piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział Pierwszy: "Tęsknota." (II)

            Sorex's POV

            Siedziałam sobie w salonie, rozwalona na kanapie, z zamkniętymi oczami i wsłuchiwałam się w piosenkę, która właśnie leciała w radiu. Włączony telewizor również wydawał z siebie jakieś dźwięki, aczkolwiek skutecznie je ignorowałam. Teraz najlepsze byłoby dla mnie łóżko, ale muszę uporać się z papierami, żeby móc pojechać jutro na wyścig. Długo zajęło nam wybicie się na sam szczyt, a teraz, kiedy w końcu na nim jesteśmy, nie mam zamiaru tego spierdolić. Za dużo pracy włożyłam w ten sukces.

            Podniosłam się niechętnie, po czym skierowałam swoje kroki na schody, a chwilę później do gabinetu z plakietką „Dominique Bonnet”. W dalszym ciągu nie potrafię przestawić się na swoje nowe nazwisko, chociaż zajmuje mi to już dwa lata. Tak, właśnie tyle siedzimy w Rio i mogłabym powiedzieć, że jest nam dobrze, ale to cholerne ukrywanie się psuje wszystko. Teraz żałuję, że nie zostałam na dłużej w Londynie. Mogłabym wszystko wytłumaczyć sobie z ludźmi dookoła i… i możliwe, że mogłabym spróbować z Malikiem. Wiem, że to chore i nigdy nie powinno się stać, ale Zayn zaintrygował mnie w jakimś stopniu, dzięki czemu zaczęłam się nim w większym stopniu interesować. Dzień przed wyjazdem do Ameryki powiedział mi, jakie ma co do mnie odczucia, a to nie była najprzyjemniejsza rzecz, jaką w życiu usłyszałam. Dlatego tak zależało mu na tym, żebym nigdzie nie wyjeżdżała. Chociaż, czy aby na pewno mogłam mu ufać… Nie ważne, nie będę wracać do wspomnień, bo stanę w miejscu.

            Otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia, utrzymanego w jasnych barwach. Podeszłam do biurka, za którym usiadłam, od razu zaczynając grzebać we wszystkich papierach. Ostatnio dostałam sprawę nastolatka, zamieszanego w narkotyki. Muszę doprowadzić do tego, że wyląduje w zakładzie poprawczym, albo zawiodę się sama na sobie. To jest zbyt łatwe, żeby przegrać, a ja przecież nigdy nie przegrywam.

~*~

            Po czterech godzinach ciężkiej pracy mogę stwierdzić, że mam wszystko starannie przygotowane. Rozciągnęłam się, rozglądając po ciemnym już pokoju. Nawet nie zauważyłam, kiedy dookoła mnie zdążyła zapanować noc. Ostatnio zauważyłam, że w moje życie zaczyna wkradać się monotonia. Każdy dzień wygląda prawie tak samo, a na jakiekolwiek rozrywki nie mam najnormalniej w świecie czasu. Chciałabym to jakoś zmienić, ale jak na razie nie zanosi się na nic takiego. Nie po to przyjechałam do Ameryki, żeby cały czas robić to, czego inni dookoła ode mnie wymagają, ale chciałam w końcu zacząć żyć po swojemu. Nie podoba mi się to nawet w najmniejszym stopniu.

            Podniosłam się niechętnie z obrotowego krzesła i poszłam do swojej garderoby, żeby znaleźć w niej jakąś piżamę. Nawet, jeśli chciałabym coś zrobić, to nie mam już na to siły. Wypełnianie tych wszystkich papierów i planowanie tego, co chce się powiedzieć na rozprawie jest cholernie wyczerpujące. Weszłam do łazienki, odrzucając przygotowane ubrania na kosz z brudnym rzeczami i od razu zaczęłam się rozbierać. Wszystkie ciuchy, które miałam na sobie wylądowały gdzieś dookoła, a perukę położyłam na umywalce, ale nie liczył się bałagan. Przecież od czegoś mamy gosposię. Po kilku sekundach znalazłam się w kabinie prysznicowej. Odkręciłam kurki, uśmiechając się do siebie szeroko, kiedy tylko woda zaczęła spływać po moim ciele.

            Czasami myślę sobie, jakby to było, gdybym miała teraz chłopaka. Czy daje mieszkałabym z dziewczynami, czy może u niego. Albo to on wprowadziłby się do nas, chociaż w to szczerze wątpię. Przecież nie zdradziłabym mu tajemnicy, a on nie mógłby się o niej dowiedzieć. Chociaż, gdyby to był Zayn, to nie byłoby z tym problemu. Przecież on sam wszystkiego się domyślił. Zastanawiam się, czy gdybym go poprosiła, to zrobiłby mi masaż, albo coś takiego. Potrząsnęłam mocno głową, chcąc wyrzucić z niej niechciane obrazy. Dwa lata temu zostawiłam przeszłość w Londynie i teraz nie mogę do niej wracać, bo jest to zbyt bolesne. Rany dalej pozostają świeże, a jego słowa obijają się o ściany mojego mózgu.

            Wyszłam z kabiny, owinęłam się ręcznikiem i stanęłam przed lusterkiem, przyglądając się sobie uważnie. Miło jest zobaczyć się  powrotem w blondzie. Szczerze powiedziawszy zdecydowanie wolę ten kolor, chociaż rudy również nie jest taki zły, jakby mogło się wydawać. Przebrałam się w piżamę i zabierając ze sobą perukę, wróciłam do pokoju, od razy rzucając się na łóżko. Zmęczona całym dniem natychmiast usnęłam.

            Zayn‘s POV

            Już od kilku godzin leżałem na łóżku, wgapiając się bezsensownie w sufit i zastanawiając nad pewną blondynką, która nie chce zostawić mnie w świętym spokoju. Nienawidzę tego, ale nigdy nie mogę tego przerwać. Nawet, jeśli zamknę oczy, to w moim umyśle pojawiają się jej uśmiechnięty obraz i to jest już koniec. Cholernie żałuję tego, co powiedziałem przed wyjazdem Alex. Może gdyby nie to, zastanowiłaby się jeszcze nad tym, czy aby na pewno chce wyjeżdżać z Anglii gdzieś na drugi koniec świata. Kilkukrotnie próbowałem się do niej dodzwonić, ale za każdym razem włączała się automatyczna sekretarka. Nie bolałoby tak cholernie, gdyby którakolwiek z nich dała chociaż znać, że jeszcze żyją. A tak nie ma o nich żadnej wiadomości od tych cholernych dwudziestu czterech miesięcy, które miną w przyszłym tygodniu.

            Stwierdzając, że takie myślenie jest kompletnie bez sensu i tylko mnie dołuje, podniosłem się z łóżka, po czym poszedłem do kuchni. Nie siliłem się nawet na to, żeby ubrać na siebie jakąkolwiek koszulkę w obawie przed tym, że jakaś nowa dziwka Tomlinson ‘a może mnie zobaczyć. Przecież nie miałem się czego wstydzić, a ona i tak nie ma u mnie szans, dopóki mam nadzieję, że Alex jest tam gdzieś jeszcze. Czasami chciałbym cofnąć czas, albo w jakiś magiczny sposób sprawić, że spotkamy się całkiem przypadkiem, a ona da mi ze sobą przynajmniej porozmawiać.

Malik stop, miałeś o niej nie myśleć, tyko zająć się czymś innym!

