coś wymyślić. Znowu… 

wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział Czternasty: "Zemsty część pierwsza."

           Sorex's POV
           
            Po tym, jak Mygale zadzwoniła do mnie z informacją o tym, że Hostem szykuje jakąś akcję przeciwko Amandzie od razu kazałam Malikowi odwieźć mnie do domu. Już dawno niczego takiego nie robiłyśmy, więc najwyższa pora to zmienić, a nie chcę przedłużać pięknego momentu, w którym zemścimy się na Parker. Całą drogę siedzieliśmy cicho i nie odzywaliśmy się do siebie. Mam nadzieję, że nie wygada się nikomu na temat tego, co stało się dzisiaj wieczorem. W innym przypadku będę zmuszona go wykastrować. To był tylko głupi moment zapomnienia, który powinniśmy puścić w niepamięć dla korzyści obu stron.

- To dzięki – mruknęłam cicho, kiedy już od jakiegoś czasu staliśmy pod naszym blokiem. Nie do końca wiem, dlaczego nie wysiadłam od razu. Postanowiłam jednak zrzucić winę na moje zamyślenie, któremu oddawałam się zdecydowanie zbyt często. Nacisnęłam klamkę od drzwi i już miałam zamiar wysiąść, ale w ostatnim momencie dłoń Mulata powstrzymała mnie od tego, łapiąc za mój nadgarstek i sadzając z powrotem na fotelu, po czym bez ostrzeżenia wpił się w moje usta. Nie powiem, całować to on całuje bardzo dobrze, ale nie powinien tego robić, po raz kolejny z resztą.

- Do zobaczenia następnym razem – zaśmiał się, puszczając moją rękę i uważnie obserwując moje ruchy. Ja natomiast natychmiast wytarłam usta dłonią - nie do końca wiem czy chcąc coś w ten sposób udowodnić sobie, czy jemu.

            Nic nie odpowiedziałam, tylko chwytając moją torebkę wyszłam z samochodu i skierowałam się prosto na klatkę schodową, później do windy, a na sam koniec weszłam do mieszkania, rzucając torebkę obok torby Madeleine. Weszłam szybko po schodach, nawet nie zdejmując szpilek ze stóp i weszłam do swojego pokoju. Domyślam się, że nie będziemy udawać przykładnych córeczek
adwokatów, więc wyjęłam z szafy mocno przetarte, dżinsowe spodnie, czarną koszulę i niebieską bluzę Adidasa i założyłam na siebie to wszystko, po czym stanęłam przed lusterkiem, wiszącym w moim pokoju i zabrałam się za zmywanie makijażu. Kiedy już skończyłam to robić, związałam włosy w kucyka i wyszłam z pokoju, kierując się prosto do kuchni. Stała w niej Madeleine, ubrana jeszcze w „normalne” ciuchy. Klepnęłam ją w ramię i podeszłam do lodówki, z której wyjęłam napój i upiłam sporą jego część.

            Hostem's POV

- To mów, na jaki genialny pomysł wpadłaś – powiedziała Lex, siadając na stole. Popatrzyłam na nią, obierając się o blat i krzyżując ręce. Już nie mogłam się doczekać momentu, w którym sobie poszalejemy. Szkoda tylko, że Natalie nie pójdzie z nami. Jej ciągłe gadanie o tym, że "zaraz na pewno zostaniemy złapane" potrafi poprawić humor.

- Pamiętasz, jakim samochodem jeździ Parker? – zapytałam, obserwując uważnie wyraz jej twarz. Spuściła głowę, zaczynając się zastanawiać. Trzy, dwa, jeden…

- Mazda szóstka – wypaliła, podnosząc spojrzenie prosto na mnie i prostując plecy. Uśmiechnęłam się wrednie, a ona już wiedziała, co będziemy robić. – A co jak nas ktoś złapie, bo zacznie dzwonić alarm? – zapytała, ponosząc wysoko brew. Westchnęłam cicho, przewracając oczami. Czyli jednak ma kto zastąpić rudzielca.

- Po co się pytasz, jak i tak obie wiemy, że się zgodzisz – mruknęłam, odpychając się od szafki i idąc do swojego pokoju.