            Wyjąłem z lodówki zimy sok pomarańczowy i usiadłem na krześle barowym, po czym wyjrzałem przez okno. Wolałbym, żeby w mojej dłoni znajdowała się butelka ze schłodzonym piwem, ale nie mogę mieć alkoholu we krwi, ponieważ za trzy godziny muszę iść do pracy. Tak, zacząłem naprawiać samochody, a razem ze mną robią to Louis i Niall, którzy właśnie śpią sobie w swoich pokojach. Co prawda nie potrzebujemy kasy, bo wystarczy nam jej z nielegalnych wyścigów, ale mechanika pozwala oderwać się od niepożądanych myśli. Właśnie dlatego półtora roku temu założyliśmy własny warsztat, który praktycznie raz w miesiącu jest odwiedzany przez policję, która we wszystkim doszukuje się czegoś, co tak naprawdę nie istnieje.

            Podniosłem się z krzesła i cały czas dzierżąc w dłoni sok, poszedłem do salonu, od razu rozkładając się na kanapie i włączając telewizor. Zacząłem przeskakiwać po kanałach, starając się znaleźć coś przynajmniej interesującego, na co można popatrzeć. Oczywiście o takiej godzinie nie ma teoretycznie nic innego, jak same pornole, ale na nie patrzeć to ja nie będę. Aż tak zdesperowany nie jestem. W końcu udało mi się trafić na jakiś dziecięcy kanał, gdzie właśnie leciała animowana bajka. Stwierdziłem, że nie może być aż tak źle i zostawiłem to dziadostwo. Odstawiłem na stolik sok oraz pilot i zacząłem patrzeć bezsensownie na ekran. Moje powieki stawały się coraz cięższe, aż w końcu całkowicie przestałem z nimi walczyć i usnąłem. Nareszcie…

            Sorex's POV

            Zmarszczyłam nos, kiedy przez niezasłonięte okno zaczęły wpadać jasne promienie słońca, tym samym wyrywając mnie z błogiego snu. Nie chciałam jeszcze wstawać, więc naciągnęłam mocniej kołdrę na głowę, starając się o choć odrobinę ciemności. Nic mi to nie dało, ale nie narzekałam, ponieważ Morfeusz postanowił jeszcze na chwilę zabrać mnie z powrotem do swojej  idealnej krainy.

            Zayn ‘s Malik POV

            Obudził mnie głośny hałas na piętrze i jasne światło, rażące mnie w oczy, które otworzyłem trochę za szybko. Przeciągnąłem się, siadając na kanapie, po czym wstałem, od razu łapiąc butelkę z sokiem i dopijając resztę jej zawartości. Wszedłem do kuchni, tylko po to, żeby wyrzucić puste opakowanie i prawie biegiem poszedłem do łazienki, żeby jak najszybciej się załatwić, bo mogłoby dojść do nieszczęścia. Ogarnąłem się szybko i owinięty w pasie ręcznikiem wszedłem do swojego pokoju, a z mojego gardła automatycznie wydał się głośny jęk. Półnaga dziewczyna leżała na łóżku i uśmiechała się do mnie prowokująco, co zupełnie mi się nie podobało.

- To, że Tommo cię wywalił w cale nie znaczyło, że masz zmienić pokój, tylko masz opuścić ten dom – warknąłem, jak gdyby nigdy nic podchodząc do szafy. Zdecydowanie muszę poważnie porozmawiać z Tomlinsonem, bo jego laski zaczynają mnie mocno denerwować. I tak długo wytrzymałem, więc nie powinien mieć do mnie żadnych pretensji.

- Ale Zayn, przecież możesz się jeszcze odprężyć przed pracą, a ja bardzo chętnie ci w tym pomogę – wymruczała, zupełnie nie zrażona tonem mojej wcześniejszej wypowiedzi i natychmiast wstała z łóżka, podchodząc do mnie i przytulając się do moich pleców.

- Jesteś zupełnie nie w moim typie, więc możesz już iść pomęczyć Nialla, albo chcąc uniknąć kolejnego rozczarowania wyjść z naszego domu i nigdy więcej tutaj nie wracać – powiedziałem, starając się nie stracić panowania nad sobą, po czym odtrąciłem ją od siebie. Usłyszałem jej głośne przekleństwo, a chwile później głośny trzask drzwi. Na szczęście tym razem gładko poszło.

            Sorex's POV

            Poniosłam się z łóżka i wyszłam ze swojego pokoju, żeby zejść do kuchni, w której zaczęłam łapczywie pić zimną wodę. Zapowiada się kolejny, gorący dzień w Rio de Janeiro. O niczym innym nie marzę, jak odrobina londyńskiego deszczu na ochłodę. Weszłam do salonu, gdzie na kanapie siedziała Charlotte i bawiła się swoim telefonem, co chwilę odblokowując go i wyłączając. Dobrze wiedziałam, że walczy ze sobą, żeby zadzwonić do Louisa. Boi się ich pierwszej rozmowy od dwóch lat, a ja w cale się nie dziwię. Bądź co bądź uciekła od niego, a Tommo jest tak cholernie nieprzewidywanym człowiekiem, że można się po nim spodziewać dosłownie każdej, możliwej reakcji. Usiadłam obok blondynki i przyciągnęłam ją do siebie. Ona natychmiast wtuliła się we mnie z cichym westchnieniem. Od jakiegoś czasu już nie płakała, ale na początku było jej najtrudniej z nas wszystkich i w cale się temu nie dziwię.

- Zadzwonię do niego jutro – powiedziała cicho, zamykając oczy. Zaśmiałam się cicho, przypominając sobie, że za każdym razem tak mówi, a później zupełnie o tym zapomina. – Alex tym razem mówię poważnie. Mam dość tego ciągłego strachu o to, co on mi powie. Może mnie zwyzywać i znienawidzić, ale ja muszę do niego zadzwonić i w końcu dowiedzieć się, co u niego, bo zwariuję – powiedziała poważnie, odsuwając się ode mnie i popatrzyła mi w oczy.

- Okej, rozumiem cię bardzo dobrze i zamierzam wspierać w każdej decyzji jaką podejmujesz – uśmiechnęłam się do niej delikatnie, podnosząc ręce w obronnym geście. – Wiesz, że dzisiaj jedziemy na wyścig? – zapytałam, wracając do normalnej pozycji i włączając telewizor. Nie mam zamiaru dłużej siedzieć w ciszy, bo zaczyna się ona po woli robić dołująca.

- Jakbym mogła zapomnieć. We trójkę nie gadacie od tygodnia o niczym innym, jak dzisiejszy wieczór – przewróciła oczami, siadając do mnie bokiem. Uderzyłam ją z całej siły pięścią w ramię, na co podskoczyła przestraszona. Zaczęła pocierać obolałe miejsce po czym rzuciła się na mnie z poduszką. Biłyśmy się tak przez chwilę.

- Kurwa mać! – od razu zamarłyśmy, kiedy tylko usłyszałyśmy głośne przekleństwo, pochodzące od Natalie, która wpadła do salonu i zaczęła chodzić w te i z powrotem z wściekłością, wymalowaną na zarumienionej twarzy. Oł.. Nie jest najlepiej. Wściekła Williams to zła Williams.

- Co się stało? – zapytała cicho Lottie, mocniej ściskając w dłoniach poduszkę, żeby w razie co móc się obronić. Nat odwróciła się w naszym kierunku, a jej nozdrza powiększyły się nieznacznie.

- Nie wyrobiłam się i dzisiaj muszę zostać w domu! – krzyknęła, zaciskając dłonie z całej siły w pięści. Otworzyłam szeroko oczy, przyglądając się uważnie rudzielcowi.

- Chcesz, żebyśmy nie poszły razem z tobą? – zapytałam cicho. Co prawda chciałam pojechać na ten wyścig, ale przyjaciółka jest ważniejsza.

- Nie, wiem jak się na to napaliłaś, więc nie chcę, żebyś przeze mnie to straciła – westchnęła cicho, wplatając palce we włosy i zatrzymując obie dłonie na czubku głowy. Odchyliła się nieznacznie do tyłu, zamykając oczy. Od jakiegoś czasu w taki sposób usiłowała się uspokoić i za każdym razem jej się udawało. Muszę kiedyś tego spróbować.

- Ja zostanę. Nigdy nie kręciły mnie nielegalne wyścigi, więc nie mam nic do stracenia – zaoferowała Lottie, uśmiechając się delikatnie. Popatrzyłam na nią wdzięcznym spojrzeniem.

- Na pewno? – Natalie otworzyła oczy i zmierzyła uważnie wzrokiem blondynkę. Ta w odpowiedzi pokiwała energicznie głową.

- Poza tym w następnej rozprawie występuję przeciwko pani Dominique Bonnet, więc nie mogę tego przegrać – dodała po chwili zastanowienia, uśmiechając się do mnie wyzywająco. Prychnęłam pod nosem, odwracając głowę, żeby ukryć swoje rozbawienie.

            Zayn‘s POV

            Wytarłem ręce w brudną szmatę, żeby pozbyć się z nich choć odrobiny smaru. Przed chwilą skończyłem naprawiać samochód jakiegoś bardzo wpływowego gościa w Anglii, o którym tak naprawdę wcześniej nie słyszałem nawet słowem. Jednak nie to jest najważniejsze a fakt, że ludzi przychodzą do nas pomimo tego, że wiedzą jak bardzo mamy namieszane w papierach. Louisowi zdarzyło się nawet robić przegląd samochodu policyjnego. Nie rozumiem w tym jednej rzeczy. Po co do nas przychodzą, skoro nie ufają nam w najmniejszym stopniu? Właśnie dlatego nigdy nie zrozumiem organów państwa, odpowiadających za bezpieczeństwo narodowe.

- Robimy sobie przerwę na lunch? – poczułem dłoń Nialla na ramieniu. Rozejrzałem się dookoła, w poszukiwaniu Liama i Louisa. Ten pierwszy właśnie grzebał w skrzynce z narzędziami. Machnąłem głową na blondasa, żeby poszedł zapytać go o to, co mnie przed chwilą, a ja sam podszedłem do Tommo, sprawnym ruchem wyciągając go spod jakiegoś Opla, którego wcześniej u nas nie widziałem.

- Czego? – warknął szatyn, mierząc mnie złowrogim spojrzeniem. Nienawidził, kiedy ktoś odrywał go od pracy i właśnie dlatego chciałem zrobić to sam, osobiście.

- Idziemy coś jeść z Horanem. Idziesz z nami? – zapytałem, uśmiechając się szeroko. Lou przewróciła oczami, ale pokiwał twierdząco głową, po czym podniósł się z podłogi i poszedł do umywalki, żeby opłukać ręce.

            Wyszliśmy we czwórkę z warsztatu, a Liam zamknął za nami wejście, wieszając na nim kartkę z napisem „zaraz wracam”. Wolnym krokiem udaliśmy się do najbliższej knajpy, żeby zamówić sobie po kebabie. Od kilku tygodni nie jedliśmy nic innego, bo najzwyczajniej w świecie nie mieliśmy na to czasu. Okazało się, że wzięliśmy na siebie zbyt dużo napraw i właśnie dlatego pracujemy również w soboty. Jednak ja nie narzekam. Przynajmniej nie mam czasu, żeby myśleć o niej.

            Sorex's POV

            Kiedy tylko w całym mieście zapanowała noc, a zegar w kuchni wskazał godzinę dwudziestą pierwszą, od razu poszłam do swojej garderoby, żeby przebrać się w dżinsowe spodnie, czarną koszulę, szarą bluzę z motywem Myszki Micky i skórzaną kurtkę. Miałam ochotę założyć czarną czapkę, ale stwierdziłam, że to bez sensu, bo ja nie zamierzam rezygnować z kasku. Niektórzy kretyni z Ameryki właśnie tak robią, ale to tylko moje zdanie na ich temat, więc niech robią to, co im się żywnie podoba, bo ja nawet za nich nie odpowiadam.

            Zeszłam szybkim krokiem na dół, gdzie ubrałam jedne z moich ulubionych butów, które zostały przyozdobione dość sporą ilością ćwieków. Stanęłam przed lusterkiem, związując włosy w prostego, niskiego kucyka i od razu odwróciłam się w kierunku schodów, kiedy tylko usłyszałam, jak ktoś po nich schodzi. Okazało się, że to Madeleine, która również była już w stu procentach gotowa. Uśmiechnęłyśmy się do siebie, po czym ruszyłyśmy w kierunku garażu. Wszystkie nasze samochody i inne zabawki zostały tym razem u nas. Allan nie miał nic przeciwko, a nawet zachęcał nas do tego. Cały czas staram się rozpracować, jaki miał w tym swój ukryty cel, bo on z zasady nie robi niczego bezinteresownie. No, chyba że dla nas, ale my zawsze jesteśmy wyjątkiem od reguły. Z tego, co wiem nie będzie go dzisiaj na wyścigach, bo miał coś bardzo ważnego do załatwienia w innym mieście i wróci dopiero w przyszłym tygodniu.

            Wyjechałam swoją nową Yamahą YZR-M1 z garażu i nie czekając na Madeleine pojechałam prosto w kierunku miejsca wyścigu. Umówiłyśmy się, że dziś to ja biorę udział w wyścigu. Nigdy nie robiłyśmy tego razem, ale nie pytajcie mnie dlaczego. Po prostu. No, chyba że o coś się zakładamy, ale to jest zupełnie inna sprawa. Tak, jak podejrzewałam, Hostem bardzo szybko mnie dogoniła. Wtedy dodałam gazu i jedyne, co robiłam, to rozglądałam się uważnie dookoła, w razie gdybyśmy minęły jakąś policję.

            Już na samym początku zdążyłam zauważyć, że w Ameryce gliniarz zdecydowanie bardziej czepiają się o nielegalne wyścigi, niż w Europie. Może dlatego, że tutaj są one bardziej rozpowszechnione i przychodzi na nie zdecydowanie większa ilość ludzi. Jeżeli mam wybierać pomiędzy tymi z Anglii, a tutaj, to wybór jest bardzo prosty.

            Skręciłam ostro w lewo, żeby przejechać przez ciemną uliczkę i już po kilku sekundach znalazłam się na miejscu. Uśmiechnęłam się do siebie szeroko, widząc jak zgromadzeni zaczynając się nam uważnie przyglądać. Może wspominałam, a może nie, ale zdążyłyśmy wybić się w stosunkowo krótkim czasie, co dla ludzi z innego kontynentu tutaj jest niemalże niemożliwe. Jednak ja nigdy się nie poddaję, tak samo z resztą, jak Madi i Natalie. Pierwsze, po kilku latach, porażki podziałały na mnie bardzo motywująco, a kpiące spojrzenia rywali tylko zmotywowały do dalszej walki. Nawet, jeśli nie było wyścigów, to i tak wsiadałam na motor, zaczynając krążyć po całym Rio de Janeiro. Ścigałam się wtedy z policją. Wiem, że było to mało odpowiedzialne z mojej strony, bo w każdym momencie mogłam popełnić jakiś błąd i wszystko, co starałyśmy się ukryć, mógłby szlak trafić – tak gładko powiedziawszy.