            Stanęłam przed szafą i zaczęłam przeglądać wszystkie swoje ubrania. Wyjęłam dżinsowe, podarte spodnie, białą koszulkę i czarną bluzę. Założyłam to wszystko na siebie, po czym zawiązałam niskiego kucyka, żeby nie przeszkadzał mi, kiedy będę miała na głowie kask. Włożyłam czarne adidasy na stopy i podeszłam do biurka, wyciągając z szuflady skórzane rękawiczki. Nie mogę pozwolić na to, żeby ktoś zobaczył teraz moją zaklejoną dłoń. Wbrew pozorom nie wszyscy ludzie to kretyni i potrafią kojarzyć fakty. Wciągnęłam jeszcze na siebie skórzaną kurtkę i zeszłam z powrotem do Lex, która tym razem stała przy oknie i oglądała Londyn w nocy. Podeszłam od niej i dźgnęłam ją w bok. Podskoczyła natychmiast, mrożąc mnie spojrzeniem.

- Mygale wychodzimy – krzyknęłam na całe gardło i nie czekając na odpowiedź wyszłam z mieszkania. Ruda co prawda zaczęła coś na nas psioczyć, ale nie zwróciłam na to większej uwagi, Lex z resztą też. Kupimy jej w drodze powrotnej jakąś czekoladę i wszystko będzie cacy.

- Wiesz, że musimy teraz iść do Allana? – zapytałam cicho, patrząc niepewnie na Stane. Ta w odpowiedzi westchnęła cicho, ale pokiwała twierdząco głową. Niektórych spraw po prostu nie da się pominąć.

            Weszłyśmy do garażu i wsiadłyśmy do mojego Volkswagena, od razu ruszając we wcześniej wspomnianym kierunku. Nie chcę patrzeć na Allana, ale niestety jest to teraz nieuniknione. Musimy mieć przynajmniej jeden motor, bo trzeba jakoś dostać się do dzielnicy Parker i w razie potrzeby, móc szybko uciec. Jestem pewna, że ta dziewczyna ma dom zabezpieczony w jakiś super nowoczesny alarm, a przezorny zawsze ubezpieczony, prawda? Wjechałam na podjazd domu Spencera, od razu wyłączając silnik i wychodząc z samochodu. Światło w salonie było zapalone, więc nie trudno domyśleć się, że chłopak ma jakichś gości. Mam nadzieję, że to nie ci, o których właśnie myślę, bo jeśli zobaczę tego cwela, to go normalnie na miejscu zabiję. Nikt nie będzie bezkarnie podnosił reki na Hostem, nawet jeśli nie ma pojęcia, że to ona. Nie pukając otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Stanęłam w wejściu do głównego pokoju, opierając się o framugę i obrzucając znudzonym spojrzeniem wszystkich w nim siedzących. No po prostu można mi pozazdrościć szczęścia. Tomlinson i jego banda siedzieli sobie właśnie, popijając wesoło piwo. Zastanawiam się, co teraz robi Charlotte. Pewnie wypłakuje sobie oczy, bo ma brata kretyna, który nie potrafi się nią zająć.

- Chcemy nasz motocykl. Zachowasz się jak dorosły człowiek i nam go dasz, czy mamy sobie same wziąć? – powiedziałam głośno, a wszystkie cztery pary oczu powędrowały na mnie. Zastanawiam się, gdzie jest Lex. Pewnie siedzi w samochodzie. Swoją drogą muszę się dowiedzieć, co zajęło jej tyle czasu i dlaczego wysiadła z samochodu Malika.

- Madeleine – powiedział cicho szatyn, natychmiast podrywając się z kanapy. Ich „impreza” nie mogła trwać za długo, ponieważ zdołał utrzymać pion i nie musiał łapać równowagi, tak jak to dzieje się w jego przypadku, kiedy jest podchmielony.

- Nie, duch świ… - zaczęłam, ale natychmiast przerwałam, kiedy zorientowałam się, co powiedział. Team Tomlinsona również musiał to usłyszeć, bo przerwali rozmowę i zaczęli mi się uważnie przyglądać. Graj Madi, graj! - Mojego imienia mogą używać tylko prawdziwi przyjaciele – warknęłam i podeszłam do szafki, w której Al trzyma wszystkie klucze. Wyjęłam już odpowiedni, dzięki któremu dostanę się do garażu i miałam iść w kierunku tego pomieszczenia, ale poczułam mocny uścisk na ramieniu, a zaraz potem patrzyłam prosto w niebieskie tęczówki Louisa.

- Davies? – zapytał ostro, skanując moją twarz uważnie wzrokiem. No popatrz, jaki ty domyślny kurwa jesteś. Odepchnęłam jego dłoń, kiedy uścisk na moim ramieniu zaczął być bolesny.