            Davies zatrzymała się z boku, przy ludziach, którzy nam zawsze kibicowali. Tak, zdołałyśmy zdobyć tutaj nasz mały funclub. Na początku bardzo mnie to rozbawiło, a teraz mogłabym im cały czas dziękować za to, że są z nami nawet, jeśli nie jesteśmy rodowitymi Amerykankami. Jak już wspominałam tacy ludzie mają tutaj nie najlepiej i muszą walczyć na każdym kroku o swoje.

            Stanęłam na linii startu, opierając się jedną nogą o asfalt. Głośna muzyka, która utrzymywała się dookoła przestała się dla mnie liczyć, a krzyki ludzi i trąbienie samochodów jakby w sekundzie ucichło. Szeroki uśmiech również zniknął z mojej twarzy, a jej wyraz stał się zacięty, ostry, nieprzychylny wręcz. Zaczynałam po woli wczuwać się w atmosferę, jaka zapanowała dookoła. Popatrzyłam przez ułamek sekundy na wszystkie kontrolki, które informowały mnie o tym, co dzieje się w moim motorze i dodałam gazu, nie puszczając hamulca – dokładnie tak samo, jak moi przeciwnicy. Odczekaliśmy kilka sekund, a przed nami stanęła wysoka, roznegliżowana blondynka na niebotycznych szpilkach. Podniosła wysoko ręce, uśmiechając się prowokacyjnie. Odliczyła po woli do trzech i spuściła dłonie w dół.

            Nie czekając na nic więcej wystartowałam i zaczęłam po kolei wymijać moich rywali. Jak za każdym razem wychodzę z założenia, że najlepiej jest od razu zyskać prowadzenie, niż później się męczyć. Obejrzałam się na chwilę za ramię, żeby zobaczyć jak daleko ode mnie są i natychmiast wróciłam do poprzedniej pozycji, dodając jeszcze więcej gazu. Mam zamiar wygrać ten wyścig i nic mnie przed tym nie powstrzyma. Dzisiejsza trasa to prosta linia, biegnąca przez kilka przecznic. Nic trudnego. Trzeba tylko wiedzieć, kiedy włączyć nitro. Tak, tutaj jest ono montowane nawet w motorach. Jak widać Amerykanie przywiązują większą uwagę do nielegalnych wyścigów, niż Europejczycy i to kolejny powód, że przeprowadzka w cale nie była takim złym rozwiązaniem. Szkoda tylko, że jednym z nielicznych.

            Zayn‘s POV

            Wszedłem do naszego domu jako ostatni i zamknąłem za nami drzwi, przy okazji włączając alarm. Pomimo tego, że wszyscy w mieście nas znają, to i tak nieliczni pokusili się o to, żeby na nas napaść. Ich strata, nie nasza. Szybkim krokiem wspiąłem się po schodach, od razu zajmując łazienkę na piętrze. Rozebrałem się i wszedłem do kabiny prysznicowej, a kiedy tylko ją zamknąłem od razu odkręciłem kurki z wodą. Nie ma lepszego uczucia, niż zmycie z siebie kolejnego, prawie takiego samego dnia pracy, jak poprzedni. Chciałbym czasami oderwać się od tej monotonii i zacząć żyć, jak przed momentem, kiedy dziewczyny wyjechały z Anglii.

            Dobrze wiem, że to wszystko, co się stało jest tylko i wyłącznie moją winą. To ja chciałem wygrać z Hostem w każdy możliwy sposób i to ja chciałem jako pierwszy odkryć ich tajemnicę. Chłopaki na początku tylko mi pomagali, a potem sami się wkręcili w całą tą akcję i skończyło się na tym, że siostra Tommo uciekła razem z nimi. Chyba potrzebuję imprezy, żeby porządnie się nachlać. Na szczęście robimy sobie poniedziałek wolny, więc może jutro uda nam się coś zorganizować. 

środa, 23 lipca 2014

Prolog: "Nie tak miało być." (II)

            Przemierzałam szybkim krokiem ulice Rio, dzierżąc pod pachą plik dokumentów, a w drugiej ręce trzymałam telefon. Na łokciu przewiesiłam sobie pokaźnych rozmiarów teczkę, również wypełnioną po brzegi jakimiś dokumentami,  Moje szpilki uderzały o chodnik, wydając stukot, stłumiony przez głośny hałas, panujący dookoła mnie. Na początku trudno było mi się do niego przyzwyczaić, ale teraz jest już w miarę normalnie. Mam tylko jeden problem, a mianowicie panujący dookoła upał, spotykany każdego dnia, trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku.

Całkiem sporo zmieniło się odkąd wyjechałyśmy z Europy do Ameryki. Już na samym początku Allan skołował nam peruki, które są nieoddzielną częścią naszych codziennych strojów i na szczęście wyglądają jak prawdziwe włosy. Osobiście zrezygnowałam z okularów i stawiam tylko na soczewki, sprawdzające się jak dotąd idealnie. Jest tylko jedna rzecz, denerwująca nas wszystkie - dalej stawiamy na ukrywanie się. Próbowaliśmy na początku pokazać prawdziwe siebie, ale niestety policja nie dawała nam spokoju.

Pewnie nie zdziwi was fakt, że pracujemy. Działa to na tej samej zasadzie, na jakiej funkcjonowało w Londynie. Cholerni ludzie zaczęliby gadać niestworzone historie na temat tego, skąd mamy aż tyle forsy i w końcu dowiedzieliby się prawdy o nas. Ogólnie można powiedzieć, że nie zmieniło się nic, oprócz faktu, że zamiast studiowania prawa pracujemy - ja i Alex jako prokuratorzy, Charlotte zajmuje się obroną oskarżonych, a Natalie jest sędziną. Fajnie ma, nie?

Poczekałam chwilę, aż  drzwi otworzą się przede mną i weszłam do ogromnego, szklanego budynku. Przywitałam się cichym "dzień dobry" z ochroniarzem, po czym wygrzebałam z teczki identyfikator i spróbowałam otworzyć sobie wejście. Zdecydowanie mam ze sobą za dużo, jak na jeden raz. Kiedy bramka już któryś raz z rzędu się nie otworzyła zaklęłam szpetnie pod nosem i odwróciłam się w lewo, żeby sprawdzić czy z innymi również jest ten sam problem. Niestety tak. Biedny pan Snicke zaczął podchodzić do poszczególnych i otwierać je kluczami, ale ja nie mogę czekać. Muszę jak najszybciej znaleźć się w swoim gabinecie, bo za chwilę przyjdzie do mnie klient. Usiadłam na bramce i przerzuciłam nogi na drugą stronę, starając się niczego po drodze nie zgubić. Kiedy już stanęłam na twardym gruncie znów zaczęłam odpisywać na SMS‘a od Alex. Tylko ona potrafi zapomnieć zatankować i teraz musi czekać na pomoc drogową.

W ostatnim momencie weszłam do windy. Zdecydowanie nie chciałoby mi się na nią czekać przez kolejne dziesięć minut, w ciągu których mogę nadrobić zaległości, związane z kolejną rozprawą. Westchnęłam cicho, starając się, żeby nikt oprócz mnie tego nie usłyszał. Nie chciałam w tym momencie zwracać na siebie uwagi. Wyszłam na korytarz i skierowałam się szybkim krokiem do swojego gabinetu. Kiedy tylko się w nim znalazłam, rzuciłam wszystkimi dokumentami o biurko i oparłam się o nie dłońmi. Nie po to, kurwa, uciekałam, żeby teraz tak żyć.

wtorek, 8 lipca 2014

Epilog: "Nowe początki."