- Pojebało cię człowieku?! Nigdy więcej nie porównuj mnie do tej księżniczki! Nie moja wina, że rodzice pokarali mnie takim gównianym imieniem – warknęłam, odpychając chłopaka od siebie. Błagam, niech mi uwierzy, błagam, niech mi uwierzy…

- Nie obrażaj jej – syknął, zwężając powieki. Uwierzył. Ale chwila moment, coś mi tutaj nie pasuje. A ja nienawidzę takich sytuacji.

- Dlaczego bronisz tej szmaty? Przecież jej rodzice prawie wsadzili cię za kratki. A nie, poczekaj. Oni naprawdę cię udupili – zakpiłam, uśmiechając się wrednie. To niesamowite, z jaką łatwością przychodzi mi obrażanie samej siebie. Może faktycznie chcę uratować sobie dupę? Albo moje rozdwojenie jaźni jest tak duże, że sama przestaje nad nim panować.

- Powiedziałem, nie obrażaj jej! – złapał mnie za ramiona i przygwoździł z całej siły do ściany. Syknęłam cicho, zamykając na chwilę oczy. O teraz, to już przesadził. Do Hostem nie podchodzi się na bliżej, niż dwa metry. Niewiele myśląc zamachnęłam się z całej siły nogą, trafiając go kolanem prosto w męskość, przez co natychmiast mnie puścił i opadł na kolana.

            Z powrotem chwyciłam klucze, które wypuściłam w momencie uderzenia mną o ścianę i znów ruszyłam w kierunku garażu, ale tym razem bez większych komplikacji. Odnalazłam wzrokiem motor Sorex i podeszłam do niego, od razu chowając stopkę, po czym zaczęłam prowadzić go na zewnątrz. Blondynka od razu podeszła do mnie i podała mi mój kask. Swój już miała założony. Odwróciłam się w kierunku wejścia, gdzie stał podłamany Allan i podenerwowany Niall.

- Wrócimy tutaj po samochód za jakieś dwie godziny. Zrób w garażu miejsce na nową zdobycz – rzuciłam obojętnie, wciągając ochraniacz na głowę i siadając za Alex, która natychmiast ruszyła.

            Kiedy tylko wyjechałyśmy na równą szosę, blondynka nie czekając na nic więcej zrobiła Wheelie. Zaśmiałam się cicho pod nosem, obejmując przyjaciółkę rękami w pasie. Blondynka już po przejechaniu kilku metrów przekroczyła dozwoloną prędkość, co w cale mi nie przeszkadzało, a nawet wręcz przeciwnie – jak najbardziej odpowiadało. Uwielbiam szybką jazdę i nie przeszkadza mi ona. Wolna natomiast strasznie mnie nudzi.

            Około piętnastu minut później znalazłyśmy się na osiedlu Parker. Zdziwiłam się, kiedy Lex skręciła na podjazd domu Tomlinsona i wyłączyła silnik. Jednak bez słowa skierowałam się za nią do wejścia, a potem do salonu. Na kanapie przed włączonym telewizorem siedział Liam, który od razu popatrzył na nas, kiedy tylko zauważył naszą obecność w pomieszczeniu. Przyjrzał nam się z wysoko uniesioną brwią. Również byłam zdziwiona, że nie zabrał on się z kumplami do Allana. Cóż, pewnie ktoś musiał pilnować Lottie, żeby nie wychodziła z domu bez pozwolenia starszego brata. Pieprzone niańki, już ja się kiedyś z nimi rozprawię.

- Kiedy wchodzi się do nie swojego domu, to powinno się pukać. Mamusi cię nie nauczyła? – powiedział spokojnie, krzyżując ręce i nie spuszczając z nas wzroku. Pokiwałam przecząco głową. Mówiąc cokolwiek o rodzicach Stane można wykopać sobie głęboki grób.

- Chuj cię to obchodzi, czego nauczyła mnie moja matka. Chciałam cię poinformować, że zostawiamy motor na podjeździe i jeżeli cokolwiek mu się stanie, to osobiście zabiję kogoś, kto go ruszył My idziemy załatwić coś, na co Tomlinsonowi zabrało jaj – warknęła wściekle, po czym odwróciła się na pięcie i nie czekając na nic wyszła z budynku. Zrobiłam dokładnie to samo. Zazwyczaj w naszej trójce to ja gram pierwsze skrzypce, ale nie mam nic przeciwko temu, żeby Sorex czy Mygale również czasami „wydawały rozkazy”. Przecież jesteśmy przyjaciółkami.

            W szybkim tempie dotarłyśmy pod dom Parker i bez żadnego problemu przeszłyśmy przez płot. Nie żebym narzekała, czy coś, ale jak na ilość zer przy stanie konta rodziców Parker, to powinni sprawić sobie lepszą ochronę. Zaszyłyśmy się w krzakach i zaczęłyśmy uważnie obserwować, czy ktoś się nie zbliża.