            Mygale's POV

            Stanęłyśmy we trzy przed ogromnym domem i zaczęłyśmy się mu uważnie przyglądać. Żadna z nas nie odważyła się jeszcze odezwać. Cisza pomiędzy nami stawała się nieco dołująca, ale i tak postanowiłyśmy ją utrzymać; przynajmniej przez jakiś czas.

            Jako pierwsza, ponieważ jedyna z nas posiadałam klucze, podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Blondynki powolnie udały się za mną. Weszłam do domu, zapalając światło. Może i w Rio de Janeiro był dzień, ale hol naszego nowego miejsca zamieszkania spowijała kompletna ciemność – przynajmniej do tego momentu. Rozejrzałam się uważnie dookoła, a z każdym kolejnym centymetrem moje oczy otwierały się coraz bardziej. Nie wiem, czy będziemy chciały wyprowadzać się z tego i miejsca, a więc to raczej Allan zmuszony zostanie do kupienia sobie czegoś nowego. Odetchnęłam głęboko i zupełnie olewając walizki, znajdujące się w ogródku wbiegłam po schodach na piętro, po czym odnalazłam swój pokój. Jego również dokładnie obejrzałam, przemieszczając się coraz bardziej w głąb pomieszczenia. Na samym końcu rzuciłam się na łóżko i zaczęłam wpatrywać bezsensownie w sufit.

Żegnaj Natalie Williams, witaj Danielle Byrne.

           Sorex's POV

            Weszłam do swojego pokoju, ciągnąc za sobą sporych rozmiarów walizkę, która była niestety jedną z wielu, które już znajdowały się w pokoju. Mam nadzieję, że znajdzie się tutaj jakaś ogromna garderoba, w której będę mogła trzymać wszystkie swoje rzeczy. Na razie jednak nie mam siły na nic innego, jak spanie. Rozebrałam się do bielizny i położyłam na łóżku z satynową pościelą. Teraz dopiero będziemy mogły wieść luksusowe życie i ja zamierzam w pełni z tego skorzystać.

Żegnaj Alexandro Stane, witaj Dominique Bonnet.

            Charlotte‘s POV

            Dziewczyny zamknęły się w swoich nowych pokojach, ale nie mam im tego za złe. Sama również chcę teraz pobyć sama. Nie mogę znieść myśli, że zostawiłam Lou zupełnie samego w tym cholernym Londynie. Chyba po woli zaczynam żałować swojej decyzji, ale teraz już nic nie mogę zmienić. Postaram się jak najszybciej z nim skontaktować i wytłumaczyć wszystko w miarę możliwości. Wtedy jednak nie będę już to samą dziewczyną, która uciekła. Postanowiłam w samolocie zmienić swoje nastawienie do świata. Nie mam zamiaru chować się dłużej po kątach i dać sobą pomiatać na każdym kroku.

Żegnaj Charlotte Tomlinson, witaj Eleno Adams.

            Hostem's POV

            Wyjrzałam przez okno samolotu, starając się zignorować wibrację w kieszeni spodni. Rodzice po raz kolejny chcą się ze mną skontaktować, ale ja nie mogę odebrać. Po pierwsze nie mam ochoty z nimi rozmawiać, a p drugie moja komórka powinna być wyłączona. Zostawiłam im wiadomość w salonie i to powinno zupełnie wystarczyć. Wyjaśniłam wszystko, co miałam do wyjaśnienia, a jeśli nie chcą zrozumieć mojej decyzji, to już nie moja wina. Niech zastanowią się nas tym, co zrobili mnie i Sandrze, bo wątpię, żeby jeszcze kiedykolwiek nas zobaczyli.

Żegnaj Madeleine Davies, witaj Anabelle Price.

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział Dwudziesty: "Myślenie włącza się przed działaniem."

- Oni nas tutaj nie znajdą. Pojadą sobie gdzieś tam i umrzemy z głodu. Po dwudziestu latach znajdą nasze kości i pochowają nas z tą cholerną skrzynią – blondynce od jakiegoś czasu włączył się tryb panikowania, który powoli zaczynał się również udzielać i mi. Naprawdę chciałabym w końcu stąd wyjść, ale przydałby się jakiś plan, jak ściągnąć kogokolwiek na strych.

- Wiem! – nie czekając na nic więcej rozłożyłam telefon, wyjęłam z niego baterię i zaczęłam ją szybko pocierać w dłoniach, żeby się rozgrzała. Pewnie i tak to nic nie da, ale zawsze warto spróbować. Gorzej już chyba być aktualnie może. Chociaż po chwili namysłu… Nie, ja lepiej nie będę myśleć.

- Jeżeli to się uda, to przez pierwsze dwa miesiące będę robić nam śniadania – mruknęła Charlotte, krzyżując ręce i przyglądając mi się z poważną miną. Ej no ludzie! Więcej wiary człowieka w człowieka. Po jakimś czasie złożyłam z powrotem komórkę i spróbowałam ją włączyć. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy tym razem wszystko poszło z planem. Przynajmniej raz. Napisałam szybko do Alla gdzie jesteśmy i po tym znów padł. Mam nadzieję, że się przynajmniej wysłało.

            Sorex's POV

            Podskoczyłam na krześle, kiedy dźwięk dzwonka telefonu chłopaka wyrwał mnie z zamyślenia. Popatrzyłam na niego pytająco, a ten kiwnął w odpowiedzi głową. Wzięłam komórkę w dłoń i odtworzyłam wiadomość, jak się okazało, od Madeleine. Westchnęłam ciężko, widząc to, co chciała przekazać. Czasami myślę, że jest głupsza ode mnie, a potem dochodzę do wniosku, że taka niestety bolesna prawda. Podniosłam się niechętnie z obrotowego fotela, odkładając telefon z powrotem na biurko i wyszłam z pokoju. Niespiesznie udałam się na strych, po drodze pukając jeszcze w drzwi, za którymi znajdowali się chłopacy. Zastanawiam się, gdzie wcięło Horana. Cóż, nie mój problem.

            Stanęłam przed sporych rozmiarów skrzynią i kopnęłam w nią z całej siły, co nie do końca było dobrym pomysłem, ponieważ musiałam na niej od razu usiąść, kiedy tylko pulsujący ból przeszedł przez całą moją stopę. Usłyszałam dwa pomruki oburzenia w tym cholerstwie pode mną i już wiedziałam, że Madeleine nie żartowała tak, jak mi się wcześniej wydawało. No cóż…

- Sieroty! – zaczęłam się głośno śmiać, zupełnie ignorując cały czas bolącą stopę. Podniosłam się z powrotem na równe nogi i otworzyłam skrzynię. Lottie natychmiast rzuciła się na moją szyję, przez co nie zdążyłam złapać równowagi i upadłyśmy razem na podłogę z tą różnicą, że nogi blondynki zostały w środku.

- Louis dalej u nas siedzi? – zapytała Madeleine, wychodząc z wnętrza przedmiotu i strzepując z ramion wyimaginowany pyłek. Pokiwałam twierdząco głową i weszłam nie pozwoliłam jej się odezwać.

- Jest zamknięty razem z Malikiem w pokoju – wzruszyłam ramionami, podnosząc się z podłogi. Podałam blondynce dłoń, którą od razu przyjęła.

- Związany?

- Nie.

- Kretynka. Przecież oni tam mają okno i w każdym momencie mogą uciec – popukała się kilkukrotnie w czoło, kiedy chciałam pokazać swoje oburzenie, najnormalniej w świecie się na nią drąc.