- Która idzie do środka? – zapytałam cicho, zapinając guziki przy rękawiczkach. Nie chciałabym, żeby mi spadły.

- Stoję na czatach. Życzę powodzenia – mruknęła, odwracając się do mnie plecami i idąc przed siebie. Mogłam się tego spodziewać. Żadna z nas nie chciała znaleźć się w różowym, księżniczkowatym królestwie tej idiotki.

            Westchnęłam cicho, podchodząc szybko do piorunochronu i po drodze naciągając kaptur. Cholernie dawno tego nie robiłam, ale mam nadzieję, że cokolwiek jeszcze pamiętam. Przygryzłam dolną wargę, podnosząc głowę do góry i szukając otwartego okna. Jak na moje nieszczęście przy drucie nie było ani jednego, dopiero dwa dalej. Nie myśląc już więcej złapałam się obiema dłońmi za piorunochron i modląc się, aby konstrukcja nie uległa zniszczeniu, zaczęłam wspinać się do góry. Przyspieszyłam, kiedy w jednym z pokoi zapaliło się światło. Kiedy wreszcie doszłam na piętro, postawiłam nogę na parapecie i odepchnę się od murku, żeby całkowicie znaleźć się na płaskiej powierzchni. Policzyłam po woli do trzech i zaczęłam przesuwać się w kierunku otwartego okna. Jeszcze tylko kilka kroków i w końcu będę na miejscu. Wsadziłam dłoń do środka i otworzyłam sobie wejście na oścież. Wskoczyłam do środka, rozglądając się po pomieszczeniu.

            Tak swoją drogą, to gdyby ktoś komuś powiedział, że Madeleine Davies będzie włamywać się do domu Parker, to zostałby od razu wyśmiany. No cóż, po prostu nie należy kierować się w życiu stereotypami, bo jak na załączonym obrazku widać – można się nieźle przejechać.

            Podeszłam do drzwi i uchyliłam je nieznacznie, nasłuchując czy przypadkiem komuś nie zachciało się przejść po korytarzu. Kiedy przywitała mnie zupełna cisza wyszłam z pomieszczenia i zaczęłam szukać drzwi, które zaprowadzą mnie prosto do pokoju ZKZ*. Wbrew pozorom nie było to w cale takie trudne, a nawet wręcz banalne. Bo kto nie zauważyłby wielkiego napisu „Księżniczka Alicia”. To już jest naprawdę bardzo dziwne i moja chęć ewakuowania się z tego domu wzrasta z każdą sekundą przebywania w nim. Wzdrygnęłam się, słysząc z dołu szczęk otwieranego zamka, a kilka sekund później po całym budynku rozniósł się głośny pisk Parker. Westchnęłam cicho, wchodząc do jej pokoju i nie zapalając światła zaczęłam przeszukiwać wszystkie zakamarki pomieszczenia. Gdzie jesteś cholerny kluczyku? Otworzyłam szufladkę w biurku, przerzucając wszystko, co jest w nią wciśnięte. Same rupiecie, nic ciekawego. Poukładałam wszystko tak, jak było przed sekundą i w tempie natychmiastowym weszłam za pierwsze lepsze drzwi, które okazały się przejściem do garderoby, ponieważ ktoś postanowił przyłapać mnie na gorącym uczynku. Słyszałam dwa głosy – jeden na pewno należał do Alicii, a drugi do jakiegoś chłopaka. Zmarszczyłam czoło, przymrużając oczy. Tomlinson? Po kiego chuja on do niej przyszedł? Odliczyłam do trzech i po woli uchyliłam drzwi. Szatyn akurat w tym samym czasie patrzył w lusterko, stojące obok łóżka, w którym się odbijałam. Mrugnął do mnie i przejechał spojrzeniem po całym pomieszczeniu, co oznaczało że mam się rozglądać. Kiwnęłam lekko głową, natychmiast wracając do swoich poszukiwań. Starałam się omijać spojrzeniem łóżko, na którym dwójka moich największych wrogów właśnie wymieniała się śliną, bo pocałunkiem nie można nazwać tego czegoś, co oni właśnie robią. Louis cały czas przyglądał się mojemu odbiciu. Otworzyłam szeroko oczy, patrząc na torebkę szatynki. Chłopak widząc to złapał ją i rzucił do tyłu. Zamarłam w miejscu, kiedy Parker postanowiła się od niego oderwać.