- No tego, to ja nie przewidziałam. Lottie, zostajesz tutaj, jakby co jesteś już na innym kontynencie – mruknęłam, mrużąc oczy i udając się w kierunku wyjścia. Ten dzień nie mógł być bardziej udany.

            Hostem's POV

            Wiedziałam, że z naszej czwórki (wliczyłam Allana) tylko ja naprawdę myślę. Zeszłam po schodach do salonu i rozwaliłam się na kanapie obok wściekłej Natalie. Coś mi mówi, że jej podły nastrój ma związek z naszymi szanownymi przyjaciółmi. Tak swoją drogą, to zastanawiam się, dlaczego banda tych kretynów nie może zrozumieć, że chcemy zniknąć z Anglii. To wbrew pozorom nie jest aż takie trudne. No dobra, może Charlotte to jest siostra Tomlinsona, ale bez przesady. Przecież jest dorosła i może robić to, co jej się żywnie podoba. Westchnęłam ciężko, podnosząc się i podchodząc do szafki pod telewizorem. Wyjęłam z niej ładowarkę, pasującą do mojego telefonu i podpięłam go. Chyba będę musiała zmienić numer, żeby Liamowi nie udało się nas w ten sposób namierzyć. On jest z nich wszystkich najmniejszym kretynem i w przeciwieństwie do pozostałych używa tej części mózgu, która odpowiada za myślenie. Niestety…

- Teraz kurwa zabije wszystkie trzy! – podskoczyłam, o mało co nie wypuszczając z dłoni, kiedy drzwi trzasnęły głośno. Zamrugałam kilkukrotnie, zdając sobie w momencie sprawę z tego, kto właśnie wszedł do domu. Natychmiast schowałam się za kanapą, na której cały czas siedziała Nat z tymi swoimi obdartymi kolanami.

- I tak nie da ci żyć, więc na twoim miejscu po prostu stawiłabym mu czoła – mruknęła przyjaciółka, włączając telewizor i pogłaśniając go. Głupia, przecież on przez to tutaj przyjedzie!

- To oczywiste, że nie dam jej żyć. Gdzie ona jest? – warknął, pojawiając się w pomieszczeniu. Zakryłam ustał dłonią, powstrzymując tym samym cichy jęk. Co ja mogę zrobić, żeby się stąd wydostać.

- Nie mam pojęcia, nie jestem jej niańką – mruknęła Williams, zaczynając bezsensownie skakać po kanałach. Przynajmniej mnie nie zdradziła… do końca, ale i tak się z nią później policzę.

- Kici kici, Madeleine – zaczął chodzić po całym pokoju, a ja powoli przemieściłam się za ten brzeg kanapy, który był blisko wyjścia. Proszę, proszę, proszę. Niech mi się chociaż raz uda! – Albo Hostem, jak wolisz – usłyszałam po chwili ciszy, przerywanej jedynie odgłosami, wydobywającymi się z telewizora i krokami chłopaka. Korzystając z okazji, że właśnie wyglądał przez okno wyszłam szybkim krokiem z pokoju.

- Właśnie ci uciekła – usłyszałam dość głośny głos Natalie. Mała, wredna, ruda istota. Pożałuje i ja osobiście o to zadbam.

            Wbiegłam po schodach, zamykając się w pierwszym lepszym pokoju i opierając o drzwi zamknęłam oczy. Kurwa, ale on potrafi doprowadzić ludzi na skraj wytrzymałości. Otworzyłam po woli powieki, starając się ogarnąć, w którym aktualnie pomieszczeniu ogromnego domu Allana właśnie się znajduję. Zmarszczyłam brwi, widząc Mulata, usiłującego wyjść przez okno. Czy te drzwi nie powinny być przypadkiem zamknięte?!

- Mnie tu nie było – zaczęłam wykonywać dziwne ruchy rękami, po czym wróciłam na korytarz, zamykając za sobą wejście z trzaskiem. Otworzyłam szeroko oczy, kiedy natrafiłam na umięśnioną, miarowo unoszącą się i opadającą, klatkę piersiową.

- Dzień dobry, Davies – mruknął Louis, kładąc dłonie po obu stronach mojej głowy. Nie dobrze!

- Nie znam nikogo o takim nazwisku – palnęłam nerwowo, a mój głos był dziwnie wysoki, piskliwy wręcz. Nigdy wcześniej nie słyszałam siebie w takim wydaniu.

- Wkurwiasz mnie, mała. Lepiej od razu powiedz, gdzie jest moja siostra i będzie po sprawie – warknął, przysuwając usta do mojego ucha. Poczułam nieprzyjemne dreszcze na plecach, a żołądek fiknął kilka koziołków.

- Mała, to jest twoja pała, Tomlinson, tak na marginesie – mruknęłam, zwężając oczy i patrząc wyzywająco w jego tęczówki, zadzierając głowę do tyłu. – A jeśli chodzi o Lottie, to nie mam pojęcia, gdzie ona jest – dodałam szybko, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. Im szybciej on sobie pójdzie, tym szybciej będziemy mogły pojechać na lotnisko i powiedzieć wesoło „baj, baj maszkary”!

- Teraz ci uwierzę, ale jeśli znajdę Charlotte w twoim towarzystwie, to możesz być pewna, że więcej nie zobaczysz światła dziennego – przejechał nosem po moim policzku, a kolejna fala dreszczy, tym razem przyjemnych, zalała całe moje ciało. Chłopak uśmiechnął się zwycięsko.

- Grozisz mi? – podniosłam wysoko brew, przyjmując atak jako obronę. Muszę przecież jakoś zatuszować to, jak na mnie przed chwilą zadziałał. Cholera, czas zacząć panować nad swoimi odruchami.

- A żebyś wiedziała – podniosłam głowę, z powrotem patrząc w jego oczy. W takich momentach przydałyby mi się jakieś wysokie szpilki. To nie tak, że nie lubię w nich chodzić – ja po prostu ich nienawidzę, ale czasami stają się przydatne.

- To muszę cię zmartwić, bo nie jeden lepszy od ciebie próbował – musiałam teraz pewnie wyglądać przy nim, jak dziesięciolatka, która nie dostała wymarzonego prezentu pod choinkę, ale gówno mnie to obchodzi.

- Do zobaczenia, Madi – zaśmiał się, całując mnie w nos. Odwrócił się na pięcie i zbiegł po schodach, po drodze zgarniając ze sobą Malika. No po prostu cudownie, przegrałam z kretynem.

            Naburmuszona (a nie mówiłam, że mentalnie jestem dzieciakiem) weszłam do pokoju, gdzie znajdował się Allan i pacnęłam go z całej siły w bark. Na jego reakcję nie musiałam długo czekać. Odwrócił się do mnie przodem i popatrzył piorunującym spojrzeniem.

- Weźcie moje rzeczy. Ja jadę do Manchesteru po moją księżniczkę i zabieram ze sobą jakikolwiek samochód, bo Jetty nie chce mi się rozpakowywać – mruknęłam pod nosem, po czym nie czekając nawet na odpowiedź opuściłam pomieszczenie. Nienawidzę swojego życia i chcę już być w tej pieprzonej Ameryce!

            Weszłam do kolejnego z wielu pokoi w tym wielkim domu i przebrałam się w „grzeczniejsze” ubrania. W takiej wersji łatwiej mi będzie dostać się do środka „terenu wroga”. Tak, właśnie w ten sposób określam swoich rodziców. No, ale sorry bardzo. Jakoś musieli sobie zasłużyć na takie miano, ja tam nie nienawidzę kogoś
bez konkretnego powodu. Przebrałam się szybko w dżinsowe spodnie z wysokim stanem i białą koszule, którą w nie wsadziłam. Dzień dobry, Madeleine Davies. Po raz kolejny. Stopy wsadziłam w wysokie sandałki na szpilce i zapięłam je na kostce. Spakowałam czarną torebkę, założyłam okulary na nos (skąd ja je tu wzięłam?) i wszyłam z pomieszczenia. Mam nadzieję, że się domyślą i ubrania z tego pokoju również spakują. Wątpię, ze w Rio będziemy ujawniać się w dzień, jako „ta” trójka. Jestem pewna, że w dość szybkim tempie staniemy się tam sławne. No proszę was…

            Nie żegnając się z nikim zebrałam swój telefon ze stołu, weszłam do garażu, wsiadłam do Audi R8 i odjechała m z miejsca. Mam nadzieję, że uda mi się dość szybko dojechać na miejsce. Zatrzymałam się już na pierwszych światłach, ale to w sumie dobrze, bo umieściłam telefon na odpowiednio przygotowanym do tego miejscu, na przedniej szybie i od razu wybrałam numer swojej młodszej siostry. Niech się już pakuje. To mądra dziewczynka, na pewno nie da się przyłapać na czymkolwiek „nielegalnym” według naszych kochanych rodziców. Kilka sygnałów i już usłyszałam jej cichy głos.

- Madeleine? – zapytała, a ja usłyszałam w tym nutkę radości. Uśmiechnęłam się do siebie szeroko. Uwielbiam sprawiać jej przyjemność samą sobą.

- Księżniczko, za kilka godzin będę w Manchesterze, więc zaczynaj pakować walizki. Jedziemy do Rio – zaśmiałam się, patrząc na drogę i ruszając ponownie.

            Sorex's POV

            Obserwowałyśmy uważenie z Lottie, jak Malik i jej przygłupi brat opuszczają dom, żeby chwilę później odjechać. Zastanawiam się, czy już byli u nas w domu, ale raczej wątpię w taką teorię. Zeszyłyśmy obie ze strychu i poszłyśmy do Alla, żeby zapytać, na którą godzinę mamy samolot. Pamiętam, że rozmawiałam z nim wcześniej na ten temat, zanim Madeleine przerwała mi dość śmiesznym smsem.

- Macie trzy godziny do odlotu, a teraz cicho, bo muszę dogadać się z Davies, żeby 
wiedziała na którą ma odlot z Manchesteru – mruknął pod nosem, a po tonie jego głosu można było od razu zauważyć, że nie jest zadowolony z tego, co zrobiła szatynka. Zmarszczyłam czoło, przyglądając mu się przez chwilę.

- Po jaką cholerę ona tam pojechała? – mruknęłam, ale nic nie odpowiedział, bo Hostem chyba odebrała telefon. Westchnęłam cicho, łapiąc nic nierozumiejącą blondynkę za rękę i weszłam do pokoju, gdzie znajdują się nasze „grzeczne” ubrania. Wyjęłam dwie walizki, jedną podsuwając pod Charlotte. – Pakuj wszystko jak leci – poinstruowałam i sama zaczęłam robić dokładnie to samo. Trzeba się pospieszyć, żeby Louis nie wrócił tutaj, upewnić się, czy aby na pewno go nie wykiwałyśmy, kiedy po przeszukaniu całego Londynu nie znajdzie swojej siostry. Ciekawa jestem, tak swoją drogą, jak długo mu to zajmie.

~*~

            Dwie godziny później, zapakowane w dwa samochody, pojechałyśmy na lotnisko. Jeden prowadziłam ja, a drugi Charlotte. Tak, ona też została wyszkolona przez Hostem, jeśli chodzi o samochody. Dopiero teraz zaczynam rozumieć, co u szatynki znaczyło „w nagłych przypadkach”. Nie wiem, czemu, ale właśnie zebrało mi się na sentymenty i nie chcę opuszczać ani Londynu, ani Wielkiej Brytanii. Pieprzone myślenie. Jak jest mi potrzebne, to nigdy nie chce się włączyć, a w takich momentach wydaje mi się, że mój rozsądek ma co najmniej ADHD.

            Zaparkowałam na lotnisku, obok podejrzanie wyglądającego mężczyzny, który opiera się o czarne BMW. Dokładnie tak go sobie wyobraziłam, kiedy został opisany przez Spencera. Nie wiem, w czym on może nam pomóc, bo nie wygląda na takiego, który może wejść bez niczego na lotnisko. Gdyby ono należało do mnie, to nie mógłby zbliżyć się do niego na co najmniej dwadzieścia metrów. Uchyliłam szybę, obrzucając go przelotnym spojrzeniem.

- W Londynie zza chmur rzadko widać słońce – zastanawiam się, co za kretyn wymyślał to hasło. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, cały czas nie podnosząc głowy.  Gościu, mnie się tu śpieszy do Rio, gdzie słońce cały czas prześwituje zza cholernych chmur.

- Dlatego deszcz jest ukojeniem dla Londyńczyka – serio, ktoś powinien iść się leczyć. Koleś machnął na mnie ręką, więc wysiadłam z samochodu i obeszłam go dookoła. – Allan powiedział, że mam was przetransportować do Brazylii, więc zapraszam na pokład samolotu, a samochodami zajmą się moi chłopcy – zdjął kaptur i zaczął wyglądać tylko trochę mniej podejrzanie.

- Jeżeli jedna rzecz zginie, to przysięgam, że osobiście cię znajdę i odbiorę swoją własność, przy okazji nie szczędząc sobie świetnej zabawy – ostrzegłam, wbijając mu palec wskazujący prosto w klatkę piersiową. Otworzyłam szeroko oczy, kiedy położył dłoń na moim policzku i zaczął delikatnie gładzić go kciukiem.

- Nie martw się, słoneczko. Al to także mój przyjaciel, a przyjaciół się nie okrada, co nie? – odtrąciłam jego rękę i obrzuciłam nienawistnym spojrzeniem, po czym oddałam kluczyk do samochodu i z torbą podręczną na ramieniu udałam się w kierunku odprawy. Szykuje się długi lot.

            Charlotte‘s POV

            Już od dobrych piętnastu minut znajdujemy się kilka tysięcy kilometrów nad ziemią. Chociaż mogę trochę przesadzać, ale po prostu nie znam się na lataniu samolotem. Tak naprawdę nigdy wcześniej tego nie robiłam, dlatego na początku byłam dość spanikowana. Wysokości raczej nie są moją mocną stroną. Natalie i Alex usnęły niedługo po starcie, a mnie nie pozostało nic innego, jak słuchanie muzyki, bezsensowne wpatrywanie się za okno i rozmyślanie nad tym, czy aby na pewno postępuje w stu procentach prawidłowo. Cały czas mam przed oczami obraz mojego brata i tylko jego nastrój się zmienia. Od wściekłości, przez obojętność, radość z tego, że w końcu mógł się mnie pozbyć, a kończąc na rozpaczy. Chociaż to ostatnie raczej odpada. Louis nie jest pierwszym lepszym chłopaczkiem, którego łatwo doprowadzić do płaczu.