- Dlaczego rzuciłeś moją ulubioną torebką? – oburzyła się dziewczyna, ale szeroki uśmiech cały czas pozostawał na jej zarumienionej, najprawdopodobniej od długiego braku powietrza, twarzy. Zaraz zwymiotuję, przysięgam.

- Bo mi się nie podobała – skłamał gładko Tommo, wracając do obmacywania dziewczyny. Powstrzymałam głośne parsknięcie śmiechu, schylając się po torbę i wyciągając z niej kluczyki do samochodu.

            Już miałam podnosić się z podłogi, ale moją uwagę przykuło coś, co znajdowało się pod łóżkiem. Szybko chwyciłam w dłonie zeszyt, który okazał się pamiętnikiem. Uśmiechnęłam się do siebie wrednie, biorąc przedmiot i kierując się do wyjścia. Machnęłam dwa razy ręką w powietrzu i powiedziałam bezgłośnie do Tomlinsona „zatrąbię”. On w odpowiedzi zamknął na chwilę oczy, co miało oznaczać że się zgadza. Wyszłam z pokoju i starając się zrobić jak najmniej hałasu zbiegłam szybko po schodach. Na moje szczęście w żadnym z pomieszczeń nie świeciło się światło, co jest jednoznaczne z tym, że najprawdopodobniej nikogo nie ma w domu. Weszłam do garażu i odszukałam wzrokiem czarny pojazd, od razu do niego podchodząc. Otworzyłam sobie wjazd do garażu za pomocą pilota, przyczepionego do kluczyków i wyjechałam z niego powoli,  nie włączając żadnych świateł. Zauważyłam Lex, stojącą przy otwartej bramie. Zmarszczyłam czoło, na co ona tylko wzruszyła ramionami, siadając obok mnie. Wyjechałam na ulicę, po czym zatrąbiłam kilkukrotnie.

- Rozumiem, że widziałaś się z Tomlinsonem – mruknęła, zsuwając się na siedzeniu i ściągając kaptur z głowy.

- Gdyby nie on, to najprawdopodobniej bym wpadła, ale i tak jest skończonym kutasem – mruknęłam, skręcając na podjazd domu Louisa. W końcu Lex musi zabrać swoją maszynę.

            Louis‘s POV
           
            Hostem właśnie wyszła z pokoju. Mam nadzieję, że szybko zrobi to, co ma zrobić, bo ja długo tak jeszcze nie wytrzymam. Chciałem w trochę inny sposób zemścić się na Parker za to, co zrobiła mojej siostrze, ale stwierdziłem, że z chłopakami pomogę jej team‘owi. Przecież czasami watro pomóc swoim wrogom – szczególnie w takich sprawach. Oderwałem się od Alicii, kiedy tylko usłyszałem głośne trąbienie. Dziewczyna uśmiechała się do mnie zadziornie, jakby myślała, że za chwilę ją przelecę. Swoją drogą nienawidzę takich lasek. Uprawiam z nimi seks tylko dlatego, że sprawia mi to przyjemność. A teraz zupełnie nie mam ochoty na nic poza spaniem. Ku zdziwieniu szatynki podniosłem się z łóżka i ruszyłem w kierunku wyjścia. Ona natychmiast rzuciła się w pościg za mną i złapała mnie za nadgarstek, który szybko wyrwałem, cały czas nie zwalniając kroku.

- Nie możesz znowu przerwać w takim momencie – jęknęła, rozkładając ręce na boki. Zaśmiałem się głośno, odwracając się przodem do niej.

- A ty nie masz prawa tak traktować mojej siostry. Jeszcze raz podejdziesz do niej na bliżej, niż kilka metrów, a osobiście złamię swoje własne zasady – po woli tracąc nad sobą panowanie Podszedłem do niej krok bliżej i zmierzyłem nieprzyjemnym spojrzeniem.

- Ta dziwka ci o tym powiedziała – prychnęła, przewracając oczami i krzyżując ręce. Zdecydowanie tym razem przesadziła. W sekundzie znalazłem się obok niej i z całej siły przygwoździłem do ściany.

- Jeżeli któraś z was jest dziwką, to tylko ty Parker. Moja siostra nie daje dupy na prawo i lewo. Jeszcze raz się do niej zbliżysz, a pożałujesz – powtórzyłem, po czym szybkim krokiem wyszedłem z domu i poszedłem do swojego domu. Zaraz kogoś zabiję. 

~*~
*ZKZ - Zdzira Która Zginie (może ktoś kiedyś oglądał "Polowanie na chłopaka" na VIVIE) xD