            Pamiętam, że to zawsze on zbierał za wszystko, nawet jeśli wina leżała po mojej stronie i on nie miał nic wspólnego z wykroczeniem, do którego bezinteresownie się przyznawał. Rodzice dobrze wiedzieli, że on tego nie robił, ale i tak to jemu wymierzali najsurowszą karę, a ja jedynie upomnienie. Dobrze wiem, dlaczego to robił. On po prostu chciał pokazać, że jest moim rycerzem, a ja księżniczką, której zawsze będzie bronił bezwzględnie na okoliczności, jakie panują dookoła. Westchnęłam ciężko, zdając sobie sprawę, że jego nadopiekuńczość również wynikała właśnie z tego powodu. Nie winię go o to, ale po prostu chciałabym mieć odrobinę więcej swobód. Zero wychodzenia bez jego zgody, zero spotykania się ze znajomymi, których wcześniej nie sprawdził Liam, zero czegokolwiek, co moi rówieśnicy mogą robić bez jakichkolwiek uprzedzeń. Czułam się, jakbym była zamknięta w klatce i pomimo tego, jak bardzo kocham swojego starszego braciszka, to i tak uważam, że słusznie postąpiłam. No, a Lex przecież powiedziała, że będę mogła do niego dzwonić, kiedy tylko ogarniemy wszystkie sprawy, związane z zadomowieniem się, ich pracą cie dzienną i tego typu.

            Podparłam głowę na dłoni, zamykając oczy i uśmiechając się do siebie. Mam nadzieję, że Lou będzie chciał ze mną rozmawiać. Przecież mimo wszystko jesteśmy rodzeństwem i on przynajmniej powinien postarać się mnie zrozumieć. Nawet nie wiem, kiedy udało mi się zasnąć…

            Louis‘s POV

            Po raz kolejny, kurwa, przyjechałem do Allana. Nie mam pojęcia, jak mogłem być na tyle głupi, żeby pomyśleć, że Lottie jednak zrezygnuje i wróci do domu jak to robiła zawsze po naszej kłótni. Przecież przesadziłem i przyznałem się do tego nawet przed chłopakami. Raz jedyny zdałem sobie sprawę ze swojego błędu i nie poszedłem przeprosić własnej siostry.

            Otworzyłem drzwi, nie bawiąc się w żadne pieprzone uprzejmości i po prostu wszedłem do środka. Za mną potoczył się Niall, który w razie czego miał ratować sytuację, gdybym był bliski zabicia kogoś na przykład. Swoją drogą blondas od jakiegoś czasu nie jest sobą. Nie mam bladego pojęcia, co się z nim stało. Zupełnie tak, jakby naturalna dla niego radość gdzieś zniknęła. Czasami wydawało mi się, że nie pasuje do naszego teamu, ale chwilę później przychodził wyścig i wszystkie wątpliwości uciekały potrafi stać się cholernie niebezpieczny.

            Wracając do tematu. Wszedłem szybkim krokiem do salonu i stanąłem przed szatynem. Westchnął cicho, najprawdopodobniej wiedząc, o co chcę zapytać. Machnąłem na niego ręką, po czym skrzyżowałem obie, dając mu tym samym do zrozumienia, że czekam na jakiekolwiek wyjaśnienia.

- Dziewczyny są w samolocie. Oprócz Hostem, która powinna teraz dojeżdżać do Manchesteru, żeby zabrać swoją siostrę. Przepraszam Tommo, ale nie mogłem ci wcześniej pomóc. Chciałem się do ciebie dodzwonić, kiedy tylko pojechały, ale nie chciałeś odebrać – mruknął, patrząc prosto na mnie. Zmarszczyłem czoło. Faktycznie do mnie dzwonił, ale nie myślałem, że chce mi pomóc. Kurwa.

            Opadłem na kanapę, chowając twarz w dłonie. Jestem debilem. Tak 
szczerze powiedziawszy, to nie dziwię się Lottie, że chciała uciec od kogoś takiego, jak ja. Przejechałem palcami po włosach, zaciskając po chwili dłonie w pięści i ciągnąc za nie mocno. Straciłem je obie…

            Hostem's POV

            Zaparkowałam na podjeździe ogromnego domu, wysiadłam z samochodu i przewieszając sobie torebkę na ramieniu ruszyłam w kierunku wejścia. Mam nadzieję, że Sandra spakowała już wszystko to, co chce zabrać, bo ja nie mam zamiaru przebywać w tym cholernym miejscu dłużej, niż jest to konieczne. Zapukałam, a drzwi otworzyła mi ta sama gosposia, którą spotkałam ostatnio. Wymusiłam uśmiech i weszłam do środka, kiedy tylko zaprosiła mnie gestem dłoni. Zastanawiam się, czy tak jak poprzednie ma pokój w tym domu i mieszka w nim razem z moim rodzicami.

- Sandra jest… - popatrzyłam na nią z wyższością. Skoro księżniczka jej nie lubi, to coś musi być na rzeczy, bo ona zawsze na początku stara się ze wszystkimi dogadać.

- U siebie w pokoju, ale nie chce tam nikogo dzisiaj wpuszczać – wymamrotała pod nosem, po czym zniknęła z mojego pola widzenia. Weszłam na górę i skierowałam się prosto do wcześniej wyznaczonego przez dziewczynę miejsca. Zapukałam trzy razy i czekałam na reakcję blondynki.

            Usłyszałam głośny hałas, spowodowany najprawdopodobniej upadkiem i w ostatnim momencie udało mi się cofnąć krok do tyłu, żeby nie oberwać drewnianymi drzwiami. Zaśmiałam się głośno, rozkładając ręce i kucając, kiedy tylko San rzuciła się w moim kierunku. Objęłam ją mocno, przysuwając bliżej siebie. Na reszcie będę mogła robić to teraz częściej.

- Jedziemy, czy chcesz coś jeszcze zapakować? – zapytałam cicho, odsuwając ją od siebie na długość ramion i przejechałam powolnym wzrokiem po całej twarzy mojej kruszynki.

- Mam wszystko, zaraz wracam! – pisnęła, znikając na kilka sekund w pomieszczeniu, po czym wytaszczyła za sobą ogromną walizkę i pluszowego misia, którego dostała ode mnie. Zaśmiałam się cicho, zabierając od niej bagaż, po czym zeszłyśmy szybko po schodach.

- Rodzice są w domu? – zapytałam cicho, nie chcąc zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Nie chciałam utrudniać sobie zadania.

- Nie, dlatego ta zdzira tutaj zostaje na noc – mruknęła dziewczynka, a ja od razu stanęłam w miejscu. – Przepraszam – blondynka spuściła głowę, chowając twarz w swoim misiu. Dobrze wiedziała, co nie podobało mi się w jej wypowiedzi.

- Nie przeklinaj więcej, jesteś na to zdecydowanie za mała – mruknęłam, przyciągając ją do siebie. Trwałyśmy tak przez chwilę, po czym znów ruszyłyśmy na pole.

            Wpakowałam walizkę dziewczynki do bagażnika, a jej kazałam położyć się na tylnych siedzeniach. Poszłam na chwilę do skrzynki, żeby zostawić list rodzicom, a kiedy wróciłam Sandra słodko spała, wtulona w pluszową zabawkę. Wyglądała przeuroczo. Z resztą… Ona zawsze tak wygląda.

            Wsiadłam za kierownicę i rozejrzałam się uważnie po jezdni, czy nic nie jedzie i ruszyłam na lotnisko. Starałam się nie jechać za szybko, żeby przypadkiem nie obudzić księżniczki, ale i tak złamałam sporo przepisów ruchu drogowego.  Szczerze powiedziawszy, to u mnie nic nowego. Uśmiechnęłam się do siebie, widząc miejsce, do którego właśnie zmierzałam. Jeszcze kilka godzin i będzie prawie po wszystkim.